poniedziałek, 23 grudnia 2013

~7~


    Dziewczyna nie skończyła śniadania, gdy podszedł do niej Mark i Ad.
    - Przyjdziesz do nas? - zapytał niższy* z nich. Drugi kątem oka spoglądał na dziewczyny, z którymi Maya dzieliła pokój. Chciał sprawdzić, jak zareagują na taką propozycję.
    - Chętnie - zgodziła się, wypijając do końca herbatę z kubka.
    Wen spojrzała na Chloe, Chloe na Dianę, a ta na blondynkę. Były zdziwione, bo przyjaciółka, którą znały, nie zgodziłaby się na to. W ogóle nie za wiele rozmawiała z chłopakami z ich klasy. Więc czemu teraz przystała na tę propozycję? Nie rozumiały tego i chyba jak na razie nie zrozumieją, dopóki nie porozmawiają ze sobą i nie pogodzą się. A na to się nie zanosiło w najbliższej przyszłości.
    Maya wstała od stołu i poszła za czterema chłopakami. Po drodze zabrała od swojej wychowawczyni tabletki, które połknęła, popijając wodą.
    Kevin otworzył drzwi kluczem i chłopcy pozwolili przejść dziewczynie jako pierwszej. W pokoju panował ogromny bałagan. Z uchylonych drzwi szafy wystawały czyjeś jeansy, na stoliku leżały puste opakowania po chipsach i ciastkach, na ziemi rozkruszone paluszki wgniotły się w dywan. Rozkopane kołdry zdobiły niepościelone łóżka.
    - Nie można powiedzieć, przytulnie tu u was - zauważyła.
    - Staraliśmy się - odparł dumnie Adam.
    Dziewczyna usiadła na łóżku Marka, odsuwając na bok niebieską koszulkę.
    - To gdzie dzisiaj jedziemy? - zainteresowała się.
    - Do miasta. I podobno ma być sporo wolnego czasu.
    - A wiecie może ile będziemy tam jechać?
    - Godzinę może dwie - stwierdził Kevin, a Maya posmutniała.
    - Co jest? - spytał Adam, widząc zmianę w mimice jej twarzy.
    - Bo wiecie, dziewczyny nie odzywają się do mnie po tym moim wczorajszym "wystąpieniu". A dwie godziny z ignorującą cię Wendy, to najdłuższe godziny na świecie.
    Chłopcy zamilkli na moment.
    - Nie martw się, coś się poradzi - zawołał Adam i zamyślił się. - Wystarczy, by Mark przyszedł do nas na tył, a reszta przesunęła się o jedno siedzenie do przodu. Da się zrobić. Pogadamy z resztą jeszcze przed wejściem do autobusu - uśmiechnął się. - Ja usiądę z tobą, a Mark może zająć moje miejsce na tyle.
    - Czyli już się na mnie nie gniewasz?
    - Jak ja bym mógł się na ciebie złościć? Takie zachowanie wobec ciebie powinno być karane!
    - Za dziesięć minut powinniśmy być przed hotelem - oznajmił Mark, patrząc na zegarek.
    - Och, ja muszę iść po swoje rzeczy do pokoju!
    - Pójdę z tobą - zaofiarował Adam, chwytając wcześniej naszykowany plecak. Wyszli z pokoju.
    Na korytarzu robiło się tłoczno. Uczniowie zaczęli wychodzić ze swoich sypialń, by stawić się na zbiórce.
Maya otworzyła drzwi. Od razu zaczęła wkładać do podręcznej torby butelki z wodą, batona, telefon i portfel oraz słuchawki. Wzięła również bluzę, którą w razie czego zostawi w autobusie, a okulary przeciwsłoneczne założyła na głowę.
    - Chyba wszystko. Możemy iść - oznajmiła, zakładając torbę na ramię.
    - Idź, zaraz przyjdę - odparł, prawie wypychając ja na korytarz. Zdezorientowana, patrzyła chwilę na zamknięte tuż przed jej nosem drzwi. Potem postanowiła wyjść na dwór, by tam poczekać na chłopaka.

    - Czego chcesz? - zapytała ostro i podejrzliwie Wen.
    - Pogadać. A raczej prosić o coś. Oczywiście jeśli reszta się zgodzi... Czy miałybyście coś przeciwko temu, by przesiąść się o jedno siedzenie do przodu w autobusie?
    - A niby dlaczego? - zdziwiła się Chloe.
    - Chcemy, by Mark mógł posiedzieć z nami - starał się kłamać jak najmniej, bo, jak powszechnie wiadomo, kłamstwo ma krótkie nogi.
    Dziewczyny spojrzały na siebie, wydawałoby się, że przekazują sobie jakieś wiadomości bez użycia słów, po czym zgodziły się na propozycję Adama, choć postawiły jeden warunek.
    - Chcemy siedzieć obok siebie.
    - Nie ma problemu - uśmiechnął się. - Powiem Lucasowi i Phill'owi, by się przesiedli do tyłu. Dzięki.
Machnął ręką i wyszedł z pokoju, zadowolony z siebie i swojego planu. Teraz musiał tylko przekonać do tego innych. Ali i z tym sobie poradzi.

    - Hej, widziałeś Adama? - zwróciła się do Marka, gdy zajmowali swoje miejsca w autobusie. Dziewczyna zauważyła, że wszyscy, jak jeden mąż, usiedli tak, jak przewidywał plan Adama. Brunet wywiązał się ze swojej obietnicy. Maya uśmiechnęła się z ulgą.
    - Widziałem, jak rozmawiał z Adison, która pytała go, po co to całe przesiadywanie się - dziewczyna pokiwała głową ze zrozumieniem.
    "Same problemy ze mną" - westchnęła.
    - Jesteś niezastąpiony! - zawołała do Adama, gdy usiadł obok niej. Cmoknęła go w policzek, co wywołało na jego twarzy rumieńce.
    - Bez przesady - burknął, spuszczając wzrok.
    - Gramy w karty? - twarz Mike'a nagle pojawiła się między ich fotelami.
    - Spoko - zgodził się Adam, odwracając się w ich stronę.
    Maya oparła się plecami o szybę, by móc patrzeć na chłopców. Kevin, który siedział na środku, położył na kolanach plecak i na nim rozłożył karty. Z minami pokerzystów każdy zabrał swoje i ułożył według tylko jemu znanych kryteriów. Maya już po paru minutach gry zorientowała się w zasadach. W duchu kibicowała Shane'owi i Adamowi, ale to nie oni wygrali. Pierwszy pojedynek wygrał Lucas - młodszy brat Mike'a, bardzo rozrywkowy chłopiec (jakby to rzekła ich nauczycielka). Następne rundy wygrali kolejno Colin, Shane i Mike. Adam po kilku rozdaniach kart zrezygnował z dalszej gry. Rozsiadł się wygodnie w fotelu. Zerknął na Mayę i uśmiechnął się.
    - Co tam słychać? - spytał, co wywołało na jej twarzy uśmiech.
    - A co ma być? To co zwykle. - Nagle rozległ się dźwięk telefonu. - Przepraszam - powiedziała i wyciągnęła komórkę. Dzwonił Josh. - Muszę odebrać. - Chłopak wzruszył ramionami. - Halo?! - odezwała się, gdy przyłożyła telefon do ucha.
    - Cześć. Powinienem się na ciebie obrazić, ale, jak widać, nie potrafię.
    - Za co? - zdziwiła się. Adam spojrzał na nią zainteresowany. Dziewczyna machnęła tylko lekceważąco ręką. Chciała usłyszeć wszystko, co miał jej do powiedzenia Josh.
    - Miałaś do mnie zadzwonić - wypomniał jej. Chciał być groźny, lecz mu to nie wyszło. Blondynka od razu wyczuła nutkę rozbawienia w jego głosie. Już miała mu odpowiedzieć, kiedy usłyszała głos Żaby tuż przy uchu:
    - Polewaj! Polewaj!
    Maya odwróciła się do niego, przepraszając Josha.
    - Nie produkuj się. To nie moja mama.
    - A kto? - zainteresował się Mark.
    - Kolega. - Chłopcy spojrzeli na siebie wymownie i zaczęli głośno buczeć. - Przymknijcie się! - zirytowała się dziewczyna. - Przepraszam - zwróciła się do Josha. - Całkiem wyleciało mi z głowy to, że miałam zadzwonić.
    - W porządku. Jak się czujesz? - bała się tego pytania, ale wiedziała, że i tak ono padnie. Tylko co miała mu powiedzieć? Jeśli skłamie, od razu się zorientuje. Jeśli powie prawdę, zmartwi się jeszcze bardziej, a nie chciała tego, bo chłopak miał mnóstwo własnych problemów.Nie mógł wiecznie zajmować się nią i jej chorymi urojeniami. Z drugiej strony jest jej przyjacielem, a obowiązkiem przyjaciela jest pomaganie sobie nawzajem. Tylko czy Mayi uda się tę pomoc mu zrekompensować? Choć po części?
    Wzruszyła ramionami, a gdy zorientowała się, że przecież nie mógł tego zauważyć, odparła:
    - Jest dobrze - głos jej dziwnie zadrżał, więc odchrząknęła i mówiła dalej. - Właśnie jedziemy do miasta, ale, ale czemu  ciągle gadamy o mnie? Co u Ciebie? - zmieniła temat. - U mamy? Alyss?
    - A co ma być? Tęsknimy za tobą. Poza tym Lyss ciągle marudzi, że nie ma z kim jeździć na rowerach, a to trochę wkurzające, bo dobrze wiem, jak wyglądały te wasze wycieczki. Tylko się wygłupiałyście, nic więcej. A miałyście się w ten sposób odchudzać, choć muszę przyznać, że nie wiem dokładnie z czego.
    Dziewczyna zaśmiała się cicho, gdy przypomniała sobie jedną z wielu rowerowych wycieczek z Alyssą. Obie uwielbiały takie przejażdżki, ale nie wyglądały one jak jazda normalnych ludzi. One wsiadały na rowery z zamiarem przejechania co najmniej kilkunastu kilometrów. Zabierały ze sobą owoce, ciastka, sok i aparat oraz koc, tak na wszelki wypadek. Potem jechały piętnaście minut, dopóki nie znalazły się poza budynkami. Kolejne piętnaście minut i były już na polanie otoczonej drzewami. Pod pretekstem odpoczynku rozkładały koc, siadały na nim i obżerały się słodyczami. Następnie cykały mnóstwo zdjęć wszystkiemu dokoła. Wszelkie nieudane foty usuwały i ruszały w dalszą drogę. Nie ujechały daleko, gdy którejś się coś przypomniało i musiały wracać. W ciągu trzech godzin potrafiły ponad dwie godziny przesiedzieć na trawie i przejechać tylko kilka kilometrów.
    Czasami towarzyszyły im ich koleżanki, ale to tylko latem, gdyż to właśnie wtedy przyjeżdżały do dziadków.
    - Czepiasz się szczegółów. Powinieneś się raczej cieszyć, że spędzamy czas na świeżym powietrzu - wytknęła mu, gdy zdała sobie sprawę, że milczała przez dłuższą chwilę. Rozmawiali jeszcze dobrych parę minut, po czym pożegnali się i Josh przerwał połączenie. Maya schowała telefon. Spojrzała na Adama, który od dłuższego czasu się jej przyglądał.
    - Co jest? - zdziwiła się.
    - Nic - wzruszył ramionami, a po chwili dodał - Jesteś z nim bardzo zżyta, prawda?
    - Co? Och.... Tak. Jest dla mnie jak starszy brat. Wychowaliśmy się razem. Wiesz, nasze mamy znają się jeszcze ze szkoły, poza tym mieszkamy po sąsiedzku.
    Kiwnął głową ze zrozumieniem.
    - A ta Alyss? - chciał wiedzieć.
    - To jego siostra. Trochę świrnięta, ale i tak ją uwielbiam. Mamy wiele wspólnego. Na przykład obie kochamy lato i nienawidzimy dziewczyny Josha. - Adam zrobił zdziwioną minę, lecz już po sekundzie Maya spostrzegła, że z jakiegoś powodu mu ulżyło.
-     Dlaczego jej nie lubicie? - zainteresował się z nutą wesołości w głosie.
    - A bo ja wiem? Całą sobą mnie irytuje. Ma piskliwy głos, posiada takie samo imię jak ja, nie lubi, gdy spędzam z Joshem zbyt wiele czasu. Jest ciut zazdrosna. Przy nim nie mówię o niej niczego złego, choć wie, że toleruję ją tylko dlatego, że to jego dziewczyna. Nic więcej. Często mamy z niej niezły ubaw, bo to taka panienka, co musi mieć idealne paznokcie, włosy, nowe ciuchy i boi się wszystkiego co odbiega od normy. Dlaczego ta kanapka jest włochata? - zaczęła ją przedrzeźniać. Adam zaśmiał się cicho.
    Maya opowiadała jeszcze chwilę o Joshu i Alyss.
    Czas im tak szybko zleciał, że nie zauważyli, kiedy pokonali drogę do centrum. Zorientowali się dopiero, gdy kierowca parkował na miejscu przeznaczonym dla autokarów. Pozabierali swoje rzeczy i wyszli z pojazdu. Ustawili się przed nim, na chodniku,
bo musieli chwilę poczekać na przewodniczkę. Gdy już się pojawiła, przedstawiła się i wygłosiła swój przydługi i nudny wstęp, ruszyli wzdłuż starej ulicy, przy której rosło mnóstwo drzew. Pani przewodnik pokazywała im co ciekawsze miejsca, opowiadając o ich historii. I tak dotarli na Stary Rynek, gdzie, po kilkunastominutowej opowieści o tamtejszych budynkach, mięli czas wolny. Cała wycieczka w kilkuosobowych grupach porozchodziła się po placu.

~~~*~~~*~~~*~~~

* Tak dla jasności, Mark jest niższy :D
Hello :) Dodaję dzisiaj, bo nie wiem, czy później będę miała czas, a dzisiaj akurat tak jakoś znalazłam, więc macie. Według mnie mógłby być lepszy, no ale cóż, nie zawsze dostajemy to, co chcemy, prawda?
Rozdział dopiero będę sprawdzać, dlatego z góry przepraszam za błędy.
Jeszcze raz życzę wszystkim wesołych świąt, śniegu i dobrego, szczęśliwego Nowego Roku, gdyby nie udało mi się dodać czegoś do Sylwestra, co jest możliwe.
Adios!♥

sobota, 14 grudnia 2013

~6~


    Maya wyszła z łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Diana podniosła wzrok znad aparatu. Wen i Chloe nadal rozmawiały o jakiejś piosence, którą obie uwielbiały, a której Maya oczywiście nie znała.
    - Mam dosyć! - wybuchła. Dziewczyny spojrzały na nią zdezorientowane.
    - O co ci chodzi? - spytała Chloe głosem, który mówił, że blondynka przeszkadza jej w czymś bardzo ważnym.
    - Widzisz? Właśnie o to mi chodzi. Że nie widzicie tego, że coś się dzieje. Nie zauważacie, że się od siebie odsunęłyśmy. Pamiętam, jeszcze parę miesięcy temu wszystko było ok. A teraz? Tylko to wasze porąbane anime i jakieś brzdęki nieudolnych kotów, które próbują grać na skrzypcach. Sorry, że wam w tym przeszkadzam, ale mam dosyć tego, że każdy mną pomiata jak chce. Nie jestem ścierką do wycierania łez, które ktoś inny wywołał. Zawsze starałam się wam pomagać. A wy co? Głupiego "Cześć, jak się czujesz?" dzisiaj od was nie usłyszałam. Nie wiecie, co się u mnie dzieje, a uważacie się za moje przyjaciółki. Mam głęboko gdzieś takie kumpele!
    Nabrała głośno powietrza. Dziewczyny patrzyły na nią jak na wariatkę, ale to nic. Może to przemówienie coś da?
    Maya odczekała jeszcze chwilę na jakąkolwiek reakcję z ich strony. Nie doczekała się żadnego, choćby najmniejszego ruchu. Zgarnęła najpotrzebniejsze rzeczy i wyszła, a drzwi za nią trzasnęły.

    Adam wyjrzał z pokoju, zaintrygowany hałasami. Na korytarzu ujrzał zdezorientowaną, bliską płaczu blondynkę. Rozglądała się dokoła, zapewne nie wiedząc co zrobić, czy gdzie się udać. Chłopak od razu zaprosił koleżankę do siebie. Gdy spytał, co się stało, dziewczyna wzruszyła ramionami i powiedziała tylko:
    - Pokłóciłam się z nimi.
    Chłopaki bez dalszych wyjaśnień zrozumieli, co się dzieje. Mark i Adam, jako że chodzą z Mayą, Chloe i Wendy do klasy, zauważyli, że ostatnio dziewczyny nie dogadują się za dobrze. Co więcej, Maya coraz częściej spędzała czas z Abby lub samotnie. A Chloe i Wen, ciągle razem, zachowywały się, jakby zapomniały o trzeciej przyjaciółce.
    - Możesz zostać u nas ile chcesz. I tak nie zamierzaliśmy kłaść się spać. Może w coś zagramy? - zaproponował Kevin.
    - Może być. Tylko muszę iść do pani Ross po tabletki. Zaraz wracam - uśmiechnęła się smutno.
    W tym samym momencie, w którym zniknęła, do pokoju z łazienki wyszedł Shane. Chłopcy szybko wyjaśnili mu co i jak, a na jego twarzy powoli malował się uśmieszek.

    Maya cieszyła się, że znalazła pocieszenie w chłopakach. Przynajmniej oni zachowywali się jak prawdziwi koledzy.
    Na chwiejnych nogach, ciągle rozstrojona emocjonalnie po swoim monologu, szła przez korytarz. Szybko załatwiła sprawę z nauczycielką i już mogła wracać.
    Przed drzwiami zawahała się.
    "Zapukać?"
     Zapukała, bo w końcu to nie był jej pokój. A gdyby któryś z chłopców biegał nago po pokoju? Wolała nawet sobie tego nie wyobrażać. Uśmiechnęła się natomiast sama do siebie.
    Drzwi otworzył jej Mark. Odetchnął z ulgą, widząc ją, a nie kogoś innego.
    - Wchodź - wpuścił ją do środka. - Ale nie musiałaś nas tak straszyć.
    - Ja was wystraszyłam? - zdziwiła się. - A kogo jeszcze oprócz mnie się spodziewaliście?
    - Właśnie nikogo. To Mark jest taki bujny - wtrącił się Shane. Maya uśmiechnęła się i usiadła na pierwszym łóżku, które, jak się później okazało, należało do Shane'a.
    - Macie może wodę lub coś innego do picia? - spytała. - Muszę popić czymś tabletki - otworzyła dłoń, na której leżały dosyć spore pastylki.
    - Jasne - zawołał Kevin. - Częstuj się. - wskazał ręką butelkę na stoliku.
    - Dzięki.
    Maya odkręciła butelkę i połknęła tabletki.
    Adam usiadł  obok niej, a Kevin, Mark i Shane na łóżku naprzeciwko. Zadawali sobie wiele pytań, rozmawiali o wszystkim, jak to wydawało się blondynce. Chłopcy opowiadali ciekawe historie z dzieciństwa, bo tylko z Markiem nie znali się wcześniej. Pozostali od lat mieszkali po sąsiedzku.
    Było mnóstwo śmiechu, gdy Ad zaczął opowiadać o tym, jak jego kuzyn spadł z drzewa, gdy wystraszył się Shane'a, który wyskoczył nagle spomiędzy liści, krzycząc: A kuku!
    - Ha ha! Nawet nie wyobrażacie sobie, jaką miał minę! - śmiał się blondyn.
    - Znalazłem ostatnio ta piosenkę, o której mi mówiłeś - odezwał się Mark do Kevina, gdy już się nieco uspokoili. Włączył muzykę w telefonie. Adam porwał Mayę do tańca. Nie mięli zbyt wiele miejsca, raz nawet chłopak uderzył w nogę łóżka i przez chwilę skakał na jednej nodze, drugą zginając w kolanie. Dziewczyna współczuła chłopakowi, ale też nie mogła powstrzymać się od śmiechu. W końcu Adam stracił równowagę i oboje upadli na łóżko.
    Brunet leżał przez chwilę na dziewczynie, śmiejąc się i próbując wstać. Po chwili podniósł głowę i spojrzał w jej roześmiane oczy. Nie kontrolując tego, co robi, zbliżył swoje usta do jej twarzy. Od, być może głupiego błędu uchronił go Mark, zaczynając jakąś nową rozmowę. Adam zszedł z Mayi i usiadł obok niej.
    "Co się ze mną dzieje? - pomyślał. - Nie powinienem tego robić."
Dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej i oparła plecami o ścianę.     Czuła się nieco onieśmielona jako jedyna osoba płci żeńskiej wśród chłopców. Na szczęście oni robili wszystko, by poczuła się jak u siebie i była im za to bardzo wdzięczna. Tylko co chciał zrobić Adam? Pocałować ją? A może tylko jej się wydawało? Pewnie sobie to wyobraziłam.
    Bardzo często widziała coś, co nigdy nie miało miejsca, a mogłaby przysiąc, że to się zdarzyło.
    "Tylko to sobie wymyśliłaś" - przekonywała samą siebie, dopóki nie uwierzyła.
    Potem brunet nie był już taki śmiały. Ale to nie znaczy, że przestało być zabawnie. Mark i Kevin nie zauważyli, co Ad chciał zrobić, więc nie mieli się czym martwić. Tylko Shane wiedział to, co wiedział i nie podobało mu się to. Miał ochotę stłuc kolegę na kwaśne jabłko.
    Siedzieli tak, rozmawiając i wygłupiając się. W końcu każdy po kolei zasnął tam, gdzie siedział: Maya i Adam na łóżku blondyna, Shane na łóżku Adama, a reszta w swoich.

    - Myślicie, że to prawda? - spytała Diana.
    - Ale co? - nie zrozumiała Chloe.
    - No to, co powiedziała Maya - sprecyzowała szatynka.
    - Przesadza - stwierdziła Wen. - Że niby to my się od niej odsuwamy? - prychnęła. - To ona nic nam nie mówi, przez nią nie mamy dobrego kontaktu.
    - Wiesz, łatwo jest zganiać na kogoś winę. Trudniej jest samemu przyznać się do błędu - zauważyła Diana.
    - Od kiedy to gadasz takimi mądrościami? - zdziwiła się Chloe.
    - Po prostu mówię, jak jest - wzruszyła ramionami.
    - Ja tam nie widzę problemu - stwierdziła lekceważąco Wen.
    - Może właśnie o to chodziło Mayi? - starała się wyjaśnić.
    - Nie przesadzaj. To ona sama...
    - Dobra, nie kłóćcie się! Tak właściwie to gdzie jest Maya? - zainteresowała się Chloe. Dziewczyny wzruszyły ramionami.
    - Zadzwonię do niej - zaproponowała Diana, wyciągając telefon. Wybrała numer koleżanki. Siedziała tak chwilę, a blondynka nie odbierała. - Nic - westchnęła.
    - Obraziła się na nas - odparła Chloe.
    - Och no weźcie! Może nie słyszy, albo tylko nie chce z nami rozmawiać, chce dać nam nauczkę.
    - Może. Mam nadzieję, że nic jej nie jest - zwiesiła głowę Diana.

    Rano, zanim Maya otworzyła oczy, wiedziała, że to będzie zwariowany dzień.
    Słońce świeciło przez na wpół zasłonięte okno i raziło dziewczynę po oczach.
    Próbowała się przesunąć, ale coś jej to uniemożliwiało. Podniosła więc powieki i ujrzała śpiącego obok siebie Adama, który trzymał swoją rękę na jej brzuchu. Uśmiechnęła się delikatnie i usiadła, starając się, by go nie obudzić. Rozejrzała się po pokoju. Mark i Kevin nie spali już i rozmawiali szeptem przy stole.
    - Cześć - przywitała się cicho.
    - Siema - odpowiedzieli jej szybko.
    Shane i Adam jeszcze spali. Blondyn jedną ręką zakrywał twarz, a nogi miał zaplątane w kołdrze.
    Brunet mruczał coś pod nosem, przeciągając się na łóżku. Dziewczyna zaśmiała się cicho, wzięła do ręki piórko, które wyleciało z poduszki i przejechała nim najpierw po ramieniu, którym nadal trzymał Mayę, a potem, gdy to nie poskutkowało, po nosie i policzku. Uśmiechnął się, machając ręką koło twarzy. Dziewczyna myślała, że jeszcze śpi, więc zdziwiła się, gdy chłopak przewrócił się na nią i złapał jej rękę, w którym nadal trzymała piórko.
    - A co to miało być? - zapytał.
    - Miłe budzenie - zaśmiała się.
    - Jak ja cię tym piórkiem... - pogroził, wyrywając jej z ręki pierze. Połaskotał ją nim pod nosem. Maya wierzgała nogami, próbując się wyswobodzić z jego uścisku. Jej krzyki obudziły Shane'a, który usiadł na łóżku, przeciągając się i przecierając oczy pięściami.
    - Co wy tu robicie? - zdziwił się, patrząc na tę dwójkę w dość dwuznacznej pozie i na chłopaków, którzy rechotali pod nosem. - Stary, co ty jej robisz? - zapytał Adama.
    - Nie widać? Bronię się! - odparł brunet.
    - Bronisz? - uniósł wysoko brwi. Pokręcił głową zrezygnowany. - Raz zaspać i już się gwałcą. - To wywołało nową salwę śmiechu wśród chłopaków. Shane wstał i zniknął w łazience.
    - Pójdę już. Za chwilę śniadanie - powiedziała, próbując wstać z łóżka. Lecz bez skutku. Chłopak nadal trzymał ją w ramionach. Uderzyła pięścią w jego klatkę piersiową, by puścił. Za trzecim razem w końcu poskutkowało. Zaczęła zbierać swoje rzeczy. Odblokowała telefon i ujrzała wiadomość, że Diana próbowała się z nią trzykrotnie skontaktować.
    "Przynajmniej ona" - westchnęła.
    - To do zobaczenia na śniadaniu - uśmiechnęła się do chłopaków. - I dziękuje za ten miły wieczór i noc...
I wyszła.
    Przed drzwiami do pokoju odetchnęła głęboko i weszła do środka. Wen leżała jeszcze na łóżku, robiąc coś w telefonie. Chloe zaplatała kłosa, a Diany nie było. Zasłonięte okno nie przepuszczało światła słonecznego, więc w pokoju panował półmrok. Maya podeszła do okna i odsłoniła je, wpuszczając promienie do pokoju. Wendy mruknęła niezadowolona i przykryła głowę kołdrą.
Maya wyciągnęła ciuchy z szafy i gdy szatynka wyszła z łazienki, poszła się szykować. Po piętnastu minutach była gotowa.
Maya
    Spakowała potrzebne rzeczy do torby i wyszła z pokoju. Dziewczyny nie odezwały się do niej ani słowem i było jej z tego powodu przykro, ale jak nie, to nie. Bez łaski.
    Do śniadania zostało dziesięć minut, więc postanowiła się przewietrzyć. Otworzyła drzwi. Zalała ją fala świeżego powietrza. Słońce już mocno przygrzewało, na niebie nie było ani jednej, choćby najmniejszej chmurki, a ptaki świergotały, przelatując z drzewa na drzewo.
    Usiadła na brązowej, drewnianej ławce. Siedziała tak parę minut w samotności. Taką zamyśloną zastała ją Eve.
    - Cześć - uśmiechnęła się, dołączając do niej. - Chodź na śniadanie. Zaraz zaczną się zbierać.
    Pokiwała delikatnie głową. Wstały i ruszyły do stołówki. Niewiele osób tam siedziało. Przywitały się z Dean'em i Phill'em. Nałożyły na talerze śniadanie i usiadły na krzesłach.
    W tym czasie do jadalni weszły Diana, Chloe i Wendy, a po chwili Shane, Adam, Mark i Kevin. Uśmiechnęli się do dziewczyny. Brunet niepostrzeżenie podszedł od tyłu do Mayi i przechylił krzesełko, na którym siedziała blondynka. Ta zachłysnęła się jedzonym pomidorem, piszcząc i machając nogami i rękami.
    - Ty głupku! - krzyknęła, przełykając kanapkę i odwracając się w stronę chłopaka, który już ją postawił na ziemi. Ten śmiał się jak opętany.
    - To za to piórko - zarechotał.
    - Chcesz żebym zawału dostała?
    - Nie...
    - To więcej tak nie rób - pogroziła mu palcem.
    - Dobra, dobra - podniósł ręce w geście poddania się. - Ale przyznasz, że to była zemsta idealna. - wypiął dumnie pierś. Dziewczyna pokręciła głową, śmiejąc się z niego. - Nie znasz się - odparł i usiadł przy swoim stole.

~~~*~~~*~~~*~~~

Hej :) Jak Wam się podoba ten rozdział? Dla mnie jest... ok :) Ale ocenę zostawiam Wam :D
Wczoraj byłam na "Igrzyskach Śmierci" w kinie i muszę Wam powiedzieć, że mi się bardzo podobał film. Jeden z tych, które, po przeczytaniu książki, zaskakują :) Niesamowite efekty specjalne i Jennifer w roli Katniss :D Bardzo uwielbiam ją jako aktorkę. :) Nawet mojej pani od polskiego bardzo się podobał, choć, co podkreśliła, nie przepada za wszelkiego rodzaju fantastyką :) Film wart obejrzenia i polecenia :D
Nie przedłużając, życzę Wam miłej niedzieli i spokojnego tygodnia przed świętami.
Zuza♥
Mrs Black bajkowe-szablony