środa, 19 marca 2014

~14~


    Wstał słoneczny poranek. Dzień jak co dzień. Przynajmniej dla podopiecznych Gundara. Gdy tylko w całym dworze rozbrzmiał ten jakże irytujący odgłos dzwonów, oznajmiających, że pora już wstawać, w cichym dotychczas domu, zawrzało. Najgłośniej było oczywiście na parterze, bo to tam znajdowała się kuchnia i jadalnia, ale i sypialnie straży, czy pomniejszych sług. Warta strzegąca nocą drzwi zmieniła się wraz z nadejściem świtu, więc przy wejściu stali wypoczęci, młodzi żołnierze. Kucharki krzątały się od stołu do szafek, przygotowując śniadanie. Pierwsze ranne ptaszki wychodziły na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza.
    Xavier przeciągnął się sennie na łóżku. Kołdra zsunęła mu się z nóg na podłogę, gdy wykonywał ten gwałtowny ruch. Jego łóżko nie było specjalnie szerokie, więc pościel miała prawo spaść. Mruknął coś pod nosem, otwierając oczy. Co zobaczył?
Dość sporych rozmiarów pokój, który dzielił z Natem i Tomem. Jego łóżko stało w rogu, jak najdalej od wszystkiego - od okna, od drzwi, od pozostałych posłań. Tuż przy wezgłowiu stała półka a na niej mnóstwo książek, kilka płyt, parę osobistych rzeczy. Na ścianach poprzyklejał plakaty. Wisiało również sporo małych półek, na których stały kolejne podręczniki, jego małe trofea z zawodów sportowych. Na najniższej półce, tuż za ogromnym tomiszczem trzymał mały scyzoryk, który dostał od ojca na czternaste urodziny. Przez cały dzień nożyk towarzyszył swojemu właścicielowi, leżąc w kieszeni jego spodni, lecz gdy nadchodziła noc, lądował nad łóżkiem. Gdy Xavier czuł się naprawdę źle, chował scyzoryk pod poduszkę, by mieć broń jak najbliżej siebie.
    Na tym kończył się jego mały kącik w pokoju. Dalej stała wspólna, wielkich rozmiarów, drewniana szafa, która była jakby granicą między dwoma światami, ponieważ dalsza część pokoju wyglądała zupełnie inaczej. Łóżko Nate'a stało pod oknem, przez które do pokoju wpadały promienie słoneczne. Wokół nie było widać żadnych osobistych rzeczy właściciela. Tylko granatowy plecak wystawał spod łóżka. Xavier czasami zastanawiał się, czy jego kolega naprawdę nie posiadał żadnych pamiątek, czy tylko chciał za wszelką cenę odciąć się od przeszłości.
    Ścian nie zdobiły obrazy ani plakaty, po półkach zostały tylko haczyki. Na szafce nocnej, tuż obok lampki, leżała pognieciona biała koszulka, którą nosił wczoraj Nate.
    Przy drzwiach swoje królestwo miał Tom. Niewiele się różniło od części jego brata. Całkowite minimum rzeczy, żadnych pamiątek. Tylko łóżko i komoda, odgradzająca łóżka braci.
    Na środku podłogi leżał miękki dywan, a na nim dwie nieduże torby, należące do jego współlokatorów. Xavier przypomniał sobie, że już dzisiaj jego przyjaciele znów wyruszają w kolejną misję. Westchnął cicho. Mimo, że nie byli jacyś wielce wylewni, śmieszni, czy przyjacielscy, to zawsze mu ich brakowało. Gdy siedzieli w domu to przynajmniej miał się do kogo odezwać, mógł z nimi poćwiczyć. Poranne biegi i nauka stawały się o wiele milsze, gdy było ich więcej. A niestety, w Gwardii, a przynajmniej w tym domu, nie mógł liczyć na lepsze towarzystwo w jego wieku. Znajdowali się tutaj tylko oni. Evanlyn czasami uczyła się z nimi, ale zazwyczaj wybierała na naukę takie godziny, by nikt jej nie przeszkadzał. I miała do tego pełne prawo. Jako córka jednego z najbardziej wpływowych członków Gwardii musiała mieć zapewnione odpowiednie warunki. Chłopakowi zdawała się chłodna jak lód. Jedyny plus tego, że tutaj była to dobre posiłki, bo gdyby kucharki się nie postarały już ona wzięłaby je w obroty! Czasami, gdy miała dobry humor i jednak siadała z nimi do nauki, była bardzo przydatna. Wiedziała często więcej na temat jakiegoś sporu między krajami niż Gundar. Może dlatego, że oglądała dużo telewizji? Xavier nie mógł pojąć, jak ona znajdowała czas na siedzenie przed telewizorem! On ciągle musiał coś robić.
    "Może to kolejny przywilej?" - pomyślał.
    Pokręcił głową zrezygnowany. Wstał, wygrzebał z szafy znoszony dres i udał się do łazienki. Nie znosił porannych treningów. Chociaż był szybki, nie lubił biegać. Chociaż dobrze władał bronią, nie lubił walczyć. Jedyne na co wyczekiwał z utęsknieniem to wspinaczka. Gdy był mały ciągle uciekał przed ojcem i chował się wśród najwyższych gałęzi drzew. A ten rodzaj zajęć nie pojawiał się zbyt często w ich życiu.
    Już całkowicie ubrany i umyty, zszedł schodami na dół. Swoje pokoje mieli na najwyższych piętrach budynku. Korytarze były tam bardziej przytulne niż te niżej. Dostawało się tam więcej światła, ściany pokryte drewnem, lub pomalowane na różne odcienie niebieskiego zdawały się być mniej ponure. Już od dwóch lat codziennie schodził tymi schodami na dół, lecz nadal nie mógł się przyzwyczaić do tych dużych zmian. W pewnym momencie kolorowe ściany ustępowały miejsca szaremu kamieniowi, drewniana podłoga, często pokryta puszystym dywanem, przechodziła w marmury. Okna nie przepuszczały tyle światła co te na górze. Do tego te ponure obrazy, wiszące wzdłuż niekończących się korytarzy!
    Zajrzał ukradkiem do kuchni, zabrał z lodówki zimną butelkę wody i wyszedł na dwór. Po drodze nie spotkał nikogo, kto by się bardziej liczył od niego. Tylko z daleka zobaczył Willa, który już zaczął swój poranny trening.
    Gundar i Malcolm wpoili mu wiele zasad i reguł, obowiązujących go jako członka Gwardii. Bieganie, nauka, ćwiczenia z bronią - to tylko kropla w całym morzu dziwnych obowiązków. Miał świadomość, że sam nie znał jeszcze wielu niepisanych praw, które obowiązywały w tym domu, choć mieszkał tu już prawie dwa lata. Na szczęście łatwo dostosowywał się do jakichkolwiek zmian. Więc każdy dzień zaczynał od rozgrzewki. Potem kilkukilometrowy bieg wokół posiadłości. Wolał biec w grupie, ale wiedział, że chłopaki mieli dużo ważniejszych spraw na głowie. A Evanlyn nie biegała tak wcześnie. A jeśli nawet, to nie była odpowiednia dla niego towarzyszka. Wychowany wśród mężczyzn, stronił od wszelkich kontaktów z płcią przeciwną. Evanlyn traktował tylko i wyłącznie jako koleżankę, lecz i tak starał się jej unikać. Gdyby choć przez chwilę pobyli razem, nie wiedziałby jak się zachować. Pewnie spanikowałby i uciekł.
    Wykonał kilka ćwiczeń. Zginał się, prostował, rozgrzewał wszystkie partie ciała po kolei. Gdy skończył robienie przysiadów, ruszył. Przez cały bieg nie myślał wiele. Starał się odpocząć, cieszyć się zimnym wiatrem, który rozwiewał jego rozpiętą do połowy bluzę i włosy.
    Kiedy w końcu się zatrzymał, ciężko dyszał. Pochylił się do przodu, oparł dłonie na kolanach i głośno wciągał powietrze przez nos. Udało mu się szybko unormować oddech. Pociągnął kilka łyków wody z butelki. Zbliżając się do domu, usłyszał głośne rozmowy i śmiech. Domyślił się, że śniadanie za chwilę miało się rozpocząć, co oznaczało, że na wzięcie prysznica i przebranie w czyste ciuchy zostało mu zaledwie kilka minut. Jeśli nie mniej. Popędził więc co sił po schodach na górę, minął zaciekawionych strażników. Przebiegając obok wejścia do jadalni, zerknął na stół. Na szczęście jeszcze wszyscy nie zasiedli.
    Znalazłszy się w pokoju, dopadł szafy, wyciągnął z niej błękitny podkoszulek z nadrukiem i jeansowe spodenki. Migiem przeszedł do łazienki, zrzucił przepocone ubranie i wziął zimny prysznic. W biegu założył nowe ciuchy i znów popędził w dół jak na złamanie karku.
    Do jadalni dotarł jeszcze przed Malcolmem, co graniczyło  z cudem. Usiadł obok Toma, próbując unormować swój oddech i przeczesując wilgotne włosy ręką.
    - Ile dzisiaj kilometrów przebiegłeś? - zapytał Gundar niby od niechcenia. Codziennie zadawał im to samo pytanie, by sprawdzić, czy robią jakieś postępy.
    - Dziewięć - wydyszał Xavier, patrząc prosto w szare oczy nauczyciela. Mężczyzna pokiwał z uznaniem głową. Nic nie powiedział, ale chłopak wiedział, że starzec jest z niego dumny. Od kilku tygodni próbował przebiec ten sam dystans bez większych komplikacji lecz bezskutecznie. Dopiero dzisiaj udało mu się nie odpuścić, nie zemdleć, czy nie rzęzić jak stary autobus. Co prawda był zmęczony, ale można to zakwalifikować do tego dobrego zmęczenia, zdrowego, które towarzyszy  wszystkim sportowcom.
    Podano do stołu, gdy tylko zjawił się Malcolm. Jak zwykle prezentował się nienagannie. Powitał wszystkich serdecznie, życząc każdemu smacznego posiłku. Niektórzy odpowiedzieli mu tym samym, inni tylko się uśmiechnęli. Byli i tacy, którzy w ogóle nie podnieśli głowy znad swojego talerza.
    Xavier od razu rzucił się na jedzenie. Całe to bieganie wzmagało u niego apetyt. Mógłby zjeść konia z kopytami! Musiały mu jednak wystarczyć gotowane jajka, kanapki z pomidorem, serem żółtym i szynką oraz herbata.
    Po obfitym posiłku pożegnał się z Tomem i Natem. Stał przed wejściem, patrząc jak wsiadają do samochodu i odjeżdżają spod dworu. Westchnął cicho. Poczuł się taki samotny!
    "Weź się w garść!" - nakazał sobie w myślach.
    Odwrócił się więc szybko na pięcie i wszedł do domu. Wspiął się po schodach na górę, otworzył drzwi do swojego pokoju i sięgnął na półkę po zeszyt od angielskiego. Miał do napisania strasznie trudne wypracowanie, które powinien oddać Gundarowi już jutro, a jeszcze wcale go nie zaczął. Otworzył zeszyt na zadanym temacie, przeczytał go kilkakrotnie, lecz nic z tego ani nie zrozumiał, ani nie zapamiętał. Myślami błądził gdzieś zupełnie indziej.
    "Ciekawe jak by to było wypełniać jakąś ważną misję dla Gwardii..." - zastanawiał się. Przed oczami stanęła mu scena, w której musiałby gonić jakiegoś wysokiego mężczyznę. Tuż za nim biegliby jego koledzy, podziwiając go za to, że tak szybko się porusza.
    - Przynajmniej nie musiałbym pisać tego durnego wypracowania - mruknął pod nosem. Podniósł jednak długopis i zaczął bazgrać pierwsze zdania. Po chwili zorientował się, że bez pomocy książek z biblioteki jednak sobie nie poradzi. Wstał, zabrał swoje rzeczy i wyszedł z pokoju.
    Drogę do biblioteki znał na pamięć. Bardzo często w niej przesiadywał. Nie tylko dlatego, że to właśnie tam odbywały się lekcje. Lubił tam siadywać wieczorami i patrzeć na gwiazdy przez szklany dach. Miejsce to wydawało się nocą magiczne. Wokół panowała błoga cisza. Był tylko on, książki i ciemne niebo.
   Gdy tylko otworzył drzwi, dotarł do niego ten znajomy zapach starych woluminów i poczuł się jak w domu. Westchnął z lubością, wciągając głośno powietrze. Przymknął na chwilę powieki. Powoli podszedł do stolika, rozłożył na nim swoje rzeczy i zabrał się do szukania potrzebnych mu książek. Przejeżdżał palcem wskazującym po grzbietach różnych tomów, czytając pod nosem ich tytuły. Żaden go nie zainteresował.
    Dopiero przy trzecim z kolei regale znalazł to, czego szukał. Uśmiechnął się triumfalnie, wziął książkę z półki i zasiadł przy biurku.
    Pisanie wypracowania, znajdowanie nowych źródeł, sporządzanie notatek - wszystko to zajęło mu mnóstwo czasu. Z biblioteki mógł wyjść przed drugą, w sam raz na obiad. Po drodze do jadalni wstąpił do pokoju, zostawił tam swoje zeszyty i książki i udał się na dół. Już na schodach czuł zapach przygotowywanych potraw. Uwielbiał tutejszą kuchnię. Jedzenie przypominało mu czasy, w których to mieszkał kilka miesięcy z babcią, tuż po śmierci matki. Jego babka była specyficzną osobą. Dbała o jego wychowanie, wykształcenie, o to, by zdrowo się odżywiał, ale z drugiej była surowa, wymagająca, często wybuchała z byle powodu i chyba podkochiwała się w Gundarze, ponieważ mówiła o nim z taką lubością!
    Zasiadł do stołu, a wraz z nim Evanlyn, Gundar, Will i paru innych członków Gwardii, którzy akurat stacjonowali w tym domu. Brakowało tylko Malcolma, ale bez niego nie mogli rozpoczynać. Takie było niepisane prawo. A tak chciał zasmakować tej smakowicie pachnącej zupy!
     Po chwili pojawiła się jedna ze służek, ubrana w granatową spódnicę i białą bluzkę. W pasie miała przepasany fartuszek i oznajmiła:
    - Pan Malcolm kazał przekazać, że nie pojawi się na posiłku. Pragnie was wszystkich serdecznie przeprosić i życzyć smacznego.
    Obecni w jadalni od razu się rozchmurzyli, zaczęli ze sobą rozmawiać, podając między sobą półmiski z jedzeniem. Xavier zabrał się najpierw za pieczarkową, potem za drugie danie, którego nazwy nawet nie znał. Smakowało jak zwykle wyśmienicie, choć nie wiedział, co jadł. Miał zamiar nasycić się do pełna, lecz sięgając po dokładkę, uświadomił sobie, że czeka go niedługo trening. A trening z pełnym brzuchem to nie za dobry pomysł. Odstawił więc talerz z mięsem na miejsce, wypił do końca sok. Podziękował, wstał od stołu i wyszedł.
    Po chwili znów znalazł się w swoim pokoju. Niestety, nie miał czasu, by posiedzieć tam choć odrobinę dłużej, ponieważ piętnaście minut później zaczynały się zajęcia z Gundarem. W biegu chwycił swoje dokończone wypracowanie, książkę i długopis. Gdy znalazł się w bibliotece, czekała go niespodzianka. Przy stoliku, przy którym zwykle się uczyli, siedziała znudzona Evanlyn. Opierała głowę na dłoni, kartkując leżącą w pobliżu książkę. Zerknęła przelotnie na zdziwionego chłopaka, po czym znów przewróciła stronę podręcznika. Na sobie miała czarną bokserkę i kolorową spódniczkę oraz ciemne baletki.
Evanlyn
    - Cześć - rzucił cicho w jej stronę, modląc się w duchu, by nauczyciel szybko do nich dołączył. Zwykle się nie spóźniał. Czasami nawet przychodził przed czasem, by przyszykować niezbędne na lekcję materiały. Okazało się jednak, że ten dzień to wyjątek. Gundar bowiem przyszedł znacznie później niżby wypadało. Xavier cieszyłby się z tego, gdyby tylko towarzyszyli mu Nate i Tom. Na pewno znaleźliby jakiś sposób na nudę. Siedział jednak z Evanlyn, a na nią bał się nawet spojrzeć, by przypadkiem jej nie urazić, czy jeszcze bardziej zniechęcić do siebie.
    Gdy w końcu nauczyciel raczył się pojawić na lekcji, był w  tak szampańskim humorze, że omówił im pokrótce przebieg jakiejś mało ważnej bitwy i wypuścił ich szybciej z zajęć. Nieprzyzwyczajony do tego Xavier, nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. W końcu spoczęło na tym, że poszedł do sali treningowej, by się rozgrzać. Przebiegł parę razy wzdłuż boiska, zrobił kilkanaście przysiadów, pompek, czy pajacyków. Założył rękawice bokserskie i zaczął uderzać w worek przywieszony do sufitu. Czasami kopnął go z całej siły, a worek odskakiwał od niego, by po chwili wrócić na swoje miejsce.
    Był już mocno spocony, gdy przyszedł trener. Pochwalił go za tak rzetelną pracę, nim przeszli do prawdziwych ćwiczeń. Pozorowany atak to coś, czego Xavier nigdy nie mógł zrozumieć. Niby teorie znał doskonale, ale gorzej z praktyką. Zawsze szło coś źle. A to nie tak postawił stopy, a to nie tak położył rękę na ramieniu przeciwnika. Nigdy nie miał dostatecznie czasu na lekcji, by to doszlifować, potrenować z kimś, kto wytłumaczyłby mu jak nie popełniać tych błędów, ponieważ było ich trzech i trener musiał zwracać uwagę na wszystkich, nie tylko na niego. Dziś nadarzała się więc doskonała okazja do tego, by poprosić o pomoc trenera. Oczywiście nie wprost. Wysoki mężczyzna o wiecznym grymasie na twarzy nigdy by się nie zgodził, gdyby Xavier podszedł do niego i zapytał:
    - Proszę pana, mógłby mi pan to pokazać?
    On nie był tym typem. U niego trzeba było się najpierw skompromitować, pokazać, czego się nie umie, a dopiero potem liczyć na pomoc. Gdyby nie chodziło tu o dobre stopnie, chłopak nie zniżyłby się do takiego poziomu. Ale teraz nie miał innego wyjścia. Kiedy stanęli na macie i trener rzucił się na niego, tylko lekko się opierając, pozwolił mężczyźnie powalić się na ziemię. Spojrzał na niego zdezorientowany. Po chwili z twarzy trenera można było odczytać złość i zawód. Cierpliwie jednak zaczął tłumaczyć Xavierowi co i jak. I znów go zaatakował. Tym razem poradził sobie wręcz doskonale, więc zamienili się rolami. I kolejny raz chłopak dał się pokonać. Nie zdążył mrugnąć i już leżał plecami na macie, a na brzuchu czuł delikatny nacisk buta instruktora. Mężczyzna westchnął cicho i przeszedł do tłumaczenia krok po kroku, co Xavier powinien zrobić, jakie błędy wykonał. Następna próba okazała się lepsza od poprzedniej, ale i nie perfekcyjna. Źle ustawił stopy, przez co cały atak diabli wzięli.
    Ćwiczyli tak przez kolejne półtorej godziny. Mięli tylko jedną przerwę dziesięciominutową, by napić się wody i skorzystać z łazienki. Po treningu Xavier udał się od razu pod prysznic. Włosy lepiły mu się do czoła od potu, tak samo jak mokra koszulka do pleców. W łazience niezdarnie ściągnął z siebie ubranie, które nadawało się tylko do prania i wszedł pod prysznic. Zimne kropelki wody zadziałały kojąco na jego rozgrzane ciało.
    Znalazłszy się znów w pokoju, padł na łóżko i nie wstawał z niego przez dobre dziesięć minut. Potem zorientował się, że niedługo odbędzie się kolacja, więc zszedł powoli na dół. Po posiłku miał czas tylko na odrobienie zadanego przez Gundara zadania. Na nic więcej.
    I tak spędzał każdy kolejny dzień już od dwóch lat. Ale o dziwo nic go nie nudziło. Może czasem nudne wykłady na temat starożytności, ale nic nie jest doskonałe, prawda?

~~~*~~~*~~~*~~~

    Witajcie moi kochani! Mam nadzieję, że nie będziecie narzekać na długość tego rozdziału. Miałam opisać cały dzień w Gwardii, ale gdy już skończyłam szczegółowe opisywanie poranka to myślałam, że mogłabym już zakończyć rozdział. No ale wydawało mi się to takie dziwne, by go rozbijać, więc macie jeden dłuższy. Mam nadzieję, że niczego nie pomieszałam.
    Jak tam po Pierwszym Dniu Wiosny? Wagary czy jednak szkoła? U nas nie opłaca się iść na wagary, bo w szkole są organizowane różne konkursy, prezentacje, skecze. I jest fajnie! :)

Ogłoszenie wyników ankiety!!

"Którego z bohaterów lubicie najbardziej?"

1. miejsce - Maya Reed - 16 głosów
2. miejsce - Shane Shay - 13 głosów
3. miejsce - Adam Moon - 11 głosów
4. miejsce - Chloe Wolf - 6 głosów
5. miejsce - Wendy White, Diana Porter, Josh Krosney, Kevin McCall - po trzy głosy
6. miejsce - Abby Blue - 2 głosy
7. miejsce - Mike Greene - 1 głos

    Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w ankiecie, a było Was 20! ;*
    Zapraszam do odwiedzenia nowej zakładki "O Blogu!", gdzie są opisane poszczególne opowiadania z tego bloga. Możecie w komentarzach mnie pytać o co tylko chcecie - jaki mam kolor oczu, co lubię, czy co aktualnie leży na moim biurku, nie wiem, jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć, śmiało piszcie komentarze pod najnowszymi postami lub w tej zakładce ;p Chcielibyście się dowiedzieć czegoś o mnie lub o opowiadaniu? Zapraszam do zadawania pytań! :) Tak samo jeśli chodzi o jakieś uwagi czy sugestie dotyczące bloga.
    Do kolejnego!
Zuza ♥

3 komentarze:

  1. I jeeest! :D Świetny, dopracowany i bardzo obszerny (co mnie niezmiernie cieszy, bo uwielbiam czytać Twoje opowiadanie ♥) rozdział :D Trochę inna perspektywa (bo tym razem rozdział tylko o Gwardii) i bardzo fajnie to wyszło. Opis pokoju, o którym mówiłaś, wyszedł idealny ^^ ♥ I chyba nie muszę dodawać, że podobnie jak cały rozdział? ;)
    Masz talent do pisania opowiadań/książek z dziedziny fantasy i będę to zawsze powtarzać. Przeczytałam już kiedyś trochę opowiadań fantastycznych (fajnie to brzmi xD) i mam porównanie. Twoje opowiadanie jest jednym z najlepszych EVER! ♥
    A Gwardia jest dla mnie wciąż zagadką i szczerze nie mogę się doczekać rozdziału, w którym skonfrontujesz ponownie te dwa światy :) Gwardia + Maya, Shane, Adam = CUDO. I tak w ogóle to nurtuje mnie jeszcze to, co postać Xaviera wniesie jeszcze do opowiadania? Hmmm... Domyślam się, że ten rozdział to tylko taki wstęp do jego większej roli? Ciekawe czy Xavier namiesza coś.... :P
    Czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział :*
    Vanilla

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie że dłuższy :)
    Hahahah Adam, a potem Chloe.... I Adam 13 głosów?! (If you know what I mean :D)
    Wracając do rozdziału. Fajnie zobaczyć tak świat oczami osoby z gwardii i dowiedzieć sie co nie co... Zastanawia mnie postac Willa :D
    No i ciągle czekam na rozwój wypadków w życiu Mai... Ciekawe czy sie w końcu pogodzi z przyjaciółkami?
    Pewnie to jeden z ostatnich moich komentarzy jako "Soundless bloggerowa", ale na pewno będę wszystko śledzić na bierząco :)
    Pozdrowionka i całuski :*
    Soundless

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdział, choć na początek nie mogłam się zorientować o kogo chodzi. Pomogła mi zakładka "Występują"...
    Dzięki Bogu.
    Gwardia ciemności to ci źli jak mam rozumieć.
    Mniejsza z tym...
    Ciekawy ten Xavier. Po co on i na co?
    Jak to napisała Vanilla czekam na spotkanie tych dwóch światów.
    Miłego pisania...
    Śmierć jest początkiem nowego życia...*

    *Nowy nick Nie żyjącej za życia. Jakoś mi się znudził.

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony