sobota, 14 marca 2015

~38~


    Przez całą noc nie mogła zmrużyć oka, zastanawiając się, czy nie zadzwonić do Josha, nie porozmawiać z nim. Kika razy już nawet wybierała jego numer, ale za każdym razem w ostatniej chwili coś ją powstrzymywało. Zastanawiała się, jak miałaby zacząć rozmowę, czy od razu powiedzieć, że wie o wszystkim? Czy może w ogóle nie wspominać? Bijąc się z myślami, non stop chodziła po pokoju, co chwila przyłapując się na obgryzaniu paznokci.
    "Cholera! Josh, to nadal mój przyjaciel. Powinnam do niego zadzwonić, mimo wszystko." - postanowiła.
    Wybrała więc numer chłopaka i czekała aż odbierze. Po piątym sygnale stwierdziła, że to jednak może nie był za dobry pomysł, by dzwonić do niego o tak późnej porze. Już miała się rozłączyć, gdy usłyszała w słuchawce zaspany głos przyjaciela.
    - Halo?
    - Josh! - odetchnęła z ulgą. - Przepraszam, że dzwonię tak późno, ale nie zorientowałam się, która jest godzina, zanim wybrałam numer.
    - Nic się nie stało. - Ziewnął. - Co tam u ciebie? Coś się stało? - Wyczuła zaniepokojenie w jego głosie. Już całkowicie się rozbudził.
    - Nie, skąd - uspokoiła go. - Po prostu chciałam usłyszeć twój głos, pogadać. Stęskniłam się strasznie! - Westchnęła. Usiadła w końcu na łóżku, położyła sobie na kolanach poduszkę i zacisnęła pięść na jej rogu. - Co tam u was? - zapytała nieśmiało.
    - Maya, wiem, że rozmawiałaś z mamą i powiedziała ci wszystko o mnie - powiedział, nie owijając w bawełnę. - Jak się z tym czujesz?
    - Cóż... - zawahała się. Nie miała pojęcia, od czego zacząć. Nigdy nie była dobra w opisywaniu swoich emocji, czasami nawet nie orientowała się, co odczuwa. - Mam mętlik w głowie. Tyle się ostatnio wokół mnie dzieje, że nie wiem, czy czegoś ważnego nie ominę, nawet jakby to przeszło mi obok nosa. I niby teraz jest względnie spokojnie, to nadal wisi nade mną jakaś groza, napięcie. Wiem, że nie o to pytałeś, - dodała po chwili milczenia - ale potrzebuję się komuś zwierzyć. A komu, jak nie tobie? - Zaśmiała się smutno. - Gdzieś w głębi duszy wiem, że to tylko cisza przed prawdziwą burzą. I obawiam się, że nie przetrwam tego żywiołu, że może być zbyt mocny, bym utrzymała się na powierzchni ziemi...
    - Co ty wygadujesz? - zawołał Josh kompletnie oszołomiony.
    - Nie mówię, że umrę. Wydaje mi się jednak, że już długo nie uda mi się chronić Elessaru. Niedługo Gwardia przyjdzie po niego. A ja jestem zbyt słaba, by go obronić przed ich lepiącymi łapami. Dostaną to, czego pragną. Nie widzę innej przyszłości.
    - Nie pozwalam ci nawet tak mówić! - zagroził jej. - Co ty pleciesz? Jesteś bezpieczna, nic ci się nie stanie, obiecuję ci to ja, twój prywatny ochroniarz - powiedział z przekonaniem. Serce Mayi zabiło szybciej, gdy usłyszała jego zdeterminowanie. Prawie uwierzyła w jego słowa. Prawie. Intuicji nawet najlepsze kłamstwo nie dało zwieść.
    - On coraz częściej staje się gorący, czasami niemal nie do wytrzymania - szepnęła z przejęciem. - Wiem, że oznacza to tylko jedno. Że oni są już blisko. Elessar chce mi dać sygnał do działania, ale ja nie mam pojęcia, co robić.
    - Po pierwsze nie panikować!
    - Nie panikuję! - zaprzeczyła stanowczo, podnosząc nieco głos. Josh tylko prychnął cicho. - No może odrobinę. To mnie przerasta. Za dużo tego.
    - Poradzisz sobie, wierzę w ciebie. - Zamilkł na chwilę. - Co ty na to, bym przyjechał jutro po ciebie po szkole? Spotkalibyśmy się, porozmawiali. Dobrze nam to zrobi.
    - Tak, to świetny pomysł. - Dziewczyna uspokoiła się nieco, choć nadal miała złe przeczucia, wiedziała, że Josh jej pomoże.
    - Co do Elessaru... Nie znam się na tym zbyt dobrze, to nie moja działka. Masz z kim o tym porozmawiać? Bo słyszałem, że z mamą się pokłóciłaś... - powiedział niepewnie.
    - Nie tyle pokłóciłam, co obraziłam. Nie mogłam uwierzyć, że po tym wszystkim skrywała przede mną jeszcze prawdę o tobie. Swoją drogą to na ciebie też byłam zła, ale już mi przeszło. Zdałam sobie sprawę, że nie mogłeś mi o niczym powiedzieć. Tak samo jak ja muszę zachować swoje prawdziwe ja w sekrecie przed resztą normalnego świata. Co do reszty to myślę, że mogłabym zagadać panią Shay. Kto wie, może będzie coś wiedzieć. - Wzruszyła ramionami. Nagle poczuła się naprawdę zmęczona. Ziewnęła i zamrugała kilka razy ciężkimi powiekami, pod którymi czuła piasek. Usłyszała śmiech chłopaka.
    - Idź spać. Niewiele godzin zostało ci do rana, ale powinnaś się położyć. Zobaczymy się jutro. Dobranoc! - pożegnał się z nią i rozłączył.
Maya

    Rano Maya rzeczywiście wstała niewyspana. Ale całkowicie tego nie żałowała. Cieszyła się, że w końcu przemogła się i zadzwoniła do Josha. Po rozmowie z nim ulżyło jej trochę. Nie wyzbyła się ani jednego niepokoju, ale starała się o niczym złym nie myśleć choć przez chwilę. Pomogło. Oczyściła umysł i gdy pozbyła się czarnych scenariuszy z głowy, świat stał się piękniejszy.
    Jedząc śniadanie, wyglądała przez okno. Pogoda była przepiękna. Słońce grzało mocno już od kilku godzin, delikatny, ciepły wiatr rozwiewał duchotę i szumiał między drzewami, poruszając zielonymi liśćmi. Aż chciało się wyjść na dwór, pooddychać świeżym powietrzem, skorzystać z przecudownego słońca i opalić się choć odrobinę. Niestety tak ładny dzień musiała spędzić w zimnych murach szkoły.
Alex
    Wychodząc z autobusu, rozejrzała się uważnie. Przed szkołą tłoczył się spory tłum. Jedni wchodzili do budynku, inni z niego wychodzili, chcąc zażyć darmowych, naturalnych witamin w porannych promieniach słońca. Gdzieś w oddali dostrzegła, dopiero zmierzające ku placówce po chodniku, Alex i Sam. Pomachała im z daleka. Dziewczyny uśmiechnęły się do niej szeroko, rozmawiając o czymś zawzięcie między sobą.
    Aby wejść głównymi drzwiami, Maya musiała przejść obok małego parkingu. Mijając ogrodzenie, zauważyła nowego nauczyciela. Stał w najodleglejszym kącie parkingu z dwoma chłopakami. Na pierwszy rzut oka wyglądało to na zwykłą rozmowę pomiędzy uczniami a ich wychowawcą. Dziewczyna jednak wiedziona instynktem zatrzymała się w pobliżu i zaczęła udawać, że szuka czegoś w torebce. Tak naprawdę jednak uważnie przyglądała się mężczyznom. Wydawało jej się, że o coś się kłócą. Starała się przypomnieć sobie imiona chłopców, lecz nie potrafiła. Ich szkoła nie była duża, każdy znał każdego chociażby z widzenia. I choć wyglądali znajomo, za nic nie mogła dopasować tych osób do nazwisk. Już miała odejść, gdy jeden z chłopaków odwrócił się w jej stronę i spojrzał jej prosto w oczy. Serce na moment jej stanęło. Dłonie spociły się tak, że niemal nie upuściła torebki na chodnik. Zobaczyła kogoś, kogo najmniej się spodziewała. Prześladowca ze snów pojawił się w jej rzeczywistości!

    Do końca zajęć próbowała sobie wmówić, że tam, na parkingu stał ktoś bardzo podobny do Toma. Że to nie był chłopak z jej koszmarów. Więc gdy wychodziła ze szkoły, niemal uwierzyła w swoje zapewnienia i nieco się uspokoiła. Już prawie zapomniała, że umówiła się z Joshem. Zdziwiła się, widząc przyjaciela czekającego na nią przed szkołą opartego o swój samochód. Uśmiechnęła się do niego serdecznie, podbiegła szybko i uściskała go mocno. Na koniec delikatnie musnęła jego policzek ustami.
    - Hmm jakie miłe powitanie. - Zaśmiał się cicho.
    - Zasłużyłeś - odparła wesoło, wsiadając do auta po stronie pasażera. - To dokąd mnie zabierasz? - zapytała zaciekawiona.
    - Cóż... Sam nie wiem, może masz jakiś pomysł?
    - Mam ochotę na dużego truskawkowego loda, co ty na to?
    - Z przyjemnością.
    - No to ruszamy!
    Maya bardzo dobrze bawiła się z przyjacielem. Czuła się przy nim bezpiecznie. Był jej obrońcą. Przed wszystkim - nawet przed złymi myślami, które, gdy tylko go zauważyła, zniknęły. Nie pamiętała już, kiedy spędzili ze sobą tyle czasu sami. Zawsze towarzyszył im albo brat blondynki, albo Alyss. Tym razem mogli pobyć po prostu we dwoje, porobić to, na co mieli tylko oni ochotę.
    Po lodach poszli na spacer, a gdy po południu ciemne chmury zakryły słońce i zaczęło z nich padać, schowali się w kinie. Josh kupił bilety na nową komedię.
    Wieczorem, gdy Josh stanął pod domem Shane'a, Mayi żal było z niego wychodzić.
    - Dziękuję ci - powiedziała. - Strasznie się za tobą stęskniłam. I dawno się tak dobrze nie bawiłam - przyznała.
    - Nie ma za co. - Uśmiechnął się do niej czule. - Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, prawda?
    - Jasne, że tak. Ty na mnie też - odezwała się, łapiąc ręką za klamkę. - Muszę już iść. Do zobaczenia! - Cmoknęła go w policzek i wyszła z auta. Przebiegła te kilka metrów dzielących ją od drzwi. Stanąwszy na schodach, pomachała do odjeżdżającego chłopaka. Z uśmiechem na ustach weszła do środka.
    Mijając kuchnię, poczuła, ze naszyjnik robi się ciepły. Nie było to jakieś nieznośne gorąco, wręcz przeciwnie. Nagle zrobiło jej się przyjemnie i spokój ogarnął jej ciało. Zdziwiona zajrzała do kuchni. Zastała tam panią Shay, czytającą książkę i pijącą herbatę. Przywitała się z nią i usiadła na przeciwko.
    - Mam do pani pytanie - odezwała się po chwili, gdy kobieta odłożyła na bok książkę i ściągnęła z oczu okulary,by móc lepiej widzieć dziewczynę.
    - Słucham. - Uśmiechnęła się do niej zachęcająco.
    - Chodzi o Elessar. Coraz częściej czuję, jak staje się ciężki, czasami jest nie do zniesienia. Nieraz jest tak gorący, że pragnę go od razu zdjąć i rzucić gdzieś daleko. Myślę, że chce mnie przestrzec przed złem, które czai się niedaleko. Że niedługo zaatakują... - wyrzuciła z siebie szybko. - Ale przed chwilą naszyjnik stał się dziwnie przyjemnie ciepły. Jakby... jakby się ucieszył? - odpowiedziała pytająco. Nie była pewna, czy dobrze określiła to, co czuła. Wydawało jej się, że tak właśnie było, ale gdy tylko to powiedziała, stwierdziła, że to niedorzeczne.
    - Mądra z ciebie dziewczyna - pochwaliła ją kobieta. - Elessar wyczuwa niebezpieczeństwo i daje ci znać, ze nadchodzi. Jestem niema pewna, że to, czego dzisiaj doświadczyłaś, ma coś wspólnego z jego prawdziwym panem. Może jest już blisko i dlatego klejnot się cieszy? Wiesz, może to zabrzmi głupio, ale ja traktuję go niemal tak, jakby był żywą istotą. Kiedyś uzdrawiał ludzi, może dać władzę. Ma wiele przymiotów ludzkich. Czuje, chce chronić rodzinę, do której na pewno się zaliczasz. Zupełnie jak człowiek, nie sądzisz? - zapytała, przyglądając się jej uważnie.
    Maya dotknęła ostrożnie wisiorka. Pod palcami poczuła ciepło, które przekonało ją, że pani Shay ma rację. Dziedzić Elessary był już bardzo blisko!

~~~*~~~*~~~*~~~

    Cześć! Nie marudząc dzisiaj, piszcie tylko, co myślicie o rozdziale ;) Dla mnie jest okej, tak mi się przynajmniej wydaje :D
Mrs Black bajkowe-szablony