piątek, 4 kwietnia 2014

~15~


    Jechali autobusem do hotelu. Cały dzień spędzili na zwiedzaniu. Obejrzeli już chyba wszystkie zabytki, postawili stopę na każdej płycie chodnikowej, na każdym ziarenku piasku na plaży, na której spędzili jakiś czas, by choć przez chwilę odpocząć.
Maya
    Tym razem miejsce obok Mayi zajął Shane. Blondynka już nie była tą samą dziewczyną co jeszcze wczoraj wieczorem! Uśmiech praktycznie nie schodził z jej ust, śmiała się z żartów kolegów jak i sama od czasu do czasu dowcipkowała. Adam nie mógł zrozumieć, skąd u niej tak nagła zmiana. Oczywiście, cieszył się i to jak diabli, że już nie przypominała żywego trupa. Dzisiaj również miała na sobie ciemne ubrania, ale już nie wisiały na niej jak na wieszaku. Lśniące blond włosy opadały na jej ramiona delikatnymi falami, a nieznośna grzywka ciągle zasłaniała oczy, przez co Maya co chwila musiała ją odgarniać. Poza tym, jak zauważył brunet po dokładnych oględzinach, znów pomalowała się tak jak dawniej. Nie za mocno, ale widział, że trochę czasu przed lustrem rano spędziła. Od całego jej ciała emanował spokój i radość, choć...
    Raz, gdy akurat Shane odwrócił się, bo Kevin coś od niego chciał, ujrzał w oczach dziewczyny smutek. To uczucie zagościło w niebieskich tęczówkach Mayi tylko na ułamek sekundy, ale tym sposobem Adam dowiedział się, że blondynka tak naprawdę oszukiwała samą siebie. Chciałaby się nie przejmować, ale nie potrafiła.
    "Cholera, Moon! Weź się w garść i wymyśl coś!"
    Lecz nie był w stanie. Nie przychodził mu do głowy żaden pomysł, który mógłby zrealizować. Po pierwsze nie miał pojęcia, czego Maya powinna się wystrzegać. Po drugie był kiepski w wymyślaniu super niezawodnych planów.
    Zazdrość ściskała mu żołądek, przez co miał mdłości i bał się, że zwymiotuje, dlatego do nikogo się nie odzywał. Patrzył tylko na wesołą Mayę w towarzystwie jego najlepszego kumpla. To on chciał być tym, który pomoże jej wyjść z depresji. On pragnął być jej bohaterem, chciał śmiać się z nią, przytulać się do niej, siedzieć tak blisko niej. Pragnął być na miejscu Shane'a.
     - Czy nie wyglądają razem całkiem fajnie? - Kevin nachylił się ku niemu, spoglądając na parę przed nimi. Adam mruknął coś niezrozumiałego. - Chciałbym, by byli razem. Tworzą fajną parę - zauważył.
    Brunet zdał sobie sprawę, że jeśli pragnie kiedyś być z Mayą, to bez walki się nie obędzie.
    - To będę o nią walczył! - syknął przez zaciśnięte zęby tak, by kolega go już nie usłyszał.
Adison
    "Tylko kto powiedział, że to ma być uczciwa walka?" - dodał w myślach, niemalże się uśmiechając.

    "I znów wygląda nad wyraz zwyczajnie!"
    Gdyby Adison wypowiedziała to zdanie na głos, zabrzmiałoby jak wściekłe warknięcie przez zaciśnięte szczęki.
    Ukradkiem spoglądała na śmiejących się Mayę i Shane'a, których słychać było w całym autobusie. Nie mogła znieść tej radości, która przepełniała tyły pojazdu. Sama rano wstała w szampańskim humorze, lecz gdy tylko dotarła na śniadanie, mina jej zrzedła. Potem to już bez kija nie podchodź! Jej oczy ciskały błyskawice na każdego, kto miał odwagę na nią spojrzeć. Nakrzyczała na Cam, która pożyczyła jej lokówkę. Nikt nie miał pojęcia, dlaczego tak nagle straciła humor. Pewnie ona sama nie wiedziała. Choć starała się usprawiedliwić przed samą sobą, zwalając winę na Mayę.
Cameron
    "Co ona ma, czego ja nie mam?" - zadała sobie to pytanie po raz czterdziesty czwarty. Westchnęła i oparła wygodniej o fotel. Przymknęła powieki, starając się ignorować hałasy. Próbowała myśleć o czymś przyjemniejszym. Gdy jej się to prawie udało, usłyszała głośny śmiech Mayi. Z gardła Adison wyrwał się cichy warkot, a na czole pojawiły się pionowe zmarszczki.
    - Ej, moglibyście być ciszej? Ad próbuje zasnąć! - zawołała głośnym szeptem Cam, odwracając się w stronę śmiejących się.
    "Kochana Cam!" 
    - Okej, przepraszam. - Uśmiechnęła się skruszona blondynka.
    Po chwili do jej uszu dotarło szemranie:
    - Cicho, bo Adison śpi!
    A po chwili stłumiony śmiech. Zacisnęła mocniej powieki. Już prawie zasnęła, gdy dotarli przed hotel.

    Po zjedzonym posiłku postanowili trochę odpocząć w ogrodzie, a potem zagrać w siatkówkę na boisku, które znajdowało się niedaleko. Porozsiadali się na ławach, huśtawkach i trawie. Shane, Adam, Maya, Kevin, Colin, Mark, Mike, Eve, Jacob i Phill. Już ustalali, kto i z kim będzie w drużynie. W międzyczasie rozmawiali o wszystkim. Znów głupie historyjki z dzieciństwa rozśmieszały towarzystwo. Maya przyglądała się każdemu po kolei. Jednych znała już tyle lat! Innych poznała dopiero niedawno. A tak wiele ich łączyło, ale i tyle samo różniło. Najważniejsze było to, że wszyscy szanowali siebie nawzajem i byli dla siebie mili. Bo byli, choć docinków nie brakowało, ale wiedzieli, że to koleżeńskie przekomarzanie się, nic więcej.
    Ogród zdawał się wielki, choć wcale taki nie był. Centralne miejsce zajmowało palenisko, wokół niego ustawiono drewniane ławki, dalej stały stoły i następne ławy. Przy samym ogrodzeniu znajdowały się dwie duże trzyosobowe huśtawki. Gdzie tylko się dało właścicielka ogrodu posadziła piękne krzewy róż i forsycji. Przy ścianie domu rosły kolorowe kwiaty, a wysokie drzewa odgradzały jedną posesję od drugiej. Blondynce zdawało się, że wylądowała w jakiejś niezwykłej bajce. Wszystko było takie piękne i radosne, choć miały w sobie pewną tajemnicę. Czuła, jakby ogród odzwierciedlał jej nastrój.
    Z marzeń wyrwał ją Adam, szturchając lekko w ramię.
    - Idziemy grać - oznajmił, uśmiechając się. Dziewczyna pokiwała delikatnie głową i wstała z huśtawki. Poszła za chłopakiem na boisko wielofunkcyjne, na którym rozłożona została siatka. Ustawili się po przeciwnych stronach boiska. Ona, Adam, Shane, Mike i Phill przeciwko Eve, Kevinowi, Colinowi, Markowi i Jacobowi. Posiadali dwie piłki, dlatego najpierw poodbijali parę minut w kółku, podając do siebie. Następnie rozpoczęła się gra. Drużyny były tak dobrane, by każda miała równe szanse na wygraną. Mecz zapowiadał się zacięty. Pierwsza serwowała Eve. Maya przyjęła. Shane wystawił, a Adam pięknie wykiwał przeciwników. Piłka Mike'a, który trafił w siatkę. I tak walczyli o każdy punkt. Byli niesamowicie dobrzy. Akcje potrafili rozgrywać po kilka minut i nikt nie popełniał żadnego, nawet najmniejszego błędu. Chłopcy często się wygłupiali, specjalnie celując na siebie piłką, kopiąc ją, lub zabierając tym, którzy mieli akurat serwować. Czasami śmiali się tak mocno, że nie umieli normalnie grać, nie widzieli piłki, bo widok przesłaniały im stojące w oczach łzy.
    Dwoma punktami wygrała drużyna Eve. Shane i Adam protestowali głośno, mówiąc, że w pewnym momencie powinien być ich punkt, bo piłka wyszła w aut, a nie, jak twierdzili tamci, uderzyła jeszcze w boisko. Dla Mayi nie liczyło się to, kto wygrał. Najważniejsze dla niej było to, że świetnie się bawiła, mogła spędzić czas w miłej atmosferze, nie przejmować się swoimi smutkami, których miała sporo. Starała się o nich nie myśleć, ale im bliżej wieczoru, tym bardziej obawiała się nocy i czekających ją we śnie koszmarów.
    Gdy weszli do hotelu, podziękowała wszystkim serdecznie i pożegnała się z nimi, życząc dobrej nocy. Shane zaproponował, że przyjdzie do niej, lecz musiała odmówić. Chciała sama stawić czoła swoim kłopotom. Tylko czy aby da radę?
Wendy
    Otworzyła drzwi pokoju, gdzie Diana, Wendy i Chloe słuchały kolejnych dziwnych piosenek. Blondynka skrzywiła się mimowolnie. Już całkiem zapomniała, że nie odzywały się do siebie!
    "Jak to było kiedyś, zanim zaczęły interesować się Koreą?" - zastanawiała się. Pewnie było całkiem inaczej. Pewnie nie miały przed sobą tajemnic, pewnie mogły zawsze na siebie liczyć, pewnie nigdy nie zaistniałaby taka sytuacja, gdyby nie to ich chore wpatrzenie tylko w swoje marzenia.
    Westchnęła cichutko, lecz nie umknęło to uwadze Diany. Dziewczyna spojrzała na nią zaciekawiona. Od razu pojęła w czym rzecz. Zadała nurtujące ją od kilku dni pytanie:
    - Dlaczego tak bardzo nienawidzisz Dalekiego Wschodu? Dlaczego wkurzasz się, gdy słuchamy EXO?
    Maya spojrzała na nią zdziwiona. Nie zamierzała się kłócić ani nic, odpowiedziała więc zupełnie spokojnym głosem, choć była na skraju wyczerpania. Chciało jej się płakać.
    - Ponieważ zabrało mi najlepsze przyjaciółki - oznajmiła, starając się panować nad głosem. Nie spoglądała na zdziwione koleżanki. Wyszła.


~~~*~~~*~~~*~~~

"Życie to jednak wredna suka" - pomyślała autorka i poszła wszystko jeszcze raz dokładnie przemyśleć.

3 komentarze:

  1. Fajnie napisane z różnych perspektyw. Nie szkoda mi Adama, i dziwie się czemu Adison się na nią wścieka. Chyba zapomniałam... Ciekawy był opis gry w siatkówkę, jak prawdziwy komentator sportowy...
    Życzę powodzenia na testach...Samych łatwych zadań...Dużo, dużo szczęścia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział! :D Z lekkim poślizgiem, ale jestem :P A najbardziej urzekł mnie opis tego meczu... :D Czytałam to i wiesz, co mi się przypominało :D Podobny widok mamy cztery razy w tygodniu ^^ Już sobie wyobrażałam ten ich śmiech (w szczególności Adama xD)... Cudo ♥ I mega super-intrygujące było to co powiedział Adam, że bez walki o Mayę się nie obejdzie ;) I bardzo dobrze. Nie wiem zresztą komu kibicować? :c Zarówno Adama jak i Shane'a baaardzo lubię :D Kurczę, dobrze rozumiem Mayę... Najgorsze jak osoby, które kiedyś były nam bliskie z czasem odsuwają się od nas, czasem nie zdając sobie z tego sprawy. Potem mija jakiś czas i dopiero kiedy w życiu się trochę pozmienia, chciałoby się wrócić do tamtych czasów. I niestety nie zawsze się da :P No dlatego trzeba dbać o przyjaźnie, bo prawdziwych jest niewiele w życiu :) Rozdział śliczny jak zawsze i wybacz mi, że dopiero po tygodniu tu się zjawiam.
    Pozdrawiam ♥
    Vanilla

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdzial-cudo, tyle moge powiedziec. Wiesz co fajniej sie czyta pare rozdzialow pod rzad, tak to niczego sie niezapomni z poprzednich rozdzialow, a samo opowiadanie jest ciekawsze. Chyba bede musiala troche zadziej wpadac. Ale spokojnie, zawsze skomentuje post i postaram sie o dluzsze komentarze;). A tymczasem zycze weny:*. Rosemarie

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony