sobota, 31 stycznia 2015

~35~


    W czwartek wieczorem Maya położyła się wcześniej spać. Czekał ją długi dzień, podczas którego wolała być wypoczęta i uśmiechnięta. Nie zamierzała zasypiać na stojąco i cały czas ziewać. Wziąwszy prysznic, ubrała piżamę i gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki, od razu zasnęła.
    Wydawało jej się, że dopiero przed chwilą kładła się spać, a już budzik zaczął dzwonić. Zaspana po omacku szukała telefonu, który wydawał głośne dźwięki. Z westchnieniem ulgi dotknęła komórki i na ślepo wyłączyła budzik, ponieważ światło bijące z wyświetlacza raziło ją w oczy. Opadła zrezygnowana na poduszki, przecierając powieki pięściami. Posiedziała chwilę na łóżku, a gdy wstawała, za oknem robiło się coraz jaśniej.
    Po ostatnim deszczu nie było śladu. Znów zapowiadał się upalny dzień. Maya odsłoniła roletę, by do pokoju wpuścić więcej światła. Przed wyjściem, uchyliła okno.
Maya
    W kuchni spotkała się z Shanem, który już szykował śniadanie. Przywitali się cicho, nie obudzeni jeszcze na tyle dobrze, by móc normalnie rozmawiać. Chłopak miał na sobie krótkie, czarne spodenki i czerwoną bluzę, która była częścią ich sportowego stroju. Blondynka zauważyła obok szafki torbę. Domyśliła się, że w środku znajduje się koszulka, spodenki i ochraniacze, które założy dopiero jak już będą na miejscu. Ona sama spakowała do torebki koszulkę z logo szkoły, którą zamierzała ubrać później, tuż przed samym meczem.
    Gdy w milczeniu kończyli śniadanie, do kuchni weszła mama Shane'a. Przywitała się z nimi i spytała o samopoczucie. Syn odpowiedział jej coś pod nosem, podczas gdy kobieta piła kawę.
    - Już czas - oznajmiła po chwili. Więc Maya złapała w biegu jabłko, wypijając resztę herbaty. Shane, wziąwszy swoją torbę, wyszedł za panią Shay i koleżanką, zamykając drzwi domu.
    Po drodze do szkoły zabrali Kevina, który miał na sobie tą samą bluzę co przyjaciel.
    Przybyli tuż przed przyjazdem autobusu, który miał ich zabrać na mecz. Pani Shay życzyła chłopakom zwycięstwa i odjechała. Maya rozejrzała się dokoła w poszukiwaniu Alex. To właśnie ona załatwiła dziewczynie, by mogła jechać z całą drużyną na zawody. Była przewodniczącą szkoły i jako taka, potrafiła załatwić niemalże wszystko. Poza tym dyrektor doskonale wiedział, jak ważny podczas meczu jest prawdziwy, głośny doping, więc bez żadnych problemów zgodził się, by Alex towarzyszyło jeszcze kilka osób. I ta wybrała właśnie Mayę, Margaret i Sam.
Alex
    Dostrzegła dziewczyny, gdy te wsiadały już do autokaru. Pomachała im z daleka i ruszyła w ich kierunku. Usiadły obok siebie niemal na samym końcu. Za nimi zajmowali miejsca Shane i kilku jego kolegów. Alex uśmiechnęła się do Mayi, gdy ta spoczęła na siedzeniu obok niej.
    - Już myślałam, że nie zdążycie - powiedziała na przywitanie blondynka.
    - Bez Shane'a chyba by nie ruszyli, co? - Zaśmiała się serdecznie.
    - Co prawda to prawda - przyznała jej rację.
    Przywitała się również z Maggie i Sam, które siedziały na miejscach obok nich. Maya rozejrzała się po autobusie. Z przodu zajmowały miejsca głównie cheerleaderki, a z tyłu chłopcy z drużyny. Trenerzy obu grup sprawdzili szybko obecność i mogli ruszać.
    Podróż nie ciągnęła im się. Wręcz przeciwnie - wszystkim wydawało się, że minęła nadzwyczaj szybko. A to za sprawą różnych gier, śpiewanych piosenek, opowieści czy żartów. W całym autobusie ciągle słychać było śmiech, głośne krzyki i melodie oraz fałszowanie.
    - Hej, Shane! - zawołała Sam podczas postoju, kiedy połowa grupy jeszcze nie wróciła z toalety. - Słyszałam, że podczas treningu zachowałeś się jak prawdziwy bohater!
    - Co się stało? - zainteresowała się Maya, która po zerwaniu z Adamem jakoś nie miała głowy do tego, by śledzić wydarzenia rozgrywające się w szkole. Spojrzała zaciekawiona najpierw na koleżankę a potem na chłopaka, który nieco się speszył.
    - To nic takiego. To po prostu się stało... - zaczął, ale Kevin mu przerwał.
    - Nie bądź taki skromny. Uratowałeś dziewczynie życie!
    - Komu? - zapytała Maya.
    - Dziewczyno, gdzieś ty się uchowała? Chyba cała szkoła o tym gadała non stop, a ty nic nie wiesz? - zdziwiła się Margaret.
    - Cóż...
    - To była Adison - powiedziała w końcu Alex, spoglądając na blondynkę. - To Ad uratował przed upadkiem. Gdyby nie on naprawdę byłoby strasznie - przyznała.
     - Cóż... To super, nie? - Spróbowała się uśmiechnąć, by nie zdradzić swoich prawdziwych uczuć. Zerknęła w stronę Shane'a, by zobaczyć, jak on to wszystko odbierał, ale minę miał spokojną, nieco tylko zaróżowione policzki świadczyły o tym, że czuł się nieco zażenowany całą sytuacją.
    Tak naprawdę Maya poczuła lekkie ukłucie zazdrości, do którego przed samą sobą nie chciała się przyznać.
Adison
    "To fajnie, że nic się jej nie stało, ale dlaczego to musiał być akurat on?" - zastanawiała się. Już wcześniej zauważyła, że Adison nieudolnie próbowała zwrócić uwagę Shane'a na siebie. I w końcu jej się to udało. Gdy dowiedziała się o szczęśliwie zakończonym wypadku, dostrzegła, że dziewczyna cały czas zerkała na blondyna, a kiedy jego spojrzenie skierowało się w jej kierunku, zaczynała się śmiać jak głupia i poprawiać włosy. Przekonała się, że wcześniej się nie pomyliła. Adison naprawdę podobał się Shane.
    Nie miała pojęcia, co z tym fantem zrobić. Z jednej strony nie powinno ją to nic obchodzić, chyba tylko dlatego, że zaprzyjaźniła się z blondynem. Lecz z drugiej strony czuła się odrobinę zazdrosna, choć gdy się nad tym głębiej zastanowiła, nie wiedziała o co dokładnie. Chłopak uratował ją. I co z tego? Nie zwracał na nią większej uwagi niż wcześniej. Co więcej, gdy tak przyglądała się tej dwójce, zauważyła, że wzrok blondyna bardzo często kierował się w jej stronę a nie na Adison. W pewnej chwili, gdy ich spojrzenia się ze sobą spotkały, uśmiechnęli się do siebie serdecznie. Od razu jednak odwrócili głowy, każdy w inną stronę. I choć Shane od razu znów zerknął na Mayę, ta cały czas uparcie wyglądała przez okno, podziwiając widoki.
    Przez resztę drogi zastanawiała się nad swoimi uczuciami. Jej ostatnim dylematem było to, czy to, co czuła do Shane'a dyktowało jej serce czy to całe przeznaczenie. Nie potrafiła definitywnie stwierdzić, jak było naprawdę. Nadal myślami wracała do Adama i tego, co powiedział jej na koniec.
    "Zdaję sobie sprawy, że prędzej czy później zorientujesz się, że to Shane'a tak naprawdę kochasz."
    Czy to była miłość? Czy czuła zazdrość, bo tak naprawdę go kochała? Chciałaby to wiedzieć, lecz gdy tak coraz bardziej się nad tym zastanawiała, czuła większą pustkę i zmęczenie. Miała nadzieję, że w końcu wszystko wyjdzie na prostą...

    Dojechawszy na miejsce, mieli jeszcze ponad dwie godziny. W sam raz na przebranie się i rozgrzewkę. Podczas gdy cała reszta ćwiczyła, Maya, Sam, Maggie i Alex zwiedzały tutejszą szkołę. Wydawała się naprawdę duża. Mieściła się w dwóch budynkach połączonych szerokim ale niskim korytarzem, gdzie znajdował się sklepik i kilka ław, gdzie można było usiąść. Kupiły tam drugie śniadanie i wyjrzały przez wielkie okna. Widziały przez nie boisko z rozłożoną siatką, trybuny, kibiców i dwie drużyny rozgrzewające się. Na boku dziewczyny ćwiczyły swój układ, który pokażą w przerwie meczu.
    - Zaraz się zacznie - oznajmiła Sam, zerkając na duży zegarek wiszący na ścianie obok półki z żelkami. Szybko zebrały się i wyszły z budynku. Skierowały się na trybuny, gdzie było mniej ludzi. Po drodze wstąpiły do łazienki i przebrały się, więc teraz miały na sobie czerwone koszulki z wielkim lwem stojącym na tylnych łapach na tle zachodzącego słońca.
    Gdy zajęły miejsca, sędzia zagwizdał i podeszli do niego kapitanowie drużyn. Podali sobie ręce na przywitanie. Po rzutem monetą ustalili, kto zaczyna i na jakiej części boiska. Shane wybrał to połowę, po której siedziały dziewczyny. Ustawiwszy się, zaczęli mecz.
    Gra była wyrównana. Drużyny walczyły o każdy punkt. Kibice na trybunach praktycznie przez cały czas stali, nie mogąc usiedzieć na miejscach z podekscytowania. Pośród wrzasków dało się usłyszeć okrzyki cheerleaderek. I Maya, Sam, Margaret oraz Alex głośno dopingowały chłopców. Każdą rozgrywaną piłkę przeżywały równie mocno co oni czy ich trener.
    Pierwszy set zakończył się zwycięstwem gospodarzy. Na przerwę schodzili z boiska uśmiechnięci od ucha do ucha, lecz niemało zmęczeni. W końcu wygrali raptem dwoma punktami 30:28.
    Szkolna drużyna gości mimo pierwszej porażki nie wyglądała na przybitą. Wręcz przeciwnie, szli zdeterminowani, co bardzo ucieszyło wszystkich kibiców a przede wszystkim trenera.
    Drugiego seta gospodarze rozpoczęli bardzo mocno, przez co w końcówce byli już nieco zmęczeni, co bez problemu wykorzystała drużyna lwów, wygrywając z nimi 25:21. Następny set również poszedł po myśli gości. Tym razem rozgromili drużynę przeciwnika wynikiem 25:18.
    Ostatni, decydujący set rozgrywali chyba najbardziej zaciekle. Każdy punkt się liczył, każda dobrze rozegrana piłka dawała przewagę nad rywalem. To było ich być, albo nie być.
    Piłka meczowa. Serwował Shane, przyjął wysoki brunet, wystawił chłopak z numerem piątym na koszulce, przebił barczysty blondyn w nieco jaśniejszej koszulce od reszty zespołu. Kevin odbił, tym samym podając do Colina, ten wystawił i Shane wykiwał przeciwników, przerzucając piłkę delikatnie nad siatką. Dwóch najbliżej stojących rzuciło się, by ją odbić, ale było już za późno. Piłka uderzyła o boisko niedotknięta przez żadnego z nich.
    - Wygraliśmy!! - krzyknęli chórem chłopcy i ruszyli ku Shane'owi. Rzucili się na niego uradowani zwycięstwem. Trener z radości uściskał jednego z rezerwowych i również podbiegł do drużyny. Po chwili dołączyły do nich szczęśliwe cheerleaderki oraz Alex, Maggie, Sam i Maya. Ostatnia zerknęła poprzez tłum na blondyna. Gdy ich spojrzenia się spotkały, chłopak zaczął przedzierać się przez wszystkich, aż w końcu podbiegł do niej, złapał ją i podniósł do góry, kręcąc się.
    - To twoja zasługa - szepnął jej do ucha. - To dzięki tobie wygraliśmy, dzięki tobie tak dobrze grałem. Bo wiedziałem, że siedzisz na trybunach i wierzysz w nasze zwycięstwo jak nikt inny. Nawet my sami.

~~~*~~~*~~~*~~~

    Hej, heeej! Jak dobrze jest poczuć, że nie trzeba nic robić, bo ma się ferie! Jejku! Jak cudownie! :) Aż od razu mi się lepiej pisało rozdział :D A wy co, po feriach, zaczynacie czy jeszcze przed? :)
    Rozdział? Mam nadzieję, że okej :) Powoli zaczynam mieć dosyć opisywania jej dylematów i pewnie Wy macie dosyć czytania o tym, ale obiecuję, że już niedługo! ;)
    Jak się podobał? A może się nie podobał? Piszcie śmiało, co sądzicie o blogu, o tym rozdziale czy cokolwiek innym ;) Fajnie było przeczytać ostatnio te przypuszczenia co do ciągu dalszego opowieści :) Czy słuszne tropy? Tego nie mogę zdradzić :) Już wkrótce się przekonacie :)
    A narazie do zobaczenia! ♥

sobota, 17 stycznia 2015

~34~


    Kolejny dzień zapowiadał się zgoła inaczej, niż wcześniejszy. Niebo zakryły ciemne chmury, z których rano delikatnie siąpiło. Słońce, które towarzyszyło wszystkim przez ostatnie kilka tygodni, skryło się i ani na moment nie chciało się pokazać.
     Maya siedziała w autobusie i spoglądała na pogrążone w deszczu miasto. Widziała spieszących pieszych z parasolami, którzy uciekali przed rozchlapującą się wodą z kałuż, gdy przejechał obok nich jakiś samochód. Po szybie szybko spływały kropelki wody, ścigając się w nieoficjalnym wyścigu.
    Kolejny dzień, w którym Adam się do niej nie odezwał. Miała dosyć jego zachowania i postanowiła z nim porozmawiać, gdy tylko znajdą chwilę. A takiej chwili nie było aż do przerwy na lunch, kiedy to dopadła chłopaka, gdy szedł samotnie na stołówkę.
    - Poczekaj! - zawołała za nim. Brunet stanął, by Maya mogła się z nim zrównać i potem razem ruszyli w stronę jadalni. - Chciałabym z tobą porozmawiać.
    - Okej. - Wzruszył ramionami. - O czym?
    - O twoim zachowaniu - przyznała. Adam uniósł brwi, widocznie nierozumiejąc tematu. - Och, nie udawaj! - żachnęła się. - Doskonale wiesz, o co mi chodzi. Zachowujesz się jak dzieciak, odkąd dowiedziałeś się, że ten głupi znak jakoś łączy mnie z Shanem.
    Przystanął na chwilę, spojrzał jej głęboko w oczy. Zauważyła w nich odrobinę bólu, który chłopak starał się za wszelką cenę ukryć. Ale Maya znała go za dobrze, by tego nie zauważyć.
    Przyglądał jej się chwilę, po czym pociągnął dziewczynę za sobą, prowadząc ją w ustronne miejsce. Wiedział, że tak łatwo nie pozbędzie się Mayi, mówiąc jej byle co. Poza tym zasługiwała na prawdę. Ona go nigdy nie okłamywała. Więc powinien z nią szczerze porozmawiać, przyznać się.
    Zatrzymali się na końcu korytarza obok drzwi prowadzących do gabinetu szkolnego pedagoga. O tej porze wszyscy uczniowie znajdowali się lub jeszcze zmierzali do stołówki, więc w tej części szkoły było niewielu ich niewielu. Maya oparła się o zimny parapet. Zerknęła na Adama, który spacerował od jednej ściany do drugiej, zbierając myśli. Uważnie patrzył w podłogę, jakby ta miała mu coś doradzić. Dziewczyna odczekała chwilę, lecz nie mogąc się doczekać tego, aż Ad pierwszy się odezwie, zagaiła.
    - Więc, powiesz mi, dlaczego się tak zachowujesz? - zapytała ostrożnie, cały czas wodząc za nim wzrokiem. Zatrzymał się po chwili jakiś metr przed nią. Zachowywał się, jakby chciał podejść bliżej, ale coś mu w tym przeszkadzało.
    - Jest mi trudno - przyznał. - Niby twierdzisz, że przeznaczenie nic dla ciebie nie znaczy, że to ty podejmujesz decyzje, z kim zamierzasz się spotykać a z kim nie, ale ja wiem swoje. Zdaję sobie sprawy, że prędzej czy później zorientujesz się, że to Shane'a tak naprawdę kochasz. Rozmawiałem o tym z moją siostrą. Doradziła mi, bym się nie mieszał, bo i tak  będzie, jak miało być. Nikt tego nie zmieni - zamilkł na moment. Maya pomyślała, że powinna się jakoś odezwać, ale kompletnie nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Adam zaskoczył ją tak dorosłym podejściem do sprawy. Nie spodziewała się takich słów. Widząc, że dziewczyna nie wie, co powiedzieć, Adam znów się odezwał. - Ja po prostu nie mam siły rywalizować z przeznaczeniem. Zwłaszcza, że wiem, że i tak przegrałbym tę walkę.
    - Czy to znaczy, że... - Mayi nie chciały prześć te słowa przez gardło. Spojrzała przerażonym spojrzeniem w jego brązowe oczy pełne smutku. Pokiwał głową.
    - Przykro mi - powiedział szczerze. - Lepiej będzie, jak zostaniemy przyjaciółmi, choć nie wiem, czy dam radę. Bardzo mi na tobie zależy - wyznał.
    - Mi na tobie też - szepnęła.
    - Wiem. - Uśmiechnął się słabo. - Przepraszam, ale kiedyś zobaczysz, że tak będzie najlepiej.
    I odszedł. Tak po prostu ją zostawił pośrodku korytarza, naprawdę zdezorientowaną, smutną, wystraszoną. Stała tak jakiś czas, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Potem zorientowała się, że powinna iść coś zjeść, bo jeśli tego nie zrobi, będzie głodna. Ruszyła wiec chwiejnym krokiem naprzód.
    Gdy weszła do jadalni, rozejrzała się dokoła, szukając tego jedynego, którego chciała teraz zobaczyć. Był tam. Siedział ze zwieszoną głową przy stoliku razem z Shanem, Kevinem i resztą. Podniósł na nią wzrok, jakby wyczuł, że znajdowała się w tym samym pomieszczeniu co on. Od razu jednak wrócił spojrzeniem do blatu stołu.
Alex
    Idąc przez stołówkę, zauważyła Alex, która pomachała do niej. Maya ucieszyła się, bo koleżanka zaprosiła ją do jej stolika, gdzie siedziały już dziewczyny z jej klasy - Maggie i Jessie. Przywitała się z nimi cicho, po czym zaczęła jeść swoje drugie śniadanie. Jednocześnie przysłuchiwały się rozmowie, którą prowadziły dziewczyny. A dotyczyła ona nowego nauczyciela, który przyszedł na zastępstwo. Zaciekawiona blondynka spojrzała na koleżanki.
    - A co się stało z Wodzem? - zainteresowała się. Wodzu to przezwisko nadane lata temu ich nauczycielowi wychowania fizycznego.
    - Miał wypadek, był parę dni w szpitalu, ale mówią, że to nic poważnego. Zdziwiło nas to, że tak od razu znaleźli kogoś nowego, zwłaszcza, że nic nie wskazuje na to, by Wodzu zrezygnował z dalszego uczenia.
    - Jaki jest? - zapytała.
    - Nieziemsko przystojny! - zawołała ze śmiechem Margaret. - Jest bardzo wysportowany.
    - Zapomniałaś, że jest młody - dodała Jessie.
    - No tak - przyznała Alex. - Na imię ma Will, tak każe do siebie mówić.
    - Okej. - Uśmiechnęła się Maya. - A na zajęciach? Jest wymagający? Co robiliście?
    - Na pierwszej lekcji, kiedy się już przedstawił, graliśmy w siatkówkę. Potem na następnej lekcji biegaliśmy a później robiliśmy różne takie ćwiczenia. Nie było najgorzej - odpowiedziała Alex. - Zresztą, przekonasz się dzisiaj już po przerwie. A tak a propos, ćwiczysz?
    - Nie, mam zwolnienie do końca tygodnia. Zapomniałaś? Przecież jeszcze nie tak dawno byłam chora - powiedziała.

    Pod koniec przerwy dziewczyny poszły do szatni. Tam przebrały się w swoje stroje na wychowanie fizyczne i, gdy zadzwonił dzwonek, stanęły przed drzwiami, prowadzącymi do sali gimnastycznej, gdzie znajdowali się już chłopcy z ich klasy. Maya nie miała pojęcia, jak zachowywać się w obecności Adama. Czy powinna się z nim przywitać, czy może raczej w ogóle na niego nie patrzeć?
    Nie musieli długo czekać. Nim upłynęły dwie minuty z magazynku sportowego wyszedł wysoki, młody mężczyzna. Miał brązowe włosy, które sterczały mu na wszystkie strony, jednodniowy zarost, który przykrył żuchwę. Swoimi brązowymi, mądrymi oczami rozejrzał się po twarzach zebranych. Zauważywszy Mayę, jakaś dziwna iskierka zabłyszczała mu w oczach. Gdy dziewczyna to dostrzegła, wystraszyła się. Nie było to miłe spojrzenie, choć z pozoru mogło się takie wydawać. Patrzył na nią przenikliwie, jakby chciał dosięgnąć jej myśli.
    Co dziwniejsze, Maya poczuła nagle, że jej naszyjnik staje się naprawdę ciężki i gorący. Zdziwiła się, bo bardzo rzadko coś takiego się działo. Tylko, gdy w pobliżu znajdował się ktoś zły. Ktoś, kto chciałby zabrać Elessar i użyć go dla własnych celów.

~~~*~~~*~~~*~~~

    Hej. Tak, wiem, rozdział króciutki, ale tak właśnie chciałam go zakończyć. Poza tym, nie wiedziałabym, co jeszcze mogłabym w nim opisać. Ostatnio rozpisałam sobie wszystkie rozdziały aż do epilogu i w tym było właśnie tylko to. Sądziłam, że zajmie mi to trochę więcej notki, ale wydaje mi się, że tak też może być.
    Co o nim sądzicie? Co myślicie o zachowaniu Adama? A co o nowym nauczycielu? Macie jakieś sugestie, pytania, albo może podejrzewacie, co będzie działo się dalej? Jestem ciekawa waszych pomysłów ;)
    Kiedy zaczynacie ferie? A może ktoś z Was już ma wolne? ^^ Ja zaczynam z początkiem lutego, czyli jeszcze trochę czasu :)
    Pozdrawiam serdecznie!

piątek, 2 stycznia 2015

~33~


    Pojawienie się Mayi w szkole jakimś sposobem popsuło humor Adison. Gdy pakowała się rano do szkoły, miała przeczucie, że ten dzień będzie wyjątkowy. Uśmiechała się na samą myśl o tym, co mogłoby się dobrego jej przytrafić, wrzucając torbę do auta. Przez całą drogę uśmiechała się wesoło, wyglądając przez szybę. Była naprawdę piękna pogoda, co tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że dzień również będzie szczęśliwy. Dla niej.
    Jak zwykle przyjechała dosyć wcześnie pod szkołę. W szafce zostawiła książki, które miała na przerwie oddać do biblioteki szkolnej oraz swoje drugie śniadanie. Potem poszła pod klasę, gdzie jeszcze nikogo nie było. Usiadła na ławce i wyciągnęła podręcznik z matematyki, by powtórzyć materiał przed lekcją. Była dobrą uczennicą, poza tym w domu nauczyła się już wszystkiego, więc szybko przeczytała fragment z książki. Już miała zamknąć podręcznik i włożyć go z powrotem do torby, gdy usłyszała czyjś radosny krzyk. Podniosła szybko głowę i zauważyła Alex i kogoś, kogo się kompletnie nie spodziewała, mimo, że razem chodziły do jednej klasy. Mayę. Od razu dzień stał się jakiś inny. Jakby słońce nagle przesłoniły chmury a porywisty wiatr nagle wygonił wszystko, co sprawiało, że Ad czuła się szczęśliwa.
    Spojrzała na chłopców. Byli wyraźnie uradowani widokiem dziewczyny, co jeszcze bardziej wkurzyło blondynkę.  Wściekle spojrzała na podręcznik, leżący na jej kolanach. Utkwiła w nim wzrok, nie chcąc patrzeć na ich wesołe miny. Nie lubiła być smutna, gdy wszyscy wokół byli uśmiechnięci. Ale w tym wypadku nie potrafiła się inaczej poczuć.
    Gdyby się tak głębiej zastanowić, Adison nie miała powodów do tego, by nie lubić Mayi. Może tylko ze względu na Shane'a, Ad mogłaby być zazdrosna i czuć się nieco niekomfortowo. Ale i taki moment minął, ponieważ Maya miała chłopaka i Shane nie mógł jej już obchodzić. A przynajmniej tak powinna myśleć Adison, która nie wiedziała, co tak naprawdę siedziało w głowie koleżanki z klasy. Mimo to w pewnien sposób czuła się zagrożona. Widziała, jak chłopak na nią spoglądał. Adison wręcz marzyła, by blondyn uraczył ją takim spojrzeniem. Nie mogła więc znieść tego, że swój wzrok kieruje ku Mayi, która nawet tego nie zauważała. W jej przekonaniu to było niesprawiedliwe. Naprawdę niepojęte są nastolatki, jeżeli chodzi o chłopców!
    Lecz oprócz chłopców, Adison zazdrościła Mayi wielu innych rzeczy; przede wszystkim tego, że przez większość czasu była naprawdę miłą i uśmiechniętą dziewczyną, co Ad nie udawało się wyćwiczyć, choć praktykowała już kilka dobrych lat - zawsze była tą nieco wyniosłą, ale fajną laską, która się modnie ubiera i jest twarda, bo nikt nigdy nie widział, żeby miała jakiś kryzys. A rzeczywistość przedstawiała się kompletnie inaczej. Tak naprawdę zawsze starała się zachować swoje sprawy prywatne i sercowe zakopane gdzieś na samym końcu podświadomości, gdzie ewentualny dostęp miała tylko ona. Z prawdziwych uczuć nigdy nikomu się nie zwierzała. Koleżankom opowiadała zawsze to, co wydawało jej się, że jej nie zagrozi, gdy dowie się o tym ktoś inny. Wiele lat pracowała nad tym, by wszyscy widzieli w niej tego, kim chciała, by widzieli, więc teraz musiała uważać, by tego nie zepsuć jednym głupio wypowiedzianym słowem.
    Tylko ci, którzy zadawali się z nią dostatecznie długo, gdyby chcieli, zauważyliby moment, w którym stała się kimś kompletnie innym. Wyłącznie Cam znała ją taką, jaką była naprawdę - wrażliwą, nieco zakompleksioną, z mocnym charakterem dziewczyną. Bo miała specyficzny charakter. Nigdy nie była stuprocentowo wrażliwa. Nie dawała się nigdy nikomu podejść, zawsze stawiała na swoim. Charakteru nie da się zmienić. Ukryła tylko te cechy, których u siebie nie lubiła, a chciała wypracować takie, które chętnie by u siebie zobaczyła. Lecz nie do końca się jej to udało. Bo wyniosłości i lekkiej pogardy do niektórych osób czy tematów potrafiła się nauczyć. Ale bycie cały czas uśmiechniętą gryzło się z jej osobą. Nie chciała być przesadnie wesoła, bo takich ludzi również nie znosiła. Chciała umieć się cieszyć, gdy los ci sprzyja. Tylko tyle.

    Adison od razu po lekcjach miała trening. Od rana była zabiegana, bo jako zastępczyni przewodniczącej szkoły miała mnóstwo spraw do załatwienia z związku ze zbliżającym się wielkimi krokami końcem roku szkolnego. Musiała załatwić wiele spraw w ciągu tygodnia. Chciała mieć wszystko z głowy jak najszybciej, więc za pracę zabrała się od razu w poniedziałek. Nic więc dziwnego, że do szatni weszła jako ostatnia, pięć minut przed rozpoczęciem zajęć. W mgnieniu oka przebrała się w swój strój i wybiegła na boisko do piłki nożnej jako ostatnia. Dziewczęta z jej drużyny już się rozciągały, robiąc przeróżne ćwiczenia. Niedaleko, bo po drugiej stronie trawiastego boiska, rozgrzewali się chłopcy z siatkówkowej reprezentacji szkoły. Wśród nich Adison od razu dostrzegła Shane'a. Właśnie zaczął biec truchtem wokół boiska.
    Gdy był najbliżej ćwiczących dziewczyn, blondynka zapatrzyła się na niego o chwilę za długo. Przez to nie usłyszała, co mówiła do niej trenerka i ta nakrzyczała na nią. Ale na blondynce nie zrobiło to większego znaczenia; kompletnie się tym nie przejęła. Ukradkiem zerkając na biegnącego chłopaka, wykonywała swoje zadania.
    Po intensywnej rozgrzewce przyszedł i czas na trening. Zbliżyły się nieco do boiska do siatkówki, więc Adison mogła z bliska podziwiać grę chłopców. A była naprawdę dobra. Od kilku lat nie grali tak fantastycznie jak w ostatnim sezonie. Mieli nadzieję wygrać najważniejsze dla nich międzyszkolne rozgrywki. Niedługo czekał ich mecz w półfinale z zeszłorocznym zwycięzcą zawodów. Wszyscy czuli ogromną presję, ale nie poddawali się jej. Ćwiczyli tak, jakby to miał być zwykły mecz, który powinni zakończyć jak najlepiej.


    Cheerleaderki również musiały się przygotowywać do półfinałowego meczu. Zostało niewiele czasu, więc ich trenerka zarządziła dłuższe spotkania, na których szlifowały swoje umiejętności. Były elementem bardzo ważnym w meczu, zwłaszcza, że ten drużyna miała zagrać na boisku przeciwnika. A co za tym szło, szacowano, że większa część kibiców będzie po stronie gospodarzy. Z resztą jak zwykle. Więc dziewczyny musiały kibicować nie tylko za siebie, ale i za tych wszystkich, którzy bardzo chcieliby zobaczyć mecz, ale z różnych powodów po prostu by im się to nie udało.
    Właśnie ćwiczyły piramidę. Adison, jako jedna z najniższych i najlżejszych dziewczyn, stawała zawsze na jej szczycie, więc czekała, aż cała drużyna się ustawi. Gdy już każda była na swoim miejscu, blondynka wskoczyła na samą górę i, nieco się chwiejąc, podniosła ręce do góry i zamachała pomponami. Uśmiechnęła się przy tym szeroko.
    - Dobra, dziewczęta! - zawołała trenerka. - A teraz wszystko razem z muzyką! - rozporządziła. Wszystkie zajęły więc swoje miejsca i zaczęły tańczyć, wymachując pomponami, wykrzykując dopingujące słowa. W układzie znalazło się dużo szpagatów, gwiazd, przewrotów, stania na ręce czy innych wymyślnych figur. A piramida była uwieńczeniem całego układu i wykonywały ją na końcu. Zbliżał się właśnie moment, w którym Adison miała podskoczyć i stanąć na ramionach swoich koleżanek. Odbiła się więc i chwiejnie wylądowała na szczycie piramidy. Starała się zachować równowagę, lecz nie udało jej się to. Noga ugięła się jej w kolanie. Krzyknęła głośno przerażona. Ostatkiem świadomości wybiła się delikatnie i ugięła kolana jeszcze bardziej, by w locie nie zahaczyć ani nie strącić którejś z dziewczyn, które ją podtrzymywały. Serce w piersi zatrzymało się na ten moment ze strachu. Poleciała na dół, a głos uwiązł jej w gardle.

    - Dobra robota, chłopcy! - pochwalił swoich podopiecznych trener, patrząc każdemu w oczy. Wszyscy byli zmęczeni, ale zadowoleni i uśmiechnięci. Wiedzieli, że odwalili kawał dobrej roboty, że są gotowi na półfinałowy mecz. - Jeśli będziecie grać tak, jak na dzisiejszym treningu, nie muszę się o was martwić - zapewnił. Chłopcy pokiwali głowami, któryś z tył coś krzyknął radośnie, rozśmieszając tym zgromadzonych. - Dzisiaj puszczę was wcześniej, ale kolejnych treningów wam nie odpuszczę - powiedział. - Do zobaczenia! - pożegnał się, poklepując stojącego najbliżej niego Shane'a po plecach. Blondyn uśmiechnął się do niego zmęczony. Już mieli się rozchodzić, nawet niektórzy już się odwrócili i zaczęli iść w stronę szatni, gdy usłyszeli przeraźliwy krzyk. Jak na komendę odwrócili się w stronę dziewczyn, które parę metrów dalej ćwiczyły swój układ. Teraz wszystkie stały jak zaczarowane, z przerażeniem spoglądając na upadającą Adison.
    Czas jakby spowolnił swój bieg. Shane'owi wydawało się, że dziewczyna już dawno powinna spaść na ziemię, lecz ona nadal znajdowała się w powietrzu. Udało jej się nawet zrobić przewrót. Gdyby nie jej krzyk przed ułamkiem sekundy, nikt może nie zorientowałby się, że tego elementu nie było w planie. Spadała naprawdę z gracją. Nawet wtedy pamiętała o wszystkich szczegółach. A może to nie pamięć tylko przyzwyczajenie?
    Nie zastanawiając się już dłużej nad niczym, w mgnieniu oka podbiegł do dziewczyn i stanął tuż pod spadającą Adison z wyciągniętymi ramionami. Nie musiał na nią długo czekać. Już po chwili wylądowała bezpiecznie w jego rękach. Nadal zaciskała oczy z przerażenia, nie wiedząc, co się stało. Shane usłyszał gdzieś obok siebie westchnienia ulgi.
    - Jak się czujesz? - Ktoś zapytał blondynki, lecz ta nie odpowiedziała. Jej klatka piersiowa szybko falowała, gdy nabierała głośno powietrza. Dopiero po jakimś czasie poczuła, że nie leży cała połamana na trawie tylko, że ktoś ją trzyma. Otworzyła więc szybko oczy, by zobaczyć, co się stało.
    - Wszystko okej? - szepnął Shane, przyglądając jej się uważnie. Bał się położyć ją na ziemi, więc trzymał ją w ramionach. Pokiwała niepewnie głową, próbując coś z siebie wydusić. Czuła tylko mocne i szybkie bicie jej serca, nie tylko spowodowane upadkiem, ale i bliskością blondyna. Poczuła, że policzki zaczynają ją piec.
    - Dz...Dziękuję - mruknęła cicho. - Możesz mnie już postawić? - zapytała nico onieśmielona. Choć chciała to jakoś ukryć, ale zdawała sobie sprawy, że jej się to nie udawało i że Shane doskonale wiedział, jak na nią zadział. Zrobiło jej się jeszcze bardziej głupio.
    - Jeśli nie kręci ci się w głowie - powiedział, chcąc się upewnić, że z koleżanką wszystko okej.
    - Nie, naprawdę wszystko w porządku - zapewniła. Postawił więc ją delikatnie na ziemi. Nie zachwiała się, więc odetchnął z ulgą. Zrobił kilka kroków w tył a potem już się prawie odwrócił z zamiarem pójścia do szatni, usłyszał, że Adison go zawołała.
    - Shane! - Zatrzymał się i spojrzał na nią uważnie. - Dziękuję jeszcze raz - powiedziała szczerze otoczona zewsząd zmartwionymi koleżankami z drużyny. Siatkarz zasalutował tylko z uśmiechem i odszedł.
    Serce Adison jeszcze długo po tym wydarzeniu nie mogło dojść do siebie. Ciągle wspominała, jak chłopak rzucił się jej na pomoc. Był jej bohaterem. Zauważył ją i już nie była zwykłą dziewczyną, którą mija się obojętnie na ulicy. Była tą, którą uratował. A takiego wydarzenia nie zapomina się tak szybko. Więc Ad miała nadzieję, że jej osoba będzie siedzieć w głowie blondyna jeszcze długo po tym, jak umilkną plotki o tym zdarzeniu. A to na pewno pomoże jej w poderwaniu go. Tego była pewna.

~~~*~~~*~~~*~~~

    Hej, hej :) Rozdział odbiegający od głównego wątku. Mam nadzieję, że się spodobał. Część tego, co była powiedziana, zawarłam w miniaturce, którą napisałam na urodziny bloga, ale to było co innego, więc tutaj też trochę o tym musiałam wspomnieć. Temat z łapaniem, gdy dziewczyna upada oklepany, wiem o tym, ale to mi tak tutaj pasowało, że nie mogłam się oprzeć :p Mam nadzieję, że to was nie zniechęci :D
    Jak tam po Sylwestrze? Dobrze się bawiliście? Bo ja muszę przyznać, że świetnie! <3
Mrs Black bajkowe-szablony