piątek, 20 czerwca 2014

~20~


    Shane wstał bardzo wcześnie. Już wczoraj postanowił zrobić kolegom głośnią pobudkę. Głównie jednemu koledze, do którego cały czas miał żal o to, że pocałował ich przyjaciółkę. Wiedział, że dzisiejszego poranka nie będą mogli prawidłowo funkcjonować, głowa im będzie pękać, ciągle będą pić. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. I chcąc dać im nauczkę, zaplanował miłą dla niego pobudkę. Ustawił budzik na wpół do ósmej i wyszedł do łazienki. Z racji tego, że dzwonek nigdy nie mógł go dobudzić, ustawiał dźwięk najgłośniej jak się tylko dało. Z uśmiechem zaczął powoli myć zęby, nasłuchując. Gdy usłyszał pierwsze dźwięki budzika, wszedł pod prysznic i odkręcił wodę. Poprzez szum wody słyszał dzwoniący coraz głośniej telefon. Bez pośpiechu dokładnie się umył, następnie ubrał w niebieską koszulkę i czarne spodenki do kolan. Wytarł włosy ręcznikiem, który potem powiesił na grzejniku. Naciskając klamkę, usłyszał mamrotanie któregoś z kolegów i jego kroki.
    Pojawił się w pokoju w tym samym momencie, w którym Mark wyłączył jego budzik. Jak gdyby nigdy nic blondyn poszedł do szafy i wyjął z niej swoją torbę, szukając plecaka, który idealnie nadawał się do spełnienia kolejnego punktu jego małej nauczki. Kiedy w końcu go znalazł, przez przypadek upuścił na podłogę, powodując tym ogromny hałas. Przez chwilę sam zastanawiał się, co on tam trzyma.
    "A czy to ważne? - Zaśmiał się w duchu. - Najważniejsze, że chłopaki wymiękają."
    Rzeczywiście, chłopcy, nie mogąc znieść ogromnego hałasu, nakryli głowy poduszkami i kołdrami, pojękując i złorzecząc blondynowi. Ten tylko się uśmiechnął. Podszedł do okna, odsłonił je, wpuszczając do pokoju promienie słońca.
    - Stary, czy cię do reszty pogięło? - zawołał Adam, który najbardziej oberwał - tak jak to sobie zaplanował Shane.
    - Ale o co ci chodzi? - zapytał zdziwiony blondyn, spoglądając z uśmiechem na łóżko przyjaciela, gdzie, zamiast niego, zobaczył górę złożoną z kołdry, koca i poduszki.
    - Wiem, co robisz. Mam nadzieję, że jesteś zadowolony. Głowa mi pęka jak nie wiem co, nie musisz niczego więcej robić, żeby mi dać w kość. Nie wystarczy ci to, jak się teraz czuję?
    - Nadal nie mam pojęcia, o czym mówisz. Bredzisz jakieś głupoty. Najwidoczniej alkohol nie działa na ciebie zbyt dobrze.
    - Aha - mruknął tylko, przekręcając się na drugi bok.
    - Nie chciałbym was martwić, ale za dwie minuty śniadanie. A jeśli się na nim nie pojawicie, to pan Harris zjawi się w naszym pokoju. A wtedy, uwierzcie mi, nie będzie za wesoło.
    - Jak to za dwie minuty?! - krzyknął rozbudzony już Mark, wyskakując z łóżka jak oparzony. Jego śladem poszli pozostali. Shane nie mógł powstrzymać śmiechu, gdy patrzył na przyjaciół, którzy w harmidrze i bałaganie szukali czystych ubrań, kłócąc się o miejsce w wolnej! łazience.
    Wojnę wygrał Mark, więc Adam i Kevin zrezygnowani usiedli na łóżkach. Kevin sięgnął po butelkę wody i upił z niej spory łyk. Ad natomiast wziął do ręki telefon i odblokował go.
    "To teraz się zacznie..." - pomyślał Shane, nadal uśmiechając się pod nosem.
    Adam spojrzał na wyświetlacz, mrużąc oczy. Nie mogąc uwierzyć w to, co widzi, zerknął jeszcze raz. Na jego czole pojawiła się pionowa zmarszczka.
    - Dwie minuty, tak? Dwie minuty? A nie pomyliło ci się i zamiast tego chciałeś powiedzieć dwadzieścia? - zawołał Adam, wstając z łóżka. Zmierzył blondyna od góry do dołu, stojąc chwiejnie na nogach.
    - Naprawdę? Cóż, każdemu się może zdarzyć - zauważył z miną niewiniątka.
    - Nieważne - westchnął zrezygnowany pocierając palcami skroń.
    Miejsce Marka w łazience, gdy ten wyszedł, zajął Kevin. Mimo prysznicu chłopak nadal wyglądał, jakby męczył go kac. W tym wypadku nic mu nie pomogło. Nadal miał ciężkie powieki, które co chwila mu się zamykały, był strasznie blady, głowa go niemiłosiernie bolała i wzdrygał się za każdym razem, gdy usłyszał choć odrobinę głośniejszy dźwięk. Tolerował jedynie szept. A o tej porze dnia szept nie obowiązywał. Na korytarzu słychać było głośne nawoływania kolegów, szum pryszniców, pospieszne kroki, trzaskanie drzwiami. To zdecydowanie nie było ciche miejsce.
    - Idziemy! - ponaglił kolegów Shane, kiedy już wszyscy się ubrali i umyli. - Teraz na serio zostały nam dwie minuty!
    - Dobra, dobra. Już idziemy! - odparł Kevin, otwierając drzwi. Po kolei wyszli z pokoju. Mark, jako ostatni, zamknął drzwi na klucz.

    Dziewczyny siedziały już przy swoim stoliku, gdy do jadalni weszli chłopcy z pokoju z naprzeciwka. Wen, mimo tego, że siedziała przodem do drzwi, nie zaszczyciła ich ani jednym spojrzeniem. Chloe zerknęła na nich tylko na sekundę, by upewnić się, że to oni - ci nic nieznaczący dla niej znajomi. Diana obdarzyła wszystkich szczerym, nieśmiałym uśmiechem. Postanowiła, że nie będzie taka, jak jej przyjaciółki. Zależało jej na tym, by Maya w końcu się do niej przekonała i sądziła, że gdy będzie miła dla chłopców, to szybciej to osiągnie. Poza tym, nic tak naprawdę do nich nie miała. To jej przyjaciółkom zawsze coś nie pasowało.
    "W końcu muszę mieć swoje zdanie, nie?" 
    Maya również się uśmiechnęła, ale po chwili dotarło do niej, co wydarzyło się zeszłego wieczora. I znów myśli pobiegły własnym torem; kompletnie przestała je kontrolować. Chciała wszystko dokładnie przeanalizować, ale nie potrafiła zebrać argumentów, myśli, słów, wspomnień i nie mogła z nich skorzystać. A bardzo chciała. Bo nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Adam ją pocałował.
    Chłopcy pomachali do niej, szczerząc się od ucha do ucha, choć nie wyglądali zbyt zdrowo. Blondynka od razu znalazła przyczynę tego ich niemrawego wyglądu. Pokręciła głową ze zrezygnowaniem, trochę smutkiem i zawodem, spuszczając wzrok na swoje śniadanie. Ich widok sprawił, że odechciało jej się jeść. Już miała podziękować pozostałym i odejść, gdy Diana złapała ją za nadgarstek i pociągnęła ku sobie. Maya zmarszczyła czoło i pochyliła się ku niej jeszcze bardziej.
    - Widziałaś? - zapytała, szepcząc blondynce do ucha. Starała się nie wybuchnąć śmiechem, ale w kącikach jej ust czaił się uśmieszek.
    - Co? - zapytała blondynka.
    - Adama - sprecyzowała nieco zniecierpliwiona.
    - Tak. Co prawda wygląda... jak wygląda, ale...
    - A tam. - Machnęła ręką. - Pal licho kac! Chodziło mi raczej o jego ubranie. - Zachichotała.
    Maya przyjrzała się nieco uważniej strojowi kolegi. Akurat stał przodem do niej, lecz miała pewność, że jej nie widział, bo rozmawiał z chłopakami, przygotowując sobie śniadanie. Ubrany był zwyczajnie; biała bluzka z kolorowym nadrukiem, czarne spodenki - takie jakie nosił Shane. Z jedną różnicą. Blondyn na lewej nogawce z przodu miał biały pasek, a spodenki Adama tego paska nie miały. Zdziwiona Maya spojrzała na Dianę, lecz ta nakazała jej, by nadal patrzyła na Adama.
    Nic nie rozumiała. Pamiętała przecież, że i on, i Shane, i Mark mieli takie same spodenki, ponieważ grali w tej samej drużynie - to był ich strój do grania w piłkę nożną. Teraz nagle czymś się różnią?
    Adam odwrócił się bokiem do niej i nagle zrozumiała, z czego Diana się naśmiewała. Dołączyła do niej, nie mogąc powstrzymać chichotu.
    - Widocznie tak się wczoraj upili, że dzisiaj rano nie patrzył co zakłada, a raczej jak - wydusiła z siebie szatynka.
    - No wiesz, mogło być gorzej. Zamiast tył na przód, mógł założyć na lewą stronę - powiedziała Maya między kolejnymi napadami śmiechu. Wszyscy wokół patrzyli się na nie jak na idiotki, ale im to nie przeszkadzało. Nagle blondynce lżej się zrobiło na sercu. Teraz mogła wszystko. Zaczynając od naśmiewania się z kolegi razem z jej odzyskaną przyjaciółką.
    - Może trzeba mu powiedzieć? - zapytała po cichu Diana, gdy już się opanowały.
    - To idź. Jak dla mnie to może tak chodzić cały dzień - odparła Maya.
    - Ja? Myślałam, że ty pójdziesz. W końcu się ze sobą bardziej kolegujecie niż ja z nim...
    - Aktualnie się do niego nie chcę zbliżać - powiedziała, wstając od stołu.
    - Dlaczego? Co się stało? - spytała Diana, dołączając do niej. Szły razem przez jadalnię do wyjścia.
    - Trudno mi to wyjaśnić. Po prostu nie mam pojęcia, dlaczego czasami zachowuje się tak, a czasami inaczej. Nie mogę tego pojąć.
    - Wiesz, czasami chłopcy robią różne dziwne rzeczy, a my, dziewczyny, nie potrafimy tego zrozumieć. Tak już chyba musi być.
    - Kiedy ja chcę go zrozumieć. Wtedy łatwiej mi będzie... - przerwała.
    - Co ci będzie łatwiej? - dopytywała.
    - Się z nim kolegować, żyć, rozmawiać, przebywać w tym samym pomieszczeniu. A zważając na to, że chodzimy do tej samej klasy, jest to niezmiernie ważne. Dla mnie jest.
    Diana nic nie odpowiedziała tylko uniosła do góry brwi. Ale koleżanka nie mogła tego zauważyć, bo patrzyła przed siebie.

    Cały dzień starała się unikać chłopców, przede wszystkim Adama i Shane'a. Tero pierwszego dlatego, że nie wiedziała jeszcze, co o nim myśleć, a tego drugiego dlatego, że zacząłby rozmawiać o tym pierwszym, a tego nie chciała.
    Podświadomie czuła jednak, że do tego spotkania i tak dojdzie.
    Siedziała z Alex na huśtawce w ogrodzie, oglądając zdjęcia z wycieczki.
     - Są świetne! - pochwaliła dziewczynę. Co chwila wybuchały śmiechem, widząc różne osoby z ich wycieczki w różnych miejscach nad morzem. - To jest fajne! - zawołała Maya.
    - Tak, mi też się podoba, choć dziewczyny twierdzą, że mam je usunąć.
    - Dlaczego? Wyglądają strasznie słodko! - Zaśmiała się, a Alex do niej dołączyła.
    - Też im to mówiłam, a one nadal swoje. Upierają się, choć wiedzą, że ze mną nie wygrają.
    - Cześć! - usłyszały dobrze znany im głos. Podniosły wzrok i zobaczyły idącego w ich kierunku Adama, który trzymał ręce w kieszeniach.
    - Hej! - Uśmiechnęła się do niego Alex.- Co tam? - zapytała. Maya zauważyła, że nadal nosił spodenki tył na przód. Mimowolnie się uśmiechnęła.
    - Mi, możemy porozmawiać? - spytał blondynkę, ignorując pytanie koleżanki.
    - Nie widzisz, że jesteśmy zajęte?
    - Ale to bardzo ważne! Proszę!
    - To ja zostawię was samych - powiedziała Alex cicho, ulatniając się szybko. Maya posłała za nią groźne spojrzenie. Zapadła niezręczna cisza, którą po chwili niechętnie przerwała Maya, litując się nad chłopakiem.
    - Wiesz, że masz źle założone spodenki?
    - Co? - zapytał zdezorientowany, spoglądając w dół. - Faktycznie - stwierdził bez zająknięcia. Nie zaczerwienił się, nie dał po sobie znać, że ta sytuacja jakoś go speszyła, czy poczuł się niezręcznie. - No nieważne. Bywa i tak. Nie po to tu przyszedłem.
    - A po co?
    - Chciałem się zapytać, dlaczego mnie unikasz od rana. Zrobiłem coś nie tak? Bo jeśli tak to przepraszam, ale kompletnie nie pamiętam wczorajszej nocy. Gdy próbuję sobie cokolwiek przypomnieć to głowa boli mnie jeszcze bardziej niż teraz, więc już się nawet nie wysilam. To jak?
    - Ja... Serio? Nic nie pamiętasz? - zdziwiła się.
    - A jest co pamiętać?
    - Nie... To znaczy... Nic się takiego nie wydarzyło. - Czuła, że na jej policzki wypływają rumieńce.
    - Na pewno? - Chciał się upewnić.
    - Na pewno.
    - To dlaczego mnie unikasz? Chyba nie z powodu mojej garderoby? - zapytał, uśmiechając się pod nosem. Wymownie spojrzał w dół.
    - Wcale cię nie unikam. Tak po prostu akurat się złożyło...
    - Ta jasne, bo ci uwierzę. Ale nie lubię się z tobą kłócić, wiesz? Cały czas czuję, że w końcu ty i tak powiesz ostatni argument.
    - Bo ja zawsze mam rację - odparła. Teraz, gdy dowiedziała się, że Adam nic nie pamiętał z wczorajszej nocy mogła udawać, że nic się naprawdę nie wydarzyło. Choć przez chwilę nie musiała się martwić o wszystko. Choć przez chwilę znów mogła się śmiać z dowcipów przyjaciela.

    O dziewiętnastej miała rozpocząć się dyskoteka, więc już po obiedzie dziewczyny zaczęły się schodzić do swoich pokojów, by pomóc sobie nawzajem w wyborze stroju i makijażu.
Maya
    Wen i Chloe kategorycznie odmówiły udziału w tej zabawie, więc Diana i Maya przygotowywały się same. Wkrótce pojawiły się również Eve i Abby i już w czwórkę  sobie pomagały. Im więcej tym lepiej.
    Wszystkie wyglądały wspaniale. Zeszły na dół do sali, gdzie miała się odbyć dyskoteka po dziewiętnastej, bo doskonale wiedziały, że tak od razu impreza się nie rozkręci. Maya szła pierwsza, a tuż obok niej Diana. Obie uśmiechnięte od ucha do ucha, prowadziły się pod rękę.
Blondynka miała na sobie sukienkę, na którą składała się cętkowana góra i czarna, koronkowa spódnica.W dłoni trzymała czarną torebkę, a na nogach nosiła również czarne baletki z kokardką.Włosy zostawiła rozpuszczone, Diana je tylko odrobinę pofalowała.
    Szatynka ubrała się w spódniczkę w kwiatki, białą bluzeczkę i dżinsową kurtkę. W biodrach zapięła biały pasek, na nogi założyła kremowe sandałki. Włosy zostawiła rozpuszczone.

Eve
     Za nimi szły Eve i Abby. Eve założyła kremową spódnicę, koronkową bluzkę z długim rękawem i czarne baletki. Włosy związała w koński ogon na czubku głowy. Abby miała na sobie sukienkę, w której góra była biała a dół ciemnozielony. Tył sukienki był wydłużony. Dziewczyna do tego założyła złoty pasek i bransoletkę oraz kremowe buty na obcasie. Maya związała jej włosy w dobieranego warkocza.
    Gdy wkroczyły na salę, parę osób już tańczyło. Większość jednak stała w małych grupkach, rozmawiając ze sobą, lub słuchając muzyki. Alex wraz z Sam tańczyły na środku w rytm muzyki. Dziewczyny dołączyły do nich niemal natychmiast.
    - Adam się o ciebie pytał - zawołała Alex do Mayi, gdy tylko zbliżyły się do siebie.
    - Czego chciał? Powiedział? - spytała. Zanim Alex zdążyła odpowiedzieć, Ad podszedł do blondynek i poprosił Mayę do tańca. Dziewczyna zgodziła się. Akurat didżej puścił nieco wolniejszy kawałek. Maya położyła więc swoje ręce na ramionach chłopaka, a on swoje w jej talii. Kołysali się, nie patrząc na siebie. Po chwili Adam przybliżył się nieco do Mayi.
    - Przepraszam - powiedział jej do ucha.
    - Za co?
    - Wiesz, za co. Shane mi wszystko powiedział. O tym, co zrobiłem, jak zareagowałaś. Przepraszam. Nie powinienem był cię całować. Tylko dlaczego mi tego nie powiedziałaś, jak spytałem, czy zrobiłem coś źle?
   "Bo może wcale to nie było złe?" 
    - Bo.. ja... Widzisz, nie wiedziałam, co o tym myśleć. A ty potem powiedziałeś, że nic nie pamiętasz, więc zrozumiałam, że dla ciebie to nic nie znaczyło i dałam sobie spokój. To tylko jeden mały buziak, nic więcej.
    - Z opowiadania Shane'a wyglądało to na coś więcej niż mały buziak - odparł z uśmiechem. - Szkoda, że tego nie pamiętam. Miałbym choć jedno miłe wspomnienie z wycieczki. - Westchnął.
    - A to, kiedy wtryniłeś się do zdjęcia mi i Alex? Nie było miłe? - Zaśmiała się, choć wiedziała, jaka będzie odpowiedź.
    - Przecież wiesz, co mam na myśli. Maya, wiesz, odkąd tu przyjechaliśmy, dzieje się tyle dziwnych rzeczy. I coś mi podpowiada, że to nie koniec, ale chodzi mi o to, że w tym całym bałaganie, nie miałem czasu pomyśleć. A dużo się tego nazbierało. Aż w końcu dzisiaj, gdy mnie unikałaś przez cały dzień, zdałem sobie sprawę, jak ważne dla mnie jest przebywanie z tobą. Jak lubię z tobą siedzieć, rozmawiać, śmiać się. I wydaje mi się, że ty też to lubisz. Widzę, jak reagujesz, gdy jestem przy tobie. Od razu jesteś weselsza, uśmiechasz się, a to twój uśmiech i niebieskie oczy uwielbiam najbardziej. I kiedy tak sobie siedziałem sam jak palec, zrozumiałem, że nie mogę cię stracić, bo kto wie, co będzie, gdy wrócimy. Może będzie jak kiedyś. Ale ja tak nie chcę. Bo kiedyś ciebie przy mnie nie było. A teraz jesteś i chcę żeby tak zostało. - Adam pochylił się i złożył na jej ustach pocałunek. A ona nie protestowała, bo po tym, co jej powiedział, zdała sobie sprawę, że czuje dokładnie to samo co on. Że naprawdę jej na nim zależy. I że wiedziała już to od dawna, tylko po prostu nie potrafiła tego przyswoić.
    Przetańczyli ze sobą większość wieczoru, uśmiechając się do siebie, patrząc w oczy, czasami rozmawiając, ale wtedy wystarczało im po postu bycie ze sobą, dotyk ciał, delikatne pocałunki, oddech drugiej osoby na swojej rozgrzanej skórze.

 ~~~*~~~*~~~*~~~

Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how.
- Demons; Imagine Dragons

sobota, 7 czerwca 2014

~19~


    Po południu całą grupą wyszli na spacer. Było bardzo gorąco. Słońce przygrzewało mocno, jak w samo południe. Wiatru między zabudowaniami nie czuli. Dopiero, gdy wyszli na teren za budynkami, poczuli zbawienną bryzę, która rozwiała ich włosy ze spoconego czoła.
    Część dziewcząt porozsiadało się na przyniesionych kocach. Zamierzały się jeszcze trochę opalić, wykorzystując te ostatnie dni nad morzem. Wśród nich znalazły się Natalie, Caroline i Laura. Ściągnęły bluzki i krótkie spodenki, w których przyszły i, w samym bikini, położyły się na brzuchu, zakładając na nosy okulary.
    Adison razem z Alex robiły zdjęcia swoim przyjaciółkom, morzu, mewom, które przysiadywały na drewnianych belkach.Wszystkiemu dookoła.
    Chloe, Diana, Wen, Abby i Eve stały na mokrym piasku, który od czasu do czasu zalewały fale. Chłodziły sobie stopy w zimnej wodzie i podziwiały wspaniały widok, jaki rozciągał się wokół. Piękne, niebieskie, spokojne morze. Błękitne niebo z kilkoma bielutkimi chmurami, spokojnie płynącymi nad nimi. Jakieś żaglówki daleko na horyzoncie, surferzy, inni turyści, latające wszędzie ptaki. Było wspaniale.
    Chłopcy najpierw pochodzili trochę wzdłuż brzegu, co jakiś czas próbując wrzucić się nawzajem do wody. Gdy już oswoili się z temperaturą, weszli nieco dalej. Chlapali się, popychali, śmiali. Potem przez kilkanaście minut odbijali piłkę do siatki.
    Maya usiadła na piasku i patrzyła na całą ich wycieczkę. Uśmiechała się pod nosem co chwila, widząc, jak chłopcy zachowywali się jak dzieci. Po chwili podeszła do niej Alex.
    - Chodź, zrobimy sobie parę fotek, bo z tobą jeszcze żadnej nie mam! - zawołała, ciągnąc blondynkę za rękę. Wstała więc i pobiegła za koleżanką. Alex podała aparat Sam po czym przytuliła Mayę. Sam zdążyła zrobić jedno zdjęcie nim do dziewczyn przybiegł Adam. Wszedł w kadr, pomiędzy Alex a Mayę.
    - Też chcę z wami zdjęcie, ślicznotki! - Uśmiechnął się, obejmując obie koleżanki w talii. Dziewczyny próbowały go odepchnąć, lecz był dla nich zbyt silny.
    - Nikt cię tu nie zapraszał! - krzyknęła Alex. - Idź stąd, bo jesteś cały mokry!
    - Niemożliwe! Wyganiacie mnie? - Pokiwały głowami. - Zapamiętam to sobie - mruknął do siebie, spuszczając głowę.
    - Och, no dobra, jedno zdjęcie, niech ci będzie! - powiedziała Maya. Chłopak wyszczerzył się do niej jak głupi do sera.
    - Wiedziałem, ze mnie nie odmówisz - rzekł.
    - Ja i to moje dobre serce! - westchnęła blondynka teatralnie. Zaśmiali się we czwórkę.

    Do hotelu wrócili o zachodzie słońca. Zamiast zwykłej kolacji, mieli mieć duże ognisko, więc gdy tylko weszli do pokoi, szybko przebrali zmoczone ciuchy, oczyścili się z piasku, który poprzyklejał im się do ciał i poszli do ogrodu. Tam czekało już na nich sporych rozmiarów ognisko, poustawiane wokół niego ławki, kije oparte o wysokie drzewo, kiełbaski, pieczywo i talerzyki leżące na stole nieco dalej od ogniska.
    Pierwsi na jedzenie rzucili się chłopcy. Porozsiadali się na ławkach, zaczynając piec kiełbaski nadziane na kije. Dziewczyny, nie chcąc im przeszkadzać, podzieliły się na kilka grup i każda przycupnęła gdzie indziej. Jedna tuż przy ognisku, grzejąc się przy jego płomieniach, dwie kolejne na długich huśtawkach stojących nieco na uboczu.
Maya
    Maya należała do tej pierwszej grupy. Wpatrywała się w pomarańczowe iskierki ulatujące do nieba znad ogniska jak i na samo niebo - granatowe, bezchmurne, ale i bezgwiezdne. Zastanawiała się, jak to będzie, jak już wrócą do domu. Czy nadal będzie się kolegować z chłopakami? Miała taką nadzieję. Czy pogodzi się z dziewczynami? Wątpiła w to, ale bardzo tego pragnęła. Czy wszystko będzie w porządku? Teraz już na pewno nie, bo jej życie zmieni fakt, że dowiedziała się o swoim przeznaczeniu.
    "Ciekawe, co oznacza bycie Strażniczką. - zastanawiała się. - Co będę musiała robić? Co poznać? Coś zmienić? Na pewno! Ale się boję!"
    Bała się, choć sama jeszcze nie wiedziała, czego.

    Siedzieli przy ognisku, rozkoszując się ciepłem bijącym od płomieni. Wen, Chloe i Diana poszły już do pokoju. Maya kuliła się między Abby, a Eve. Naprzeciwko siedzieli Shane, Adam, Kevin i Mark, a obok nich uśmiechnięte od ucha do ucha trzy przyjaciółeczki: Natalie, Caroline i Laura. Śmiali się na całe gardło, a Natalie i Caroline nawet z nimi flirtowały. Bawili się wyśmienicie co chwila popijając z kartonowego pudełka od soku. Tylko Shane nie brał tego do ust.
    Maya patrzyła na nich spode łba. Była zazdrosna, choć nie dopuszczała do siebie tej wiadomości. Nie chciała być zazdrosna o chłopaków. Przecież nie byli jej własnością. Mogli robić co chcieli, z kim i gdzie chcieli. A jednak. Zazdrościła im tego, że potrafili się dobrze bawić. Ona nie potrafiła. Miała ochotę rozszarpać na strzępy te pożal się Boże psiapsiółki, ale jak na razie trzymała emocje na wodzy. Humor zepsuł się jej właśnie przez ten widok i zazdrość.
    Zaciskała mocno pięści. Czuła się chora. Nie miała ochoty na kiełbaskę czy chleb, które piekły się przed nią.
    Chciała iść do pokoju razem z Abby i Eve, lecz coś mówiło jej, że powinna jeszcze chwilę posiedzieć. Posłuchała tego wewnętrznego głosu lecz później bardzo tego żałowała i nie mogła przez to zasnąć.
    Gdy jednak wstała, by pójść do hotelu, na jej drodze stanął roześmiany Adam. Próbowała go wyminąć, ale jej nie pozwolił.
    - Hej! - zawołała. - Chcę przejść! - Gdy zrobiła krok w prawo, on szedł za nią. Śmiał się przy tym jak opętany. Parę razy powtórzyli te ruchy, lecz po chwili chłopaka znudziła ta gierka. Złapał Mayę za ramiona, pochylił się i złożył na jej ustach mokry pocałunek, przesiąknięty tanim alkoholem.
    Dziewczyna próbowała się wyrwać z jego uścisku, lecz nie dała rady. W końcu chłopak był od niej wyższy i silniejszy. Postanowiła przeczekać ten nagły przypływ namiętności, kładąc mu dłonie na klatce piersiowej.
    Po paru chwilach chłopak oderwał się od niej, uśmiechnął się, widząc jej zszokowaną minę i odwrócił się na pięcie, podśpiewując piosenkę ze Smerfów.
    Maya odprowadziła go wzrokiem. Podszedł do Shane'a i Marka, usiadł obok nich. Wyglądali na równie zaskoczonych co niebieskooka. Gdy jej wzrok napotkał spojrzenie blondyna, otrząsnęła się, widząc w jego oczach żal i smutek. Mechanicznym krokiem ruszyła w stronę wejścia do hotelu, mając pustkę w głowie i przygryzając dolną wargę.
    Gdy weszła do pokoju, nie było w nim Chloe. Diana i Wen siedziały z tabletem blondynki w rękach i rozmawiały o czymś zawzięcie. Maya usiadła na swoim łóżku. Dziewczyny zamilkły i podniosły na nią swoje spojrzenia.
    - Coś się stało? - zapytała Diana, która za wszelką cenę starała się pomóc przyjaciółce. Już przy śniadaniu wymieniły kilka uwag, więc pomyślała, że może i teraz się do niej odezwie.
    Maya pokręciła tylko głową, a gdy Chloe wyszła z łazienki, dziewczyna się w niej schowała. Ukucnęła, oparta plecami o białe drzwi. Dotknęła dłonią ust. Nadal czuła smak jego pełnych ust. Nie mogła o tym zapomnieć.
    Kiedyś jej się podobał. Ale to było dawno. Ponad dwa lata temu. Teraz nie wiedziała, co o tym myśleć. Był pijany, a ludzie pod wpływem alkoholu robią różne rzeczy, ale i mówią dużo prawdy. Przypomniała sobie, jak jej ojciec przychodził upity do domu i jak ją wyzywał i mówił, że jest do niczego.
    Zamknęła oczy, a pod powiekami zapiekły ją słone łzy. Pozwoliła im polecieć po policzkach. Wiedziała, że lepiej wyrzucić smutek niż tłumić go w sobie. Podkuliła nogi i zakryła dłońmi twarz. Siedziała tak dobrych parę minut. Z otępienia wyrwał ją dźwięk telefonu. Drżąca ręką wyciągnęła go z kieszeni i spojrzała na wyświetlacz. Miała nową wiadomość. Otworzyła ją i zaczęła czytać:
    "Tu wróżka Zefira! Znam Twoją przyszłość..!"
    Kliknęła szybko "usuń". Westchnęła, wstając. Podeszła do umywalki, spojrzała w lustro i się przeraziła. Wyglądała masakrycznie. Czerwone, opuchnięte oczy, rozmazany tusz, tworzący czarne podkówki pod oczami. Odkręciła kran i ochlapała zimną wodą twarz. Potem zmyła resztki makijażu. Wyglądała nieco lepiej. Potem rozebrała się i weszła pod prysznic, gdzie gorące krople wody spływały wzdłuż jej ciała, powodując, że dziewczyna drżała. Nieco się odprężyła.
    Gdy zakręciła wodę, na jej skórę wstąpiła gęsia skórka. Owinęła się puchatym ręcznikiem. Wysuszyła włosy i rozczesała je, układając odpowiednio grzywkę. Nałożyła na całe ciało krem i dopiero wtedy rozejrzała się w poszukiwaniu piżamy, lecz jej nie znalazła. Westchnęła i niechętnie otworzyła drzwi. Wyszła owinięta ręcznikiem, który minimalnie zakrywał jej uda. Podeszła do szafy, a rozmowy w pokoju ucichły.
    - Serio, nie krępujcie się, rozmawiajcie sobie o mnie, obgadujcie mnie, ja już sobie idę. - Wyrzuciła z siebie żal w tych kilku beznamiętnych słowach. Znalazła świeżą bieliznę i piżamę i już miała wracać, gdy zamarła, stojąc twarzą do pokoju. Na łóżku Diany siedziały jej koleżanki, a na jej materacu rozłożył się Shane, a obok niego Abby i Eve. Wszyscy patrzyli na nią. Ze zdziwieniem i rozbawieniem, zależnie od płci. Maya zarumieniła się i chciała uciec do łazienki, lecz Shane zwinnym ruchem zerwał się z łóżka i złapał ją za nadgarstek.
    - Przyszedłem zobaczyć, jak się czujesz - odezwał się, patrząc jej prosto w oczy. Zobaczyła w nich troskę i łobuzerskie iskierki.
    - Serio? - Chrząknęła, bo miała zachrypnięty głos. - Serio teraz chcesz o tym gadać? - Zerknęła przelotnie w dół.
    - Mnie to nie przeszkadza - mruknął.
    - Ale mnie tak, więc jeśli pozwolisz to przełożymy tę rozmowę na jutro, a najlepiej przełóżmy ją na takie tam nigdy - odparła, próbując wyrwać rękę z jego uścisku. Bezskutecznie.
    - Jak chcesz. - Wzruszył ramionami. - Ale serio - pochylił się do przodu - wszystko dobrze? Bo uciekłaś tak nagle z ogrodu...
    Maya wiedziała, że Shane widział to jak Adam ją pocałował i w duchu dziękowała mu za to, że nie wspomniał o tym przy dziewczynach. Pewnie i tak się o tym dowiedzą, ale teraz nie miała ochoty na dociekliwe pytania. Mimo wszystko nie zamierzała się mu zwierzać. Co miałaby mu powiedzieć? Że jego najlepszy przyjaciel pocałował ją bez jej zgody i że było jej źle? Miała kłamać?
    - Jest dobrze - powiedziała. - A teraz mnie puść, bo chcę się ubrać.
    - Nie wierzę ci. Widzę, że coś jest nie tak - szepnął jej do ucha. - Ale jest ci zimno, więc dokończymy tę rozmowę kiedy indziej.
    Musnął ustami jej policzek i ruszył do drzwi, uśmiechając się pod nosem.
    Maya dopiero po chwili otrząsnęła się z zadumy. Szybko wbiegła do łazienki i się ubrała. Gdy wróciła do pokoju, położyła się na łóżku i udawała, że śpi. Tak naprawdę myślała o wszystkim, co się wydarzyło. O pocałunku, o wspomnieniach, które tak nagle do niej wróciły, choć nigdy nie rozmyślała o ojcu, a tym bardziej nie płakała z jego powodu, już nie. O wizycie Shane'a. Nic z tego nie rozumiała. Ale czy była gotowa, by zrozumieć?

~~~*~~~*~~~*~~~


Mrs Black bajkowe-szablony