sobota, 25 kwietnia 2015

~40~

Maya

    Pod koniec tygodnia nieco się ochłodziło. Słońce tylko od czasu do czasu wyglądało zza deszczowych, ciężkich chmur a zimny wiatr dął nieustannie, rozwiewając włosy i porywając kapelusze z głów. Liście zerwane z drzew, wirowały w powietrzu, tworząc widowiskowe pokazy.
    W piątek od rana siąpiło. Maya, przyzwyczajona do upalnych dni, zmuszona została do wygrzebania z szafy cieplejszych ciuchów, których u Shane'a nie posiadała zbyt wielu.
    Pogoda sprawiła, że każdy bez wyjątku miał gorszy humor. Shane jakby wstał lewą nogą' odkąd tylko pojawił się w kuchni na śniadanie, odburkiwał coś pod nosem, gdy ktoś się do niego odezwał. Nawet zwykle uśmiechniętą blondynkę dopadła tego dnia chandra. Nic jej się nie chciało, a już zwłaszcza wstać do szkoły. Zmusiła się jednak do tego, tak samo jak Shane'a, który co chwila pomrukiwał, że nie ma już po co wychodzić z domu. Dziewczyna siłą zawlokła go do autobusu a potem odprowadziła pod klasę jak przedszkolaka.
    - Widzimy się później! - zastrzegła i odeszła, zostawiając chłopaka z przyjaciółmi.
    Idąc do sali, w której odbywała się jej pierwsza lekcja, przypadkiem natknęła się na Adama i Marka. Obaj wracali z szatni, dyskutując o czymś zawzięcie. Gdy tylko zobaczyli dziewczynę, zamilkli. Adam przez sekundę patrzył jej prosto w oczy a następnie spuścił wzrok i wpatrywał się w niesioną reklamówkę.
    - Hej, Maya! - przywitał się wesoło Mark. - Właśnie gadaliśmy o tym, że powinniśmy na wuefie zagrać na dworze w siatkówkę, dziewczyny na chłopaków. Co ty o tym myślisz? - zapytał. Blondynka przeniosła swoje spojrzenie z bruneta na niego.
    - Tak, to dobry pomysł - poparła. - Słuchaj, zostawiłbyś nas samych? Chciałabym pogadać z Adamem - poprosiła. Mark, od razu wyczuwając sytuację, odszedł, zerkając jeszcze dyskretnie na przyjaciela. Adam znów patrzył na Mayę, zaskoczony jej prośbą. Nie odezwał się jednak ani słowem, dopóki Mark ich nie opuścił. - Co tam? - zadała pierwsze pytanie, jakie jej wpadło do głowy. Co prawda od dłuższego czasu planowała tą rozmowę, ale gdy przyszło co do czego, to nie wiedziała, od czego zacząć.
    - Dobrze - odpowiedział. Wyczuła w jego głosie napięcie. - Słuchaj, ja naprawdę chciałbym...
    - Wiem - przerwała mu. - Po prostu mi ciebie brakuje - przyznała ze smutkiem. - Nie mogę przyzwyczaić się do tego, że ciebie już nie ma przy mnie. To takie dziwne, ty też tak masz?
    Przytaknął niepewnie głową. Nie miał pojęcia ani co zrobić, ani co powiedzieć. Stali tak po prostu na korytarzu i wpatrywali się w siebie. Oboje wiedzieli, że to, co między nimi było, w jakiejś części zepsuło ich dawną relację i już nigdy nie poczują się w swoim towarzystwie tak jak kiedyś. Wierzyli jednak, że mimo wszystko, uda im się pozostać przyjaciółmi. Starali się, próbowali. Ale co z tego wyniknie?
    - Zastanawiałam się, czy to, co powiedziałeś Alex to prawda? - wypaplała po chwili.
    Zawahał się. Zauważyła to doskonale. Obserwowała go przez cały czas, by właśnie takie coś zobaczyć. Po chwili dopiero pokiwał głową.
    - Nie powinienem zachowywać się jak dzieciak - przyznał. - Czas dorosnąć. Nie udało się, trudno. Żyjmy dalej. Wiem, że będzie trudno, ale może się uda - powiedział, spoglądając jej głęboko w oczy. Zobaczyła w nich smutek, ale też pewnego rodzaju dojrzałość, o której mówiła przyjaciółka. - A co tam... u was? - zapytał ostrożnie. Zaskoczyło ją to pytanie, więc nie od razu odpowiedziała. Musiała sobie najpierw uzmysłowić, o kogo chodziło chłopakowi.
    - U mnie i Shane'a? - chciała się upewnić. Gdy skinął głową, kontynuowała. - Chyba okej. Uważam - odważyła się - że powinieneś porozmawiać też z Shanem. To w końcu twój przyjaciel, na pewno się o ciebie martwi.
    - Powiedział ci to? - zapytał z niemałym zaskoczeniem.
    - Nie, tak właściwie to nie gadaliśmy o tobie dawno, ale jestem pewna, że przykro mu, że się do niego nie odzywasz. Może... Skoro z nami jest już okej, to może też z nim...?
    Adam zamyślił się. Na czole, pod delikatnie opadającymi na nie niemal czarnymi włosami, pojawiła się mała zmarszczka. Miała ochotę odgarnąć niesforne kosmyki z jego twarzy, ale, z wiadomych powodów, nie zrobiła tego.
    - Spróbuję. Spróbuję, ale niczego nie obiecuję - powiedział cicho, spojrzał na nią ostatni raz i, nie mówiąc już nic, odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając ją samą z głową pełną kotłujących się myśli.

    - Dlaczego nie chcesz powiedzieć o tym incydencie mojej mamie? - zapytał ją po raz setny. Maya westchnęła. Tłumaczyła mu już wiele razy, ale postanowiła zrobić to jeszcze jeden.
    - To nie było nic poważnego. Po prostu mieli mnie sprawdzić. Tak naprawdę nic o mnie nie wiedzą - zapewniła, próbując uśmiechnąć się bardziej wiarygodnie. - Nawet nie mają pewności, że jestem Strażniczką. Poza tym to już się nie powtórzy. Teraz będę o wiele bardziej ostrożniejsza.
    Siedzieli w kuchni i kończyli jeść obiad. Od jednego do drugiego, Shane znów zaczął drażliwy dla niej temat. Nie chciała kolejny raz tego wałkować, próbowała zapomnieć, ale nie potrafiła. Było to zbyt świeże, zbyt realne wydawało się zagrożenie, by je zignorować.
    - I obiecujesz, że nigdzie nie będziesz chodziła sama? - zapytał. Pokiwała tylko głową. Właśnie taki był jej plan. Wierzyła, że gdy będzie otoczona mnóstwem ludzi, nic jej nie zrobią. Chciała również w jakiś sposób uspokoić Shane'a. Naprawdę się o nią martwił i doceniała to, ale tę partię powinna rozegrać sama.
    - Rozwaga i ostrożność to moje drugie imię, nie pamiętasz? - zawołała ze śmiechem, próbując rozładować atmosferę.
    - Ja nie żartuję - odezwał się poważnie.
    - Ja też nie - westchnęła zrezygnowana. - Wiem, że masz jak najlepsze intencje, ale nie możesz mnie przed wszystkim obronić albo wszystko za mnie zrobić. Pewne sprawy powinnam załatwić sama.
    Spojrzał na nią ze smutkiem. Odczuł to niemal jak odtrącenie. Nie potrzebowała jego pomocy...
    Widząc jego minę, dziewczyna od razu zrehabilitowała się.
    - Oczywiście, gdy już pozałatwiam strażnickie sprawy, przyjdzie czas na Gwardię i tutaj mam nadzieję, będę mogła liczyć na twoją pomoc?
    - Jasne - odparł niemal od razu. Spojrzał na nią uważnie, delikatnie się uśmiechając.
    - To fajnie. - Odetchnęła niemalże z ulgą. Dobrze było wiedzieć, że miała na kim polegać. - Powinnam już iść - powiedziała po chwili milczenia.
    - Na pewno nie potrzebujesz pomocy? - chciał się upewnić. Maya pokręciła z uśmiechem głową.
    - Ale gdy tylko się coś zmieni, ty jako pierwszy się o tym dowiesz - zapewniła. - A teraz idź już, podobno miałeś spotkać się z chłopakami. Nie chcę, żebyś przeze mnie się spóźnił - ponagliła go.
    - Do zobaczenia! - zawołał, znikając za drzwiami wejściowymi. Maya spoglądała w tamtym kierunku jeszcze kilka dobrych minut. Upewniwszy się, że chłopak na pewno odszedł, powędrowała na górę.

    Jak co piątek wyruszyli do domu Gundara, by zdać sprawozdanie z poczynań, pochwalić się sukcesami albo zebrać burę za źle wykonane zadanie. Obawiali się tej wizyty. Zastanawiali się, czy szpieg Malcolma doniósł już mu o ich niepowodzeniu wtedy, pod szkołą, kiedy ich nakryto. Mieli nadzieję, że nie zdążył się z nim skontaktować.
    Droga zajęła im kilka godzin. Przez większość czasu nie odzywali się do siebie. Siedzieli cicho - Nate całkowicie skupiony na jeździe, Tom słuchając muzyki płynącej ze słuchawek, które miał na uszach. Obaj w przeciwsłonecznych okularach, poważni, nawet na siebie nie spojrzeli.
    Wysiadając z auta przed domem, Tom poczuł, jak po jego plecach przebiegają dreszcze. Zerknął w stronę brata, który nie dał po sobie poznać, że się czegoś obawia. Chłopak jednak znał go za dobrze i za długo, by nie wyczuć napięcia, które owładnęło jego ciałem. Podążył za nim niczym cień.
    Weszli do zimnego korytarza. Drzwi zamknęły się za nimi, odcinając ich od reszty świata. Skierowali się od razu do gabinetu Malcolma, jednak go tam nie zastali. Zdziwieni, powędrowali dalej. Weszli do swojego pokoju, lecz tam również nie zastali Xaviera. Postanowili więc odwiedzić bibliotekę.
    Wśród miliona zbiorów ksiąg i zwojów odnaleźli w końcu Gundara i ich współlokatora. Dopiero od nich dowiedzieli się, że przywódca wyjechał na kilka dni. Niemalże odetchnęli z ulgą. Zdawali sobie sprawę, że skoro nie ma Malcolma, bezpośrednio podlegali Gundarowi. Rozsiedli się więc naprzeciwko niego przy długim stole.
    - Jak przypuszczam, przyjechaliście zdać raport? - upewnił się starzec. Nate skinął głową. - A więc słucham.
    Niechętnie opowiedzieli mu o ich wpadce. Dodali jednak, że dzięki temu Maya ujawniła się i mają pewność, że jest Strażniczką. Przez czas trwania opowieści na twarzy nauczyciela pojawiały się różne emocje - od zdziwienia, przez złość, smutek, zdenerwowanie czy zawód. Na koniec jednak na jego usta wypłynął uśmiech. - A jednak to ona - szepnął. - Nie pomyliłem się! - odparł zadowolony. Spojrzał w oczy najpierw jednego, następnie drugiego z braci. - Ale wy postąpiliście źle, ujawniając się tak szybko.
    - Ale co to zmienia? Przecież i tak już wie o Gwardii? Przesłuchiwaliście ją. Co to zmieni, że wie o nas? - chciał wiedzieć Nate.
    - A chociażby to, że teraz nie będziecie mogli się bezpiecznie obok niej kręcić - odparł wkurzony. - A powinniśmy mieć przy niej kogoś, komu możemy zaufać. Kogoś młodego, kto mógłby wtopić się w tłum. Ale wy już będziecie dla niej zbyt rozpoznawalni - westchnął. - Jednak to nie ja powinienem zdecydować o tym, czy was oddelegować od tego zadania. Ta decyzja należy do Malcolma. A że go nie ma, wydaje mi się, że możecie jeszcze wrócić i z daleka jej pilnować. Może akurat nikomu się nie poskarżyła. Czy coś jeszcze jest, co macie do powiedzenia? - Przyjrzał im się uważnie. Wyglądali na zdenerwowanych i spiętych, ale gdy tylko usłyszeli, że mogą wrócić, odprężyli się.
    - Skończył nam się proszek - odezwał się ostrożnie, konspiracyjnie Tom.
    - A przydałaby nam się jeszcze jedna porcja - zauważył Nate. Xavier przysłuchiwał się tej rozmowie uważnie. Do tej pory rozumiał niemal wszystko, znał sprawę Mayi, może nie ze szczegółami, ale nie był również zielony. Jednak gdy rozmowa zboczyła na temat tajemniczego proszku, zgłupiał całkowicie.
    - O jakim proszku mówicie? - zapytał ostrożnie, spoglądając to na swoich kolegów to na Gundara.
    - Chłopcy dostali ode mnie unikatową rzecz. Cerussa. Niezwykle rzadka i niespotykana substancja. Bardzo trudna do przyrządzenia. Sprawia, że wchodzisz do snu wybranej osoby i kierujesz nim. Czasami można przenieść daną osobę do miejsca, w którym się chce, żeby była, czasami tylko po prostu śledzimy i ingerujemy wydarzenia w snach.
    - A my dzięki temu straszyliśmy Mayę. Rozmawialiśmy z nią jakiś czas temu - dopowiedział Tom.
    - Kazałem wam tego używać w najgorszym wypadku. To nie jest zabawka. Wspominałem wam też o skutkach ubocznych zbyt częstego używania proszku - odparł surowo. Młodszy z braci wzdrygnął się na wspomnienie tamtej rozmowy. Na starszym nie zrobiło to jednak większego wrażenia. - Nie dostaniecie już więcej. Niewiele mi tego zostało a do przyrządzenia kolejnej są potrzebne specyficzne warunki atmosferyczne, które nie powtórzą się przez kilka kolejnych lat - wyjaśnił.
    Nate nastroszył się jeszcze bardziej. Nie powiedział nic, ale z jego miny Gundar spokojnie mógł wywnioskować, że był niezadowolony odpowiedzią.
    - Powinniście już wracać - zasugerował nauczyciel. - Nie możecie jechać po nocy, to niebezpieczne, więc lepiej, żebyście przed północą byli już w mieście.
    Tom pokiwał posłusznie głową. Pociągnął za rękę swojego brata i razem wyszli z biblioteki. Nate już na korytarzu wyszarpnął ramię z uścisku Toma.
    - Sam sobie poradzę. Nie musisz mnie prowadzić - warknął do niego. Tom podniósł dłonie w geście poddania się. Co więcej mógłby zrobić?

    Maya jak zwykle, siedząc w bibliotece, wyciągnęła parę pozycji, które ją zainteresowały. Rozłożyła się na stoliku i zaczęła przeglądać je po kolei. Z nowym zapałem kartkowała pierwszą książkę. Nie znalazła w niej nic ciekawego, więc sięgnęła po drugą. W momencie, gdy ją podniosła, wypadła z niej pojedyncza kartka i sfrunęła na podłogę. Schyliła się, by ją podnieść. Rozłożyła ją a stole i przybliżyła do niej lampę, by więcej widzieć. Zaskoczona odkryciem, nie potrafiła uwierzyć w to, co znalazła. Oczywiście to nic związanego z jej snami, ale również ważnego! Uradowana, zaczęła czytać napisany staroangielskim językiem tekst. Nie wszystko zrozumiała, więc postanowiła zorganizować sobie słownik archaizmów. Przeszukała bibliotekę wzdłuż i wszerz nim odnalazła mały słowniczek ze starymi wyrazami, których od dawna nikt nie używał.
    Złożoną kartkę i słownik przemyciła do swojego pokoju pod bluzką. Gdy się już w nim znalazła, znów na nią spojrzała. Tytuł, napisany w esperanto zrozumiała doskonale, mimo, że nigdy nie uczyła się tego języka. "Heredanto Elesar" - tak brzmiał tytuł. Z bijącym sercem i uśmiechem na ustach, zabrała się do rozszyfrowania tej części tekstu, z której kompletnie nic nie zrozumiała.

~~~*~~~*~~~*~~~

    Heej, jak tam Wam mija cieplutki weekendzik? Kolejny będzie taaaaki długaśny!! <3 do środy nie chodzić do szkoły - bezcenne *,* Dziękuję maturzystom, którzy piszą testy! *,* No i już życzę Wam wszystkim powodzenia! :)
    Jak tam rozdział? Piszcie, co o nim sądzicie ;) Czy Was w którymś momencie zaskoczyłam, czy może wręcz przeciwnie? No i zapraszam wszystkich, którzy jeszcze nie zapoznali się z miniaturką na poprzednią notkę "Fakt autentyczny" ;)

sobota, 11 kwietnia 2015

Fakt autentyczny,

czyli jak szybko stracić najlepsze przyjaciółki. 

Od bardzo dawna zastanawiałam się, jak ukazać postacie Chloe i Wendy w tym opowiadaniu. Bo historia ta okazała się odbiegać od wątku ich przyjaźni z Mayą (i bardzo dobrze, bo nie o to mi chodziło), ale wydaje mi się, że pewne sprawy potrzebują wyjaśnienia; czuję, że powinnam coś do tego dopowiedzieć. Odrębnego rozdziału nie chciałabym tworzyć, dlatego postanowiłam napisać króciutkie miniaturki, które, mam nadzieję, postawią w odpowiednim świetle przyjaźń dziewcząt i to, dlaczego stało się tak a nie inaczej.

A do stworzenia jednej z nich, zainspirowała mnie rozmowa z jedną dziewczyną, nie wiem, czy się pomylę, jeżeli powiem, że moją byłą przyjaciółką. Dzięki niej zauważyłam, dlaczego tak silna więź może tak nagle zniknąć. A może tej silnej więzi wcale nie było?

Zapraszam serdecznie do przeczytania miniaturek! ;)


Strach się bać! 


   Maya siedziała w pokoju i przeglądała zdjęcia, których miała mnóstwo na laptopie. Za oknem hulał chłodny wiatr, do tego od kilku minut padał ulewny deszcz. Atmosfera na dworze sprzyjała humorowi, jaki udzielił się dziewczynie. Blondynce wzięło się na wspomnienia. W jej głowie co rusz pojawiały się różne scenki, każda związana z innym wydarzeniem, które zostało uwiecznione na fotografii.
    Jedno zdjęcie szczególnie lubiła. Nie pamiętała, kiedy dokładnie zostało zrobione, ale wydawało jej się, że mogło to być w zeszłe wakacje lub jeszcze pod koniec roku szkolnego. Zawsze uwielbiały się wygłupiać, stroić śmieszne miny, zakładać na siebie to, w co normalnie by się nie ubrały. Robiły ostry makijaż, czasami przesadzony i tańczyły się, wygłupiały i uwieczniały te chwile na zdjęciach.
    Wspominając tamte czasy, jej myśli wybiegły do Wendy. Zaczęła zastanawiać się, co robiła koleżanka, jak się czuła, co chodziło jej po głowie. Pragnęła ją o to wszystko wypytać niemal od razu, lecz gdy sięgnęła po telefon, zamarła. Przeoczyła jeden mały szczegół. Przyjaciółka się do niej nie odzywała, pewnie nie chciała mieć już z nią nic wspólnego. Zawiedziona i smutna powróciła do przeglądania zdjęć lecz z o wiele mniejszą pasją niż wcześniej.
    Nie skupiała już tak wielkiej uwagi na tym, co widziała na monitorze laptopa. Mimowolnie zaczęła zastanawiać się, jak to wszystko by się potoczyło, gdyby jakoś inaczej pokierowała sprawą z dziewczynami. Czy byłoby tak, jak dawniej? Jak kiedyś? Czy chciała do tego wrócić?
    Zdecydowanie na wszystkie pytania odpowiedziała wielkie "NIE". Nic nigdy nie jest takie samo po pewnych wydarzeniach. I wiedziała, że i tym razem reguła sprawdziłaby się. Każde doświadczenie zmienia człowieka.
    Zdawała sobie również sprawę, że nie pragnęła tego, co było kiedyś. Owszem, chciałaby się dogadywać z Wen i Chloe, ale do tej pory tak wspaniale nie układało jej się z Shanem i Adamem oraz z resztą jej klasy. Uwielbiała te kontakty i nie zamieniłaby je na nic w świecie. Za bardzo czuła się w końcu zrozumiana i akceptowana.
    Mimo wszystko brakowało jej rozmów, zwłaszcza z Wen, z którą to potrafiły przegadać całe noce o wszystkim. To ona zawsze była przy niej, gdy ta potrzebowała wsparcia w związku z chłopcami. I teraz, gdy Maya miała dylemat, dziewczyny nie było przy niej. Czuła nieodpartą chęć opisania tego, co jej leży na sercu. Włączyła więc program do pisania w laptopie i zaczęła pisać to, co chciałaby powiedzieć Wendy.

   "Hej, przepraszam, że o tak późnej porze, ale mam dzisiaj taki wieczór przemyśleń i po prostu musiałam. 
    Nie wiem, czy zauważyła, ale się od siebie oddaliłyśmy. I to bardzo. Już nie jest tak, jak kiedyś. Obie się zmieniłyśmy. Tak dawno ze sobą nie rozmawiałyśmy... Coś się popsuło. Zaczęłam zastanawiać się nad przeszłością, nad tym, co było, co schrzaniłam. Nie mam pojęcia, kto w naszej relacji zawinił - zapewne wina leży gdzieś pośrodku, jak zwykle. Ale to przecież nie o to chodzi, by zwalać teraz na siebie nawzajem winę. Nie po to też piszę. Chciałabym Tobie, tak samo jak sobie same, przypomnieć, jak to było kiedyś. 
    Pamiętasz, jak było na początku? Zawsze mnie do wszystkiego motywowałaś, trwałaś i wspierałaś nawet wtedy, a zwłaszcza wtedy, gdy popełniałam błędy. Zawsze we mnie wierzyłaś jak nikt inny. Dopełnialiście się z Alyss i Joshem. Mogłyśmy przegadać cały dzień a i tak miałybyśmy jeszcze mnóstwo tematów. Dzięki Tobie wiele się nauczyłam... I gdzie to wszystko? tak nagle zniknęło? 
    Nie mam pojęcia, w którym momencie tak naprawdę coś się zaczęło dziać. Pamiętam, że zaczęłaś interesować się Japonią i jak się cieszyłyśmy, że każda z nas ma jakieś państwo, które zwiedzi, jak będzie dorosła. Doskonale to pamiętam, a ty? 
    Potem przerzuciłaś się na Koreę a z czasem dołączyła do Ciebie Chloe. I wkrótce już w waszym towarzystwie czułam się niepotrzebna, niechciana. Jakbym komuś przeszkadzała... Więc zaczęłam więcej czasu spędzać z dziewczynami... a czasami wolałam być po prostu sama. 
    Ale ja spoglądam na to z mojej perspektywy, ty możesz mieć inne zdanie, chętnie dowiedziałabym się, jakie stanowisko zajęłabyś w tej sprawie. 
    To prawda, że czasami nie reagowałam na wyciągniętą dłoń, ale taka już jestem. Nie chciałam was zamartwiać, zepsuć dobrej zabawy, powiedzieć okrutnej prawdy, że czuję się odtrącona. Poza tym naprawdę nie potrafię rozmawiać o swoich uczuciach. Niewielu powiedziałam prawdę. Z pozoru może wydaję się otwartą dziewczyną, ale tak naprawdę rzadko i niechętnie przyznaję się, jak jest w rzeczywistości. A rzeczywistość jest szara i smutna. 
    Zdawałam sobie również sprawę, że nie widziałaś, że coś się działo. Może nie chciałaś widzieć. Nigdy wprost nie powiedziałaś mi, co ci się w moim zachowaniu nie podoba. Chyba nawet nie starałaś się ze mną szczerze pogadać, Teraz może jest już za późno. Wiedz jednak, że nie zapomniałam o Tobie. Prawie codziennie przed zaśnięciem zastanawiam się, co u Ciebie słychać, wiedząc, że gdybym napisała to odpisałabyś mi tylko to, co robisz aktualnie. A ja jestem ciekawa całego Twojego życia. Wszystkich uczuć. Mogłabyś mi godzinami opowiadać, a mnie by to nie znudziło, bo naprawdę ciekawi mnie, co u Ciebie. Ale nie napisałam też wcześniej do Ciebie, bo się bałam. Może tego, że mi nie odpiszesz, nadal będąc na mnie zła. Nie zniosłabym chyba, gdybyś jednak odpisała i zaczęła opowiadać o tych swoich koreańskich zespołach. Bo ja czuję do nich ogromny żal, bo, nie wiedząc, kogo obwiniać za nasz urwany kontakt, obwiniałam je. 
    Teraz już mi nie zależy. Po prostu się stęskniłam, tak najnaturalniej w świecie. A gdy słyszę od Diany, że o czymś tam pisałyście, przypomina mi się, że Ty zawsze miałaś dla mnie mało czasu... Nigdy długo nie pisałyśmy, nie rozmawiałyśmy, gdy nie byłyśmy blisko siebie.
    Myślisz czasami o mnie? Czy można być przyjaciółmi, mimo tego, że się z kimś w ogóle nie gada? Nie wie się, co u drugiej osoby? czy to ma jakiś sens, że ja Ci teraz wszystko opowiem? Nie mam zielonego pojęcia... Czy warto? 
    Chciałam Cię jedynie przeprosić za wszystkie błędy, które popełniłam. Tylko tyle..."

    Obiecała sobie, że nie uroni już ani jednej łzy. Niestety, nie dotrzymała obietnicy. Pisząc tę wiadomość zapłakała nie raz, nie dwa. Tak strasznie tęskniła za kimś, kto okazał się być niewart miłości, jaką go obdarzyła. Już nie łudziła się, że coś diametralnie się w ich stosunku zmieni. Musiałby się stać cud, żeby dziewczyny nagle schowały dumę do kieszeni i przyznały, że jednak czasami nie zauważały, że Maya po prostu nie lubi słuchać o tylko ich problemach, że nie interesują jej dylematy związane z kpopwymi zespołami. Że nie czuła się wśród nich już jak wśród najlepszych, niezastąpionych psiapsiółek. Jak się okazało, znalazły się inne osoby, które doceniły oddanie blondynki. I tylko ta myśl podtrzymywała ją na duchu.


Bo czasem trzeba odpłacić pięknym za nadobne


   Maya, jak chyba każdy prowadzący własnego bloga, miała swoje wzloty i upadki. Często dotyczyły po prostu braku motywacji do napisania kolejnej notki, czasami w ogóle nie było na nią pomysłu. W takich chwilach ważne jest, by mieć kogoś przy sobie, kto podniesie cię z dołka, powie, że masz dla kogo pisać i że nie możesz się poddać. W większości wypadkach są to czytelnicy bloga, odwiedzający, którzy swoimi komentarzami czy nawet samymi wyświetleniami, wspierają blogerkę.
    Przychodzi jednak taka chwila w życiu człowieka, że przyjaciel okazuje się niezbędny.
    I to właśnie spotkało dziewczynę. Zimny, ponury dzień. Nie ma się wtedy na nic ochoty a już zwłaszcza na pisanie; takie pisanie, które można by było pokazać na stronie. Martwiła się również ciągłym spadkiem statystyk. Nie wiedziała, dlaczego tak się działo, więc napisała do Chloe, która miała już jako takie pojęcie w blogowaniu, ponieważ miała o kilka miesięcy dłuższy staż niż Maya.
    - Hej, mam do ciebie pytanie - zaczęła ostrożnie swoją wiadomość. - Czy czytasz moje wpisy na stronce? - zapytała. Zastanawiała się nad tym już od dłuższego czasu - odkąd przestała komentować, choć zwykle to robiła po przeczytaniu notki. Czekała chwilę na odpowiedź, coraz bardziej się denerwując.
    - Wiesz, mam teraz tyle na głowie, że chyba nie znajdę czasu, żeby zajrzeć i przeczytać - przeczytała blondynka. Zaraz potem pojawiło się kolejne zdanie. - Oczywiście bardzo mi się podoba, jest super, opowiadanie bardzo wciąga i jest mega intrygujące, ale cóż...
    - Taa, jasne. Ile razy ja to już czytałam ostatnimi czasy... - odparła. Zrobiło jej się strasznie przykro. Maya starała się jak mogła, by zawsze zajrzeć na bloga przyjaciółki, by zostawić choć kilka dobrych słów, zachęcających do dalszej pracy.
    - Powinnaś prowadzić go dalej, jestem przekonana, że dasz radę - zapewniła.
    - Ja tak, ale po co, skoro i tak nikogo to nie interesuje? Po prostu przestało się podobać i tyle - westchnęła ciężko.
    - Jak mogło się przestać podobać? Oszalałaś? Opowiadanie jest cudowne!
    - Gdyby ci się naprawdę podobało, zostałabyś - stwierdziła zrezygnowana.
    - Przecież mówię ci, że nie mam czasu! - Maya aż za dobrze potrafiła sobie wyobrazić, jak dziewczyna krzyczy te słowa, minę temu towarzyszącą, wyrzut w głosie, który zawsze wzbudzał w blondynce poczucie winy, nieważne co by zrobiła. Wkurzyła się na nią. Za ten ton, który wyczuła w odpowiedzi, za to, że koleżanka jakby się od niej odwróciła. Postarała się jednak opanować, bo wiedziała, że złością niczego nie ugra. Poza tym chciała tylko wiedzieć, czy Chloe będzie odwiedzać jej bloga. A na to się nie zanosiło.
    - Wiesz, ja po prostu mam gorszy dzień - próbowała załagodzić sytuację. - Wydaje mi się, że ludziom przestało zależeć, mają gdzieś czy będę prowadziła bloga czy nie. I chciałam się tylko dowiedzieć, czy jest sens. Bo jeśli już twoja najlepsza przyjaciółka, która zawsze czytała wpisy na stronce, przestaje nagle się pojawiać, znaczy, że coś musi być na rzeczy. Ja tylko... myślałam, że mi w jakiś sposób pomożesz, coś doradzisz, może wesprzesz jakoś - postawiła sprawę jasno. Bardzo zależało jej na opinii Chloe na ten temat. Może akurat udałoby jej się coś wymyślić. Ale ona nadal była obrażona za to, że, być może Maya powiedziała wcześniej prawdę, trafiając w czuły punkt szatynki.
    - A dlaczego miałabym ci pomagać? Ty nie byłaś przy mnie, gdy ja potrzebowałam wsparcia. Tylko Alexsis ze mną była wiedziała, że coś się działo. Tylko ona wspierała mnie w najgorszym okresie mojego życia blogowego - zarzuciła jej. Maya osłupiała. Wpatrywała się w słowa, które pojawiały się na ekranie laptopa z niedowierzaniem i smutkiem. Ona, jej przyjaciółka chciała ją tak zranić, mówiąc, że jej nie pomagała? Pragnęła wypisać jej całą listę rzeczy, które dla niej zrobiła, ale nie miała siły udowadniać, że rzeczywistość przedstawiała się inaczej. Już dostrzegła, że dziewczyna nie chciała widzieć innego punktu widzenia, że pragnęła mieć w tej sprawie rację. Zamiast więc wypominać jej te słowa, uderzyła z innej strony.
    - To powiedz mi, skąd Alexisi wiedziała, kiedy cię pocieszyć? I dlaczego ja o tym nie wiedziałam? Ja znam odpowiedź. - Nie czekała, aż Chloe odpisze. - Nie powiedziałaś mi, że potrzebujesz pomocy, zawsze starałaś się być samowystarczalna i taka pewna siebie. Ale czasami się tak po prostu nie da. To smutne, że znalazłaś oparcie w jakiejś dziewczynie, której w życiu na oczy nie widziałaś i z którą prawdopodobnie za rok nie będziesz miała kontaktu. Ale może było ci tak łatwiej, wygadać się osobie, której nie znasz. Tylko teraz nie zarzucaj mi, że nie chciałam ci pomóc, bo gdybyś tylko okazała chwilę słabości, wiedziałabym, że mnie potrzebujesz i trwałabym przy tobie. Ale ty wolałaś ją ode mnie. Więc nie miej pretensji. Ja natomiast mam żal do ciebie, bo co to za przyjaźń, w której jedna osoba zwraca się o pomoc do drugiej i ta druga mówi ci, że cię nie wesprze, bo ty wcześniej również jej nie pomogłeś? A gdzie bezinteresowna pomoc? Takie coś, co jest w prawdziwej przyjaźni? - zapytała, ledwo hamując napływające do oczu łzy. Miała dosyć. Dosyć całego życia, dosyć tej chorej relacji z Chloe, dosyć wszystkiego. Więc nie czekając na odpowiedź, wyłączyła laptopa. Czuła jak serce mocno jej bije. Próbowała nad nim zapanować, ale nie potrafiła.
    Do późna w noc analizowała każde przeczytane słowo. Nadal nie mogła uwierzyć w to, że Chloe ją tak potraktowała. Wydawało jej się, że zawsze mogła na nią liczyć. Myliła się jednak. I jak każda pomyłka, strasznie bolało.



    Chciałam jeszcze na koniec zaznaczyć, że tytuł posta specjalnie napisałam z ogromnym błędem :D Ale tak właśnie miało być ;) Mam nadzieję, że się Wam podobało. Mam pomysł jeszcze na kilka takich krótkich scenek (zdradzę, że może pojawi się Gwardia oraz wymyśliłam małą akcję znad morza ;)) Ale to pojawi się później, między którymiś rozdziałami ;)
    Jestem ciekawa Waszych opinii, więc śmiało piszcie, co myślicie o obu scenkach :)

czwartek, 2 kwietnia 2015

~39~


    We wtorek rano Tom i Nate wstali bardzo wcześnie. Wynajmowali mały pokoik w mieście niedaleko szkoły, do której chodziła Maya. Nie musieliby się spieszyć, gdyby nie poranny trening, który wszedł im w nawyk. Ćwiczyli codziennie, nieważne, czy było ciepło czy zimno, czy padało. Przywykli do fizycznego wysiłku i gdyby teraz z wygody go zaprzestali, ich ciała nie poradziłyby sobie przy wznowieniu treningu pod czujnym okiem Gundara.
    Chłopcy zdawali sobie z tego sprawy, więc jeszcze przed siódmą wyszli pobiegać. Bardzo dobrze im się ćwiczyło, ponieważ, dopiero co obudzone słońce, nie prażyło jeszcze tak mocno. Delikatny wiatr szumiał między zielonymi gałęziami drzew. Życie na ulicach powoli zaczęło ożywać. Ludzie, nie spiesząc się, szykowali się do pracy, dzieci wstawały do szkoły.
    Wróciwszy do mieszkania, wzięli prysznic i zjedli przyszykowane na szybko śniadanie i posprzątali sypialnie. Pozostawianie czystości po sobie również weszło im w krew, będąc uczniami Gwardii. Później obaj usiedli przy stole i jeszcze raz dokładnie przeanalizowali wszystkie fakty.
Diana
    Po pierwsze: nie byli mile widziani pod szkołą blondynki, choć nadal musieli jakoś mieć z nią kontakt. Po drugie: zdawali sobie sprawę, że Malcolm im nie ufał, więc wysłał za nimi ogon. Po trzecie: nie byli zachwyceni tym, że ktoś patrzył im na ręce, gdy wykonywali tak ważne zadanie. Mogło to się źle skończyć. Mieli jednak nadzieję, że jak zwykle dopisze im łut szczęścia. Choć maleńki.
    Na koniec powtórzyli wszystkie działania, które już wcześniej ustalili. Nate chciał mieć pewność, że jego brat już niczego nie zepsuje. Przebrali się w normalne ciuchy, by móc wtopić się w tłum i wyszli. Dochodziło południe, gdy zjawili się pod szkołą. Właśnie zaczynała się przerwa obiadowa, więc wokół szkoły zaległo się od uczniów, chcących te pół godziny spędzić na słońcu. Wśród nich chłopcy dostrzegli także Mayę wraz z Alex i Dianą. Uśmiechnięte od ucha do ucha, szły w stronę wolnej ławki niedaleko parkingu, na którym stali Nate i Tom. Niosły ze sobą drugie śniadanie, które zamierzały spokojnie zjeść w cieniu drzewa.
Maya
    Tom przyglądał się z uwagą dziewczynie, podczas gdy jego brat stał tyłem do niej. Udawali, że zawzięcie o czymś rozmawiali, lecz to była tylko przykrywka. Tak naprawdę przysłuchiwali się każdemu słowu, które padłyby z jej ust, analizowali i zapamiętywali każdy gest, by móc później wyciągnąć odpowiednie wnioski.

    Dziewczyny, całkowicie pochłonięte rozmową, nie zauważyły, że ktoś je podglądał. Siedziały do nich bokiem i ani myślały spojrzeć w stronę parkingu. Miały ważniejsze rzeczy do obgadania.
    - I jak, Adam odzywał się do ciebie ostatnio? - zapytała niepewnie Alex. Maya pokręciła głową smutno. Odkąd się rozstali, chłopak odpowiadał jedynie na jej "cześć" powiedziane w autobusie lub na korytarzu. Nawet nie spoglądał w jej stronę, gdy siedzieli obok siebie na lekcjach. Wiedziała, że było mu ciężko, sam to przecież przyznał, że potrzebuje czasu. Ale nie miała pojęcia, że to aż tyle zajmie! Bardzo chciała, by było, jak kiedyś. Żeby Ad nie chodził już taki smutny, by ją na każdym kroku rozśmieszał a nie doprowadzał do łez. Nie chciała go stracić, w końcu był jej przyjacielem, wiele mu zawdzięczała. A teraz, w trudnym dla niego okresie, nie potrafiła mu pomóc. Czuła się z tym nieswojo, bo przywykła do pomocy swoim przyjaciołom. A w tej sprawie nie mogła zrobić nic, kompletnie nic.
    - Rozmawiałam z nim ostatnio, tak jak mnie prosiłaś - zagadnęła po chwili Alex.
    - I co? - ożywiła się od razu Maya.
    - Twierdził, że jest w porządku. I wydawało mi się, że już naprawdę jest na dobrej drodze do tego, by w końcu się do ciebie odezwać, by odrzucić dumę na bok i znów zwrócić się do swoich znajomych. A zwłaszcza do ciebie i Shane'a. Gdy mu to wypomniałam, prychnął i stwierdził, że nie chce Shane'a widzieć na oczy, bo nadal jest zazdrosny. Zdziwiło mnie to, że się do tego przyznał. Dostrzegłam, że nie jest już tym, kim kiedyś był. Stał się dojrzalszy. Coś go zmieniło. I tu chyba nie tylko chodzi o tą relację miedzy wami. To chyba coś poważniejszego. Pewnie ty wiesz, bo to zaczęło się jeszcze zanim zerwaliście... - Alex spojrzała na Mayę, uważnie przypatrując się, jak zareaguje. Dziewczyna w jednej chwili spięła się, rozumiejąc, co mogło mieć wpływ na zmianę w zachowaniu Adama. Już po chwili jednak spróbowała udawać, że nie ma pojęcia, o co mogłoby chodzić. Alex jednak nie była głupia, nie dała się zwieść. - Rozumiem, że nie możesz mi powiedzieć, więc chociaż nie kłam. - Uśmiechnęła się serdecznie. Pokiwała tylko delikatnie głową, zgadzając się z koleżanką.

    Maya tego dnia skończyła lekcje wyjątkowo wcześniej. Postanowiła poczekać na Shane'a, który po zajęciach poszedł na trening. Obiecali sobie rano, że razem zrobią zakupy, o które poprosiłą ich pani Shay.
   Wyszła samotnie ze szkoły, kierując się na ławkę, na której jadła wraz z koleżankami drugie śniadanie. Usiadł na ławce, która pogrążona była jeszcze w cieniu wysokiego drzewa. Wyciągnęła z torby książkę. Zaczęła ją ostatnio czytać i tak ją zainteresowała, że nie mogła się od niej oderwać.
    Nie dokończyła nawet rozdziału, gdy poczuła, że ktoś się do niej zbliżał. Podniosła wzrok i zobaczyła dwóch chłopców zmierzających w jej stronę. Nie wyróżniali się niczym szczególnym. Obaj byli wysocy i niezwykle chudzi, ale jednocześnie silni. Jeden z nich palił papierosa, choć na terenie przy szkole nie wolno tego robić. Serce zabiło jej szybciej, gdy rozpoznała w nich swoich oprawców ze snów.
    - No, no, no, kogo my tu mamy! - zawołał Nate, siadając obok niej. - Dawno się nie widzieliśmy! Stęskniliśmy się za tobą, prawda? - zwrócił się do brata, nie odrywając od niej wzroku.
    - Jasne, strasznie brakowało mi widoku tej przerażonej twarzyczki. - Zaśmiał się.
    - Czego ode mnie chcecie? - szepnęła, przełykając narastającą w gardle gule.
    - Tego co zawsze. Oddaj nam Elessar a już nigdy w życiu nas nie zobaczysz.
    - Dla dobra twojego i wszystkich bliskich radziłbym ci to załatwić z nami od razu - zasugerował cicho Tom. - Malcolm powoli nudzi się tą grą w kotka i myszkę. I jeżeli nam nie dasz Elessaru, sam złoży ci wizytę. Albo raczej ty jemu, lecz od razu mogę ci zaświadczyć, że nie będzie to nic miłego. Chyba pamiętasz wasze ostatnie spotkanie? - Przyjrzał jej się uważnie, pochylając się delikatnie w jej kierunku.
    Maya mimowolnie zadrżała. Nie musieli jej przypominać tych strasznych dla niej chwil w domu Gwardii. Najgorsze sceny nadal pojawiały się w jej koszmarach, przywołując paraliżujący strach, z którym nic nie potrafiła zrobić.
    Chłopcy zdawali sobie doskonale sprawę z tego, że gdy ktoś raz spotkał Malcolma, nigdy już o nim nie zapomni. Wiedzieli, że miał ogromny wpływ na ludzi, bardzo zły wpływ, lecz dzięki temu załatwiał wiele spraw, które mogłyby się wydawać beznadziejne. Tym razem było jednak trochę inaczej. Przywódcy nigdy na niczym nie zależało tak bardzo jak na Elessarze. Nigdy również nie spotkał się z takimi silnymi osobami jak Maya czy matka Shane'a. To zadanie z niewykonalnego od początku, stawało się z każdą chwilą coraz bardziej tragiczne. Lecz nikt nie mógł się poddać.
    Dokładnie przyglądali się jej reakcji, więc upewnili się, że dokładnie pamiętała, co wydarzyło się w siedzibie Gwardii. Uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo.
    - Dajcie  mi święty spokój! - spróbowała krzyknąć, ale z jej ściśniętego gardła wydobył się tylko delikatny szept.
    - Damy, damy, gdy tylko załatwimy tę sprawę - zapewnił Nate. - To jak będzie, będziesz mądra i oddasz nam Elessar teraz, czy jednak chcesz się ponownie spotkać z Malcolmem? A może pragniesz, by poznał twoich przyjaciół? - zapytał. Przerażona dziewczyna spojrzała na niego. Do oczu cisnęły się jej łzy, lecz postanowiła sobie, że nie da im tej satysfakcji i nie podda się. Nie mogła. Musiała za wszelką cenę chronić naszyjnik. Przymknęła na chwilę powieki, by pozbyć się niechcianych łez a później spojrzała najpierw na jednego a następnie na drugiego z nich.
    - Niczego wam nie dam, a waszemu panu możecie powiedzieć, że się go nie boję! - zawołała opanowanym już głosem. - Mam gdzieś jego i jego zachcianki. Zostałam stworzona po to, by chronić Elessar i nie myślcie sobie, że go tak łatwo dam jakimś dwóm zwyrodniałym, przerośniętym chłystkom! Niedoczekanie! - prychnęła, wstała, szarpiąc za torbę i chciała odejść, lecz Tom zatrzymał ją. Chwycił mocno za jej nadgarstek a następnie odwrócił w swoją stronę. Próbowała wyswobodzić rękę z jego dłoni, lecz był dla niej zbyt silny. Warknęła tylko z bezsilności i spojrzała wrogo w oczy napastnika.
    - Nie masz prawa nas obrażać! - syknął Nate, podchodząc wolno do niej. Zatrzymał się milimetry od niej. Był zdecydowanie wyższy, więc Maya, chcąc spojrzeć mu w twarz, musiała zadrzeć głowę do góry. - Muszę ci jednak podziękować - powiedział cicho, pochylając się tak, że niemal musnął ustami jej ucho. - W końcu przyznałaś się, że jesteś Strażniczką. - Zaśmiał się. Dopiero wtedy dotarło do niej, co takiego się stało. Szantażując nią, nie mieli pewności, kim właściwie była w tym całym zamieszaniu. Dopiero jej słowa utwierdziły ich w przekonaniu, że dobrze robili, że natrafili na właściwą osobę. Przerażona zdawała sobie sprawę, że to już koniec tajemnic. Już wszyscy będą wiedzieli, skończy się beztroskie życie, które do tej pory wiodła.
    Nie zastanawiając się nad konsekwencjami, tylko nad tym, by jak najszybciej stamtąd uciec, kopnęła, nadal pochylającego się nad nią Nate'a między nogi. Chłopak zachwiał się i odszedł kilka kroków do tyłu. Chwyt Toma na jej nadgarstku zelżał na chwilę, więc wyrwała rękę i puściła się biegiem w stronę szkoły, mając nadzieję, że tam znajdzie kogoś, kto jej pomoże.
    Niestety, nie doceniła chłopców. Wyszkoleni pod okiem Gundara, umieli szybko zareagować. W sekundę później już ruszyli za nią w pościg. Maya co prawa biegała codziennie, ale od niedawna, natomiast bracia ćwiczyli od najmłodszych lat. Byli wysportowani i niezwykle szybcy. Złapali dziewczynę jeszcze zanim dobiegła do końca chodnika. Tom zamknął ją w swoich ramionach, stojąc za nią. Nate z furią w oczach przechodził się tuż przed nią. Bała się go. W końcu uderzyła go dosyć boleśnie, miał prawo się wściekać. Nie miała pojęcia, co zamierzali jej zrobić, ale wiedziała, że nie czekało ją nic dobrego.
    W końcu, gdy starszy z nich stanął i blondynka z bijącym sercem oczekiwała najgorszego, stało się coś, czego w życiu by się nie spodziewała. Usłyszała głośny krzyk za jej plecami. Chłopcy jak jeden mąż odwrócili się. Ona również chciała zobaczyć, kto się zjawił, lecz mocny uścisk Toma jej to uniemożliwił. Tylko po głosie poznała, że wołał mężczyzna.
    - A co tu się dzieje? - zapytał, gdy był już bliżej. - Wy nie chodzicie do naszej szkoły, prawda? Już, puśćcie ją! - rozkazał. Maya poczuła, jak Tom zabiera od niej łapy. Zachwiała się delikatnie, lecz nauczyciel pomógł zachować jej równowagę. - Już ja się z wami rozprawię! - pogroził uciekającym. - Nic ci się nie stało? - zapytał, gdy blondynka z jego pomocą usiadła na ławce. Serce biło jej niemiłosiernie szybko, w głowie jej szumiało. Mimo szoku, jakiego doznała, poczuła ciężar Elessaru. Resztką sił skupiła się na tym, by go nie dotknąć i nie zdemaskować się przed nowym belfrem uczącym wychowania fizycznego.
    - Nic mi nie jest. Dziękuję. - Spojrzała na niego nieufnie. Na jego ustach gościł uśmiech, lecz ciemne oczy wydawały się jej puste. Nie miała pojęcia, co o nim myśleć. Intuicja podpowiadała jej, żeby mu nie ufać. Z drugiej strony jednak ją uratował, więc może nie do końca był zły?
    - Cała przyjemność po mojej stronie - powiedział. Maya chciała coś dodać, ale podbiegł do nich Shane, który właśnie skończył trening.
    - Co się stało? - zapytał nie mało przestraszony widząc przyjaciółkę w takim stanie.
    - Długo by opowiadać. - Machnęła ręką dziewczyna. - Chodźmy lepiej do domu. Później ci wszystko wyjaśnię - obiecała, pociągając chłopaka za sobą.

~~~*~~~*~~~*~~~

    Hej, jeszcze raz was strasznie przepraszam za takie opóźnienie, ale w weekend tak mnie palec bolał, że ledwo co pisałam :/ Wczoraj prawie dokończyłam rozdział, ale mi się coś zacięło i pół tego, co miałam napisane mi się usunęło i musiałam dzisiaj od połowy pisać jeszcze raz. Ale na szczęście już jest okej, palec jeszcze boli, ale już nie tak dokuczliwie no i laptop się odbraził :D
    Dzisiaj się dzieje, mam nadzieję, że choć trochę zrekompensuje wam to, że rozdział nie pojawił się na czas ;) Piszcie, co o nim myślicie, jestem straaasznie ciekawa waszego zdania! <3
Mrs Black bajkowe-szablony