sobota, 30 listopada 2013

~5~


    Przeglądała swój pamiętnik, czytając kolejne wpisy. Co chwila przed oczami pojawiały się jej nowe sceny z jej dzieciństwa. A było ich mnóstwo. Jedne wesołe, inne smutne.

    "Leżała w pokoju, który kiedyś dzieliła z bratem. Było już grubo po północy, a ona jeszcze nie spała. Przyciskała poduszki do głowy, byleby tylko nie słyszeć tych głośnych krzyków, dochodzących z sąsiedniego pokoju. Rodzice znów się kłócili. A ona tego nienawidziła. Nienawidziła ojca, który o wszystko oskarżał ją lub mamę. I tym razem coś mu się nie podobało, więc postanowił wziąć to, co mu się należało. 
    Maya płakała cichutko, dopóki jej mały jeszcze brat nie obudził się nagle i nie podszedł do niej. 
    - Czemu mama i tata tak krzyczą? - zapytał szeptem, jakby przeczuwał, że lepiej nie podnosić głosu. Dziewczyna nie miała pojęcia, co mu odpowiedzieć. Wiedziała jednak jedno. Chłopiec nie może być świadkiem ich kłótni. 
    - Wiesz co? - zapytała, przełykając łzy. - Mam pomysł - uśmiechnęła się. - Pobawimy się w chowanego z rodzicami, co? 
    Chłopiec zgodził się bez mrugnięcia okiem, bo uwielbiał tę grę. Maya kazała mu ubrać gruby sweter i spodnie na piżamę. Parę innych ciuchów wrzuciła do torby. Na kartce, którą zostawiła na biurku, napisała mamie, by się o nich nie martwiła, bo będą w bezpiecznym miejscu. Otworzyła cicho okno i pomogła małemu przez nie przejść, potem rzuciła mu torbę, a na końcu sama wyszła, przymykając okno. Na dworze było bezchmurnie i bezwietrznie, księżyca ubywało z każdą kolejną nocą, a gwiazdy świeciły mocno.

    Przeskoczyli przez niski płot i ruszyli w kierunku nieoświetlonego domu. Dziewczyna modliła się, by chłopak nie spał, gdy do niego dzwoniła. Na szczęście odebrał nim podeszli do drzwi.
    - Wyjdź z domu - rzuciła tylko drżącym głosem. Nie pytał o co chodzi, po prostu się zgodził i już po chwili stał w progu, zapraszając ich do środka. Brat dziewczyny usnął, gdy tylko zaprowadzili go do pokoju chłopaka. Wtedy mogli spokojnie porozmawiać.
    - Co się stało? - zapytał Josh, choć niepotrzebnie. Ale jakoś należało zacząć rozmowę. Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko przytuliła się do bruneta, który usiłował uspokoić płaczącą dziewczynę.

    - Ja już nie wytrzymam! - łkała. Chłopak głaskał ją delikatnie po włosach. - Nienawidzę go! Czasami mam ochotę wziąć jakiś nóż i zadźgać go! Jak on tak może robić? Jak żyć? Mówić? Nie rozumiem po co takie gnidy jak on żyją na tym świecie. Tylko zabierają nam tlen!... Ja nie wiedziałam co robić... Młody się obudził, a nie chciałam, by tego słuchał... Nie miałam gdzie uciekać. Przepraszam, że na ciebie padło, ale po prostu... - głos w końcu odmówił jej posłuszeństwa. 
    - Nie masz mnie za co przepraszać! Wiesz, że zawsze i we wszystkim ci pomogę. I uważam, że dobrze zrobiłaś, zabierając go stamtąd. A teraz spróbuj zasnąć. Pogadamy o tym rano, na spokojnie. 
    - Dziękuję. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak ja cię kocham!
    - Na pewno nie tak jak ja ciebie - uśmiechnął się. - Teraz kładź się już.
    - Tak jest, kapitanie! - zasalutowała i położyła się na kanapie, a on obok niej."


    To wydarzyło się jakieś cztery lata temu. Może trochę więcej. Josh i Maya wychowani razem, zachowywali się wobec siebie jak brat i siostra i, choć każde z nich miało swoje własne rodzeństwo, to nie dogadywali się z nim tak dobrze, jak ze sobą.
    Parę miesięcy po tym mama blondynki rozwiodła się ze swoim mężem.

    "- Co ty tu robisz? - zdziwiła się, widząc bruneta w drzwiach swojego domu. 
    - Przyszedłem potrzymać ci towarzystwa. Poza tym nasze matki opiły się tak bardzo, że gdy wychodziłem śpiewały jakieś stare piosenki. Myślę, że dzisiaj twoja mama przenocuje u mnie. I skoro ona będzie u nas, to ja postanowiłem przyjść do Ciebie. 
    - To miłe. Wchodź - uśmiechnęła się i przepuściła chłopaka. - Właśnie miałam jeść kolację, zjesz z nami?
    - Chętnie.
    W trakcie kolacji chłopcy gadali o czym się tylko dało, zanudzając i wkurzając Mayę. Dużo się śmiali, żartowali, a mnóstwo jedzenia zamiast w buzi, wylądowało na podłodze. Mogliby tak siedzieć całymi godzinami, a nawet dniami. 
    Dopiero, gdy najmłodszy poszedł spać, mogli spokojnie porozmawiać, co nie zdarzało im się ostatnio często z różnych powodów. A brakowało im tego, jak niczego innego na świecie.
    - I jak sobie radzicie? - spytał poważnie, spoglądając jej prosto w oczy. Pomagał jej sprzątnąć bałagan po kolacji.
    - Jak widać, my trzymamy się świetnie, choć młodemu brakuje ojca. Gorzej jednak z mamą. Sam widziałeś, ochlała się z twoją matką, choć to do niej niepodobne. Kurcze, to było bydle, nie mąż. Nie rozumiem, czemu się nim tak przejmuje. 
    - Cierpi, bo go kochała - zauważył Josh. Dziewczyna prychnęła.
    - Tacy jak on nie zasługują na miłość nikogo, nawet psa. 
    - Może masz rację - wzruszył ramionami, nie chcąc się z nią kłócić."

    Tyle ze sobą przeżyli. Jak stare małżeństwo. Gdy byli mali, bawili się w sklep i restaurację, gdy trochę podrośli, budowali domki, jeździli na rowerach, na których mogliby przemierzyć cały świat. Doskonale pamiętała, jak rzucali się sproszkowanym cementem, który służył im za jakiś magiczny pył, czy coś w tym rodzaju.

    "Brat Mayi bawił się z kuzynem w małym basenie, a blondynka i Alyss ich pilnowały, mocząc nogi w wodzie i opalając się. Rozmawiały, śmiały się, plotkowały o wszystkim i o niczym, jak to dziewczyny. Josh też gdzieś tam był  w pobliżu. Naprawiał rower przyjaciółce. 
    Dziewczyny, zajęte sobą, nie zauważyły, że pukanie nagle ustało. W głowie bruneta narodził się plan. Nalał zimnej wody do wiaderka i zaszedł Alyssę i Mayę od tyłu. Zamachnął się i całą zawartość naczynia wylał na ich blond głowy. Dziewczyny zaczęły krzyczeć, skacząc w miejscu, a on zrywał boki za nimi. Maya odwróciła się, wyciskając wodę z włosów. Jej oczy ciskały błyskawice.
    - Jak cię dopadnę, to pożałujesz, że się urodziłeś - pogroziła, rzucając się biegiem w jego kierunku. Chłopak w ostatniej chwili ruszył przed siebie, ciągle się śmiejąc. Do pościgu włączyła się również mokruteńka Lyss, grożąc chłopakowi pięścią.
    Mama Mayi, wyglądając z domu, miała z nich świetny ubaw."

    Maya uśmiechnęła się na wspomnienie tej gonitwy. Pamiętała, że dziewczyny w końcu go dogoniły i wrzuciły do basenu. Niestety pociągnął je za sobą i już po chwili cała trójka leżała, śmiejąc się, po uszy w wodzie.

    "Kolejne godziny spędzili na słońcu, osuszając się, a gdy zrobiło się ciemno, Josh rozpalił małe ognisko, na którym piekli pianki, kiełbaski i bułki. To był niezapomniany dzień."

    Jeszcze wiele wydarzeń wspominała przez kolejne godziny. Dzięki niektórym zdobyła kilka ciekawych pomysłów do opowiadania. Dopisała ponad cztery strony, nim dziewczyny wróciły z fokarium. Wszystkie uśmiechnięte od ucha do ucha, rozmawiały ze sobą, co chwila wybuchając głośnym śmiechem. Nawet jednym spojrzeniem nie zaszczyciły swojej rzekomej "przyjaciółki". Maya, nie chcąc się rozpłakać przy nich, uciekła z pokoju. Na korytarzu było jeszcze mnóstwo osób, ale nie lekceważyli jej jak one.
    - Hej, jak się czujesz, chorowitku? - spytała Alex, podchodząc do blondynki i całując ją w policzek.
    - Już lepiej, choć, jak widać, nadal jest mi zimno - wskazała najpierw na siebie, a potem na nią. Alex miała na sobie cienką bluzkę na ramiączkach i krótkie spodenki, a Maya grubą bluzę z kapturem, długie, dresowe spodnie i wielkie, ocieplane skarpety. Dziewczyny uśmiechnęły się serdecznie, a gdy Sam ją zawołała, pożegnały się i każda ruszyła w swoją stronę.
    Blondynka nie uszła daleko. Już po paru krokach wpadła na chłopaków.
    - Cześć! - zawołał Adam. - Widzisz? - zwrócił się do Shane'a. - Mówiłem, że będzie żyła...
    Chłopcy zaśmiali się, natomiast blondyn spytał dziewczynę o to, co u niej.
    - Wynudziłam się sama, ale już mi lepiej. Dzięki za troskę. Muszę iść - rzuciła i uciekła na dwór.
    Usiadła na ławce przed wejściem do budynku.
    Patrzyła niewidzącym wzrokiem na dom naprzeciwko.
    Czemu tak jest, że dobrzy ludzie pomagają innym, a gdy przychodzi co do czego, to w zamian dostają figę z makiem? Czemu przyjaciółki nawet nie spytały o jej samopoczucie? Alex i Adam, osoby, z którymi tylko się kolegowała, przejęli się nią, a dziewczyny? Nawet głupiego "Cześć".
    "Czemu ten świat jest taki niesprawiedliwy? Dlaczego najbliżsi nam ludzie odwracają się od nas, gdy potrzebujemy ich najbardziej?" - myślała.
    Dlaczego przyjaciele, jak siebie nazywają, nie zauważają, gdy dzieje się coś złego?
    Bo są zapatrzeni w siebie i swoje problemy. Bo może nie są tak naprawdę przyjaciółmi. Ludzie tak nierozważnie lokują swoje uczucia. I dlatego cierpią.
    Po jej policzkach popłynęły pojedyncze łzy. Nie wycierała ich. Dała im swobodnie płynąć.
    Nagle usłyszała dzwonek. Ktoś do niej dzwonił. Wyciągnęła telefon z kieszeni i odebrała, nie patrząc na wyświetlacz.
    - Halo?! - westchnęła, pociągając nosem.
    - Hej - usłyszała męski głos, który od razu ją uspokoił. - Co jest? - wiedziała, że przy tym pytaniu na czole pojawiły mu się dwie małe zmarszczki.
    - A co ma być?
    - Przez cały dzień nie dostałem ani jednego sms'a, co jest do ciebie niepodobne. A gdy do ciebie dzwonię, twój głos brzmi, jakbyś płakała. Gdybym cię nie znał... Więc co się dzieje?
    Po chwili milczenia opowiedziała mu o wszystkim. O tym jak się czuje, o tym co zrobiły dziewczyny.
    - Nie wiem, co mi jest. Tak po prostu mam doła i cholera nie wiem co robić, gdzie się podziać...
    - Hej! Jest was tam na tej wycieczce chyba więcej niż tylko wy cztery. Posiedź, pogadaj z kimś innym.
    - Czemu nie - wzruszyła ramionami. - Tylko to tak strasznie boli, gdy ktoś bliski cię zdradzi, nie zrobi czegoś, czego my od niej oczekujemy.
    Czuję się zapomniana, niechciana. Starałam się, a one... - nie dokończyła, nie miała siły.
    Poczuła jakiś ruch po swojej prawej stronie. Odwróciła głowę i ujrzała Abby, siadającą obok niej na ławce. Pożegnała się z Joshem, obiecując, że zadzwoni do niego, gdy tylko znajdzie czas.
    - Cześć, chodź na kolację... Obiad... Sama nie wiem - uśmiechnęła się.
    - Dziękuję, zaraz przyjdę.
    - Mogę posiedzieć tu z tobą?
    - Tylko wiesz, dzisiaj nie mam nastroju do rozmowy.
    - Tym lepiej, bo ja też nie.
    Siedziały chwilę w milczeniu, dopóki Mayi nie zaburczało w brzuchu. Dziewczyny cicho się zaśmiały.
    - Chodźmy - zaproponowała Abby.
    Wstały i wróciły do hotelu. Weszły do zatłoczonej już jadalni, gdzie właśnie podawano obiado-kolację. Usiadły przy stole, gdzie zgromadzili się już wszyscy, co powinni i zaczęły jeść. Maya niechętnie, bo to nowe jedzenie nie było dla niej zbyt smaczne. Pogrzebała trochę na talerzu.
    Diana, Wen i Chloe już poszły do pokoju. A Maya rozmawiała z pozostałymi. Dean i Phill gadali głupoty o płazach i gadach. Nie wiedziała, jaki cel miała ta rozmowa, ale nie wnikała. Eve zrobiła herbatę owocową i mogli tak siedzieć do późnej nocy.
    Niestety wszystko zepsuła wychowawczyni, przychodząc do nich i oznajmiając, że nie mogą tu siedzieć przez cały wieczór. Wypili więc herbatę i porozchodzili się do swoich pokoi. Dziewczyny miały później wpaść do Mayi, gdy już się umyją i przebiorą.
    Gdy blondynka sięgała po klamkę, by wejść do pokoju, zawołała ją jej nauczycielka.
    - Tak? - spytała, odwracając się w jej kierunku.
    - Przyjdź do mnie po tabletkę tak za jakieś... - spojrzała na zegarek. - Za jakąś godzinę.
    - Dobrze - pokiwała głową. Nacisnęła klamkę, słysząc głośny śmiech dziewczyn. Gdy weszła do środka, wszystko ucichło. Spojrzała zdezorientowana po przyjaciółkach, lecz one jakby jej nie zauważały. Wen przeglądała stronę internetową o Japonii i jarała się, jak tylko mogła. Pewnie znowu znalazła nowe anime do oglądania. Diana pisała szybko sms'a, a obok leżał aparat. Najwidoczniej oglądała zdjęcia z fokarium. Chloe pisała coś w zeszycie. Pewnie dopisywała coś do swojego opowiadania. Z któregoś telefonu leciała dziwna muzyka. Każda robiła coś dla niej ważnego. Wszystkie łączyły podobne pasje, lubiły te same rzeczy. A Maya? Nie lubiła anime, nie jarała się za bardzo jakimś krajem europejskim. Kochała Justina Timberlake'a i Toma Feltona, a dziewczyny gustowały w mocniejszej muzyce i horrorach, lub całkiem dziecinnych filmikach. Były jak ogień i woda. Maya wszystkich lubiła, tolerowała i nie była pamiętliwa, a przykrości, których doznała od kogoś, obracała w żart. Natomiast dziewczyny odwrotnie. Szanowały osoby, które je szanowały, pamiętały wszystko, co im kiedykolwiek zrobiono, złego czy dobrego. Musiały się odpłacić pięknym za nadobne.
    Wyciągnęła z szafy legginsy i czarny sweter.
    Zamknęła się w łazience, skąd, wśród szumu wody, słyszała głośną rozmowę, prowadzoną przez koleżanki. Nie pomógł jej gorący prysznic na ukojenie nerwów. Gdy się ubrała, nadal była zła i czuła się chora. Wszystko ją wkurzało. I może dlatego wydarzyło się to, co się wydarzyło...

~~~*~~~*~~~*~~~

Hello everybody! Chciałam tylko podziękować za nominację, którą dostałam od Nikki :) To dla mnie ogromne wyróżnienie. I jeszcze raz ci dziękuję ;*
Chce was tylko prosić o szczere opinie na temat tego opowiadania.
To wszystko.
Trzymajcie się ♥

piątek, 22 listopada 2013

~4~


    Maya zaniepokojona hałasem, wyjrzała z pokoju. Na korytarzu nie było nikogo, oprócz wkurzonego Shane'a, który rozmawiał z kimś przez telefon. Dosyć głośno rozmawiał.
    - Przez te wszystkie lata nic mi nie powiedzieliście! - krzyknął. - Fajnie, że chociaż teraz dowiedziałem się, kim tak naprawdę jestem - warknął i rozłączył się. Dłoń, w której trzymał komórkę, zacisnął mocno w pięść. Chciał nią uderzyć w ścianę, lecz w ostatniej chwili się powstrzymał. Oparł się czołem i dłońmi o zimny mur.
Dziewczyna zastanawiała się chwilę. W końcu podeszła do chłopaka i położyła mu rękę na napiętym ramieniu.
    W tym samym momencie zakręciło jej się w głowie, a lewe ramię zapiekło. Syknęła cicho, upadając na podłogę i łapiąc się za rękę.
    Zdezorientowała tym Shane'a. Dopiero po chwili rzucił się, by pomóc dziewczynie. Od razu zapomniał o swoich problemach. W tamtej chwili liczyła się tylko ona.
    Zainteresowani hałasem, zaczęli wyglądać ze swoich pokoi. Na korytarzu robiło się ciasno i duszno. Shane podniósł nieprzytomną Mayę z podłogi i próbował przenieść ją przez tłum gapiów. Ktoś krzyknął, że pójdzie po ich opiekunów. Ktoś inny kazał się im rozejść. Niewiele to pomogło, na szczęście pokój dziewczyny był blisko i blondynowi udało się ją tam przetransportować. Adison zacisnęła usta w wąską kreskę, ale poproszona przez chłopaka, otworzyła mu drzwi.
    W środku Diana, Wendy i Chloe śmiały się i żartowały jak gdyby nigdy nic. Miały włączoną muzykę, więc nie było szans na to, by usłyszały cokolwiek z korytarza. Zdziwiły się więc, gdy zobaczyły bladego Shane'a, niosącego, jeszcze bledszą, bezwładną Mayę.
    Zalały go potokiem pytań, lecz na żadne z nich nie odpowiedział. Głównie dlatego, że sam nie znał na nie odpowiedzi.
    Położył dziewczynę na jej łóżku i zsunął jej buty ze stóp. Gdy układał jej ciało, zauważył czerwoną ranę na lewym ramieniu. Serce zabiło mu mocniej, lecz po chwili zdrowy rozsądek wszystko uciszył.
    "Skaleczyła się, gdy upadła, matole!"
    Zrezygnowany, zwiesił smętnie głowę. Nie zauważył więc tej dziwnej zmiany w naszyjniku dziewczyny. Wisiorek zaczął delikatnie błyszczeć, lecz tak szybko jak zaczął, tak szybko skończył i dziewczyna otworzyła oczy. Wendy, pochylająca się nad jej ciałem, pisnęła cicho, więc Shane podniósł wzrok, by zobaczyć, co się stało. Gdy ujrzał, że Maya jest przytomna, kamień spadł mu z serca, a na twarz wróciły naturalne kolory.
    Drzwi otworzyły się z impetem i do pokoju weszło kilka osób na raz. Na przedzie pan Harris, dalej wychowawczyni dziewcząt i lekarz. Od razu wszystkich odgonili od łóżka blondynki i zaczęli wypytywać ją, a to co się działo, jak doszło do tego, że upadła.
    Maya bardzo starała się przypomnieć sobie co wydarzyło się tam, na korytarzu, lecz oprócz wkurzonego blondyna, nic nie przychodziło jej do głowy.
    - Nie wiem - szepnęła tylko.
    Potem lekarz ją dokładnie zbadał i stwierdził, że to wszystko z przemęczenia i że dzisiaj nie powinna się przemęczać. Najlepiej by było, gdyby została w hotelu. Opatrzył jej również lewe ramię, na którym miała ranę. Z Chiny Ludowe nie mogła sobie przypomnieć, jak to się stało.
    Pan Harris poszedł odprowadzić lekarza, a ich wychowawczyni wyszła na korytarz, by przegonić ciekawskich. Natomiast w pokoju znów słychać było mnóstwo pytań.
    - Nie słyszałyście, że nic nie pamięta? - zirytował się Shane. Maya mimowolnie się uśmiechnęła, lecz przypomniała sobie o sytuacji z korytarza i od razu mina jej zrzedła.
    - Wszystko ok? - zapytała chłopaka.
    - Hej! To ty zemdlałaś, a nie ja! - zawołał, uśmiechając się do niej. - Pójdę już. - westchnął i wstał. Gdy był przy drzwiach, zatrzymał go cichy głosik Mayi.
    - Dziękuję.
    Machnął tylko ręką i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Po chwili jednak otworzyła je ich nauczycielka.
    - Zostanę dzisiaj z tobą w hotelu.
    Maya pokiwała delikatnie głową.
    - Przebież się w coś wygodnego i połóż. Dziewczynki za 20 minut będzie śniadanie.
    Wyszła szybko, by dopiąć wszystkie sprawy na ostatni guzik. Maya zmieniła spodenki na czarne leginsy, usiadła na łóżku i przykryła się najpierw swoją kołdrą,a potem jeszcze kołdrą Wendy.
    Dziewczyny natomiast szykowały swoje torby na długą wycieczkę do fokarium. niewiele rozmawiały, nadal wstrząśnięte tym nagłym zasłabnięciem swojej przyjaciółki.
    Równo o 8:30 am. wyszły z pokoju. Maya miała na sobie bluzkę z długim rękawem, grubą bluzę, lecz i tak było jej zimno. Wszyscy spoglądali na nią jak na wariatkę. Słyszała ciche szepty Adison i jej przybocznych, tak samo jak rozmowy Natalie, Caroline i Laury, choć te ostatnie bardziej lubiła niż panią "Ja wiem lepiej". Może dlatego, że z tymi pierwszymi chodziła do klasy i już je poznała. Nie przejmowała się jednak zbytnio ani spojrzeniami, ani szeptami. Była za mało popularna, by ktokolwiek po wycieczce o tym pamiętał.
    Usiadły jak zwykle przy trzecim stole. Wendy wsypała do miseczki płatki i zalała je mlekiem, a Chloe i Diana naszykowały sobie kanapki. Natomiast Maya trzymała w dłoniach tylko gorący kubek herbaty z cytryną.
    Niespodziewanie jej lewe ramię zaczęło mocno pulsować. Nie spojrzała jednak na nie. Jej wzrok, nie wiedzieć czemu, powędrował do wejścia do jadalni. W drzwiach stał uśmiechnięty i wysoki blondyn, który przesuwał palcami po rękawie swojej białej koszulki.
    - Co tam? Wszystko w porządku? - zapytał Mayę.
    - T-taak - wyszczękała.
    - Zimno ci? - zapytał głupkowato.
    - Nie, po prostu się nudzę i ot tak sobie szczękam dla zabicia czasu - warknęła. Gdy była chora jej sarkazm i ironia powiększały się. Ten, kto ją znał, nie zadawał jej wtedy głupich, niepotrzebnych pytań, nie wkurzał jej i nie denerwował. Była trochę jak wściekły pies lub bomba atomowa, która w każdej chwili może wybuchnąć.
    Chłopak podniósł ręce w obrończym geście.
    - Chciałem się tylko upewnić - usprawiedliwił się.
    - Nieważne - pokręciła głową i bez pożegnania, opuściła jadalnię.
    Była zła, wkurzona i do tego czuła, że za chwilę braknie jej resztek energii. Ostatkiem sił doczłapała do pokoju. Położyła się na łóżku, ściągając wcześniej buty. Przykryła się dwiema kołdrami i zamknęła oczy. Niestety, nie mogła zasnąć. Bezmyślnie wpatrywała się w bezpłciową tapetę. Po głowie przemykało jej mnóstwo różnych myśli, jednak żadna nie zagościła w niej na dłużej niż parę sekund.
    W końcu po półgodzinnej męczarni oczy same się zamknęły. Odpłynęła w krainę snów, w której nie było tak kolorowo jak zwykle.

    Siedziała w pokoju na swoim łóżku w hoteli i czytała "Harry'ego Pottera i Komnatę Tajemnic", gdy ni z tego ni z owego drzwi stanęły otworem, uderzając o ścianę. Maya poderwała się z łóżka i stanęła twarzą w twarz z gośćmi. W progu byli nie kto inni, a Nate i Tom. Serce dziewczyny podskoczyło do gardła. Zaczęła się cofać, dopóki plecami nie natrafiła na stolik tuż obok okna. Chłopaki śmiali się z niej, podchodząc coraz bliżej. Któryś z nich zamknął wcześniej drzwi.
    - Przyszliśmy ci tylko przypomnieć o naszej umowie, kochaniutka.
    - Na nic się z wami nie umawiałam - stwierdziła twardo, przełykając głośno ślinę. Serce biło szybko już w klatce piersiowej.
    - Jak to nie - warknął Nate. - Albo dostarczysz nam naszego skarbu, albo pożegnasz się z tym światem. -     Był już tak blisko, że czuła jego przepełniony zgnilizną i dymem tytoniowym oddech. Starała się oddychać przez usta i nie zwymiotować.
    - Kiedy ja nie wiem, czego wy ode mnie chcecie! Skąd mam niby wytrzasnąć to zielone małe coś? Nawet nie wiem jaki ma kształt.
    - To lepiej się dowiedz.
    - Wszystkie najbliższe ci osoby okłamują cię. Nie ufaj nikomu z nich. A jeśli się dowiemy, że któraś z twoich przyjaciółeczek wie więcej, niż powinna, to będzie błagała... - nie dokończył i Maya nie dowiedziała się o co będzie ich błagać bo w korytarzu trzasnęły drzwi. - Pamiętaj. Dwa tygodnie - zastrzegł Tom. Nathan otworzył okno i, jednym szybkim ruchem, przeskoczył przez parapet. Po chwili oboje biegli przez podwórko. Dziewczyna szybko położyła się na łóżku i zamknęła oczy, słysząc ciche pukanie do drzwi.

    W pokoju hulał porywisty, ale ciepły wiatr, który unosił pojedyncze kartki z stolika. Wszędzie latały lekkie papierki, kosz leżał na ziemi, a wokół niego mnóstwo pustych butelek walało się po podłodze. Firanka w oknie była to raz w pokoju, to raz na zewnątrz.
    Drzwi cichutko skrzypnęły, a gdy kobieta otworzyła je szerzej, wiatr uderzył nimi o ścianę. Wzdrygnęła się i spojrzała na łóżko swojej uczennicy. Uff. Nie obudziła się. Nadal spała choć wyglądało na to, że nie miała przyjemnego snu. Jej twarz wykrzywiał grymas strachu i bólu. Wiła się pod kołdrą, a na czole lśniły maleńkie kropelki potu.
    Kobieta postawiła kubki z gorącą herbatą na stole. Zamknęła okno i podniosła pojedyncze kartki z rysunkami z ziemi.
    - AAA!!! - krzyknęła Maya, a nauczycielka podskoczyła w miejscu, łapiąc się za serce. Dziewczyna siedziała na łóżku, z nadal zamkniętymi oczami. Jej krzyk przerodził się po chwili w cichy szloch. Dopiero wtedy blondynka uchyliła delikatnie powieki.
    "To tylko zły sen, tylko zły sen..." - uspokajała się.
    - Koszmar? - usłyszała czyjś głos.  Nadal przerażona wizją ze snu, pisnęła. Odwróciła się gwałtownie, a gdy w kobiecie rozpoznała swoją wychowawczynią, odetchnęła z ulgą. - Przyniosłam herbatę z cytryną - wskazała na stolik. Maya pokiwała głową.
    - Dziękuję - wychrypiała.
    - Chcesz, bym z tobą posiedziała? - zapytała ostrożnie.
    - Nie, dziękuję. Nie trzeba. - odmówiła dziewczyna, wycierając policzki z łez rękawem bluzy.
    - To dobrze. Jakby co, wiesz gdzie mnie szukać? - blondynka pokiwała głową, więc nauczycielka wyszła, zabierając po drodze jeden z parujących kubków.

    Shane siedział w autobusie, pogrążony we własnych myślach. Niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w szybę.
    Zastanawiał się nad tym, co powiedziała mu matka. Że niby jest członkiem jakiejś tajnej organizacji, zwanej Zakonem? Że wszyscy w jego rodzinie do niego należeli? Nie tego się spodziewał, pytając rodziców o ten głupi znak. Nie pisał się na takie coś! Co w ogóle miał robić?
    Zastanawiał się, jak długo jego rodzice chcieli to przed nim ukrywać. Matka twierdziła, że do jego urodzin. Których? Siedemnastych? Może osiemnastych? Skąd miał mieć pewność, że cały ten Zakon, to coś dobrego?
    Tyle pytań nasuwało się w związku z jedną głupią rozmową telefoniczną. I jak na razie na żadne nie znalazł odpowiedzi.
    Ale to jeszcze nic! O nie! Myślał również o Mayi. Czy to tylko przypadek, zbieg okoliczności, że skaleczyła się akurat w lewe ramię, akurat dzisiaj? Czy ona również ma coś wspólnego z jego rodzinną tajemnicą?
    Od tych wszystkich pytań, których było o dziwo coraz więcej niż na początku, rozbolała go tylko głowa...

~~~*~~~*~~~*~~~

Hej :) Uch w końcu coś dodaję :) Ale niestety, wcześniej nie miałam czasu. W czwartek pisałam konkurs z historii, a i tak myślę, że mogłam się więcej pouczyć, ale niestety moje lenistwo nie zna granic :) Ten rozdział jest, jaki jest... Sama nie umiem powiedzieć, czy dobry czy nie...
Postaram się jutro lub pojutrze dodać coś jeszcze na tego drugiego bloga, ale niczego nie chcę obiecywać.
A na razie komentujcie!!!
Ściskam was mocno! <3

niedziela, 10 listopada 2013

~3~

    Wracali całą grupą tą samą drogą, co przyszli. Wszyscy mięli na sobie bluzy lub byli okryci kocami
czy ręcznikami. Z mokrych włosów kapała woda, po zimnych ciałach przechodziły dreszcze, mokre ciuchy przyklejały się do skóry. Maya dostała od Adama jego bluzę. Sam opatulił się ręcznikiem. Dziewczyna w duchu cieszyła się, że namówili ją, by weszła do wody. Nie była ona taka zimna, jak ją sobie wyobrażała. Chlapali się, próbowali
przeskoczyć fale przed dobre pół godziny. Potem trzeba było wracać do hotelu na kolację. Mięli tylko piętnaście minut, by się wysuszyć i przebrać, więc gdy byli na miejscu, wszyscy rzucili się do swoich pokoi.
    Pierwsza do łazienki wpadła Diana, następnie Chloe, a po niej Maya. Dziewczynie nie dane było ubrać się do końca. Ledwie założyła bieliznę i wciągnęła spódniczkę, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Zrezygnowała więc z reszty garderoby i wyszła z łazienki, przecierając wilgotne końcówki włosów ręcznikiem. Usiadła na łóżku i rozpięła torbę, z której wyleciało pięć telefonów i trzy portfele. Swoje rzeczy odłożyła na półkę nad jej głową, natomiast komórki przyjaciółek i portfel Wen podała właścicielkom. Został tylko jeden telefon i portfel bez właściciela. Maya po chwili przypomniała sobie rozmowę z blondynem. Postanowiła oddać mu rzeczy na kolacji.
    Niespodziewanie do pokoju wpadł Shane.
    - Nie nauczyli cię pukać? - zawołała Diana ze swojego łóżka, zapinając guziki koszuli.
    - Sorry - nie zmieszał się. Śmiało wszedł dalej. - Przyszedłem po telefon - uśmiechnął się, spoglądając Mayi w oczy. Gdy schyliła wzrok, by znaleźć jego rzeczy, poczuła, że jego spojrzenie leniwie powędrowało w dół.
    - Proszę. - gdy podawała mu telefon, w jego tęczówkach zauważyła łobuzerski błysk, który w ułamku sekundy zniknął. - Oddasz to Adamowi? - spytała, wskazując bluzę. Chłopak pokiwał głową. - Podziękuj mu ode mnie.
    - Na pewno - posłał jej uwodzicielski uśmiech i wyszedł, zamykając drzwi. Maya patrzyła jeszcze na nie przez dłuższą chwilę. Z zamyślenia wyrwał ją dopiero głos Diany.
    - Pacan - mruknęła, a Maya uśmiechnęła się sama do siebie. - Może byś się tak ubrała, a nie patrzysz na te drzwi, jak sroka w gnat.
    Więc dziewczyna wybrała z szafy bluzkę i założyła na siebie. Na koniec buty i była gotowa. Gdy Wendy wyszła z łazienki, udały się na kolację.
    Dla nich przeznaczone były pierwsze cztery stoły. Przy pierwszym siedziały: Adison, Cameron, Margaret, Olivia - młodsza siostra Cam - i Lexi - córka ich nauczycielki. Przy drugim zajęły miejsca: Alex, Jessie, Clarie, Sam, Caroline, Laura i Natalie. Te trzy ostatnie to najlepsze przyjaciółki od pieluch.
    Przy trzecim stole siedzieli już: Abby, Dean - wysoki brunet, który ślicznie śpiewa - Lucas - młodszy brat Mike'a - Phill i Eve - niezbyt wysoka szatynka o piwnych oczach i kobiecych kształtach. Przyjaciółki postanowiły się do nich dosiąść, bo do ostatniego stołu podchodziła już reszta chłopców.
    Już po chwili dołączyli do nich ich opiekunowie i kierowca autokaru. Pan Harris zaczął im tłumaczyć, że na śniadanie i kolację mają "szwedzki stół". Mówił, o której będą spożywać takowe posiłki i że w razie czego poinformują ich o wszelkich zmianach.
    Po tym przy szwedzkim stole zrobił się niemały ruch. Maya i jej koleżanki postanowiły poczekać. To samo chyba pomyśleli Shane i Adam, bo nadal siedzieli, zawzięcie o czymś szepcząc. Maya nie zwróciła na to uwagi, ale chłopcy kilka razy zerknęli w ich stronę, uśmiechając się do siebie porozumiewawczo.
    Tymczasem Diana, oburzona zachowaniem chłopaka, mówiła szybko:
    - Jak on tak mógł sobie po prostu wejść? A widziałyście jak patrzył się na cycki Mayi?
    - Och, dałabyś już spokój - westchnęła sama zainteresowana.
    - Nie broń go! - zastrzegła Diana.
    - Ja go nie bronię. Fakt, patrzył mi się w dekolt, ale to chyba zrozumiałe, prawda? Dojrzewa i w ogóle. Gdyby się nie patrzył, gadałybyście o tym, że jest gejem czy coś.
    - No to teraz zaczęłaś go bronić - zauważyła Wen.
    - Nie pomagasz - burknęła Maya, podnosząc się z krzesła o sekundę później od Shane'a. Spotkali się przy stole.
    - Hej - uśmiechnął się do niej. Blondynka podniosła wzrok.
    - Cześć - rzuciła i wróciła do nakładania rzodkiewki. Czuła, że jej się przygląda. Zaśmiała się w duchu. Odwróciła się i napotkała jego wzrok. - No co? - spytała, przekrzywiając głowę na bok.
    - Nic - wzruszył ramionami i wrócił do nakładania jedzenia na talerz. Wpatrywała się w niego jeszcze przez chwilę, szukając jakiegokolwiek znaku zmieszania, czy innych emocji, lecz na jego twarzy odnalazła tylko spokój.
    Na talerz nałożyła składniki na jej ulubioną kanapkę i wróciła do stołu. Szybko zjadła swoją kolację, popiła herbatą i poszła do pokoju. Wygrzebała ze swojej torby pamiętnik i zaczęła pisać, ogarnięta sprzecznymi emocjami. Miała mętlik w głowie, który postanowiła przelać na papier. Zawsze jej to pomagało. I tym razem jej metoda podziałała. Po 3 stronach szybkiego pisania, jej głowa nie była już taka ciężka. Bolał ją jednak nadgarstek. Zaczęła masować nadwyrężony staw. Zginała i prostowała palce, kręciła nadgarstkiem w kółko i ból zelżał. Podniosła wzrok znad zeszytu i zobaczyła obok siebie gęste blond włosy. Nawet nie zauważyła, kiedy dziewczyny wróciły.
    "Co się ze mną dzieje? - pomyślała. - Zawsze słyszę nawet najlżejszy szmer."
    Westchnęła i uśmiechnęła się do dziewczyny, która zmieniała kanały w ich telewizorze. W końcu z braku wielu możliwości zostawiła na stacji muzycznej. Właśnie leciało "I love it" Icony Pop. Chloe zaczęła śpiewać na przemian z Mayą, gdy doszli do refrenu.
    - I don't care!
    - I love it!
    - I don't care!
    Wen i Diana zaczęły się śmiać. Skoczyły na równe nogi i zaczęły tańczyć i wygłupiać się. Dziewczyny tak się śmiały, że nie mogły śpiewać i już po chwili obie leżały na ziemi z bolącymi brzuchami. Wen i Diana robiły przeróżne miny, tylko po to by dokuczyć przyjaciółkom, które tarzały
się po podłodze.
    Dopiero pukanie do drzwi doprowadziło je do jako takiego opanowania.
    - Proszę! - zawołała Diana, siadając na swoim łóżku. Do pokoju weszła Abby, już ubrana w swoją piżamę.
    - Hej, mogę? - spytała. Dziewczyny od razu się zgodziły, więc Abby usiadła na łóżku Mayi.
    - Coś się stało? - zapytała Wendy, widząc minę koleżanki.
    - Adison się stała. Ciągle na coś narzeka. A to, ze pokój za mały, że łóżka niewygodne, że to, że tamto.Nawet oznajmiła, że tu jest gorzej niż w tamtym roku na wycieczce. A proszę was! Tamte łazienki - wzdrygnęła się na samą myśl o zeszłorocznej wycieczce.
    - Jej nigdy nie dogodzisz. Choćbyś chciała - westchnęła teatralnie Chloe. Zaśmiały się.
    - No. Tu jest 100 razy lepiej niż tam.
    - Tak. I łazienki czyste i pokoje ładniejsze, a jedzenie można jeść bez obaw o jakąś świńską grypę czy inne dziadostwo - zauważyła Wen.
    I tak gadały, śmiały się i wygłupiały do 11 pm., dopóki pan Harris nie przyszedł zobaczyć, czy śpią. Wtedy Abby poszła do swojego pokoju, a dziewczyny po kolei wskakiwały pod prysznic.
    Po północy położyły się spać, życząc sobie nawzajem dobrej nocy. Lecz tylko Wen i Diana mogły spać spokojnie. Pozostałe dwie przyjaciółki kompletnie nie mogły zasnąć, a, że nie chciały obudzić reszty, leżały tak do późna, wpatrując się w sufit, lub raczej w to, co widziały, tam gdzie powinien być sufit, bo było strasznie ciemno.

    Wszyscy miłośnicy siatkówki siedzieli zebrani w wielkiej sali. Na boisko już wbiegali zawodnicy.
    Dwunastu chłopców ustawiło się po dwóch stronach siatki. Ubrani byli w czerwono - białe i zielone stroje. Na ławce siedzieli rezerwowi i trenerzy, a na drabinkę już wspinał się główny sędzia. Pierwszy gwizdek i gra rozpoczęła się. Kibice na trybunach szaleją, cheerleaderki wymachują pomponami, a na boisku trwa zacięta walka. Drużyny grają zawzięcie.
    Pierwsza przerwa techniczna. Zawodnicy zbierają się wokół trenera, który wykrzykuje
do nich słowa zachęty, taktyki, lecz jeden chłopak nie słucha go. Rozgląda się, szuka kogoś. Jego wzrok zatrzymuje się na cheerleaderkach. Jedna długowłosa blondynka pomachała do niego zalotnie. Ale to nie o Adison mu chodziło. Ani o żadną z nich. Więc szukał dalej, aż w końcu napotkał spojrzenie jej niebieskich oczu. Uśmiechnął się do niej, a dziewczyna pomachała mu.
    W tym samym momencie dostał ręcznikiem przez głowę, więc odwrócił się. Jego kumple jak i trener byli źli, ale nie mogli pozwolić sobie na zdjęcie go z boiska. Był za dobry. Ale nie zraziła go ich złość. Najważniejsze, że ona przyszła.
    "Czemu miałaby nie przyjść? - przeszło mu przez głowę. - Ona nigdy nie opuściła ani jednego naszego meczu."
    Wrócili na boisko. Shane postanowił to wygrać. Dla niej. Dla Mayi.
    Nagle ktoś z trybun krzyknął. Jakaś młoda dziewczyna wstała z siedzenia. Swoim przerażonym wzrokiem patrzyła na dwóch chłopaków, przedzierających się przez rząd w stronę Mayi. Ona ich poznała. Nate i Thomas. Chciała uciec, ale nie mogła wydostać się z trybun. Siedziała tylko, patrząc jak oni przybliżają się do niej.
    Liczyła na jakiś cud. Jej serce biło jak oszalałe, ręce się trzęsły, a na szyi poczuła gorąco. Dotknęła prawą dłonią skóry. To jej naszyjnik emanował tym ciepłem. Cofnęła rękę przestraszona.
    Chłopcy byli coraz bliżej. Trzy kroki, dwa, jeden. Nate złapał ją za rękę.
    - Pójdziesz z nami - wymruczał jej do ucha i pociągnął za sobą. Byli już przy wyjściu, gdy ktoś zaatakował najpierw Toma, powalając go na ziemię. Nate puścił jej rękę, gdy dostał pięścią w szczękę. Dziewczyna straciła równowagę, uderzyła się o futrynę, na szczęście przed upadkiem uchronił ją jej wybawiciel.

    Obudzili się w tym samym momencie. Maya szybko usiadła i dotknęła naszyjnika. Był tam. Jeszcze ciepły, ale wytłumaczyła sobie, że to od kołdry. Shane natomiast wstał i poczłapał do łazienki. Koszulka mu się przykleiła do spoconego ciała. Oddychał zdecydowanie za szybko, a na jego czole widoczne jeszcze były kropelki potu. Odkręcił kran i ochlapał wodą twarz. Potem wrócił do pokoju.
Położyli się. W innych łóżkach i pokojach, lecz w tym samym momencie. Nie mogli zasnąć. Dziewczyna starała sobie przypomnieć twarz chłopaka, który pobił Nate'a i Thomasa, a Shane zastanawiał się nas sensem tego snu. Dochodziła 4 am i do śniadania nie zmrużyli oka.
    Tuż po siódmej Maya wstała i udała się do łazienki. Ściągnęła bluzkę i w lusterku spojrzała na łopatkę. Miała tam, odkąd pamięta, ciemne znamię w kształcie ptaka.*
    Wyglądało jak tatuaż. Czasem czuła, jakby rósł, stawał się cięższy, czuła, że tam jest. Lecz przez większość czasu nie odczuwała jego obecności. Tak samo było z jej naszyjnikiem, z którym nigdy się nie rozstawała. Mama nauczyła ją szacunku do tej rodzinnej pamiątki. Miała go pilnować, a gdy przyjdzie czas, oddać go swojej najstarszej córce. Na samą myśl o dzieciach wzdrygnęła się. Jeszcze była za młoda, by o tym myśleć. Czuła się dziwnie.
    Wiele razy pytała mamy co jest takiego ważnego w tym wisiorku, ale ta kryła się pamiątką rodzinną i zbywała dziewczynę. Czemu? Tego nie wiedziała i jak na razie nie mogła się dowiedzieć.
Shane również poszedł do łazienki. Przejechał palcami po ciemnym kształcie na lewym ramieniu. Znak, który miał każdy w jego rodzinie. I mama, i tata, i starszy brat. Nie do końca jeszcze rozumiał o co dokładnie chodzi z tym znakiem, ale czuł, że to jest coś ważnego.
    Ojciec powiedział mu kiedyś, że zrozumie wszystko, gdy spotka dziewczynę o takim samym kształcie na ramieniu. Jak dotąd żadna spotkana przedstawicielka płci pięknej nie miała tej ósemki.
    Na dzisiaj zaplanowana była wycieczka do fokarium. Shane ubrał się i wyszedł z łazienki zrezygnowany. Chłopcy już nie spali i śmiali się z jakiegoś żartu. Blondyn usiadł na łóżku. Myślami był gdzie indziej, więc nie rejestrował co się dzieje wokół niego.
    Tymczasem Mark zniknął w łazience, a Adam i Kevin przyglądali się podejrzliwie przyjacielowi. Wyglądał jakby nie spał przez pół nocy.
    - Wszystko okey? - zapytał młodszy z nich. Nie otrzymał odpowiedzi. Zdziwiony podszedł do blondyna i szturchnął go lekko. Chłopak zamrugał kilka razy i spojrzał na Adama.
    - Co jest? - odezwał się Kevin, również siadając bliżej.
    - Nic - odparł beznamiętnie. - Muszę do kogoś zadzwonić.
    Westchnął, wstał szybko i wyszedł na korytarz. Wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał dobrze znany mu numer.
    - Halo?! - usłyszał.
    - Musimy pogadać - rzekł bez żadnego przywitania.


~~~*~~~*~~~*~~~

* Tatuaż znajduje się na łopatce, jednak nie znalazłam odpowiedniego zdjęcia.
Hej :) Co tam? Uf myślałam, że już dzisiaj tego nie przepiszę! Jakiś długi mi się wydawał! :)
Jak myślicie, do kogo dzwonił Shane? :) I może macie jakieś sugestie do tego co będzie dalej? Jestem ciekawa waszych pomysłów :) A pomysł z tymi "tatuażami" zrodził się gdy oglądałam teledysk do "Wake me up". Oni też tam mieli takie znaki :) teledyski są mega inspirujące, dzisiaj na przykład również wpadłam n genialny pomysł do tego opowiadania, ale to dowiecie się o nim później, jak już będzie odpowiedni rozdział :) Uch ale się rozpisałam :) Idę sprawdzać, czy nie narobiłam wielu błędów :) Do następnego ;*
Ps. Nadal możecie głosować w ankiecie! :)

sobota, 2 listopada 2013

~2~


    Chłopcy wymyślili, że będą grać w karty. Wendy i Chloe również do nich dołączyły i wkrótce na tyle autobusu słychać było śmiechy i krzyki. Maya nie grała. Przyglądała się tylko i uśmiechała, gdy któryś z graczy zrobił coś źle lub wręcz przeciwnie. Wendy dwa razy remisowała z Shanem, co wywoływało jeszcze większe salwy śmiechu. Dziewczyna patrzyła, jak Shane swoimi opalonymi, umięśnionymi dłońmi rozdaje karty. Potem podniósł wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Maya utonęła w tych niebieskich tęczówkach, w których widziała odbicie uśmiechu. Szybko otrząsnęła się i odwróciła wzrok z uśmiechem na ustach. Zalała ją ogromna fala wstydu. Nie mogła w to uwierzyć, że może...
    Shane nachylił się ku Adamowi i szepnął mu coś do ucha. Potem zerknęli w kierunku Mayi i Wendy, które śmiały się z kolejnego remisu tym razem między Chloe a Wen. Ad zaczął się śmiać. Wen, myśląc, że ją obgadują i śmieją się z niej, spytała ich, o co im chodzi.
    - O nic, Wen - zapewnił Adam, który chodził z dziewczynami do jednej klasy. Był to wysoki brunet o pełnych ustach i czekoladowych oczach.
    Dziewczyna nie uwierzyła chłopakowi. Taka już była. Zawsze podejrzliwa. I często niemiła, choć zależy dla kogo. I wpatrzona w swoje problemy, przez które nie widzi często tego co się dzieje z innymi.
Maya postanowiła załagodzić sytuację, bo od tamtej pory Shane nie spoglądał już na nią tak często, a ich spojrzenia w ogóle się nie spotykały.
    - Hej Wen, skąd wiesz, że gadali o tobie? - spytała niego zła na przyjaciółkę Maya.
    - Bo wiem. Spojrzeli na mnie, a potem Adam zaczął się śmiać tym swoim mega głośnym śmiechem.
    - Ech, ale ty trudna jesteś - mruknęła, na szczęście blondynka nie usłyszała tego, bo już zakładała słuchawki na uszy. Odcięła się od świata i rzekomych problemów. Maya zaczęła rozmawiać z Mikiem, który siedział za nią. Michael to wysoki, zresztą jak chyba każdy chłopak w jej klasie, szatyn. Ma śliczne zielone oczy i nie wiedzieć czemu wszyscy przezywają go "Żaba". Akurat śmiał się z Colina - swojego kolegi, chudego, patykowatego szatyna, który nie mógł z nim wygrać. Zmieniło się to, gdy dziewczyna spojrzała w karty Mikiego. Anderson twierdził, że zobaczył je w oczach blondynki. Lecz chyba nikt mu nie uwierzył. No bo jak mógł ujrzeć kolor kart w jej tęczówkach, skoro nawet na niego nie patrzyła?
    Chłopaki byli dobrzy w grze w karty, a jeszcze lepsi w oszukiwaniu. Chloe, Diana i Maya miały z nich ubaw. Gdy któryś przegrywał, wkurzał się i rzucał kartami, co wywoływało chóralną salwę śmiechu.
Po niecałej godzinie musieli przerwać grę, bo wychowawca zarządził półgodzinny postój. Wysiedli więc z autobusu na niewielkim parkingu, by rozprostować nogi. Ich pierwszym punktem zwiedzania okazała się toaleta. Potem porozsiadali się na ławach i grzali w słońcu. Niektórzy jedli swoje kanapki, inni rozmawiali z przyjaciółmi, lub po prostu milczeli. Blondynka pytała o samopoczucie Alex, która przed wyjazdem nie czuła się najlepiej.
    - Już jest dobrze - zapewniła. - Dzięki. - uśmiechnęła się. Była przewodniczącą klasy, do której chodzili Maya, Wen, Chloe, Adam, Mike i Colin. Miała krótkie blond włosy, zielone oczy i była niska. Wszystkich darzyła szczerą sympatią. Dziewczyny znały się od paru lat, ale dopiero nie tak dawno zaczęły się ze sobą tak naprawdę kolegować.
    - Cieszę się - odparła, uśmiechając się do niej. Potem zaczęły rozmawiać z nauczycielką. Pytały ile jeszcze będą jechali, jakie będą mięli pokoje. Przerwa szybko się skończyła i musieli wsiadać do autobusu. Maya zamieniła się z Wendy miejscami i teraz to blondynka siedziała od okna. A panna Reed z braku zajęcia wyciągnęła swój pamiętnik i zaczęła opisywać ostatnie godziny pobytu w pojeździe. Chłopcy z tyłu również zamienili się miejscami i teraz Shane siedział na środku, a Adam pod oknem po drugiej stronie autobusu. Maya pisała na kolanach o tym jak spoglądała w Shane'a oczy i jak w nich utonęła. Poczuła czyjś wzrok na karku. Odwróciła się i zobaczyła niebieskie tęczówki blondyna, utkwione w jej zeszycie. Zaczerwieniła się po uszy i przewróciła strony na opowiadanie, które pisała. Shane uśmiechnął się pod nosem za plecami dziewczyny. Musiał zdobyć jej zaufanie, tylko nie miał pojęcia jak, bo ona ciągle uciekała. I jeszcze ten jej pamiętnik... Chciał wiedzieć o czym myślała, tylko jak to zrobić?
    Tymczasem Diana i Chloe zainteresowały się tym co pisze blondynka. Dziewczyna pokazała im opowiadanie. Były nim zachwycone. Maya pisała o dziewczynie, którą porwali gangsterzy, bo podobno miała coś, czego oni pragnęli. Ale ona kompletnie nie wiedziała co niby miałaby im dać. Nie miała pojęcia, że jest księżniczką, a jej porywacze to Wampiry, łaknące jej królewskiej krwi i tronu.
    Maya nie twierdziła, że jest ono jakieś nie wiadomo jak dobre, nie zgadzała się z dziewczynami, ale one wiedziały swoje. Tylko się uśmiechnęła.
    - A jak tam twój blog? - zapytała. Szatynka prowadziła bloga, na którym publikowała swoje opowiadanie o One Direction.
    - Jakoś tam - odparła wymijająco.
    - Daj przeczytać - poprosiła. Chloe podała więc jej zeszyt. Maya zaczęła czytać i zanim ją wciągnęło, już się skończyło.
    - Tylko tyle? - zdziwiła się.
    - Nie ma pojęcia co dalej pisać.
    - Może ci jakoś pomóc? - zaproponowała blondynka.
    - Nie wiem. A chciałoby ci się?
    - No pewnie. Mogę coś tam napisać. Tylko musisz mi powiedzieć co ma się znaleźć w opowiadaniu.
    - Okey. To jak już będziemy w pokoju to ci powiem. Dzięki - uśmiechnęła się.
    I tak rozmawiały, a to o blogu, a to o nowych piosenkach czy chłopakach.
    Słońce świeciło przez szyby, więc założyły okulary przeciwsłoneczne na nosy. Z nudów zaczęły sobie robić zdjęcia. I nie tylko sobie, ale i wszystkim dokoła. Chłopakom za nimi i dziewczynom z przodu. Wszyscy chichotali nad śpiącym Mikiem, którego najwidoczniej znużyła gra w karty.
Wendy włączyła na tablecie "Hobbita" i razem z Mayą oglądała aż do morza.
Gdy przejeżdżali obok plaży, Wen wyłączyła film i dziewczyny zaczęły podziwiać widoki za oknem. Zrobiły mnóstwo zdjęć aparatem Diany.
Jechali jeszcze jakąś godzinę i dotarli do hotelu, w którym mięli zamieszkać.
     Wszyscy przylepili nosy do szyb i wpatrywali się w budynek, gdy kierowca parkował autobus. Gdy w końcu się zatrzymał, wszyscy pędem ruszyli do wyjścia. Szybko pozbierali swoje rzeczy z autobusu i poszli w stronę hotelu. Torbę Mayi wziął Adam. Razem powędrowali do recepcji.
    - Będziesz sprzątała mój pokój - zaśmiał się. Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami.
    - Okey - dobrze wiedziała, że tylko żartował, więc było jej wszystko jedno. Uśmiechnęła się od ucha do ucha.
    Za nią szedł Shane, niosąc swoją torbę. Zaczął zagadywać Adama, więc więcej się nie odezwała, dopóki nie doszli do holu. Tam brunet położył jej walizkę na podłodze.
    - Dzięki - uśmiechnęła się, stając obok Diany.
    - Nie ma za co - Ad postawił torbę obok niej.
    Nie musieli długo czekać. Po chwili przyszli ich opiekunowie z właścicielem hotelu. Mięli dla nich czteroosobowe pokoje. Dziewczyny akurat były w czwórkę, więc już jako drugie dostały pokój. Zaniosły torby do pokoju. Był to mały, przytulny pokoik z czterema łóżkami, jednym dużym oknem, którego widok wychodził na podwórze i małym telewizorem w rogu. Przy każdym łóżku stała mała szafka, a pod oknem drewniany stolik. Tuż przy wejściu znajdowały się drzwi do łazienki.
    Cały pokój był różowo - pomarańczowy. Dwie tapety zlewały się ze sobą, kompletnie do siebie nie pasując. Maya poszła do łazienki, odświeżyć się po podróży. Kolację mięli o 7 pm., a teraz dochodziła 4 więc mięli czas dla siebie.
    Gdy wyszła z łazienki, poszła pooglądać resztę pokoi. Po prawej stronie mieszkały Alex, Jessie, Clarie i Sam, po lewej Adison, Cameron, Abby i Margaret, a naprzeciwko Shane, Kevin, Mark oraz Adam. Wszystkie pokoje były podobnie urządzone do tego, który zajmowały dziewczęta.
    Wen i Diana od razu podzieliły łóżka i szafki. Potem blondynka poszła do łazienki, a Chloe tłumaczyła Mayi co powinno się znaleźć w następnym poście jej opowiadania. Blogerka jeszcze raz podziękowała swojej przyjaciółce.
    O 5.30 pm. wpadli do nich Adam i Shane.
    - Za 15 minut zbiórka przed wejściem. Idziemy na plażę - ogłosili. - Możecie zabrać jakieś koce czy ręczniki jeśli chcecie.
    Maya uśmiechnęła się, a chłopaki zrobili to samo. Wyszli z pokoju i ogłaszali dalej. Gdy Shane wychodził, odwrócił się i spojrzał na blondynkę. Była uśmiechnięta. Pomyślał, że może uda mu się zdobyć jej zaufanie.
Dziewczyny wzięły się za pakowanie. Wen schowała ręcznik, wodę i ciastka. Wszystkie niezbędne rzeczy - telefony, portfele, okulary przeciwsłoneczne i aparaty - wylądowały w torbach. Wyszły z pokoju, zamykając drzwi na klucz.
    Przed hotelem stały już Adison - niska ciemna blondynka, o długich kręconych włosach, które często prostowała i zielonych oczach; Cameron - niska, szczuplutka szatynka, o krótkich do ramion prostych włosach z blond pasemkami i o szarych oczach; Margaret - wysoka brunetka o błękitnych oczach oraz Abby - średniego wzrostu blondynka z aparatem na zębach i długich prostych włosach. Ostatnia podeszła do dziewczyn i przywitała się z nimi.
    Po niecałych 5 minutach zgromadziła się cała reszta wycieczki i mogli ruszyć.
    Do plaży nie mięli daleko. Musieli przejść paroma ulicami i już dotarli do zejścia na plażę. Chłopcy nie mogli się doczekać i szli szybkim tempem na przedzie. Pan Harris - organizator tej wycieczki, upomniał ich, by poczekali na resztę.

    Siedziała na plaży, patrząc na tych wariatów ganiających się po piasku.
Pokręciła głową z rozbawieniem. Wzięła telefon. Obiecała Joshowi, że zadzwoni, gdy tylko przyjadą. Wybrała więc jego numer i przysunęła słuchawkę do ucha. Odebrał po trzech sygnałach.
    - Halo?! - usłyszała jego miękki, niski głos. Od razu się rozpromieniła.
    - Cześć - krzyknęła.
    - Cześć... Wiesz, to nie najlepszy moment. Właśnie prowadzę auto - zmieszał się, bo wiedział jakiego zdania jest Maya o tak nieodpowiedzialnych kierowcach.
    - Och... Ok. To zadzwoń jak tylko będziesz mógł.
    - Na pewno. Ale wszystko w porządku?
    - Tak. Pewnie - uśmiechnęła się - Pa.
    - Zadzwonię za góra 20 minut?
    - Ok. Hej! - zaśmiała się.
    - Cześć.
    Schowała telefon do kieszeni i rozejrzała się dokoła. Chłopaki złapali Colina i zamierzali wrzucić go do wody. Zaśmiała się cicho. Widziała swoje przyjaciółki chlapiące się wodą jak małe dzieci. Dziewczyny z jej klasy cykały wszystkim mnóstwo zdjęć,
bo Alex miała zrobić prezentację z wycieczki i pokazać ją na festiwalu w szkole.
    Przesunęła delikatnie swoją torbę, w której leżały telefony jej przyjaciółek i dwa portfele. Gdyby ją teraz ktoś okradł... Na samą myśl o tym zadrżała i przycisnęła torbę bliżej siebie
.     By odgonić złe myśli, spojrzała przed siebie. niewielkie, białe fale zachęcały, by zanurzyć w nich stopy, ale dziewczynie nie chciało się ruszyć. Poza tym czuła się dziwnie, jakby miała katar. Może to przez tę nieprzespaną noc...
    Siedziała więc i patrzyła, jak Mike i Adam znów gonią Colina po całej plaży, który uciekł im, gdy tylko dobrnęli do wody.
    Nagle poczuła wibracje w kieszeni. Wyciągnęła telefon i nacisnęła lewy przycisk.
    - Halo?! - zawołała, nie sprawdzając kto zdzwoni.
    - Cześć. Już mogę rozmawiać. No i jak? Opowiadaj! - słyszała rozbawienie w słowach Josha, lecz zaczęła mówić o tym, jak im minęła podróż i co teraz robią.
    - Ach! Ale wy macie fajnie! Też bym tak chciał - westchnął. Dziewczyna zaśmiała się cicho. - Tęsknie już za tobą. - pożalił się.
    - Nie minęła przecież jeszcze nawet doba odkąd ostatni raz się widzieliśmy! - zauważyła.
    - I co z tego!
    - Jesteś niemożliwy! - uśmiechnęła się jak głupi do sera.
    Poczuła na sobie czyjś wzrok, więc odwróciła się szybko i ujrzała wpatrzonego w nią Shane'a. Miał nieprzenikniony wyraz twarzy, mokre, rozczochrane włosy. Stał bez koszulki, w samych spodenkach. Po jego klatce piersiowej spływały stróżki wody, a mokre stopy oblepione były piaskiem.
    - Poczekaj - zawróciła się do Josha. - Hej - przywitała się z Shanem.
    - Cześć. Będziesz tu tak siedzieć? - zapytał niby od niechcenia. W głębi duszy cały wrzał i krzyczał.
    - Tak, a co? - usłyszała, że po drugiej stronie słuchawki ktoś cicho chichocze.
    - No bo jesteśmy na plaży... Ale dobra - dodał niewinnie - widzę, że rozmawiasz z kimś ważnym - wskazał telefon. - Chciałem się tylko spytać, czy nie mogłabyś przechować mi telefonu, by się nie zamoczył ani nic?
    - Pewnie - zgodziła się, wyciągając rękę ku niemu. Podał jej swoją komórkę i portfel. Schowała wszystko do torby.
    - Dzięki - uśmiechnął się do niej.
    - Nie ma za co - odparła. Chłopak odwrócił się i odszedł w stronę Adama i Mikiego. Maya wróciła do rozmowy z Joshem. - Przepraszam. Shane chciał....
    Chłopak przerwał jej ze śmiechem.
    - Shane chciał? - wiedziała, że w tej chwili unosi brwi aż po samą linię włosów.
    Znali się od dziecka. Dzielili ze sobą najbardziej szokujące i wstydliwe sekrety. Nie mięli przed sobą żadnych tajemnic. Ona wiedziała kiedy jest zły, sfrustrowany czy zakochany. To samo działało na odwrót. I zawsze potrafili sobie pomóc jak i znaleźć nowy temat do rozmowy. Między nimi po prostu nie było niezręcznej ciszy.
    Tym sposobem wiedział, że podoba jej się ten blondyn.
    - Och przestań! - zawołała, by przywrócić go do porządku. - Nie wyobrażaj sobie za wiele, zboczeńcu!
    - Hej, hej! - krzyknęli Adam i Mark. Podniosła głowę i zobaczyła zbliżających się w jej stronę dwóch wariatów calusieńkich mokrych. - Ładnie to tak leżeć na plaży, kiedy woda taka super? - spytał Ad, gdy w końcu do niej dopadli. Złapał ją zimnymi rękami i podniósł z piasku.
    - Shane miał rację - mruknął Mark tak, by dziewczyna go nie usłyszała.
    - Ej, nie widzicie, że rozmawiam? - zaoponowała.
    - Już nie - Mark wyrwał jej telefon z ręki, powiedział kilka słów Joshowi i rozłączył się. Następnie schował telefon do torby, którą położył obok wszystkich innych ich wspólnych gratów. Ściągnęła więc bluzę Wen, którą założyła, gdy przyjaciółki poszły do wody, bo wiatr był dość zimny.
Potem nie czekając na nic, brunet porwał ją z ziemi i zaniósł do pozostałych. Postawił ją na mokrym piasku obok Shane'a, który uśmiechnął się głupkowato.




~~~*~~~*~~~*~~~

Hej, były ostatnio 3 komentarze, więc dodałam. Lecz martwi mnie to, że w ankiecie są tylko 4 głosy. Jeśli chcecie dalszą część, to głosujcie.
Wiem, ten rozdział to kompletna porażka, ale obiecuję, że kolejny będzie lepszy. Poprawię się. Na pewno.
Chyba tyle. Do następnego <3
I sorka za błędy, ale pisałam na szybko i dopiero gdy znajdę czas, będę je poprawiać.
Mrs Black bajkowe-szablony