piątek, 23 maja 2014

~18~


    Shane nie spał już od kilku minut. Leżał zakopany w kołdrze i zastanawiał się, co zdarzyło się wczoraj wieczorem. Adam wrócił zadowolony z siebie. Chociaż to mało powiedziane. Szczęście promieniowało od całego jego ciała na kilometr. Zarażał dobrym humorem wszystkich tylko nie blondyna.
    Ciągle miał przed oczami ten głupkowaty uśmiech Adama, który miał ochotę zetrzeć dostatecznie mocnym prawym sierpowym. Powstrzymywał się jednak, bo po pierwsze to jego przyjaciel i nie powinni kłócić się o Mayę, po drugie nadal nie wiedział, dlaczego Adam był wieczorem taki zadowolony. Może to wcale nie chodziło o dziewczynę, tylko po prostu świeże powietrze tak na niego zadziałało?
    Jego myśli wybiegły naprzód. Zaczął sobie wyobrażać różne powody, dla których Adam zachowywał się tak jak wczoraj. Widział obejmującą się parę, stojącą nocą w ogrodzie, całującą się...
    Potrząsnął głową, otwierając oczy. Pragnął pozbyć się tego obrazu z głowy. Chciał zapomnieć, że brunet i Maya...
    "Przestań o tym myśleć!" - skarcił się.
    Podniósł się, usiadł. Oparł nogi i podłogę, odrzucając na bok kołdrę. Rozejrzał się po pokoju. Słońce wpadało pojedynczymi promieniami do pokoju przez niedokładnie zasłonięte okno. Zapowiadał się upalny dzień. Na szczęście dzisiaj mieli iść na plażę. Nie wytrzymaliby, ciągle chodząc po tak ostrym słońcu. To będą ich ostatnie chwile nad morzem, więc postanowili je wykorzystać jak najlepiej. Pan Harris zgodził się, by ostatnie dwa dni spędzić na wypoczynku. Sam również miał już powoli dość ciągłego zwiedzania.
    Pozostali chłopcy jeszcze spali. Shane postanowił skorzystać z łazienki, zanim się obudzą, by nie blokować kolejki. Wziął prysznic, ubrał się w ulubione, zielone spodenki i białą koszulkę z kolorowymi napisami na piersi. Umył zęby, przejechał dłonią po wilgotnych włosach, rozczesując je palcami.
    Gdy wyszedł z łazienki, Adam rozsuwał żaluzje, wpuszczając do pokoju słońce. Otworzył na oścież okno. Poczuli przyjemny, delikatny wiatr, przesiąknięty zapachem soli. Tym sposobem obudził się Mark i Kevin.
    - Dzień doberek! - zawołał roześmiany od ucha do ucha Adam. Odpowiedzieli mu cichym, chóralnym mruknięciem i ziewnięciami. Nie doczekawszy się innych pozdrowień, zniknął za drzwiami łazienki.
    - Hej, Shane. Wczoraj nie chciałem mówić przy Adamie, potem zapomniałem, ale widziałem, jak Maya wychodziła z pokoju wieczorem. Na moje oko znów się pożarły. Wiesz, o co chodzi - odezwał się Mark, przypominając sobie o zaistniałej sytuacji. - Adam zaraz by poleciał do dziewczyn i zaczął na nie krzyczeć, znasz go. Więc pomyślałem, że będzie lepiej jak ci to powiem. Ty znajdziesz jakieś sensowne rozwiązanie. Możesz na przykład na spokojnie pogadać z Dianą, Wendy i Chloe i wybadać co i jak. Może tobie coś powiedzą, bo nie sądzę, żeby zwierzały się mnie, czy Adamowi.
    - Dlaczego uważasz, że Maya pokłóciła się z dziewczynami? - zainteresował się blondyn.
    - No cóż... Tak jakby trochę słyszałem, jak Maya powiedziała, że nie lubi, gdy gadają o Dalekim Wschodzie, bo przez to oddaliły się od siebie. mniej więcej o to chyba chodziło. Nie wiem, usłyszałem tylko kawałek. Ale wnioskuję, że to przez to wyszła do ogrodu.
    - Mogę z nimi porozmawiać, czemu nie, ale nie wydaje mi się, bym wskórał coś więcej, niż gdyby poszedł do nich któryś z was. - Blondyn wzruszył ramionami. Podszedł do drzwi i nacisnął klamkę. Wyszedł na korytarz, zbierając myśli. Zastanawiał się nad tym, co ma im powiedzieć. Tak po prostu spytać, dlaczego najlepsze dotąd przyjaciółki się do siebie nie odzywają? Czy nie pomyślą sobie, że za bardzo ingeruje w ich życie?
    Im dłużej myślał, tym większe ogarniały go wątpliwości.
    "Po prostu tam wejdź i zapytaj. Proste!" 
    Zapukał delikatnie w drzwi. gdy usłyszał ciche "proszę", wszedł do środka. Wendy, Chloe i Diana siedziały na jednym łóżku, oglądając coś na tablecie blondynki. Uśmiech zamarł im na ustach, gdy zobaczyły, kto do nich przyszedł.
Wen i Diana
    - Maya przed chwilą wyszła - powiedziała Diana, która również martwiła się o przyjaciółkę, lecz nie wiedziała, co zrobić.
    - To nawet lepiej, że jej nie ma, bo chciałem z wami o niej porozmawiać - wyjaśnił.
    - Proszę, usiądź. Jestem ciekawa, co masz nam do powiedzenia - odezwała się Wen, odkładając na bok tablet. - Zamieniamy się w słuch.
    - Chciałbym się dowiedzieć, o co tak właściwie się pokłóciłyście. Dlaczego ze sobą nie rozmawiacie?
    - To ona ci tego nie powiedziała? - zdziwiła się Chloe. - Myślałam, że nie macie przed sobą tajemnic. Po tym, jak przyłapałyśmy was w naszej łazience... - Na policzkach Shane'a pojawiły się palące rumieńce. Postanowił jednak tego nie komentować. Nie musiały wiedzieć, że nic się miedzy nim a blondynką nie wydarzyło.
    - Chcę poznać waszą wersję. Muszę mieć pełne rozeznanie, by stwierdzić, po czyjej stronie leży wina.
    "I może wam jakoś pomóc" - pomyślał. Bał się jednak wyjawić im tego zamiaru. Nie był do końca pewien, jak mogą zareagować na ten pomysł. Może wcale nie chciały się z Mayą pogodzić. Może wolały, by było tak jak obecnie.
Chloe
    - To Maya się od nas zaczęła odsuwać. Gdy pytałam, co jej się działo, gdy była smutna, odpowiadała, że nic, albo w ogóle mnie ignorowała, więc po kilku takich próbach stwierdziłam, że nie ma sensu pytać i zostawiłam ją w spokoju. - Wendy odgarnęła długie włosy do tyłu.
    - To prawda - przytaknęła jej Chloe. - Kompletnie nas olewała, a my przecież chciałyśmy jej tylko pomóc, nic więcej. Ale ona nie, bo Maya to może się obrażać na nas, ale my na nią to już nie! - podniosła głos.
   - Hej! - zawołała Diana. - Cały czas staram się wam przetłumaczyć! Może nie odzywała się dlatego, że nie chciała nam powiedzieć prawdy, czegoś bardzo dla nas przykrego. Czasami warto coś przemilczeć dla dobra wszystkich, a wy się tak perfidnie od niej odwróciłyście.
    - No tak, to nasza wina. A ty gdzie byłaś, przepraszam bardzo? - krzyknęła Chloe.
    - Nie kłóćcie się! - wydarł się Shane. - Nie po to tu przyszedłem, by wysłuchiwać, jak zganiacie na siebie winę. Ale widzę, że inaczej nie potraficie. Może nie pomyślałyście, że Maya miała dosyć ciągłego gadania o tylko waszych sprawach, o tym, że to wy macie najgorzej na świecie. Każdy ma czasami zły humor i ma prawo się zamknąć w sobie. Ale najważniejsze jest to, by przyjaciel został z nim wtedy. A wy ją zostawiłyście. I wiecie co? Ja się trochę cieszę. Bo choć Maya chodzi jak struta po waszej ostatniej wymianie zdań, to mogłem ją bliżej poznać, zyskałem tak wspaniałą przyjaciółkę. Wy niedługo dojrzejecie do tego, by zrozumieć, co straciłyście. Przyjdzie taki czas, że nikt inny was nie będzie w stanie zrozumieć i wtedy dopiero docenicie to, że Maya zawsze przy was była, bez względu na to, jaki miałyście humor. Mam nadzieję, że nie będzie wtedy za późno.
    Zakończył swoją przemowę, wstając. Wyszedł z pokoju, nie oglądając się za siebie. Był dumny z tego, co powiedział. Wyznał wszystko, co leżało mu na sercu. Wstawił się za blondynką, bo wiedział, po czyjej stronie leży większa wina. Bo może i Maya zawiniła, może popełniła błąd. Kto ich nie popełnia? Ale nie tak duży jak dziewczyny.

    Diana wybiegła z pokoju, twierdząc, że musi pożyczyć coś od Abby. Modliła się, by dziewczyny nie zaofiarowały jej pójścia z nią. Ale nie. Zajęły się oglądaniem nowego teledysku.
    Złapała chłopaka na korytarzu, gdy właśnie miał otwierać drzwi do swojego pokoju.
    - Hej, zaczekaj! - zawołała. Shane odwrócił się zdziwiony, lecz zatrzymał się posłusznie. - W stu procentach się z tobą zgadzam. Uważam, że to co się stało, to nasza wina. Powinnyśmy więcej uwagi poświęcać Mayi i jej problemom. Zauważyłam to dopiero nie tak dawno, gdy chodziła taka przybita. Zaczęłam się zastanawiać, ile razy my jej pomogłyśmy, a ile ona nam. I wyszedł mi zdecydowanie nierówny wynik. Chciałabym pomóc. Wiesz może jak?
    - Niestety nie. Myślałem, że gdy z wami porozmawiam to dowiem się czegoś więcej, ale jestem jeszcze głupszy niż wcześniej. Mark twierdził, że to może przez to, że się pokłóciłyście, ale wydaje mi się, że jest jeszcze jeden powód. Tylko nie mogę go znaleźć. Szkoda, że dziewczyny są tak negatywnie do niej nastawione. Może one by wymyśliły, co z nią się dzieje. Właściwie to dlaczego nie chcą się pogodzić z Mayą? Przecież ona jest sama, wy macie jako taką przewagę, więc bez problemu powinno wam to przyjść.
    - To jest tak, że one są zbyt dumne, by przyznać się do tego, że one mogły popełnić błąd. Lepiej udawać, że to ktoś inny zrobił coś źle. Nie mogą przebaczyć tej odtrąconej ręki, którą jej podały, gdy jej potrzebowała. Lecz własnie może wtedy nie potrzebowała? Czasami przecież jest tak, że człowiek sam musi się uporać ze swoimi problemami. Sama już nie wiem. Wiem jednak, że zawsze musi być tak, jak Chloe i Wen tego chcą. Jeśli tak się nie staje to najlepszym ich sposobem jest narzekanie, krzyczenie i zwalanie winy na innych. Nie widzę w tym sensu, ty pewnie też nie, ale takie już są. Spróbuję pogadać z nimi o tym, ale to potem, jak się uspokoją. Zwłaszcza Chloe. Nie chcę oberwać krzesełkiem - zaśmiała się.
    - Dzięki.
    - Nie ma za co. Wiem, że zależy ci na tym, by Maya była szczęśliwa. Mnie też. Razem może uda nam się to osiągnąć.
    - Mam nadzieję.

    - Jaki kretyn zakłada białą bluzkę na nocną eskapadę? - krzyczał Nate na swojego brata. - Trzeba rozumu nie mieć, by popełnić tak podstawowy błąd! Po co ty się w ogóle uczysz, skoro na akcjach zawsze coś spieprzysz! Ciesz się, że nas nie nakryła! Gdyby nas zobaczyła, byłoby grubo. Na szczęście przyszedł ten z Zakonu i odciągnął jej uwagę, byśmy mogli zwiać...
    - Myślałem, że czarna kurtka wystarczy - zaczął się bronić Tom.
    - Zapięta! - Nate zaczął tracić cierpliwość do swojego brata. Tak dobrze im wszystko szło. Mieli przypomnieć dziewczynie o ich umowie, tym razem nie budząc jej, by wiedziała, że nadal jest obserwowana. Ale oczywiście Tom jak zawsze musiał coś odwalić! - Poza tym to jest twój problem. Nie możesz myśleć! Ja tutaj jestem od myślenia. A takie podstawowe rzeczy powinieneś wiedzieć, a nie o nich myśleć!
    - Spoko, spoko. Następnym razem...
    - Czy ty zdajesz sobie sprawę, że gdyby nas nakryli to nie byłoby następnego razu? Malcolm wywaliłby nas na zbity pysk! Teraz nic takiego się nie stało, ale jeśli jeszcze raz coś zrobisz źle to przyrzekam ci, nie dożyjesz kolejnego świtu - powiedział to z takim przekonaniem i spokojem, że Tomem wstrząsnęły nieprzyjemne dreszcze. - A teraz chodź. Musimy wymyślić kolejny genialny plan, bo czas nam się kończy...


~~~*~~~*~~~*~~~

    Hej, czy wy też uważacie, że Maya jest rozkapryszona? Bo ostatnio anonimek napisał mi w komentarzu, że jest rozkapryszona, a że cenię sobie każde słowo Was, czytelników, to zaczęłam się bardzo zastanawiać nad tym. Ja nie widzę w zachowaniu Mayi nic, co by wskazywało na to, że jest rozkapryszona. To prawda, że Shane i Adam kręcą się wokół niej - nie liczymy Josha, bo to jej przyjaciel i gdyby się nie kręcił to byłoby dziwne, ale nieważne - ale ona nigdy nie zrobiła, nie powiedziała czegoś, co wskazywałoby na to, że to ona wymaga, żeby oni za nią łazili. Nie widzę tego, że stara się być jakaś nie wiadomo jaka, że narzeka z byle powodu. Ale może nie mogę spojrzeć obiektywnie na sytuację, dlatego się pytam. Co do reszty komentarzy, to chyba się zgodzę. Pisałam to dwa lata temu i nadal się uczę. Ale teraz, jak może zauważyłaś, nie popełniam już takich błędów jak wcześniej - mówię do Ciebie, anonimku. Od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad tym, by poprawić, lub nawet usunąć moje wcześniejsze opowiadania, ale na poprawienie nie mam czasu - zwłaszcza teraz, gdy zbliża się koniec roku - a usunąć jakoś mi żal, choć coraz mniej, więc może w końcu się przemogę i wszystko pousuwam, zostawiając tylko to opowiadanie. I nie, żaden światek przestępczy mnie nie jara, ale to nie do końca chyba chodziło o to w tym opowiadaniu. Nie o to, że jaki to on jest zarąbisty, superowy itp. Raczej o pokazanie go oczami jednej, w ogóle na początku nie związanej z nim osoby. Ja to tak przynajmniej odbieram, ale każdy może odbierać jak chce. Ile ludzi, tyle interpretacji tekstu.
    Przykro mi jest jedynie, że czepiasz się, anonimku, samych błędów, nie mówisz, co robię dobrze - oczywiście krytyka jest zawsze mile widziana, ale skoro napisałaś o samych błędach to znaczy, że nic Ci się nie podoba? Bo teraz to sama już nie wiem. Bo każdy, nawet zagorzały krytyk, zawsze znajdzie choć cień czegoś dobrego, mówi o tym osobie krytykowanej, by miała się czego chwycić. No ale może ja wszystko robię źle. Wtedy też śmiało piszcie, uszanuję Wasze zdanie. Już nie jedno przeczytałam - może nie u siebie, ale przeczytałam parę wojen z  wkurwiającymi osobami na blogach i wiem, że złością się nie wygra. Po prostu trzeba umieć z podniesioną głową przyjąć do wiadomości to, że komuś po prostu może się coś nie podobać. Poza tym, nie do końca mogę zrozumieć te komentarze. Czy tylko ja? Jeśli tak to przepraszam, że ze mną jest coś nie teges.
    Ale się rozpisałam! Przepraszam, ale musiałam, bo chciałam, byście znali całą sytuację.
    Jestem zakatarzona, zakichana, mam chore migdałki i gorączkę i nie jestem w stanie sprawdzić tego rozdziału, to cud, że go napisałam. Mam tylko nadzieję, że jest choć trochę zrozumiały.
    Do kolejnego!

3 komentarze:

  1. Napisz kiedy usuwasz stare opowiadania, bo muszę wszystko skopiować. Rozdział ciekawy...Może dziewczyny się przeproszą...Cud będzie. Po krzakach latali, zboczeńcy...HAHAHA...żartuję.
    Zdrowiej nam szybko i weny życzę.
    Czytelniczka...

    OdpowiedzUsuń
  2. No prosze i tajemnica z bialym czyms sie wyjasnila :). Rozkapryszona? Czy ja wiem- to przesada, ja uwazam, ze to chlopcy do niej lgna, a ona nie zdaje sobie z tego sprawy, wiec gdzie tu kaprysy? Rosemarie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie się cieszę, że jednak czegoś nie popsułam! Bo tak się bałam, że wszyscy odbieracie ją tak jak ten anonim i nie mówicie mi tego przez grzeczność.
      Uf, ulżyło mi :)
      Zuza <3

      Usuń

Mrs Black bajkowe-szablony