piątek, 19 września 2014

~26~


    Tak jak Shane obiecał, w piątek po lekcjach wsiadł w samochód i pojechał do domu Mayi. Droga była daleka, bo mieszkali w przeciwnych skrajnych miejscach w mieście. W ciągu pół godziny był na miejscu. Wysiadł z auta i podszedł do drzwi. Zapukał do nich i czekał, aż ktoś go zaprosi do środka. Niemal od razu w drzwiach pojawiła się wysoka kobieta z krótkimi, kasztanowymi włosami, zielono-szarymi oczami. Wyglądała na zmęczoną. Stała, delikatnie się garbiąc, pod oczami miała ledwo widoczne cienie. W lewej dłoni trzymała czarną torbę. Ubrana była w białą bokserkę, szary, dziergany sweterek i czarne, obcisłe dżinsy. Odgarnęła krótką grzywkę z czoła, która przesłoniła jej na chwilę oczy.
    Zdziwienie pojawiło się na jej twarzy, gdy ujrzała stojącego przed nią blondyna. Chłopak uśmiechnął się do niej najszczerzej jak tylko potrafił. Zdawał sobie sprawę, że Maya prawdopodobnie nie uprzedziła swojej mamy o jego wizycie. Domyślał się, że będzie musiał jej wszystko tłumaczyć.
    - W czymś mogę pomóc? - zapytała kobieta, gdy Shane nie odezwał się przez jakiś czas, zaprzątnięty gonitwą swoich myśli.
    - Dzień dobry. Nazywam się Shane. Shane Shay. Jestem przyjacielem Mayi. Poprosiła mnie, bym zabrał jej parę rzeczy, wie pani, trochę książek, by miała się z czego uczyć i kilka ubrań. Dziś piątek, więc pomyślałem, że podjadę. Mam nadzieję, że pani nie przeszkadzam - wyjaśnił chłopak.
    - Och, dzień dobry Shane. Miło mi cię poznać. Proszę, wejdź do środka - zaprosiła go gestem do domu, odsuwając się od drzwi, by mógł przejść. Chłopak nie rozglądał się za dużo. Choć nawet, gdyby się rozejrzał, nie zauważyłby niczego ciekawego. W większości ściany ziały pustkami, ponieważ pani Reed ściągnęła z nich wszystkie pamiątki, obawiając się, że gdyby przyszła Gwardia, wszystko by zepsuła. Dlatego większość rzeczy spoczywała na strychu i w piwnicy Josha.
    - Wychodziła gdzieś pani, prawda? - zapytał Shane, widząc, że kobieta odkładała torbę na korytarzu tuż przy wejściu.
    - Tak, miałam zamiar wyjść. Tak naprawdę to cud, że mnie tutaj zastałeś. Przyszłam do domu tylko po to, by wziąć resztę najpotrzebniejszych rzeczy i miałam wracać do Josha. Ale to nic. W sumie to dobrze, że przyjechałeś. Musimy porozmawiać.
    Przeszli do kuchni, gdzie co prawda stał stół a wokół niego krzesła, ale pomieszczenie wydawało się puste, mimo mebli i sprzętu, który stał dookoła nich. Na blatach nic nie leżało, wszystko zostało pochowane do szafek. Usiedli przy stole. Mama Mayi zaproponowała Shane'owi coś do picia, ale odmówił. Nie chciał jej sprawiać kłopotu, a widział, że gdyby poprosił o herbatę, byłoby to nie lada utrapienie dla gospodyni. Dlatego od razu przeszli do konkretów.
    - Dziękuję ci, że zaproponowałeś Mayi u siebie nocleg. To bardzo miło z twojej strony - odezwała się jako pierwsza. Chłopak ledwie zauważalnie się zaróżowił.
    - Nie ma o czym mówić. Od tego ma się przyjaciół. - Wzruszył ramionami.
    - Cieszę się, że moja córka ma takich przyjaciół. Bo tacy ludzie to skarb. Zwłaszcza w jej sytuacji - mruknęła. - Czy twoja mama mówiła ci, o czym rozmawiałyśmy? - zainteresowała się.
    - Wspominała coś o tym, że Maya zostanie u nas na dłużej i że będzie się ze mną uczyć walk i o Zakonie i Strażniczkach. Zastanawiałem się czy pani rodzina również należy do Zakonu, ale gdy spytałem mamę, ona szybko ucięła temat, nie chcąc rozmawiać ze mną o powierzonych jej tajemnicach. Stara się nikogo nie zawieść i nie gada o sprawach innych ludzi z byle kim. Bardzo to w niej cenię, ale jestem strasznie ciekawy, czy Maya jest taka jak ja czy Adam. - Oczywiście Zakon domyślał się, że Maya mogła być Strażniczką, ale nie mieli pewności. I Shane chciał tę pewność zdobyć.
    - Jest podobna - powiedziała rozważnie pani Reed. - Nie taka sama, ale podobna. Maya to wyjątkowa osoba i jedyna w swoim rodzaju. Dlatego bardzo zależy mi na jej bezpieczeństwie. To z tego powodu  nie pozwoliłam jej wrócić tutaj po ataku Gwardii. Bałam się, że przybędą jeszcze raz, ale że następnym razem Maya będzie w środku. Nadal się o to boję, więc razem z synem już tutaj nie mieszkamy. Nie chcę, by Maya przeżyła ten sam koszmar co w siedzibie Gwardii.
    - U nas jest bezpieczna. W naszym domu niemal aż roi się od członków Zakonu - wyznał cicho Shane.
    - Właśnie za to codziennie dziękuję Bogu. Za to, że spośród tylu osób, moja córeczka wybrała akurat członków Zakonu. To nie zbieg okoliczności, że się spotkaliście. Tak było wam pisane. Tobie, Mayi i Adamowi.  I bardzo się z tego cieszę, bo teraz mogę spać spokojnie, wiedząc, że Maya jest pod dobrą opieką. - Zamilkła na moment, by po chwili znów zacząć gadać. - Jak się czuje? Mam nadzieję, że wszystko u niej w porządku. Miałam do niej zadzwonić, ale tyle się ostatnio działo, że nie znalazłam czasu.
    - Jest trochę smutna, siedzenie w samotności jej nie służy, bo wtedy myśli o wszystkich złych rzeczach, ale poza tym wydaje się być okej. Wczoraj po południu był u niej Adam, a dzisiaj rano poprosiłem ją, by pomogła mi wieczorem z angielskim. Ona wszystko umie, a u mnie angielski leży i kwiczy, więc pomyślałem, że mogłaby mi udzielić korepetycji. Poza tym nie będzie siedzieć sama, nie będzie się nudzić i smucić.
    - Naprawdę nie wiem, jak ja wam się wszystkim odwdzięczę. Tyle dla nas zrobiliście!
    - Już mówiłem, Maya jest moją przyjaciółką, a przyjaciołom trzeba pomagać. Nie wyobrażam sobie sytuacji, bym nie pomógł swojemu przyjacielowi.
    - To dobrze o tobie świadczy - powiedziała poważnie pani Reed. Siedzieli przez chwilę w milczeniu, które przerwało pukanie do drzwi. - Przepraszam, pójdę otworzyć. -
    Wyszła z kuchni w pośpiechu. Po chwili pojawiła się z powrotem. za nią szybko kroczył Josh ze zmartwioną miną. Tuż po wejściu, jego wzrok spoczął na Shanie, który wstał i podał mu dłoń na przywitanie.
    - Shane - przedstawił się uprzejmie. Josh uczynił to samo, ściskając rękę blondyna.
    - Widzisz, Shane przyjechał po rzeczy Mayi i tak się zasiedzieliśmy. Kompletnie zapomniałam, że powinnam jak najszybciej wrócić do was. Ale nie musiałeś przychodzić - odezwała się. - Raz dwa spakuję ubrania i książki Mayi i już wychodzimy.
    - Obiecałem Mayi, że się zaopiekuję i panią i pani synem. Nie mógłbym spojrzeć jej w oczy, gdyby coś wam się stało - rzekł nadzwyczaj poważnie, patrząc jej prosto w oczy.
    - No cóż, dobrze. Zostańcie tutaj, a ja za chwilkę wrócę. - Westchnęła, kręcąc głową. Znów wyszła z kuchni, pozostawiając chłopców samych sobie.
    - Tak więc u ciebie jest Maya? - zapytał Josh, choć doskonale znał odpowiedź.
    - Tak - odpowiedział lakonicznie.
    - Co u niej?
    - Wszystko dobrze. - Wzruszył ramionami. - Trochę jej się nudzi w domu.
    - No tak, cała ona. - Uśmiechnął się do swoich wspomnień o dziewczynie brunet.
    - Tak, to prawda - przytaknął Shane. Nie kleiła się między nimi rozmowa. Bo i o czy mieliby rozmawiać? Nie znali się, nie posiadali wspólnych tematów do rozmów, było nawet bardzo prawdopodobne, że się mogą już nigdy nie spotkać. Żaden z nich nie czuł potrzeby bezsensownego paplania. Woleli posiedzieć te parę minut w milczeniu. I tak też zrobili. Gdy powróciła mama Mayi, obaj siedzieli, wpatrując się w inne punkty kuchni.
    - Okej, wzięłam chyba wszystko. Jeśli nie to niech Maya do mnie zadzwoni - poprosiła kobieta, podając Shane'owi wypchaną torbę.
    - Dziękuję, będę pamiętał - powiedział. Już chciał wyjść, gdy pani Reed złapała go za rękę i odwróciła w swoją stronę.
    - Obiecaj mi, że zaopiekujesz się Mayą. Nie chcę, żeby się o nas martwiła. My tutaj dajemy sobie radę. I o Gwardię też niech się nie martwi. Wiem, że u ciebie jest bezpieczna. Po prostu obiecaj mi, że będziesz miał na nią oko w szkole. Bo powinna do niej już wrócić od poniedziałku. Powiedz jej, że podjadę do wychowawczyni, by wyjaśnić jej nieobecność. Tylko obiecaj mi, że się będziesz nią opiekował. Jak swoją młodszą siostrą.
    - Obiecuję - odrzekł poważnie, spoglądając jej prosto w oczy. Matka Mayi widziała w niebieskich tęczówkach szczerość i to ją przekonało, że chłopak mówił prawdę przez cały czas ich rozmowy.
   - Dziękuję. - Odetchnęła z ulgą. - To wyjątkowa osoba, pamiętaj o tym.
   - Wiem, będę pamiętać. Do widzenia - pożegnał się, wychodząc z domu. Skierował się do swojego auta, torbę wrzucił do bagażnika, po czym zajął miejsce kierowcy i odjechał.
    - Dobry z niego chłopak - przyznała kobieta.
    - Na pewno. Maya z byle kim się nie zadaje - odpowiedział Josh, biorąc od matki Mayi torbę z ubraniami.
    - Myślę, że tworzyli by ładną parę, taką zgraną. Zawsze we wszystkim by się dogadali, mieliby w sobie wsparcie. Pasują do siebie, nie uważasz? - zapytała, spoglądając na młodego mężczyznę, który prowadził ją do swojego domu. Ten tylko uśmiechnął się tajemniczo. Zauważyła jednak pewien smutek w jego oczach.


~~~*~~~~*~~~*~~~

    Hej, wiem, że krótkie, wiem, że beznadziejne, ale wybaczcie mi. W tym tygodniu nie stać mnie na nic lepszego. Postaram się kolejny napisać dłuższy i bardziej ciekawy. Ten w moim zamyśle od początku był nudny, bez jakiejś akcji, bo chciałam takie coś wcisnąć. Poza tym mam wrażenie, że coś pokićkałam, więc jeśli coś zauważycie niezgodne z poprzednią treścią to śmiało piszcie. Ja gdy tylko znajdę czas to siądę i przeczytam rozdziały od początku, by przypomnieć sobie, co ta wcześniej pisałam.
    Mam jednak nadzieję, że nie zawaliłam na całego. Piszcie, co tam myślicie :)
    Pozdrawiam Was serdecznie! ;*

sobota, 6 września 2014

~25~


    Maya wystraszyła się, bo bardzo bała się ciemności. Wymacała klamkę za sobą i pociągnęła, ale drzwi nie ustąpiły. Szarpnęła mocniej, ale i tym razem nic się nie stało. Zaczęła szybciej oddychać, a dłonie spociły się jej. Zerkała nerwowo na wszystkie strony, jakby nagle, w ciemności, miał przyjść ratunek.
   I przyszedł. Nie minęła sekunda, a światła po jednej i po drugiej stronie zapaliły się. Rozejrzała się dookoła. Znajdowała się na pierwszym stopniu schodów prowadzących w górę do małej biblioteki. Wszędzie wokół stały drewniane regały z książkami. Wyglądały na stare - jedne zalegał kurz, inne oprawione w grube skóry, lub zniszczone tak, że strach było je wziąć do ręki, by ich nie uszkodzić bardziej. Całe pomieszczenie oświetlały małe lampki - jedne wisiały pod sufitem, inne zostały wbudowane w poręcze schodów lub stały na stolikach.
   Zafascynowana Maya weszła po schodach na górę, rozglądając się uważnie dokoła. Bardzo jej się tam podobało. Jasne, drewniane meble oświetlone żółtym światłem z lamp sprawiały, że w pokoju było przytulnie i przyjemnie. Na górze stanęła naprzeciwko kolorowego witrażu. Po obu stronach mała biblioteka powiększała się o kolejne regały, mały stolik i dwa krzesełka. W rogu stały duże, ciężkie skrzynie.
    Biblioteka była naprawdę piękna. Maya kochała czytać i wszystkie pomieszczenia, gdzie znajdowało się dużo książek, podobały jej się. Uwielbiała spędzać czas w bibliotece, gdzie miała pod ręką wiele różnych egzemplarzy.
    Uważając na niski sufit, podeszła do półki z książkami i przejechała po ich grzbietach. Na jej palcu zebrał się kurz, który strzepnęła na podłogę. Wyciągnęła z regału jeden egzemplarz, który wpadł jej w oko i usiadła z nim. Książkę położyła na stoliku otwartą na pierwszej lepszej stronie. Zaczęła ją przeglądać, nie czytając uważnie tylko zerkając pobieżnie na nagłówki na stronach. Po kilku tytułach zorientowała się, że trzyma książkę z legendami. Niektóre znała, inne w ogóle nic jej nie mówiły. Pod koniec książki natrafiła jednak na nazwę, którą znała doskonale od kilkunastu dni. Elessar. Zaintrygowało ją to, więc zatrzymała się na tej stronie i zaczęła czytać.

    "Elessar stworzono w Gondolinie - siedzibie elfów - na samym początku dziejów ludzkich i elfickich na ziemi. Był to zielony klejnot o mocy uzdrawiania, która ocaliła niejednego elfa podczas niezliczonych walk. 
    Niestety, ery elfów przemijają, nastały czasy, w których to ludzie mieli większą władzę. Ten, który stworzył Elessar wiedział, że klejnot przeznaczony jest do wielkich rzeczy, wielkiemu władcy, który nadejdzie. Jednak zdawał sobie sprawę, że on już mu go nie odda. Poprosił więc swoją najstarszą siostrę, by zaopiekowała się nim, tłumacząc jej wszystko, co było potrzebne. 
   - Galadrielo - rzekł. - Tobie powierzam Elessar, najwspanialsze moje dzieło, które musisz chronić przez złem, albowiem wielu jest takich, co chcieliby go posiąść dla władzy, którą może im dać. Strzeż go, a gdy przyjdzie pora, oddaj temu, który jest prawowitym właścicielem jego. Poznasz go, bo będą go zwać Elessarem, Kamieniem Elfów, choć pochodzić będzie z linii długowiecznych królów - ludzi. 
    Siostra jego zgodziła się. Wzięła od niego Elessar i ukryła, używając całej swojej mocy. Zamieniła go w broszkę, którą zawsze miała przy sobie, na wypadek, gdyby spotkała prawowitego jej właściciela. 
    Długo musiała czekać, aż Elessar przybył do niej jako biedny wędrowiec, który dopiero ma zasiąść na tronie wielkiego królestwa rozciągającego się od morza do morza, od gór do gór. 
    Spotkali się na zielonej łące porośniętej białymi kwiatami. Kobieta ukłoniła się z szacunkiem, wyciągając na otwartych dłoniach skarb. Potem spojrzała mu w mądre oczy i powiedziała: 
    - Panie, oddaję ci twoją własność, którą powierzono mi w opiekę. Strzegłam jej, dopóki nie przyjechałeś po nią. Teraz mogę ci ją z pełnym zaufaniem podarować, mając nadzieję, że przywrócisz na naszych ziemiach ład i porządek. 
     Wtedy w królestwie nie działo się najlepiej. Ziemie rozgrabione przez samozwańczych władców zamieszkiwały istoty złe i okrutne, które nie znały litości. Pastwiły się nad innymi, okradały prostych ludzi z całego ich życiowego dorobku, zabijały dla przyjemności. 
    Elessar, wziąwszy broszkę, obiecał kobiecie, że wszystko będzie jak dawniej. Przypiął klejnot do ubrania wędrowcy i ruszył na koniu na południe, do swojej przyszłej siedziby. 
    Elessar dotrzymał danej Galadrieli obietnicy. Niedługo potem zasiadł na tronie i panował na nim przez sto dwadzieścia dwa lata, rządząc sprawiedliwie. 
    Potem jego koronę przejął najstarszy syn Elessara, następnie jego syn i tak dalej. A z czasem wiek potomków Elessara zaczął się skracać i ostatni mężczyzna z jego rodu, o którym mówią kroniki, dożył tylko stu lat. Potem nastały czasy, gdzie ludzie sami zaczęli decydować, kto będzie sprawował władzę. Rodzina królewska już przestała być ważna, zburzono przepiękny zamek, w którym niegdyś Elessar został koronowany na króla. Nastał czas prezydentów, premierów i innych rządzących. 
    Ostatni z żyjących prawnuków Elessara doskonale znał się z prawnuczką Galadrieli. Gdy był na łożu śmierci, podarował jej broszę, która przechodziła z ojca na syna w momencie koronacji. Tak jak kiedyś jej stwórca, tak wtedy prawnuk Elessaru poprosił o to, by kobieta przechowała klejnot dla potomka, w którego gorąco wierzył, bo królewski ród Elessaru nie miał prawa wyginąć. Prawnuczka Galadrieli przyjęła dar. W jej rodzinie przetrwała pamięć o tym, jak Galadriela otrzymała kiedyś ten sam skarb do przechowania. Złożyła przysięgę, że będzie go strzegła, a potem odda pod opiekę swojej najstarszej córce. Zaczarowała go tak, by co jakiś czas zmieniał swoją postać na inną. Więc ostatni  potomek, o którym pisały kroniki, zmarł spokojnie. 
    Mężczyzna słusznie miał nadzieję. Bo oto jego prapradziadek miał romans z pewną wysoko postawioną kobietą. Z ich związku urodził się jego najstarszy syn - prawowity dziedzic, o którym on nie miał pojęcia. Żył sobie spokojnie, nieświadomy swojego pochodzenia. Lecz w jego krwi zachowały się odziedziczone cechy. Zawsze ciągnęło go do walki, jazdy konnej czy strategii wojennych. Był sprawiedliwy w osądach, wszyscy go uwielbiali i słuchali. Stał się niepisanym przywódcą wśród swoich. Miał wszystkie cechy, które posiadać musi prawdziwy władca. I tylko jego matka znała prawdę. 
    Chłopak miał potem swoją żonę, która urodziła mu syna. Potem ten syn założył rodzinę i również pierwszym jego dzieckiem był chłopiec. Nikt nie zna tak naprawdę tożsamości prawdziwego ostatniego potomka Elessara, ale on istnieje. I tylko klejnot strzeżony przez Strażniczki znajdzie swojego prawowitego właściciela."

    Maya pochłonęła tekst w mgnieniu oka. To była piękna historia, której w jakiś sposób stała się częścią. Zastanawiała się, gdzie teraz znajdował się prawowity właściciel Elessaru. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie jakiegoś wysokiego mężczyznę, którego twarz skryta była pod obszernym kapturem. Zobaczyła samą siebie, podającą nieznajomemu swój naszyjnik, który był ciepły i świecił zielonym blaskiem. Czuła w swoich palcach prawdziwą moc. I to, że przed nią stał ten właściwy mężczyzna.
    Tak się rozmarzyła, że nie wiedziała, ile czasu już spędziła w bibliotece. Ogarnął ją strach, że ktoś przyłapie ją w obcym jej domu w niedozwolonym miejscu - nie wiedziała, czy wolno jej było odkryć bibliotekę, skoro była tak dobrze ukryta. Szybko odłożyła więc książkę na miejsce, przyrzekając sobie, że wróci tam niedługo, by poszukać więcej informacji na tematy, które ją ciekawiły, a pozostawiały wiele pytań.
    Z niemałym żalem zostawiła za sobą królestwo książek i wyszła. Tym razem drzwi bez problemu się otworzyły. Gdy tylko stanęła na schodach, drzwi zatrzasnęły się, nie pozostawiając po sobie ani jednego małego śladu.
    Powoli zeszła na dół. Gdy miała skręcać do kuchni po coś do picia, usłyszała dzwonek do drzwi. Przeszłą szybko przez korytarz i otworzyła główne drzwi.
    - Cześć. - Uśmiechnął się brunet stojący na progu.Nachylił się i musnął ustami policzek blondynki. Dziewczyna stała, nic nie robiąc. Kompletnie wyleciała jej z głowy wizyta chłopaka. - Co, nie zaprosisz mnie do środka? - Maya przesunęła się trochę, by Adam mógł wejść. - Tylko mi nie mów, że Shane ci nie powiedział, że zamierzałem wpaść - powiedział zawiedzionym głosem.
    - Oczywiście, że mi powiedział. Po prostu wyleciało mi to z głowy. Właśnie czytałam książkę i przerwałam, by się czegoś napić. Też chcesz? - W końcu odzyskała głos. Poszła do kuchni, a chłopak szedł za nią. Wlała do dwóch szklanek wody i podała jedną Adamowi. - To co tam się dzisiaj działo w szkole? - zainteresowała się, gdy usiedli na kanapie w przyległym do kuchni saloniku.
    - Nic specjalnego. Szczerze to było bardzo nudno. Naprawdę nie wiem, jak jeszcze można od nas wymagać, byśmy chodzili do szkoły i się na dodatek uczyli. Przecież są już prawie wakacje! - pożalił się.
    - Dobrze powiedziałeś, PRAWIE są wakacje. - Zaśmiała się dziewczyna. - Naprawdę nic ciekawego się nie wydarzyło? Nie wiem, kogoś jeszcze oprócz mnie nie było? Ktoś się pobił, kogoś zabrało pogotowie, komuś się ołówek złamał? Chcę wiedzieć wszystko.
   - Nic z tych rzeczy, ale słyszałem, że Diana nie za bardzo chciała gadać z Wendy i Chloe. Podobno one nie chciały uwierzyć w to, że źle się czujesz, a Diana próbowała cię bronić i jakoś tak wyszło. Sam nie wiem, musiałabyś wypytać szczegółowo Dianę, nie mnie.
    - Jasne, muszę do niej zadzwonić. Kochana Diana, zawsze po mojej stronie. Chociaż nie powinna się z nimi kłócić. Mam nadzieję, że to nic poważnego.
    - Taa. - Westchnął. - Przyniosłem dla ciebie notatki. Myślę, że powinny być czytelne i pełne, chyba niczego nie ominąłem. - Wyciągnął z plecaka, który leżał obok jego nóg na podłodze plik złożonych kartek.
    - Dziękuję. - Maya uśmiechnęła się, biorąc od niego zapisany papier. Cmoknęła go w policzek. - Nie musiałeś - zauważyła.
    - Dla takiej nagrody warto było skupić się na lekcjach - wyznał, dotykając palcem swojego policzka w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą dotknęły go Mayi usta. - Kiedy wracasz do szkoły? - zapytał, gdy zobaczył, że jego uwaga wprawiła dziewczynę w zakłopotanie.
    - Nie wiem, mama powiedziała, że najlepiej byłoby, gdybym została w domu jak najdłużej, ale zdaje sobie sprawę, że muszę poprawić fizykę i nie może mnie trzymać tutaj w nieskończoność. Myślę, że od poniedziałku znów zacznę chodzić na lekcje.
    - Czyli w poniedziałek wrócisz do domu? - spytał niby to od niechcenia. Tak naprawdę bardzo go to interesowało, ile jeszcze czasu spędzi w tym domu.
    - Wydaje mi się, że to nie jest takie proste, jak ci się wydaje. - Westchnęła. - Nie mam pojęcia, kiedy będę mogła wrócić do domu, ale na pewno nie teraz - przyznała szczerze. - Tam jest dla mnie za niebezpiecznie. Z resztą, słuchałeś przecież, gdy opowiadałam pani Shay, dlaczego nie mogę jechać do domu.
    - Wiem, wiem. Nie musisz mi tego tłumaczyć. Tak się tylko spytałem. Myślałem, że będziesz już wiedzieć. - Zamilkł na moment. - To co będziemy robić? - zmienił temat. Maya wzruszyła tylko ramionami. Próbowała sobie przypomnieć, o czym gadała z Shanem, zanim ten pojechał gdzieś z ojcem. To coś związane było z Adamem...
   - Hej, słyszałam, że dzisiaj w szkole nie było cię słychać - powiedziała, przypominając sobie.
    - Od kogo słyszałaś? - spytał podejrzliwie.
    - Poczta pantoflowa. - Wzruszyła ramionami. - To jak, powiesz mi, dlaczego? Coś cię trapi, niepokoi?
    - Ja... - zająkał się. Nie był pewien, czy wyznać Mayi prawdę. Dziewczyna, widząc to, spróbowała mu pomóc.
    - Jesteś zazdrosny? - odezwała się prosto z mostu. Adama zatkała jej szczerość. Nie spodziewał się, że powie to tak wprost. Sądził, że będzie owijała w bawełnę i uda mu się jakoś wyminąć od odpowiedzi. Lecz w takim wypadku nie mógł się wywinąć. Przed nim istniały tylko dwie drogi: mógł albo skłamać, albo powiedzieć prawdę. Nic pomiędzy. - Wiesz, zrozumiem cię, cokolwiek powiesz.
    - Ja... - zawahał się, nadal rozważając. Maya wydawała się przekonana co do jego uczuć. Więc czy warto było skłamać i prawdopodobnie wdać się w niepotrzebną im kłótnię? - Tak trochę - przyznał.
    - Ale o co?
    - O co? - Prychnął. - O to, że mieszkasz u Shane'a, że macie jakieś tajemnice, bo wiem, że macie. Jestem zazdrosny o ciebie. Bo, wiesz, ty mi się naprawdę podobasz, lubię cię i chciałbym... Ale po prostu gdy widzę Shane'a obok ciebie i wiem, że ty mieszkasz u niego i że może wy... albo on tobie... To głupie, wiem, zdaję sobie z tego sprawę, ale chciałaś wiedzieć, więc ci mówię, co czuję. - Patrzył w dół, na swoje ręce zaciśnięte w pięści, więc Maya musiała dłonią podnieść jego brodę, by zmusić go do tego, by spojrzał jej w oczy.
    - Ja też cię lubię. I to bardzo. I też chciałabym zobaczyć, jak to będzie dalej z nami, bo chyba o to ci chodziło. Dlatego przecież jesteśmy ze sobą. By spróbować wspólnego życia, poznać siebie nawzajem. Nie masz o co być zazdrosny. Shane jest moim przyjacielem i nikim więcej. Gdyby był kimś więcej to ty byś był pierwszą osobą, której bym to powiedziała, bo ja lubię, gdy wszystko jest na swoim miejscu i wiem, na czym stoję. Ufam ci i chciałabym, byś ty mi również zaufał. I zaufał swojemu przyjacielowi. Bo nie zrobi mi nic złego. Naprawdę. - Położyła mu dłonie na policzkach. Mówiła coraz ciszej, a ich głowy powoli przybliżały się ku sobie. Ich usta się spotkały, gdy Maya przestała mówić. To był krótki, niewinny, ale i pełen pasji oraz uczucia pocałunek. Bardzo jej się podobał.
    Gdy się od siebie oderwali, uśmiechnęli się oboje. Adam oparł się o kanapę plecami, ale Maya nadal siedziała na samym jej brzegu. Musiała się przyzwyczaić do bliskości chłopaka. Dla niej to było kompletnie nowe doświadczenie. Co prawda Josh czasami znajdował się równie blisko niej, gdy ją łaskotał, czy podnosił do góry. Ale nigdy się nie całowali. Maya nigdy nie traktowała go jak chłopaka, dla niej zawsze był przyjacielem, więc ta bliskość jej nie krępowała.
    Adam pochylił się i złapał leżącą na kanapie dłoń blondynki. Ścisnął ją delikatnie, jakby chciał dodać jej tym gestem otuchy. Pociągnął ją delikatnie w swoją stronę. Dziewczyna pozwoliła, by przytulił ją do siebie. Objął ją ramieniem, Maya położyła mu głowę na barku. Przez chwilę jej ciało zostawało spięte, ale pod wpływem dotyku chłopaka zaczęła się rozluźniać. Tam, gdzie Adam dotykał ją swoimi długimi palcami, wychodziła gęsia skórka. Co raz przez jej ciało przechodziły przyjemne dreszcze, gdy chłopak szeptał jej coś do ucha, delikatnie przy tym ją łaskocząc.
    Było im ze sobą bardzo dobrze. Wręcz doskonale.


~~~*~~~*~~~*~~~

    Hej :) Jak tam po pierwszym tygodniu szkoły? Ja cały czas przyłapuję się na tym, że zastanawiam się, co ja tam robię w tym technikum z dala od domu, mieszkając w internacie :D Też tak macie? :)
    Na szczęście trafiła mi się spoko klasa - tak mi się wydaje po tych paru dniach znajomości. No i super dziewczyny z internatu - współlokatorki i sąsiadki :D Już nie mogę się doczekać niedzieli, choć poniedziałku niekoniecznie :)
    Cieszę się, że spodobał Wam się bonusik. Jeśli tylko wymyślę jakieś takie krótkie historyjki to postaram się je opublikować :) Dziękuję za Wasz komentarze pod ostatnią notką *,*
    Do kolejnego! :) Zuza ♥
Mrs Black bajkowe-szablony