sobota, 18 października 2014

~28~


    - Trzęsą ci się dłonie - zauważył z niemałym zdziwieniem Shane, gdy szli za jego mamą przez podwórko. Dziewczyna, próbując ukryć ten fakt, skrzyżowała ręce na piersi.
    - Wydaje ci się - odparła tylko nonszalancko, wyprzedzając go o parę kroków. Chłopak wzruszył ramionami, nie chcąc się kłócić.
    - Jak tam sobie chcesz. Ja i tak wiem swoje.
    - To wiedz - zawołała do niego przez ramię. W rzeczywistości denerwowała się strasznie. Czuła, jak serce jej niemiłosiernie tłucze się w piersi. Miała spocone dłonie i suche gardło. Nie do końca była pewna, czego tak właściwie się znowu zaczynała bać. To był absurd. I tak sobie cały czas powtarzała, ale niestety, niewiele to pomagało. Coś jej podpowiadało strach i ona słuchała tej części mózgu, nie tej, która myślała racjonalnie.
    Idąc szybko za mamą przyjaciela, starała się nie myśleć o nieprzyjemnym aspekcie treningu, zaprzątała sobie głowę myślami typu: "Fajnie będzie dowiedzieć się czegoś nowego. Może w końcu nauczę się bronić, a przy okazji schudnę parę kilo?"
    Słyszała, że Shane idzie za nią. Jego buty cicho stukały na kostce, która została wyłożona przed wjazdem do garażu. Właśnie tam zatrzymała się pani Shay. Pilotem otworzyła drzwi garażu. Weszli do niego pojedynczo - najpierw matka Shane'a, następnie Maya, a na końcu blondyn. Pomieszczenie wyglądało nadzwyczaj normalnie i w pierwszej chwili dziewczyna zdziwiła się, dlaczego ona poprowadziła ich do garażu?
    Już po chwili znała odpowiedź.
    Kobieta wpisała hasło na panelu wbudowanym w ścianę, którego w pierwszej chwili Maya nie zauważyła. Dopiero po tym, jak mama chłopaka odsunęła od niego rękę, dostrzegła niewielką jak telefon klawiaturę. Nie przyglądała się jej jednak uważniej, bo ciszę zakłócił cichy szum, który towarzyszył opadaniu części podłogi. Wyglądało to tak, jakby część się zapadła, choć nie do końca. Z jednej strony płyta opadła i utworzyła wysoką dziurę w podłodze. Z drugiej natomiast płyta nadal trzymała się podłogi, tworząc pewnego rodzaju pomost, po którym można było zejść na dół. Jak się można domyślić, matka Shane'a poprowadziła ich właśnie przez ten pomost.
    Dziewczyna bała się, że most zawali się, gdy tylko wejdą na niego i spadną w dół. Gdy zajrzała w głąb,jej obawy trochę się zmniejszyły, bo zauważyła, że do ziemi nie było daleko. Nie mniej jednak schodziła ostrożnie, stając przy każdym, nawet najlżejszym szmerze, wydanym przez pomost.
    Gdy tylko stanęli na dole, zapaliły się wokół nich lampy, dające sztuczne, żółte światło. Rampa za nimi podniosła się do góry, zamykając przejście. Maya i Shane stali przez chwilę, rozglądając się dokoła, lecz nie za wiele zobaczyli. Stali w zwykło wyglądającym korytarzu, który był całkowicie pusty. Nie stała tam ani jedna szafa, półka, komoda, czy nawet wieszak na płaszcze.
    - Chodźcie! Nie mamy czasu na zwiedzanie! - zawołała za nimi pani Shay, gdy zauważyła, że jej "uczniowie" nie podążają za nią. Przez ułamek sekundy spoglądali sobie w oczy, po czym ruszyli dalej w głąb korytarza.
    Dogonili matkę Shane'a, gdy ta stała z założonymi rękoma na piersi, oparta niedbale o ścianę przy dużych, czarnych drzwiach, które zostały zamknięte.
    - Zanim wejdziemy do środka, muszę wam oznajmić, że jak na razie nie możecie niczego ruszać. Po prostu tam wejdziemy i usiądziemy na materacu. Wtedy wyjaśnię wam, co i jak, zgoda? - zapytała. Maya i chłopak pokiwali ochoczo głowami. - No to zapraszam was! - powiedziała i pchnęła drzwi.
    Oczom Mayi ukazała się wielka siłownia. Wszędzie stały różnego rodzaju sprzęty do ćwiczenia, których większości dziewczyna nawet nie potrafiła nazwać i powiedzieć, co na nich się robi. Na ścianie wisiały drabinki, w rogu leżały niebieskie materace. Pomieszczenie oświetlone było białymi lampami, nie takimi, jak korytarz. Światło na sali wydawało się niemal słoneczne. Tuż przy drzwiach wejściowych znajdowały się jeszcze jedne, a za nimi kolejne drzwi. Maya już chciała zapytać, gdzie prowadzą, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Na pewno dowie się tego w odpowiednim momencie, a przecież pani Shay powiedziała, że mają spokojnie przejść przez siłownię i usiąść na materacach.
    Tak też zrobili. Z niemałym wysiłkiem, ale udało im się dotrzeć do leżących na podłodze materacy, nie dotykając żadnego sprzętu ani nie zadając żadnych pytań. Siedząc w jednym rogu materaca, spoglądali z wyczekiwaniem na kobietę naprzeciwko nich.
    - Oto znajdujemy się w głównej siłowni Zakonu. Prowadzi do niej wiele dróg. Ta, którą wam pokazałam, jest jedną z licznych. Tutaj członkowie Zakonu ćwiczą, nabierają masy, wyrabiają mięśnie, dbają o kondycję. Pierwsze drzwi przy wejściu prowadzą do szatni i łazienek. Te drugie natomiast do jeszcze większej sali, gdzie znajdują się worki treningowe i maty do ćwiczeń obronnych. Z tamtej z kolei sali przechodzi się do następnej, gdzie uczymy się władania bronią, rzucania nożami, strzelania. I oczywiście jest tam skład wszelkiej broni i amunicji nam potrzebnej. - Spoglądała chwilę na każdego z osobna, by upewnić się, że wszystkie informacje do nich dotarły. - Oczywiście dużo biegamy na dworze i tym właśnie będziecie się na razie głównie zajmowali. Chcę zobaczyć, w jakiej formie jesteście, musicie sobie również wyrobić kondycję, by potem mi nie miauczeć po zwykłym ćwiczeniu, że was wszystko boli. Zrozumieliście? - zapytała dla pewności. Oboje pokiwali głowami.
    Dziewczyna odetchnęła z ulgą na wieść, ze na razie będą tylko biegali. Co prawda nie lubiła biegać, a raczej męczyć się, ale wiedziała, że to jej dobrze zrobi. Shane natomiast wyglądał na zawiedzionego, ale starał się to ukryć przed mamą.
    - Po południu zasiądziemy do bardziej teoretycznej kwestii Zakonu. Omówimy legendy, poznacie historię. Z resztą, zobaczycie po obiedzie. A teraz proszę bardzo, wychodzimy na zewnątrz. Biegniecie truchtem pięć kilometrów.
    Po wyznaczeniu trasy, jaką mieli pokonać, wyszli na dwór. Shane i Maya zaczęli truchtać już na podwórku, a pani Shay przyglądała im się z zadowoloną miną. Uwielbiała rozdawać rozkazy. Wtedy była w swoim żywiole.

   Dziewczyna starała się biec w swoim tempie. Oddychała równo przez nos. Kroki stawiała delikatnie; stąpnięcia było ledwo co słychać.
    Początkowo Shane biegła razem z nią, ale dla niego tempo dziewczyny okazało się za wolne. Był bardziej wysportowany od przyjaciółki, bo trenował nie tylko siatkówkę, ale i piłkę nożną. Kondycję miał wiec dobrą. Swobodnie przyspieszył. Najpierw delikatnie, potem trochę mocniej, aż w końcu zostawił Mayę w tyle.
    Czując ciepły wiatr we włosach, uśmiechał się jak głupi. Uwielbiał biegać. Kiedyś robił to niemal codziennie, potem jakoś się złożyło, że nie miał czasu przez nawał nauki wstać wcześniej rano lub iść wieczorem potruchtać. I z czasem zapomniał, że tak właśnie robił. Ale biegi na treningach mu wystarczały i jakoś szczególnie mu tego nie brakowało. Dopiero wtedy poczuł, że biegnąc, nic go nie interesuje, nie musi o niczym myśleć. Może po prostu biec przed siebie, ciesząc się chwilą ciszy, jaką mu dawała natura wokół niego. Odetchnął głęboko i nieco przyspieszył, chcąc poczuć tę wolność, którą dawało mu bieganie.
    Maya spokojnie biegła sobie wzdłuż lasu, nie przejmując się, że może robi to za wolno. Jej nauczyciel wuefu zawsze powtarzał, że trzeba walczyć ze sobą, z własnymi słabościami, a nie z rekordami. Dlatego nigdzie się nie spieszyła. Starała się tylko pamiętać o równym oddechu i o tym, by nie przyspieszyć.
    "Wtedy na pewno dobiegnę."
    Nie miała czasu podziwiać widoków, ale kątem oka zauważała piękno mijanych miejsc. Obiecała sobie, że kiedyś poprosi Shane'a, by pokazał jej całą okolicę.
    Tymczasem chłopak biegł niestrudzenie ku skraju lasku. Do końca trasy pozostało mu już niewiele ponad kilometr i nie czuł zmęczenia. Wręcz przeciwnie. Bieg sprawił, że wstąpiły w niego nowe siły. Czuł się rześko mimo spływającego strużką potu z jego czoła. Otarł wierzchem dłoni głowę, odgarniając na bok włosy. Ten nieznaczny ruch sprawił, że nie zauważył głębokiej kałuży na środku jego drogi. Wpadł do niej jedną stopą, ochlapując obie nogi ciemnym błotem.
    - Cholera! - mruknął cicho. Przystanął na chwilę, ale nie wiedząc, co zrobić, ruszył dalej.
    Na ostatnich parunastu metrach przyspieszył, wbiegając na podwórko z najszybszą prędkością, jaką osiągnął podczas tego biegu. Potem stopniowo zwalniał, aż w końcu zatrzymał się przed garażem, gdzie czekała na niego mama ze stoperem w jednej ręce. Koło jej nogi leżała butelka wody.
    - Całkiem przyzwoity wynik - pochwaliła, spoglądając to na syna to na stoper. Chłopak stał pochylony do przodu, opierając dłonie na kolanach. Dyszał delikatnie. - Masz, napij się. Ale powoli! - zastrzegła, podając mu butelkę z wodą.
    - Dzięki. - Przytknął butelkę do ust, przechylił ją i wypił kilka łyków. - Już całkiem zapomniałem, jakie bieganie jest fajne.
    - Gdzie Maya? - zapytała. - Jak myślisz, kiedy do nas dołączy?
    - Niedługo. Nie biegła tak szybko jak ja, ale również nie ślimaczyła się czy coś. - Wzruszył ramionami.
    Czekali jeszcze parę minut, nim bramę przekroczyła zmęczona, spocona, zdyszana Maya. Gdy stanęła obok kobiety i Shane'a, szybko pochyliła się do przodu, by unormować oddech. Chwilę jej to zajęło, nim znów normalnie jako tako oddychała.
    - Jak na pierwszy raz nie było tak źle - powiedziała do niej pani Shay. Uśmiechnęła się do niej przyjaźnie i ciepło. - Gdy w następnym tygodniu znów zmierzę wam czas, zobaczysz, że będzie o wiele krótszy niż dzisiaj. Zapiszę go sobie w notatniku, by nie zapomnieć. A tymczasem może chcielibyście wypróbować naszą siłownię? Teraz już będziecie mogli korzystać ze wszystkiego kiedy tylko będziecie mieli na to ochotę.Oczywiście na początek radziłabym wam się za bardzo nie forsować, bo kolejnego dnia nie będziecie mogli wstać, ale jakieś proste ćwiczenia na początek dobrze wam zrobią. Więc chodźmy.
    Znów przeszli całą drogę na dół. Maya piła zachłannie, ale jednocześnie wolno wodę z butelki. Znów czuła szybkie bicie swojego serca w klatce piersiowej, lecz tym razem nie było spowodowane strachem tylko wysiłkiem włożonym w bieg. Ale mimo zmęczenia czuła się dobrze.
    Gdy znów byli w siłowni, pani Shay zaproponowała im różnorodne ćwiczenia, które pomogłyby im wyrobić mięśnie. I tak przez kolejne pół godziny robili brzuszki, skłony, podnosili się na drabinkach, skakali na skakance i inne, równie męczące zadania.
    Wychodząc z sali, byli strasznie zmęczeni, ale uśmiechnięci. Oboje czuli satysfakcję. Bolały ich mięśnie, ale wiedzieli, że robią to po coś. I to nie dla jakiś głupich celów. Ich cel był fantastyczny. Dziek swoim zdolnością, mieli pomagać innym.

~~~*~~~*~~~*~~~

    Już myślałam, że nie będę mogła dodać, bo coś mi blogerek zaczął szwankować i nie chciało się ani zapisać, ani włączyć, nic. Tylko jakiś tam komunikat. Ale na szczęście się odwidziało i dokończyłam rozdział. :D
    Tego się spodziewaliście? :D Przyznawać się :)
    W następnym będzie trochę teorii o Zakonie i Gwardii - znów jakieś historyczne rzeczy :) Ale mam nadzieję nie zanudzać :P

niedziela, 5 października 2014

~27~


    Maya była bardzo wdzięczna Shane'owi, który przywiózł jej rzeczy z domu. Od razu humor jej się poprawił. Zaczęła wypytywać chłopaka o całą swoją rodzinę; o to, jak sobie radzą, co u nich słychać, czy zauważył coś dziwnego w zachowaniu mamy czy Josha.
Maya
    - Twoja mama jest wspaniałą osobą. Bardzo ciepłą, gościnną. Mam wrażenie, że Josh mnie natomiast nie za bardzo polubił.
    - Co masz na myśli? - zapytała zdziwiona Maya, bo jeszcze nie zdarzyło się, by Josh nie polubił jej znajomego. Spojrzała Shane'owi prosto w niebieskie oczy. Siedzieli naprzeciwko siebie na jej łóżku w pokoju na poddaszu. Rozmawiali ze sobą długo. Odkąd chłopak przyjechał do domu, nikt im w tym nie przeszkodził, więc mogli swobodnie wymieniać się myślami.
    - Nie jestem do końca pewny. Może mi się tylko przewidziało, sam nie wiem. Po prostu wyczułem, że mnie nie lubi. Dziwne, nie? - Zaśmiał się sztucznie.
    - Czy ja wiem - zastanowiła się. - Nie wydaje mi się, by to, że swego rodzaju intuicja podpowiedziała ci, że Josh cię nie lubi, było dziwne. To chyba normalne, przynajmniej u niektórych ludzi. Wiele osób potrafi powiedzieć coś więcej o innym człowieku niż to, co widać na pierwszy rzut oka. Ty zorientowałeś się, że cię nie polubił. To może okazać się przydatne.
    - Tak, to prawda. Ale to nie zmienia faktu, że jest dziwne. - Maya zaśmiała się serdecznie z przyjaciela. Próbował przez jakiś czas utrzymać poważną minę, ale nie udało mu się to. Już po chwili oboje śmiali się do łez. - Mama wspominała mi coś, że jutro zamierza z nami porozmawiać. Wiesz, o co może chodzić? - zapytał.
    - Wydaje mi się, że tak, ale skoro ty nie wiesz, to nie powinnam ci tego mówić - odpowiedziała, unikając jego spojrzenia. Wydawało jej się, że chce ją nim przewiercić na wylot, zobaczyć wszystkie jej skrywane tajemnice.
    - Och, nie o to chodzi. Ja wiem, dlaczego mama chce z nami porozmawiać. Zapytałem, bo nie wiedziałem, czy ty wiesz. Tak właściwie to trochę się zdziwiłem, gdy powiedziała, że razem ze mną będziesz się uczyła tych wszystkich bajeranckich rzeczy.
    - Jakie bajeranckie rzeczy masz na myśli? - zaciekawiła się.
    - No wiesz, samoobrona, walki wręcz czy tego typu sprawy. Najbardziej chciałbym się nauczyć walczyć  z jakąś bronią... - rozmarzył się. Maya uśmiechnęła się tylko delikatnie. Nie sądziła, że tak od razu przejdą do ćwiczeń. Myślała, że najpierw poznają teorię, dowiedzą się, czy tak naprawdę jest Zakon i Gwardia i jak funkcjonują.
    Przeraziła ją myśl o tym, że już jutro miała zacząć się z kimś bić w ramach nauki. Starała się tego nie okazać, ale wiedziała, że gdyby Shane chciał zobaczyć prawdę w jej oczach, to by to zrobił. Ale niestety (a może i stety), bardziej zaabsorbowany był jutrzejszym treningiem niż tym, co działo się z przyjaciółką. Gdy wreszcie na nią spojrzał, doszła już do siebie i przywołała na usta uśmiech.
    - To co dzisiaj robimy? Może obejrzymy jakiś film, żeby odpocząć przed jutrzejszym dniem? - zaproponował. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
    - Czemu nie. Może być.
    - To ja skoczę na dół po coś do picia, może uda mi się znaleźć popcorn, a ty wybierz jakiś film, co? - spytał, wstając z łóżka i kierując się do drzwi. Blondynka pokiwała głową na znak zgody, zanim Shane wyszedł z pokoju. Włączyła laptop, kliknęła na ikonkę z internetem i nawet wpisała adres stronki, na której zawsze oglądała filmy, ale nic poza tym. Nie miała pojęcia, jaki film wybrać, więc wolała poczekać na chłopaka, by razem mogli podjąć decyzję.
    Shane wrócił po kilku minutach z wielką  miską popcornu w jednej ręce i kartonem soku w drugiej. Postawił wszystko na szafce nocnej i sam usiadł obok Mayi.
    - Zapomniałem przynieść szklanek, kurde - powiedział, rozglądając się po pokoju, jakby kubki miały się gdzieś nagle zmaterializować. Już chciał wstać, by iść na dół i je przynieść, gdy blondynka złapała go za rękę i go uprzedziła.
    - Ja pójdę, a ty włącz film, bo ja kompletnie nie wiem, jaki moglibyśmy obejrzeć.
    - Zgoda. - Wzruszył ramionami. Oparł się plecami o wygodne poduszki rozłożone u wezgłowia łóżka, wziął laptop na kolana i zaczął przeglądać włączoną przez dziewczynę stronę.
    Gdy Maya wróciła z dwiema szklankami, Shane już czekał na nią z wybranym filmem i miską popcornu leżącą obok niego.
    - To co oglądamy? - zapytała, stawiając kubki na szafce i nalewając do nich soku.
    - Więzień labiryntu. Podobno jest fajny. Natknąłem się nie tak dawno na zwiastun i obiecałem sobie, że go wkrótce obejrzę, więc czemu akurat nie dzisiaj? - Uśmiechnął się do niej słodko, klepiąc miejsce obok siebie. - Siadaj, już włączam.
    - Czekaj, zasłonię okno i zgaszę światło może, co? Będzie lepiej widać - zaproponowała.
    - Super pomysł - pochwalił ją blondyn.
    Już po chwili oboje siedzieli obok siebie wpatrzeni w ekran laptopa, zajadając się popcornem i raz po raz pijąc sok. Film tak ich wciągnął, że nie zauważyli, kiedy zrobiło się całkowicie ciemno. Zmęczeni, mając za sprzymierzeńca malutkie światło sączące się z ekranu laptopa, zasnęli, gdy film miał się ku końcowi. Na pół przytomnie Shane odłożył na podłogę laptopa i miskę po popcornie. Potem zapadł w głęboki sen.
    Żadne z nich nie pamiętało, co mu się śniło. Może w ogóle nie mieli snów. Ale jeśli coś im się śniło, to były to przyjemne sny, bo rano oboje obudzili się uśmiechnięci.
    Najpierw otworzyła oczy Maya. Przez nie do końca szczelnie zasłonięte okno przedostały się promienie słoneczne, które padły na jej twarz, budząc ją. Przetarła oczy pięściami, opierając się delikatnie na łokciach. Rozejrzała się powoli po pokoju. Gdy jej spojrzenie padło na chłopaka, który leżał obok niej, zmarszczyła czoło, nie pamiętając, że zasnął wieczorem przy niej. Dopiero, gdy jej wzrok spoczął na resztkach soku w szklankach, porozgniatanym popcornie na podłodze, przypomniał jej się wczorajszy wieczór. Naprawdę miło go spędzili. Dawno tak po prostu  z nikim nie siedziała i gadała, nie oglądała z nim filmu tak po prostu, jak z dobrym przyjacielem.
    Chciała, nie budząc Shane'a, wyjść spod kołdry, ale jej się to nie udało. Gdy tylko się ruszyła, łóżko delikatnie zaskrzypiało. Chłopak otworzył oczy, przewracając się w tym samym czasie na plecy. Mrugnął kilka razy powiekami i spojrzał na Mayę. Oboje uśmiechnęli się do siebie wesoło.
    - Dzień dobry - przywitał się Shane.
    - Cześć - powiedziała Maya.
    - Która godzina? - zapytał chłopak. Dziewczyna sięgnęła po swój telefon, leżący na szafce nocnej. Odblokowała go i sprawdziła na ekranie godzinę.
    - Parę minut po siódmej - oznajmiła, siadając na łóżku.
    - Musimy wstać. Mama powiedziała, żebyśmy stawili się przed ósmą na treningu. - Westchnął. Przeciągnął się jak kot, zajmując całe łóżko, które chwilę przedtem opuściła Maya. Nie zwracając uwagi na chłopaka, przeszła przez pokój, wyciągnęła z szafy odpowiednie ciuchy i poszła do łazienki. Tam wzięła krótki, zimny prysznic, umyła włosy, które potem szybko wysuszyła suszarką. Ubrała się w czerwone spodenki, czarny, sportowy stanik, a na niego założyła białą, luźniejszą bluzeczkę. Zrobiła delikatny makijaż i związała włosy w koński ogon, by nie przeszkadzały jej, cokolwiek miała dzisiaj robić.
    Stres i przerażenie, które ogarnęły ją wczoraj, gdy dowiedziała się o spotkaniu, minęły. Nie wiedziała na jak długo, ale starała się o tym nie myśleć. Powtarzała sobie, że to kolejna, dziwna lekcja wuefu, którą miał zafundować jej lubiący wymyślać dziwne ćwiczenia nauczyciel.
    Gdy wróciła do pokoju, Shane'a już w nim nie było. Pozostał tylko karton po soku. Łóżko zostało jako tako pościelone i przykryte kocem, choć daleko mu było do ideału.
    Z westchnieniem i uśmiechem na ustach poprawiła szybko pościel na łóżku, wzięła sok i zeszła na dół, gdzie zastała blondyna szykującego już śniadanie. Na sobie miał biały podkoszulek i czarne spodenki. Włosy, jeszcze wilgotne po prysznicu, stały na czubku głowy we wszystkie strony. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie i ruchem ręki wskazał jej krzesło naprzeciwko niego.
    - Siadaj, zaraz podam śniadanie - oznajmił, odwracając się do niej tyłem. Nalał do jednego kubka gorącą, czarną kawę, której aromat rozniósł się na całą kuchnię, a do drugiej wlał herbatę z cytryną. Doskonale wiedział, że Maya nie lubiła kawy i dlatego specjalnie zaparzył dla niej herbatę.
    - Dziękuję - powiedziała nieco zdziwiona zachowaniem chłopaka blondynka. - Mogę się spytać, co ci się stało?
    - Ale o co ci chodzi? - Spojrzał na nią zdezorientowany, kładąc talerz z kanapkami przed dziewczyną.
    - O to wszystko. Śniadanie, ciepła herbatka. Czy dobrze się czujesz? - zapytała, przytykając swoją dłoń do jego czoła. Sprawdziła, czy aby nie miał gorączki. Niestety, czoło było normalnej temperatury.
    - Po prostu chciałem być miły, ale jeśli nie chcesz, mogę sam to wszystko zjeść. - Wzruszył ramionami.
    - Niee, to bardzo miłe, dziękuję! - odparła szybko. - Chętnie się poczęstuję skoro już zrobiłeś.
    Zaczęli jeść śniadanie w tym samym czasie, gdy do kuchni weszła mama Shane'a.
    - Smacznego - powiedziała, wlewając sobie do kubka aromatycznej kawy. Upiła łyk, wpatrując się w dwójkę młodych ludzi. Siedzieli obok siebie, przeżuwając kanapki i popijając gorącymi napojami. - To co, gotowi na pierwsze ćwiczenia? - zapytała po chwili, gdy odstawili puste szklanki na ladę.
    - Jak najbardziej - oświadczył Shane, uśmiechając się od ucha do ucha. Maya tylko skinęła niepewnie głową.
    - W takim razie idziemy - zawołała kobieta, żwawym krokiem przechodząc przez korytarz i wychodząc z domu. Po chwili wahania Maya i Shane ruszyli za nią.

~~~*~~~*~~~*~~~

    Hej, w końcu skończyłam :D Miałam zaplanowane coś innego, ale tak też jest okej. Chyba dłuższy, ale nie wiem. Może wydaje się tak, bo jest więcej gifów i zdjęć. Skończyłam tutaj, bo nie chciałam od razu opisywać tego, co będą robić na treningach, to będzie za dwa tygodnie.
    Piszcie, co myślicie, jak Wam się podobało, czy coś jest, co Wam się nie zgadza, czy coś należy wytłumaczyć :)
    Pozdrawiam serdecznie!
Mrs Black bajkowe-szablony