piątek, 26 czerwca 2015

~44~


    Pół nocy przegadali, by cały plan dopiąć na ostatni guzik. Oboje zgodzili się, że lepiej, by nikt inny nie wiedział, co zamierzają zrobić. Oznajmili im tylko, że chcą oddać Elessar. Co prawda każdy, kto wiedział, jak ważny jest dla całego świata, sprzeciwiał się temu. Jednak Maya przekonała ich, że wie, co robi,  by jej choć w tej sprawie zaufali. Jej i Joshowi. Niechętnie wszyscy zebrani stwierdzili, że nie mają innego wyboru, jak zawierzyć im życie.
    Mama Mayi, najbardziej sceptycznie nastawiona do całego przedsięwzięcia, podeszła na sam koniec zebrania do swojej córki i odciągnęła ją na bok.
    - Jesteś pewna, że ten chłopak znaczy dla ciebie więcej niż Elessar? - zapytała. - Że jest wart takiego poświęcenia?
    - Mamo! - zawołała oburzona. - Nie możesz mnie stawiać w takiej sytuacji. Dobrze wiesz, że Adam to mój przyjaciel. Oddałabym życie, by móc go ratować. A Elessar... Wiem, ile znaczy i nie zamierzam go tak łatwo stracić... Po prostu mi ufaj, mamo.
    Kobieta przytuliła mocno blondynkę i pocałowała delikatnie w czoło.
    - Obiecaj, że będziesz ostrożna!
    - Zawsze, mamo. Zawsze.
    Rada nie pozwoliła wziąć jej udziału w wyprawie, więc pożegnały się i wróciła do swojego domu. Josh natomiast został dopuszczony, na osobistą prośbę Mayi, do eskapady, więc mógł zostać. Pani Shay przydzieliła mu pokój, który sąsiadował z pokojem blondynki, więc po zakończeniu narad razem udali się na górę. Stanęli na korytarzu i spoglądali sobie w oczy w wątłym świetle lampy.
    - Boisz się? - zapytała cicho. Josh, zaskoczony, uniósł do góry brwi i uśmiechnął się lekko.
    - Trochę - przyznał.
    - Czego? - Chciała wiedzieć.
    - Najbardziej chyba tego, że mój plan nie wypali albo, że nas zaatakują, zanim powiemy pierwsze słowo, które pozwoliłoby nam na rozmowę z Malcolmem. A ty?
    - Że stracę was wszystkich - szepnęła i przytuliła się do niego. Doskonale wiedziała, do czego zdolny był Malcolm. Mógł zrobić niemalże wszystko. Nie miał skrupułów. Robił wszystko, by osiągnąć swój zamierzony cel. A jego celem był Elessar.
    "Po trupach do celu." - Zaśmiała się gorzko w myślach. Miała nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie.

    Maya obudziła się przed budzikiem. Spała z trzy godziny, ale nie czuła się zmęczona. Wręcz przeciwnie, była gotowa do działania.
Maya
    W kuchni spotkała już jedzącego śniadanie Josha oraz pół żywego Shane'a, który próbował obudzić się mocną kawą. Po upływie kolejnych kilkunastu minut zjawili się już wszyscy, którzy brali udział w wyprawie. Oprócz nich mieli jechać mama Shane'a i kilku innych członków Zakonu, których blondynka nigdy w życiu nie widziała na oczy. Uzbrojeni w urządzenia, dzięki którym mogli się bez problemu komunikować, powsiadali do trzech aut. Do pierwszego załadowali się Josh, Maya i Shane a kierował jakiś nieznany jej członek Zakonu. Do kolejnych dwóch wsiedli wszyscy, których Maya nie znała oraz matka blondyna. Na dany im znak, ruszyli.
    Ich samochód jechał w środku, jakby pod eskortą pozostałych dwóch. Maya nie pamiętała, jaką drogę obrali jej porywcze, ponieważ przez przyciemnione szyby niczego nie widziała, ale wydawało jej się, że podróż trwała kilka godzin. Zastanawiała się teraz, czy siedziba Malcolma znajduje się gdzieś daleko od nich. Zgadywała, że tak. Wokół dworu widziała las i gęste zarośla, a czegoś takiego w ich okolicy nie było.
    Czując narastające przerażenie, starała się przestać myśleć choć na chwilę o czyhającym na nich niebezpieczeństwie. Skupiła uwagę na rozciągającym się dokoła pięknym widoku, który z każdym metrem zmieniał się. Za każdym razem, gdy na horyzoncie pojawiały się drzewa, coś ściskało ją w środku. Bała się, że już dotarli na miejsce, a ona nie była nadal gotowa na to spotkanie. Nie potrafiła wolno oddychać, momentami w ogóle brakowało jej tchu i myślała, że za chwilę się udławi. Serce biło jej jak oszalałe a dłonie zaczęły się pocić. Denerwowała się, mimo, że nie zaprzątała sobie myśli Gwardią.
    Shane siedział obok blondynki i spoglądał na nią co jakiś czas. Chciał coś powiedzieć, ale nie do końca wiedział co. Bał się, bo tuż przed nim znajdował się jej najlepszy przyjaciel, który wiedział o niej wszystko, nie chciał więc wyjść na głupka, palnąć jakąś gafę. I niby co miał powiedzieć? Pocieszyć? Zapytać, jak się czuje? To nie miałoby sensu. Więc zrobił najzwyklejszą rzecz na świecie - chwycił ją za rękę i uścisnął ją, dając jej tym samym do zrozumienia, że jest z nią. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie. Widząc całą sytuację  w lusterku, Josh już wiedział, że tych dwoje ma się ku sobie.
    Podróż okazała się wystarczająco długa, by ich dostatecznie wyczerpać. Gdy w końcu się zatrzymali, Mayę bolały plecy a kiedy się rozciągnęła, słyszała chrupnięcia w stawach. Rozejrzała się dokoła. Nic się nie zmieniło. Wielki dwór, górujący nad całą resztą otoczony gęstymi zaroślami, masywna brama i podjazd wyłożony płytami i kamieniami.
    Nie miała pojęcia, czego się spodziewała, ale widok tylu osób, zaskoczył ją. Wyglądali jak komitet powitalny. Z bronią skierowaną w ich stronę oraz zacieśniającym się kręgiem uzbrojonych gwardzistów. W tłumie nie dostrzegła Malcolma, ale kiedy pani Shay poprosiła o rozmowę z nim, pojawił się na schodach swojej twierdzy, mając u boku Nate'a i Toma. Wzdrygnęła się, przypominając sobie każdy sen z ich udziałem.
    - Proszę, proszę! Kogo my tu mamy? - Malcolm mówił cicho, ale i tak rozumiała każde jego słowo, mimo tak wielkiej odległości, która ich dzieliła. Powoli schodził w dół a za nim jego strażnicy oraz jedna zakapturzona postać, której sylwetka wyglądała znajomo. Intuicja podpowiadała jej, że doskonale zna tę postać, lecz nie potrafiła jej zidentyfikować. - Maya, kochana, stęskniłem się za tobą! - pożalił się tak naturalnie, że uwierzyłaby to. W innych okolicznościach uwierzyłaby we wszystko, cokolwiek by powiedział takim tonem. - Tak dawno się nie widzieliśmy! - Wyraził swój żal. Stał już u podnóża schodów. Maya i reszta jej towarzystwa zostali zmuszeni to tego, by zbliżyć się do niego, ponieważ krąg wokół nich robił się coraz mniejszy. Strażnicy stojący za nimi przysuwali się coraz bliżej. - Przyjechaliście odebrać Adama, prawda? - zapytał. Zabrzmiało to, jakby chłopak był małym dzieckiem na wakacjach, które się gdzieś zgubiło i teraz zmartwieni rodzice przyjeżdżają do ludzi, u których przebywał.
    - Gdzie on jest? - zawołała, stając naprzeciwko niego. Musiała unieść głowę do góry, ponieważ Malcolm był naprawdę dobrze zbudowany i niezwykle wysoki. W jego oczach dostrzegła błysk wrodzonej skłonności do bycia złym.
    - Nie tak szybko, skarbie. - Zaśmiał się. - Najpierw pokaż mi Elessar, Chcę mieć pewność, że mnie nie oszukasz.
    Maya niechętnie zdjęła wisiorek z szyi i, trzymając łańcuszek w zaciśniętej pięści, pokazała go mężczyźnie. Jak zahipnotyzowany, pochylił się ku niemu. Wyciągnął do niego rękę, chcąc go dotknąć, lecz blondynka zareagowała błyskawicznie. Zabrała mu sprzed nosa naszyjnik i schowała za plecami. Była pewna, że na razie będzie tam bezpieczny, ponieważ czuła ciepło bijące od ciał Shane'a i Josha, którzy stali tuż za nią.
    - Nie tak szybko - powtórzyła jego słowa, uśmiechając się. Cały strach nagle wyparował. Wreszcie poczuła się na miejscu, wiedziała, co robi, widziała cel, jaki jej przyświecał. Ryzykowała wiele, ale inaczej się nie dało, była tego świadoma. Odprężona i z błąkającym się uśmiechem na ustach, prowadziła z Malcolmem rozmowę. - Najpierw rozkaż swoim, by przyprowadzili tu Adama. Chcę wiedzieć, że nic mu nie zrobiłeś - zawahała się, choć miała nadzieję, że tego nie dostrzegł. Doskonale zdawała sobie sprawę, że wypróbował na chłopaku działanie swojego pierścienia. Podając warunki, chodziło jej raczej o to, że musiała go zobaczyć, musiała wiedzieć, że żyje, że ma dla kogo ryzykować.
    Mężczyzna machnął niedbale ręką. Dwóch strażników zniknęło w dworze, by po jakimś czasie pojawić się z ledwo idącym między nimi Adamem. Powłóczył nogami, czasami ludzie Gwardii go ciągnęli, lecz starał się iść ostatkiem swoich sił. Od razu dostrzegła jak bardzo wymizerniał. Zatkała usta dłonią, by nie westchnąć głośno z przerażenia. Zapadnięte oczy wpatrywały się w ziemię a gdy na chwilę podniósł wzrok, ujrzała w nim czysty strach. Przypomniała sobie, jak ona wszystko przeżywała po jednym dniu spędzonym w ich siedzibie. Chłopak siedział tu już niemal tydzień.
    Wychudł, był brudny, poszarpany. Na ubraniu i włosach dostrzegła zakrzepłe ślady krwi. Opuchnięte wargi domagały się zwilżenia czystą wodą, a włosy niemal pragnęły, by zbliżył się do nich grzebień. łzy stanęły w oczach Mayi, widząc jego postać, tak bardzo jej znaną, a jednak całkiem odmienioną. W pierwszym odruchu chciała pobiec i przytulić go, pomóc mu iść. W ostatniej chwili Josh przytrzymał ją, łapiąc ją w pasie ramionami.
    - Nie możesz - szepnął jej do ucha. Pokiwała głową, rozumiejąc, co miał na myśli. - Jeszcze nie teraz.
    - Jesteś potworem, Malcolm - powiedziała, przełykając łzy i ból. Strażnicy zostawili Adama chwiejącego się na nogach pod eskortą Nate'a i Toma. Chłopcy nie pomogli mu jednak, kiedy upadł. Patrzyli na niego niemal drwiąco, z wyższością. - Kiedyś mi za to zapłacisz - warknęła.
    - Elessar, albo twój przyjaciel umrze. - Uśmiechnął się. Dostrzegła, że zakapturzona postać wyłowiła spod peleryny łuk i teraz celowała w leżącą postać Adama. Maya wyciągnęła powoli rękę zza pleców. Ruszający się delikatnie wisiorek hipnotyzował swoim zielonym kolorem. Dziewczyna uniosła ramię, a gdy Malcolm wysunął dłoń co przodu, upuściła na nią swój największy skarb. Malcolm nie posiadał się z radości. Uśmiechał się szaleńczo, ściskając w pięści zielony naszyjnik. Zachwyceni członkowie Gwardii zaczęli się schodzić do niego, opuszczając broń oraz tracąc czujność. Korzystając z okazji, Shane i Josh podnieśli Adama z ziemi i zanieśli do auta, gdzie położyli go między blondynem a Mayą. Potem z zawrotną prędkością popędzili do domu.
    - Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał cichym, ledwie dosłyszalnym głosem Ad. Serce ścisnęło się Mayi w piersi, słysząc jego słaby głos.
    - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz -zapewniła go. - Malcolm nam za to wszystko zapłaci, już ja tego dopilnuje - odgroziła się.
   - Dlaczego oddałaś Elessar? - Adam odezwał się znów, jakby nie słyszał tego, co powiedziała przed chwilą Maya. Zaniepokojona, przejechała dłonią po jego włosach, próbując go uspokoić. Po chwili jego ciało się odprężyło, choć jeszcze kilka razy zadał to samo pytanie, na które Maya nie potrafiła odpowiedzieć.

~~~*~~~*~~~*~~~

    Hej, przyznam szczerze, że pierwszy raz od dłuższego czasu dobrze pisało mi się to opowiadanie ;) Sama nie wiem, jak wyszło, ocenę pozostawiam Wam, ale chyba jest dobrze ;)

sobota, 20 czerwca 2015

Informacja


Dobry wieczór! Jak już kiedyś wspominałam, zaczęłam prace nad nowym opowiadaniem. Nosi tytuł "Polowanie na magię" a na blogu właśnie pojawił się jego prolog. Jeżeli ktoś jest zainteresowany, serdecznie zapraszam ;) Podzielcie się ze mną wrażeniami, obserwujcie, jestem ciekawa, czy was zaintryguje ;)


    "Przed wiekami, jeszcze zanim rozpętała się wojna stuletnia, Wielką Księgę Wiedzy ukryto przed szerzącym się złem. Ci, którzy to zrobili, przepadli w niezwykłych okolicznościach; nikt więc nie wie, co tak naprawdę stało się z tą skarbnicą wiedzy. Do współczesnych czasów przetrwała tylko stara przepowiednia, która głosiła, że poszukiwań zaginionej księgi podejmie się siedemnastoletnia czarodziejka, zjednoczywszy uprzednio wszystkie wolne plemienia i na ich czele wyruszy w świat.
    Odkąd odkryto słowa Wyroczni, magiczna kraina łudzi się, że wybawicielka jest już blisko. Każda dziewczyna obdarzona zdolnościami czarodziejskimi ma obowiązek, w odpowiednim wieku, stawić się przed Wyrocznią, która oznajmi, czy ta dziewczyna dokona tych wielkich czynów.
    Do tej pory ta jedyna nie pojawiła się. Kiedy przybędzie? - to pytanie zadają sobie wszyscy.
    Zło, niegdyś uśpione, znów grasuje po świecie i również poszukuje księgi, by użyć jej do własnych celów.
    Kto okaże się pierwszy? Wybranka i jej mała armia czy wysłannicy zła? Kto wygra wyścig, którego ceną jest życie miliarda niewinnych istot?


    Polowanie na magię czas zacząć!"

sobota, 13 czerwca 2015

~43~


    - To musi być jakaś pomyłka - stwierdził kategorycznie Shane, wpatrując się w zielony naszyjnik jakby był zaklęty. Zdążył już wyśmiać Mayę za tak absurdalną myśl, przejść kilka razy przez jej pokój, by w końcu usiąść na łóżku naprzeciwko niej. Wcześniej długo czekał, by przyzwyczaić się do myśli, że należy do Zakonu. Teraz dziewczyna mówi mu, że jest jakimś potomkiem wielkiego króla, którego do niedawna nie znał nawet z legend. To dla niego zdecydowanie za dużo w krótkim czasie.
    - Ale nie jest - powiedziała uspokajająco, nadal się uśmiechając. Odkąd dowiedziała się prawdy, uśmiech nie opuszczał jej ust. Od niemal godziny próbowała przetłumaczyć blondynowi, że jest tak, jak ona mówiła, lecz on nie chciał jej słuchać. Spojrzała na niego niemal błagalnie. - Musisz mi zaufać. Wiem, co mówię - zapewniała go. Mimowolnie przybliżyła się do niego i położyła dłonie na ciepłych policzkach. Poczuła jak ciało chłopaka zadrżało pod wpływem jej dotyku.
    - Ufam ci - szepnął delikatnie, przysuwając się w jej stronę. Gdy milimetry dzieliły ich nosy od siebie, przymknął na chwilę powieki. Gdy znów na nią spojrzał, dostrzegła w jego oczach pewien błysk, który nakazał jej zrobić to, co zrobiła. Pochyliła się i pocałowała go. Shane uśmiechnął się, lecz nie był jej dłużny, natychmiast oddał pieszczotę. Nie okazał się niewinnym całusem; wręcz przeciwnie - długi, namiętny, pełen pasji i oddania pocałunek, który mówił wszystko, nawet to, czego ani Maya, ani Shane do tej pory nie byli świadomi.
    - Ufam ci - powtórzył jeszcze raz, gdy się od siebie odsunęli. - Ale to nie oznacza, że uwierzę we wszystkie bzdury, jakie mi powiesz - odezwał się zaczepnie lecz z przekonaniem. Uderzyła go delikatnie w ramie.
    - To nie jest śmieszne - odpowiedziała, poważniejąc. Serce nadal łomotało jej w piersi po tym, co się wydarzyło między nimi. Owszem, wcześniej całowali się już, lecz to, co działo się przed chwilą, nie mogło się równać z poprzednim razem. Było całkowicie inaczej. Nie miała pojęcia, na czym mogła polegać zmiana, lecz czuła, że coś się zmieniło. Miała jedynie nadzieję, że na dobre.
    Zasnęli, gdy na dworze zaczęło robić się jasno. Resztę nocy przegadali, nie wracając na razie do sprawy dziedzica. Maya wręcz modliła się, by Shane jak najszybciej przyzwyczaił się do nowej roli w całym tym bałaganie. Miała nadzieję, że zaakceptuje to, kim jest tak, jak to ona zrobiła.

    Przez kolejne dni nie udało się niczego ustalić ani wymyślić. Wszyscy wokół chodzili smętni, chłopcy w szkole wypytywali o Adama, a Shane i Maya zmuszeni byli do kłamstw. Taki stan rzeczy ogromnie ciążył, więc gdy przyszedł weekend, odetchnęli z ulgą. Choć nie na długo. Nadal wisiała nad nimi sprawa z Adamem.
    Przez te kilka dni pomiędzy Shanem i Mayą nie doszło do niczego więcej. Nie rozmawiali o tym, co zdarzyło się w tamtą noc; po prostu żyli dalej, chociaż blondynka przyłapywała się na tym, że coraz częściej spogląda na chłopaka jak na kogoś więcej niż na przyjaciela. Zaczęła też o nim odrobinę więcej myśleć. Nadal starała się bronić przed przeznaczeniem rękami i nogami, więc nie dopuszczała do siebie myśli, że chłopak jej się podoba, że może się w nim zauroczyła, lub co gorsza, zakochała. Wzdrygała się na samą myśl o tym, lecz gdy tylko wspominała ich pocałunek, robiło jej się przyjemnie a na usta wypływał błogi uśmiech.
Maya
    Na szczęście nie miała wiele chwil dla siebie, by po marzyć o Shanie. Cały wolny czas poświęcała temu, by wymyślić plan, dzięki któremu mogliby sprowadzić Adama z powrotem do domu. W sobotę rano postanowiła skontaktować się z Joshem - osobą, która jeszcze na ten temat się nie wypowiadała a mogła wiele wnieść do ich położenia. Poprosiła go, by przyjechał do domu blondyna. Chłopak oczywiście się zgodził i godzinę później siedzieli oboje w jej pokoju. Bardzo cieszyła się z ponownego spotkania. Brakowało jej ich wspólnych pogawędek. Nigdy nie rozstawali się na długo. Zawsze któreś w końcu dzwoniło i wyżalało się na wszystko drugiemu. Jednak w sytuacji, której się znaleźli, nie mogli tak uczynić. Na początku dlatego, że Maya nie znała prawdy, potem ze względu na to, że zbyt wiele się działo, a dziewczyna nie chciała zdradzać nieswoich sekretów. Teraz jednak nie widziała innego wyjścia. Jeśli on im nie pomoże, nie poradzą sobie sami. Ulżyło jej, gdy wyjawiła mu wszystko, ponieważ nigdy dotąd nie miała przed nim tajemnic - nawet to, co gdzieś usłyszała, niekoniecznie związane z nią, musiała z nim omówić. Taka już była. Ufała mu jak nikomu innemu i wiedziała, że chłopak nie zdradzi jej sekretów.
    - I co o tym myślisz? - zapytała w końcu, gdy Josh nie odzywał się przez jakiś czas. Przyglądała mu się uważnie. Był zamyślony. Nie chciała mu przeszkadzać, ale nie potrafiła wytrzymać już napięcia.
    - Przepraszam, musiałem to wszytko przemyśleć - odezwał się. Spojrzał na nią i uśmiechnął się. Był dobrej myśli i to napawało dziewczynę nadzieją, ponieważ gdyby powiedział, że nie widzi wyjścia, jak tylko się poddać, blondynka załamałaby się całkowicie. - Wydaje mi się, że wiem, co robić - powiedział niepewnie. Dziewczyna zerknęła na niego, nie spodziewając się, że tak szybko znajdzie rozwiązanie z tej jakże dramatycznej sytuacji.
    - Naprawdę? - Nic chciała uwierzyć. Pokiwał delikatnie głową, śmiejąc się pod nosem. - No to mów! - nalegała.
    - Zdaje mi się, że trzeba będzie oddać Elessar Malcolmowi - wyjawił swój zamysł po jeszcze krótkim zastanowieniu. Zaskoczona Maya nie wiedziała, co powiedzieć. Siedziała ogłupiała, wpatrując się w niego, jakby widziała go po raz pierwszy. Nie potrafiła uwierzyć w to, co jej zaproponował. Już chciała zaprotestować, gdy znów się odezwał. - Musimy to zrobić. Inaczej nie uratujemy Adama. A chyba na tym zależy ci najbardziej, prawda? To w końcu twój przyjaciel.

~~~*~~~*~~~*~~~

    Możecie mnie zabić, pozwalam Wam! Przepraszam, że rozdział taki krótki (a właściwie to chyba nawet rozdziałem nie można nazwać :/), ale... Nie mam nic dla swojej obrony! I dlatego jest mi przykro. Słońce i ciepło nie służą pisaniu, a przynajmniej nie kończeniu tej historii :/ Mam nadzieję jednak, że post był w porządku ;)
    Jeżeli chcecie przeżyć historię jeszcze raz, wpadajcie na wattpada, tam zaczęłam poprawiać opowiadanie ;) Już od początku znacznie go zmieniam, by poszło później w zamierzony przeze mnie kierunek :) Link macie nad datą dodania nowego postu ;)
Mrs Black bajkowe-szablony