piątek, 23 maja 2014

~18~


    Shane nie spał już od kilku minut. Leżał zakopany w kołdrze i zastanawiał się, co zdarzyło się wczoraj wieczorem. Adam wrócił zadowolony z siebie. Chociaż to mało powiedziane. Szczęście promieniowało od całego jego ciała na kilometr. Zarażał dobrym humorem wszystkich tylko nie blondyna.
    Ciągle miał przed oczami ten głupkowaty uśmiech Adama, który miał ochotę zetrzeć dostatecznie mocnym prawym sierpowym. Powstrzymywał się jednak, bo po pierwsze to jego przyjaciel i nie powinni kłócić się o Mayę, po drugie nadal nie wiedział, dlaczego Adam był wieczorem taki zadowolony. Może to wcale nie chodziło o dziewczynę, tylko po prostu świeże powietrze tak na niego zadziałało?
    Jego myśli wybiegły naprzód. Zaczął sobie wyobrażać różne powody, dla których Adam zachowywał się tak jak wczoraj. Widział obejmującą się parę, stojącą nocą w ogrodzie, całującą się...
    Potrząsnął głową, otwierając oczy. Pragnął pozbyć się tego obrazu z głowy. Chciał zapomnieć, że brunet i Maya...
    "Przestań o tym myśleć!" - skarcił się.
    Podniósł się, usiadł. Oparł nogi i podłogę, odrzucając na bok kołdrę. Rozejrzał się po pokoju. Słońce wpadało pojedynczymi promieniami do pokoju przez niedokładnie zasłonięte okno. Zapowiadał się upalny dzień. Na szczęście dzisiaj mieli iść na plażę. Nie wytrzymaliby, ciągle chodząc po tak ostrym słońcu. To będą ich ostatnie chwile nad morzem, więc postanowili je wykorzystać jak najlepiej. Pan Harris zgodził się, by ostatnie dwa dni spędzić na wypoczynku. Sam również miał już powoli dość ciągłego zwiedzania.
    Pozostali chłopcy jeszcze spali. Shane postanowił skorzystać z łazienki, zanim się obudzą, by nie blokować kolejki. Wziął prysznic, ubrał się w ulubione, zielone spodenki i białą koszulkę z kolorowymi napisami na piersi. Umył zęby, przejechał dłonią po wilgotnych włosach, rozczesując je palcami.
    Gdy wyszedł z łazienki, Adam rozsuwał żaluzje, wpuszczając do pokoju słońce. Otworzył na oścież okno. Poczuli przyjemny, delikatny wiatr, przesiąknięty zapachem soli. Tym sposobem obudził się Mark i Kevin.
    - Dzień doberek! - zawołał roześmiany od ucha do ucha Adam. Odpowiedzieli mu cichym, chóralnym mruknięciem i ziewnięciami. Nie doczekawszy się innych pozdrowień, zniknął za drzwiami łazienki.
    - Hej, Shane. Wczoraj nie chciałem mówić przy Adamie, potem zapomniałem, ale widziałem, jak Maya wychodziła z pokoju wieczorem. Na moje oko znów się pożarły. Wiesz, o co chodzi - odezwał się Mark, przypominając sobie o zaistniałej sytuacji. - Adam zaraz by poleciał do dziewczyn i zaczął na nie krzyczeć, znasz go. Więc pomyślałem, że będzie lepiej jak ci to powiem. Ty znajdziesz jakieś sensowne rozwiązanie. Możesz na przykład na spokojnie pogadać z Dianą, Wendy i Chloe i wybadać co i jak. Może tobie coś powiedzą, bo nie sądzę, żeby zwierzały się mnie, czy Adamowi.
    - Dlaczego uważasz, że Maya pokłóciła się z dziewczynami? - zainteresował się blondyn.
    - No cóż... Tak jakby trochę słyszałem, jak Maya powiedziała, że nie lubi, gdy gadają o Dalekim Wschodzie, bo przez to oddaliły się od siebie. mniej więcej o to chyba chodziło. Nie wiem, usłyszałem tylko kawałek. Ale wnioskuję, że to przez to wyszła do ogrodu.
    - Mogę z nimi porozmawiać, czemu nie, ale nie wydaje mi się, bym wskórał coś więcej, niż gdyby poszedł do nich któryś z was. - Blondyn wzruszył ramionami. Podszedł do drzwi i nacisnął klamkę. Wyszedł na korytarz, zbierając myśli. Zastanawiał się nad tym, co ma im powiedzieć. Tak po prostu spytać, dlaczego najlepsze dotąd przyjaciółki się do siebie nie odzywają? Czy nie pomyślą sobie, że za bardzo ingeruje w ich życie?
    Im dłużej myślał, tym większe ogarniały go wątpliwości.
    "Po prostu tam wejdź i zapytaj. Proste!" 
    Zapukał delikatnie w drzwi. gdy usłyszał ciche "proszę", wszedł do środka. Wendy, Chloe i Diana siedziały na jednym łóżku, oglądając coś na tablecie blondynki. Uśmiech zamarł im na ustach, gdy zobaczyły, kto do nich przyszedł.
Wen i Diana
    - Maya przed chwilą wyszła - powiedziała Diana, która również martwiła się o przyjaciółkę, lecz nie wiedziała, co zrobić.
    - To nawet lepiej, że jej nie ma, bo chciałem z wami o niej porozmawiać - wyjaśnił.
    - Proszę, usiądź. Jestem ciekawa, co masz nam do powiedzenia - odezwała się Wen, odkładając na bok tablet. - Zamieniamy się w słuch.
    - Chciałbym się dowiedzieć, o co tak właściwie się pokłóciłyście. Dlaczego ze sobą nie rozmawiacie?
    - To ona ci tego nie powiedziała? - zdziwiła się Chloe. - Myślałam, że nie macie przed sobą tajemnic. Po tym, jak przyłapałyśmy was w naszej łazience... - Na policzkach Shane'a pojawiły się palące rumieńce. Postanowił jednak tego nie komentować. Nie musiały wiedzieć, że nic się miedzy nim a blondynką nie wydarzyło.
    - Chcę poznać waszą wersję. Muszę mieć pełne rozeznanie, by stwierdzić, po czyjej stronie leży wina.
    "I może wam jakoś pomóc" - pomyślał. Bał się jednak wyjawić im tego zamiaru. Nie był do końca pewien, jak mogą zareagować na ten pomysł. Może wcale nie chciały się z Mayą pogodzić. Może wolały, by było tak jak obecnie.
Chloe
    - To Maya się od nas zaczęła odsuwać. Gdy pytałam, co jej się działo, gdy była smutna, odpowiadała, że nic, albo w ogóle mnie ignorowała, więc po kilku takich próbach stwierdziłam, że nie ma sensu pytać i zostawiłam ją w spokoju. - Wendy odgarnęła długie włosy do tyłu.
    - To prawda - przytaknęła jej Chloe. - Kompletnie nas olewała, a my przecież chciałyśmy jej tylko pomóc, nic więcej. Ale ona nie, bo Maya to może się obrażać na nas, ale my na nią to już nie! - podniosła głos.
   - Hej! - zawołała Diana. - Cały czas staram się wam przetłumaczyć! Może nie odzywała się dlatego, że nie chciała nam powiedzieć prawdy, czegoś bardzo dla nas przykrego. Czasami warto coś przemilczeć dla dobra wszystkich, a wy się tak perfidnie od niej odwróciłyście.
    - No tak, to nasza wina. A ty gdzie byłaś, przepraszam bardzo? - krzyknęła Chloe.
    - Nie kłóćcie się! - wydarł się Shane. - Nie po to tu przyszedłem, by wysłuchiwać, jak zganiacie na siebie winę. Ale widzę, że inaczej nie potraficie. Może nie pomyślałyście, że Maya miała dosyć ciągłego gadania o tylko waszych sprawach, o tym, że to wy macie najgorzej na świecie. Każdy ma czasami zły humor i ma prawo się zamknąć w sobie. Ale najważniejsze jest to, by przyjaciel został z nim wtedy. A wy ją zostawiłyście. I wiecie co? Ja się trochę cieszę. Bo choć Maya chodzi jak struta po waszej ostatniej wymianie zdań, to mogłem ją bliżej poznać, zyskałem tak wspaniałą przyjaciółkę. Wy niedługo dojrzejecie do tego, by zrozumieć, co straciłyście. Przyjdzie taki czas, że nikt inny was nie będzie w stanie zrozumieć i wtedy dopiero docenicie to, że Maya zawsze przy was była, bez względu na to, jaki miałyście humor. Mam nadzieję, że nie będzie wtedy za późno.
    Zakończył swoją przemowę, wstając. Wyszedł z pokoju, nie oglądając się za siebie. Był dumny z tego, co powiedział. Wyznał wszystko, co leżało mu na sercu. Wstawił się za blondynką, bo wiedział, po czyjej stronie leży większa wina. Bo może i Maya zawiniła, może popełniła błąd. Kto ich nie popełnia? Ale nie tak duży jak dziewczyny.

    Diana wybiegła z pokoju, twierdząc, że musi pożyczyć coś od Abby. Modliła się, by dziewczyny nie zaofiarowały jej pójścia z nią. Ale nie. Zajęły się oglądaniem nowego teledysku.
    Złapała chłopaka na korytarzu, gdy właśnie miał otwierać drzwi do swojego pokoju.
    - Hej, zaczekaj! - zawołała. Shane odwrócił się zdziwiony, lecz zatrzymał się posłusznie. - W stu procentach się z tobą zgadzam. Uważam, że to co się stało, to nasza wina. Powinnyśmy więcej uwagi poświęcać Mayi i jej problemom. Zauważyłam to dopiero nie tak dawno, gdy chodziła taka przybita. Zaczęłam się zastanawiać, ile razy my jej pomogłyśmy, a ile ona nam. I wyszedł mi zdecydowanie nierówny wynik. Chciałabym pomóc. Wiesz może jak?
    - Niestety nie. Myślałem, że gdy z wami porozmawiam to dowiem się czegoś więcej, ale jestem jeszcze głupszy niż wcześniej. Mark twierdził, że to może przez to, że się pokłóciłyście, ale wydaje mi się, że jest jeszcze jeden powód. Tylko nie mogę go znaleźć. Szkoda, że dziewczyny są tak negatywnie do niej nastawione. Może one by wymyśliły, co z nią się dzieje. Właściwie to dlaczego nie chcą się pogodzić z Mayą? Przecież ona jest sama, wy macie jako taką przewagę, więc bez problemu powinno wam to przyjść.
    - To jest tak, że one są zbyt dumne, by przyznać się do tego, że one mogły popełnić błąd. Lepiej udawać, że to ktoś inny zrobił coś źle. Nie mogą przebaczyć tej odtrąconej ręki, którą jej podały, gdy jej potrzebowała. Lecz własnie może wtedy nie potrzebowała? Czasami przecież jest tak, że człowiek sam musi się uporać ze swoimi problemami. Sama już nie wiem. Wiem jednak, że zawsze musi być tak, jak Chloe i Wen tego chcą. Jeśli tak się nie staje to najlepszym ich sposobem jest narzekanie, krzyczenie i zwalanie winy na innych. Nie widzę w tym sensu, ty pewnie też nie, ale takie już są. Spróbuję pogadać z nimi o tym, ale to potem, jak się uspokoją. Zwłaszcza Chloe. Nie chcę oberwać krzesełkiem - zaśmiała się.
    - Dzięki.
    - Nie ma za co. Wiem, że zależy ci na tym, by Maya była szczęśliwa. Mnie też. Razem może uda nam się to osiągnąć.
    - Mam nadzieję.

    - Jaki kretyn zakłada białą bluzkę na nocną eskapadę? - krzyczał Nate na swojego brata. - Trzeba rozumu nie mieć, by popełnić tak podstawowy błąd! Po co ty się w ogóle uczysz, skoro na akcjach zawsze coś spieprzysz! Ciesz się, że nas nie nakryła! Gdyby nas zobaczyła, byłoby grubo. Na szczęście przyszedł ten z Zakonu i odciągnął jej uwagę, byśmy mogli zwiać...
    - Myślałem, że czarna kurtka wystarczy - zaczął się bronić Tom.
    - Zapięta! - Nate zaczął tracić cierpliwość do swojego brata. Tak dobrze im wszystko szło. Mieli przypomnieć dziewczynie o ich umowie, tym razem nie budząc jej, by wiedziała, że nadal jest obserwowana. Ale oczywiście Tom jak zawsze musiał coś odwalić! - Poza tym to jest twój problem. Nie możesz myśleć! Ja tutaj jestem od myślenia. A takie podstawowe rzeczy powinieneś wiedzieć, a nie o nich myśleć!
    - Spoko, spoko. Następnym razem...
    - Czy ty zdajesz sobie sprawę, że gdyby nas nakryli to nie byłoby następnego razu? Malcolm wywaliłby nas na zbity pysk! Teraz nic takiego się nie stało, ale jeśli jeszcze raz coś zrobisz źle to przyrzekam ci, nie dożyjesz kolejnego świtu - powiedział to z takim przekonaniem i spokojem, że Tomem wstrząsnęły nieprzyjemne dreszcze. - A teraz chodź. Musimy wymyślić kolejny genialny plan, bo czas nam się kończy...


~~~*~~~*~~~*~~~

    Hej, czy wy też uważacie, że Maya jest rozkapryszona? Bo ostatnio anonimek napisał mi w komentarzu, że jest rozkapryszona, a że cenię sobie każde słowo Was, czytelników, to zaczęłam się bardzo zastanawiać nad tym. Ja nie widzę w zachowaniu Mayi nic, co by wskazywało na to, że jest rozkapryszona. To prawda, że Shane i Adam kręcą się wokół niej - nie liczymy Josha, bo to jej przyjaciel i gdyby się nie kręcił to byłoby dziwne, ale nieważne - ale ona nigdy nie zrobiła, nie powiedziała czegoś, co wskazywałoby na to, że to ona wymaga, żeby oni za nią łazili. Nie widzę tego, że stara się być jakaś nie wiadomo jaka, że narzeka z byle powodu. Ale może nie mogę spojrzeć obiektywnie na sytuację, dlatego się pytam. Co do reszty komentarzy, to chyba się zgodzę. Pisałam to dwa lata temu i nadal się uczę. Ale teraz, jak może zauważyłaś, nie popełniam już takich błędów jak wcześniej - mówię do Ciebie, anonimku. Od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad tym, by poprawić, lub nawet usunąć moje wcześniejsze opowiadania, ale na poprawienie nie mam czasu - zwłaszcza teraz, gdy zbliża się koniec roku - a usunąć jakoś mi żal, choć coraz mniej, więc może w końcu się przemogę i wszystko pousuwam, zostawiając tylko to opowiadanie. I nie, żaden światek przestępczy mnie nie jara, ale to nie do końca chyba chodziło o to w tym opowiadaniu. Nie o to, że jaki to on jest zarąbisty, superowy itp. Raczej o pokazanie go oczami jednej, w ogóle na początku nie związanej z nim osoby. Ja to tak przynajmniej odbieram, ale każdy może odbierać jak chce. Ile ludzi, tyle interpretacji tekstu.
    Przykro mi jest jedynie, że czepiasz się, anonimku, samych błędów, nie mówisz, co robię dobrze - oczywiście krytyka jest zawsze mile widziana, ale skoro napisałaś o samych błędach to znaczy, że nic Ci się nie podoba? Bo teraz to sama już nie wiem. Bo każdy, nawet zagorzały krytyk, zawsze znajdzie choć cień czegoś dobrego, mówi o tym osobie krytykowanej, by miała się czego chwycić. No ale może ja wszystko robię źle. Wtedy też śmiało piszcie, uszanuję Wasze zdanie. Już nie jedno przeczytałam - może nie u siebie, ale przeczytałam parę wojen z  wkurwiającymi osobami na blogach i wiem, że złością się nie wygra. Po prostu trzeba umieć z podniesioną głową przyjąć do wiadomości to, że komuś po prostu może się coś nie podobać. Poza tym, nie do końca mogę zrozumieć te komentarze. Czy tylko ja? Jeśli tak to przepraszam, że ze mną jest coś nie teges.
    Ale się rozpisałam! Przepraszam, ale musiałam, bo chciałam, byście znali całą sytuację.
    Jestem zakatarzona, zakichana, mam chore migdałki i gorączkę i nie jestem w stanie sprawdzić tego rozdziału, to cud, że go napisałam. Mam tylko nadzieję, że jest choć trochę zrozumiały.
    Do kolejnego!

piątek, 9 maja 2014

~17~


    - Niektórzy nazywali go Elessarem, inni Kamieniem Elfów. Z pokolenia na pokolenie przekazywano podania o nim. Z czasem stał się legendą, lecz nasz ród nie zapomniał czasów, kiedy był prawdziwy, kiedy wierzono w jego moce. Pamięć po nim pozostała nie tylko w nas, Strażniczkach, ale i w książce, w mitach, bajkach. Jest kamieniem, którego strzeżemy, bo wierzymy, że kiedyś powróci ten, co ma otrzymać klejnot, a będzie nosił jego imię; zwany będzie Elessarem. Już kiedyś tak było. Podania mówią, że wszystko się powtórzy, a my w to mocno wierzymy. Jesteśmy pewni, że spadkobierca najodważniejszego z rycerzy, najlepszego króla, jakiego nosiła ziemia przybędzie, a któraś ze Strażniczek będzie miała zaszczyt spojrzeć na niego i powiedzieć, że specjalnie dla niego chroniłyśmy jego bezcenny klejnot przed całym złem świata.
    - Doobra... Nadal nic nie rozumiem... - odezwała się Maya, gdy jej mama przerwała na chwilę, by napić się wody.
    - Miałaś mi nie przeszkadzać! - przypomniała.
    - Racja, przepraszam. Mów dalej!
    - No więc tak, historia kamienia sięga lat, kiedy po ziemi chodziły elfy, ludzie żyli nawet do dwustu lat, krasnoludy walczyły o swoją ojczyznę, smoki rabowały skarby. A może nawet i wcześniej. Tego okresu nikt dokładnie nigdy nie opisał, więc nie mamy pewności. W każdym razie było to niedługo po powstaniu ziemi. Pierwszy lud zamieszkiwał miasto Gondolin, gdzie go właśnie wykonano. Elessar ma za sobą bardzo krwawą historię. Widział niejedną bitwę. Źródła podają, że nikt przed Gwardią, nie wiedział o mocy, jaką posiada nasz klejnot. Tylko ci, którzy go posiadali, mieli choć małą wiedzę na ten temat. A Kamień jest potężny! Niektórzy mówią, że gdy zdobędzie się Elessar, można zawładnąć całym światem. My wiemy, że ma zdolności uzdrawiające, wystarczy wiedzieć, jak z niego korzystać. To nie czas na lekcję historii, skarbie. Musisz jednak wiedzieć, że gdyby Gwardia dostała Elessar, to byłby koniec świata, jaki znamy. Zapanowałyby Ciemne Dni, jak kiedyś.
    - A o co chodzi z tym Zakonem? I Gwardią, o której cały czas mówisz? - zapytała. Nadal nie pojmowała, o co chodziło z tym całym Elessarem.
    - Zakon to taka tajna organizacja. Chroni nieświadomych ludzi przed czyhającym na nich zagrożeniem ze strony nadprzyrodzonych sił. Stara się pokonać Gwardię, ale jak dotąd kiepsko im to wychodzi. Czasami jedni wygrywają starcie, czasami drudzy. Nigdy nie zdarzyło się tak, by któraś strona utrzymała przewagę na dłużej. Zakon pomaga również Strażniczkom pilnować Elessaru. To taka nasza niepisana umowa. Nikt nie może wiedzieć o naszym istnieniu. Oni nie mają pojęcia, kto jest Strażniczką, tak samo my nie wiemy, kto należy do ich grupy.
    - A Gwardia? - przypomniała jej.
    - Gwardia to ci źli. Próbują przejąć władze nad światem. Wierzą w najpotężniejszych złych przywódców i bogów. Z tego co mówisz, wynika, że oni nie wiedzą, jak wygląda Elessar. A raczej przypuszczają, lecz z jakiegoś powodu go nie widzą. Może nawet my nie doceniamy mocy klejnotu? Może potrafi się sam doskonale ukryć przed niebezpieczeństwem? Sama nie wiem. Och, tak bardzo chciałabym móc się skontaktować w jakiś sposób z Zakonem i poinformować ich o zaistniałej sytuacji! Przykro mi, że musiałaś przez to wszystko przejść. Przepraszam, że nie powiedziałam ci tego wcześniej.
    - Mam jeszcze jedno pytanie - odezwała się, nie zwracając uwagi na matkę. - Skoro Elessar przechodzi z matki na córkę, w tej samej rodzinie, to jakim cudem oni dowiedzieli się o tym dopiero teraz? Przecież nietrudno namierzyć szukanych ludzi. Potem wystarczy ich śledzić. No tak mi się przynajmniej wydaje.
    - Wiesz, sądzę, że to kolejna sztuczka Elessaru. Myślisz, że się nad tym nie zastanawiałam? Wielokrotnie. Lecz moja mama również nie mogła udzielić mi odpowiedzi, bo z kolei jej mama niczego takiego nie dowiedziała się od swojej mamy. Elessar jest zagadką samą w sobie. Nikt, prócz prawowitego właściciela nie zdoła go dokładnie poznać. Zdaję sobie sprawę, że to bardzo dużo informacji, do tego tak chaotycznie powiedzianych. Rozumiem, że jeszcze niewiele z tego rozumiesz, ale zrozumiesz. Tego jestem pewna. Na początku sama nie wierzyłam mamie w to, o czym do mnie mówiła. Dopiero, gdy poczułam tę moc, zrozumiałam wszystko. Obiecuję, że gdy tylko wrócisz, zaczniemy szkolenie. I wtedy pojmiesz, dlaczego tak ważne jest chronienie Elessaru.
    - Teraz już wiem. Elessar jest potężny i w niewłaściwych rękach spowoduje ogromne zniszczenia. Szkoda tylko, że nie powiedziałaś mi o tym wcześniej.
    - A co by to zmieniło? I kiedy miałam ci powiedzieć? Naszą tradycją jest to, że wyjawiamy sekret nowej Strażniczce w jej szesnaste urodziny. Jesteś chyba jedyna, która dowiedziała się o swoim przeznaczeniem prawie miesiąc wcześniej.
    - Dlaczego uważasz, że nic by to nie zmieniło? Może właśnie dzięki temu, nie trafiłabym w ręce Gwardii! Nie możesz tego przewidzieć. Ale najwidoczniej tobie bardziej zależy na tym cholerstwie, niż na życiu córki. - Odsunęła telefon od ucha i rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź matki. Już wcześniej chciała zakończyć rozmowę, lecz nie miała serca. Poza tym co chwila przychodziły jej do głowy nowe pytania. Nie mogła tak po prostu zrezygnować z szansy dowiedzenia się prawdy. Niestety nie wytrzymała. Schowała telefon do kieszeni i skuliła się jeszcze bardziej, bo na dworze robiło się coraz chłodniej.
    Nagle usłyszała za sobą szelest, potem cichy syk i dźwięk łamanej gałęzi. Serce podjechało jej do samego gardła. Stłumiła w sobie pisk i odruch ucieczki. Zamiast tego delikatnie odwróciła głowę, jednocześnie udając, że chciała podrapać się po plecach. Między krzewami, tuż przy ogrodzeniu mignęło jej coś białego. Nie była pewna, co to dokładnie mogło być, ale wiedziała, że ktoś ją obserwował. Po jej ciele przeszły dreszcze. Kto to był? Co miała teraz robić? Od jak dawna ją obserwował? Czy słyszał jej rozmowę z mamą? Tyle pytań nasunęło się w związku z jedną osobą i ani jednej odpowiedzi.
    Od strachu zaschło jej strasznie w gardle, więc przełknęła głośno ślinę. Nic nie dało. Słyszała tylko głośne bicie swojego serca. Czuła pot na lodowatych dłoniach.
    "Weź się w garść! Weź się w garść! - powtarzała sobie. - Kurde! Nie jestem tchórzem! Dam radę!"
    Myśląc to, podjęła pewną decyzję.

    - No i gdzie ta Maya? Mówiłaś, że przyjdzie - odezwał się Adam, chodząc w tę i z powrotem po pokoju.
    - Nie mam pojęcia. Obiecała mi, że do was zajrzy, gdy tylko skończy rozmawiać z mamą i Joshem. Najwidoczniej mają ważne sprawy do obgadania.
    - Dwie godziny? Zdajesz sobie sprawę, ile ona za te rozmowy zapłaci? Poza tym niedługo zacznie się cisza nocna. Nie uważacie, że powinniśmy pójść i jej poszukać?
    - Wyluzuj, nic jej nie będzie! - starał się go uspokoić Mark, lecz na próżno.
    Siedzieli w piątkę u chłopców w pokoju i grali w państwa, miasta... Adam zaczął denerwować się o Mayę, która już dawno, według niego, powinna być u nich.
    - Może po prostu zapomniała, albo była zbyt zmęczona i poszła do swojego pokoju. Swoją drogą, ja też już pójdę. Dobranoc. I błagam, nie zróbcie jakiegoś głupstwa! - Alex sięgnęła po klamkę u drzwi.
    - Możesz spać spokojnie. Zajmiemy się odpowiednio Adamem. - Zaśmiał się Mark.
    - Zamknij się! - warknął na niego brunet.
    - Dobranoc! - zawołał Kevin za wychodzącą już blondynką.
    Adam, nie czekając na nic, porwał swoją bluzę z łóżka, naciągnął ją na siebie, włożył buty i stanął przed drzwiami.
    - Idę się przewietrzyć. Zaraz wracam - powiedział i wyszedł. Shane chciał pójść za nim, lecz chłopaki go powstrzymali.
    - Zostaw go. Potrzebuje chwili samotności.
    "Taa samotności. Raczej przytulenia się do Mayi" - pomyślał blondyn. Usiadł obok Kevina i zaczęli rozmawiać o siatkówce. Nie mógł się jednak stuprocentowo skupić. Ciągle przed oczami miał całującą się parę.
    Tymczasem Adam wyszedł z hotelu i skierował się do ogrodu. Księżyc świecił jasno, więc doskonale widział drogę. Już wychodząc zza rogu budynku, zauważył Mayę. Siedziała dziwnie skulona na huśtawce. Wyglądała, jakby podejmowała jakąś ważną decyzję. Już po chwili wstała i rozejrzała się dookoła, przeciągając się i ziewając. Stanęła do niego tyłem, patrząc na zarośla przed nimi. Próbowała coś w nich dojrzeć oprócz zieleni liści i gałęzi.
    Nie usłyszała kroków, czyjąś obecność zauważyła dopiero, gdy poczuła jego oddech na karku. Odwróciła się szybko, przygotowując rękę do zadania ciosu. Dłoń zawisła w powietrzu, gdy zobaczyła, kto stał przed nią. Adam uśmiechnął się do niej nieco kpiąco. Jednak widząc dziewczynę całą i zdrową, odetchnął z ulgą.
    - Chciałaś mnie zabić? - zapytał ze śmiechem, pokazując jej rękę.
    - Przepraszam. Ja po prostu... Wydawało mi się, że ktoś obcy kręci się po ogrodzie. Zauważyłam tam - wskazała na krzaki - jakiś ruch i chciałam to sprawdzić, ale gdy się zbliżyłam, niczego tam już nie było.
    - Jesteś pewna, że ci się nic nie przewidziało? W końcu jest ciemno... - zasugerował, lecz zdawał sobie sprawę, jaką dostanie odpowiedź.
    - Wiem, co widziałam! - zawołała.
    - Dobra. W takim razie chodźmy już do środka. Jeśli ktoś tu się kręci, w hotelu nic nam nie zrobi. A tu jesteśmy narażeni na jego atak. A nie chciałbym, żeby ci się coś stało.
    Pokiwała głową. Dała się poprowadzić do wejścia.
    - Co u mamy? - zapytał Adam. - Długo rozmawiałyście. Na pewno miałyście sobie dużo do opowiadania.
    - Zwłaszcza ona - mruknęła Maya.
    - Oo, coś nowego zdarzyło się w mieście?
    - Co? Nie! Po prostu dowiedziałam się, że przez szesnaście lat skrywała przede mną tyle rzeczy, że kilka minut rozmowy telefonicznej nie załatwi sprawy. Wyobraź sobie, że ma gdzieś moje życie. Pragnie tylko, by... Z resztą. Nieważne. Nie chcę o tym rozmawiać. Sama muszę najpierw to sobie poukładać.
    Stanęli przed drzwiami do jej pokoju. Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się.
    - Dziękuję, że po mnie poszedłeś - odezwała się Maya. - Jeśli ktoś tam był, pewnie uratowałeś mi życie.
    Ukłonił się nisko.
    - To przyjemność chronić cię, o pani! - zawołał donośnym, niskim głosem. Oboje wybuchnęli śmiechem.
    - Dobranoc. - Blondynka wspięła się na palce i pocałowała chłopaka delikatnie w policzek. Weszła do pokoju, nie czekając na reakcję Adama. To był bardzo spontaniczny całus. Nie miała pojęcia, dlaczego to robi. Chciała mu jakoś podziękować i to wydawało jej się najlepszym rozwiązaniem. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak dobrym!

~~~*~~~*~~~*~~~

    Hej, ten chyba najkrótszy jak dotąd, ale nie miałam już co wcisnąć w niego. Rozplanowałam sobie akcję na kolejne rozdziały i nie wiedziałam, jak zrobić, by był jeszcze dłuższy. Mam nadzieję, że kolejny wam wynagrodzi tę beznadzieję :)
    Jutro bal i też dlatego dzisiaj nie ma gifów, jest rozdział taki, jaki jest, nieco okaleczony. Miał być nieco inny w pewnym momencie, ale co się odwlecze to nie uciecze ;p Dziękuję Ali za ten pomysł! ;* który będę realizowała w którymś kolejnym rozdziale, bo dzisiaj już go nie wcisnę :D
    Dziękuję również za śliczne komentarze! Naprawdę podnoszą na duchu! :)
    Co sądzicie o rozdziale? Piszcie szczerze!
    Niedługo Transformers na tvn! *,*
    Do kolejnego! ;*
Mrs Black bajkowe-szablony