środa, 27 sierpnia 2014

Bonus Urodzinowy!



    28.08.12 na tym oto blogu pojawił się prolog pierwszego w moim życiu publikowanego opowiadania. Za mną już dwa lata blogowania. Tyle się od tamtej pory zmieniło! Nie tylko jeśli chodzi o pisanie - teraz piszę o wiele lepiej - ale mam też na myśli moje życie prywatne. Wydoroślałam - w końcu minęły dwa lata - choć nadal jestem młodą smarkulą :) Ale pewne sprawy postrzegam inaczej. I to dzięki blogowi. Wiele się nauczyłam, poznałam mnóstwo fantastycznych ludzi, którym pragnę w tym miejscu podziękować! Nie wszyscy byli tu od początku, nie wszyscy też od początku dotrwali do tego momentu. Nie będę wymieniać z imienia czy nicku osoby, którym chcę podziękować. Byłoby Was za dużo. Ale Wy wiecie, do kogo moje podziękowania płyną. Do tych, którzy tutaj zaglądają i czytają. Do tych, którzy komentują, wspierają mnie, pomagają wymyślić dalszy ciąg historii, pozwalają mi się zwierzać i wypłakać na swoim ramieniu. Dziękuję za tyle wejść, komentarzy, pochlebnych opinii, których nie spodziewałam się aż tak wiele! Naprawdę za bardzo mnie rozpieszczacie, cały czas pisząc, że wszystko Wam się podobało ;p Bo jeszcze popadnę w samozachwyt i stanę się kimś, kim nie jestem ;)
    To już dwa lata... Jakoś tak szybko to minęło, nie uważacie? Jakoś sobie tych miesięcy nie potrafię wyobrazić. Gdzie się one podziały? :) Nie mam pojęcia ;)
    A Wy potraficie obliczyć, ile już jesteście ze mną? Może być ten blog, może być ten drugi, dla mnie to bez różnicy. Ciekawa jestem po prostu, kto ile ze mną wytrzymał ;p
    No nic, przygotowałam dla Was niespodziankę, więc warto by byłą ją przedstawić, nie? :) No więc przez cały ostatni tydzień pracowałam nad tymi krótkimi scenkami z życia różnych bohaterów tego opowiadania. Pod nimi albo nad znajdą się moje krótkie komentarze wyjaśniające :) Mam nadzieję, że się Wam spodobają :)





Pierwsza uchyla rąbka tajemnicy, jaką okrył się pewien członek Gwardii. Niewiele wyjaśnia, ale chciałąm tego bohatera jakoś przedstawić... Bardziej wyraziście. Do tej pory to były tylko ogólnikowe opisy, raz albo dwa pojawił się w dialogu i koniec. A jest to postać, myślę, ważna dla opowiadania. Może jeszcze tego teraz nie widać, ale będzie. No więc czytajcie: 



   Nikt tak naprawdę nie pamiętał, kiedy pierwszy raz pojawił się w siedzibie Gwardii. Nawet sam Malcolm. Tak po prostu pewnego dnia przyszedł i już został. Przynajmniej tak myśleli młodsi z nich, którzy pamiętali czasy jeszcze bez niego, bo Xavier, czy Nate uważali, że Will był od zawsze wśród nich. Tylko wcześniej nieco mniej tajemniczy.
    Tylko on sam wiedział, jak to było naprawdę.
    Mając osiemnaście lat opuścił rodziców, którzy byli rodziną należącą do Gwardii, ale nie udzielali się w niej jakoś widoczne. Zwykle powierzano im mnie ryzykowne zadania. Poza tym zawsze leczyli poszkodowanych z Gwardii podczas walki. Oboje byli szanowanymi chirurgami. I chcieli, by ich jedyny syn również nim został. Lecz on miał inne ambicje. Od wczesnych lat interesował się wszelkimi rodzajami broni, potrafił strzelać z łuku, opanował również nazwy wszystkich istniejących pistoletów, z których uwielbiał korzystać. Fascynowały go sztuki walki, bójki, rzucanie nożami, pojedynki i różne tego typu sprawy. Rodzice wiedzieli, dlaczego w ich synu tyle zafascynowania bronią. Nie kryli przed nim prawdy. Wiedział, że należeli do Gwardii, zdawał sobie sprawę, do czego dążyli. I chciał za wszelką cenę pomóc w uzyskaniu celu. Marzył, że będzie władał światem wraz ze wszystkimi członkami Gwardii.
    Rodzice jednak nie chcieli narażać jedynaka na niebezpieczeństwo. Za wszelką cenę próbowali mu wyperswadować pomysł dołączenia do głównych sił Gwardii. Jednak się nie udało.
    Gdy Strażnicy przywieźli do ich domu postrzelonego mężczyznę, wkradł się do bagażnika i wyjechał z nimi do siedziby głównej Gwardii, do domu Gundara. Nikt spośród jadących z nim samochodem, nie zorientował się, że mieli pasażera na gapę. Przez lata doskonalił się w sztuce włamywania i cichego podchodzenia wroga. Umiał bezszelestnie podkraść się do każdego zwierzęcia, nawet najbardziej płochliwego i dotknąć jego futra, zanim zorientowałby się, że zagraża mu niebezpieczeństwo z jego strony.
    Gdy zajechali na miejsce, jak gdyby nigdy nic wyszedł z bagażnika i podszedł do Malcolma, który czekał na zdanie raportu przed domem. Przedstawił się, lecz uważał, by nikt oprócz mężczyzny go nie usłyszał. Chciał swoją tożsamość zachować w sekrecie.
    Malcolm nie był zachwycony osiemnastoletnim chuderlawym chłopakiem, choć on był niewiele starszy od niego. Dopiero wdrażał się w rolę przywódcy, którą nie tak dawno porzucił jego ojciec, umierając przedwcześnie na skutek zadanych nożem ciosów. Nie miał pojęcia, jak zareagować na przyjazd młodzieńca. Oczywiście przypatrywał się ojcu, gdy ten pełnił to najważniejsze stanowisko, ale nigdy taka sytuacja się nie zdarzyła. Gundar zaproponował, by młodzi mężczyźni zmierzyli się ze sobą. Gdy Will wygra, zostanie przyjęty bez szkoleń w szeregi Gwardii. Jeśli przegra, będzie musiał uczestniczyć na zajęcia Gundara wraz z pozostałą młodzieżą, przebywającą w domu.
    Will zgodził się bez namysłu. Nie miał nic do stracenia.Wiedział, że jest dobry we wszystkim. W końcu od lat uczył się walk wręcz, strzelania i strategii bitewnych.
    Ale Malcolm odbył szkolenie doskonałe pod czujnym okiem swojego ojca i najlepszych instruktorów. Był oczkiem w głowie  przywódcy, który pragnął mieć godnego zastępcę.
    Szczegóły turnieju dogadali przy kolacji. Wybrali broń - a były to najostrzejsze miecze, jakie wyprodukowano we współczesnych czasach - ustalili termin spotkania - walka miała się odbyć za dwa dni.
    Wszyscy mieszkańcy niecierpliwie oczekiwali tego dnia. A zwłaszcza ci najmłodsi - trzynastoletni Nate, dwunastoletni Xavier i jedenastoletni Tom, którzy nigdy nie widzieli prawdziwej walki. Tylko tyle, co na zajęciach. Byli podekscytowani. W końcu mogli oderwać się na chwilę od nauki i mieć czas na rozrywkę, jaką była potyczka Malcolma i Willa. Nawet Evanlyn, choć się do tego nikomu nie przyznała, czekała na nadejście tego dnia, w którym jej pan - jak nazywała Malcolma w swoich myślach - w końcu pokaże, na co go stać.
    Przygotowano ubitą ziemię za domem, wyznaczono pole, po którym walczący mogli się poruszać, wybrali sędziego, którym okazał się, oczywiście bez zaskoczenia, Gundar.
    Gdy nadszedł wyczekiwany dzień, wszystko było gotowe.
    Mieszkańcy domu zebrali się wokół pola, w cieniu rosnących naokoło drzew. Niżsi pchali się do przodu, by mieć dobry widok na walkę, lecz ci wyżsi wcale nie chcieli ustąpić im miejsca w pierwszym rzędzie. Aż można było zobaczyć tę napiętą atmosferę, podekscytowanie i radość. Wszyscy, bez wyjątku, cieszyli się, bo rzadko kiedy mieli czas na choć odrobinę rozrywki.
    W końcu przyszli i oni. Gdzie tylko się dało, założyli ochraniacze, resztę ich ubioru stanowiły skóry, w których głównie występowała Gwardia - ubierali się jak gang złodziei.
    Ustawili się  po obu stronach pola, skinęli sobie głowami, a gdy Gundar dał znak, rozpoczęli walkę. Na początku krążyli po polu, zataczając coraz mniejsze koła. W końcu Will postanowił zaatakować pierwszy. To on miał pokazać, na co go stać, więc podniósł ciężki miecz i uderzył nim w przeciwnika. Malcolm bez trudu sparował cios i sam również uderzył. I tak toczyła się walka. Jeden uderzał, drugi blokował cios. Czasami zdarzało się, że któryś trafił drugiego w nogę, czy brzuch i ten tracił na chwilę równowagę, ale nie przewracał się. Obaj byli ulepieni z tej samej gliny.
    Walka była wyrównana, ataki następowały z taką szybkością, że niektórzy nawet nie zauważali, kto kogo akurat zaatakował. Mieli niesamowite widowisko. Wszyscy głośno kibicowali Malcolmowi, choć niejeden po cichu liczył, że wygra Will. Tak dobry wojownik przydałby się w ich szeregach.
    Pierwszy na ziemię przewrócił się Malcolm. Will powalił go dwoma mocnymi ciosami, nieco zaskakując tym przywódcę. Wywrócił się, lecz miecz trzymał uniesiony wysoko i kolejne ataki zdołał odparować. Zatrzymał chłopaka na tyle daleko, by móc się podnieść. Był już nieco zmęczony, ciężko mu się oddychało i z trudem utrzymał się na nogach, zwłaszcza że Will zaatakował od razu, gdy tylko ten podniósł się z ziemi.
    Natomiast po osiemnastolatku nie było widać oznak zmęczenia. Uśmiechał się delikatnie, gdy z łatwością zablokował kolejny, nieprzemyślany atak Malcolma. Czuł już wygraną w garści, lecz zmusił się do tego, by o tym nie myśleć. Los zawsze mógł się odwrócić na jego niekorzyść. Dlatego zaatakował z jeszcze większą mocą, by przyczynić się do szybkiego zwycięstwa.
    Walka trwała długo. Cień drzewa, pod którym rozłożyli się niektórzy widzowie, zdążył się już znacznie przesunąć, nim Will powalił Malcolma na odpowiednio długi czas. Młodzieniec przytrzymał swój miecz tuż przy gardle przywódcy, tak że ten nie mógł się ruszyć. Z prawej ręki wypadła jego własna broń. Wszyscy widzowie zaczęli bić brawa, gdy Will odsunął miecz od głowy Malcolma i podał mu rękę, by pomóc mu wstać. Gdy już obaj stali ramię w ramię, podszedł do nich Gundar i podniósł rękę Willa do góry.
    - A oto i zwycięzca pojedynku! - zawołał.
    - Witamy w Gwardii, Will- przywitał go zmęczony Malcolm, ściskając jego dłoń. - Jesteś naprawdę dobrym wojownikiem.
    - Dziękuję - odparł tylko. Lekko skinął głową, przyjmując jego komplement.
    Po walce odbyła się wspaniała uczta w wielkiej sali. Nikt od czasu narodzin Malcolma, nie pamiętał większej uczty w tym domu. Nawet Gundar, najstarszy z nich, nie potrafił sobie przypomnieć. Wszyscy jedli i pili, śmiali się i opowiadali różne historie. Nikt nie zauważył, że w  pewnym momencie Malcolm i Will odeszli od stołu, by porozmawiać w gabinecie blondyna o planach na przyszłość.



Nad tym męczyłam się chyba najdłużej. Mia zażyczyła sobie scenkę z Joshem. A że chciałam, by była, bo wydawało mi się, że to dobry pomysł, nie mogłam nic wymyślić z nim w roli głównej. Nie miałam pojęcia, jak go przedstawić, na jakie pytania w tej króciutkiej scence odpowiedzieć. Mam nadzieję, że się Mia nie zawiedziesz na tym  i że to choć trochę Ci odpowiada. Postawiłaś przede mną nie lada wyzwanie. I dziękuję Ci za to, bo mogłam w końcu - po dwóch miesiącach przerwy - zacząć pisać na zawołanie, jak to zwykle piszę do szkoły. 



    Dzień, w którym dowiedział się, kim był dla swojej najlepszej przyjaciółki, zmienił jego życie na zawsze.
    Była mroźna i sroga zima. Ranek dwudziestego stycznia. Dla niego najważniejszy dzień w roku. Dzień jego urodzin. W tym roku jego piętnastych. Od kilku dni chodził podekscytowany. Jak chyba każdy, z utęsknieniem wyczekiwał swoich urodzin, składania życzeń, prezentów. W ten szczególny dzień wszyscy byli dla ciebie mili i skupiali się na tobie. A Josh uwielbiam być w centrum uwagi. Zwłaszcza wśród swojej rodziny i przyjaciół, bo gdy chodziłoby o większe kręgi nieznajomych to wtedy na pewno czułby się niepewnie i nieswojo.
    Ale tego dnia nie czuł się źle. Wręcz przeciwnie. Było wspaniale. Jak zwykle mama urządziła skromny rodzinny obiad, na który została zaproszona oczywiście Maya ze swoją mamą i bratem. Po posiłku przyszedł czas na wniesienie tortu, zdmuchnięcie świeczek, myśląc o życzeniu. I najważniejsza część dnia - składanie życzeń i podarowanie prezentów. Na twarzy chłopca przez cały czas gościł szeroki uśmiech. W ciemnych oczach skrzyły radosne błyski. Od czasu do czasu odgarniał ręką czarne włosy z czoła. Był w szampańskim humorze, którego nikt nie miał prawa mu zepsuć.
    Niestety, jego mama miała inne plany na ten szczególny wieczór. Gdy już pożegnali gości, a Alyss poszła do swojego pokoju z ostatnim kawałkiem tortu, Amanda Krosney poprosiła syna, by usiadł z nią przy stole. Chłopak spełnił prośbę matki nie bez zdziwienia. Spojrzał na nią z zaciekawieniem. Czekał aż kobieta odezwie się pierwsza. To jednak nie nastąpiło.
    - Chciałaś o czymś porozmawiać? - zapytał. Zawsze starał się być uprzejmy wobec swojej matki, ale nigdy nie łączyły ich szczególne więzi. Nie okazywali sobie uczuć, chyba że lata temu, kiedy Josh był jeszcze małym dzieckiem. Im chłopak stawał się starszy i bardziej samodzielny, coraz mniej ze sobą rozmawiali, choć od czasu do czasu zdarzyło im się szczerze pogawędzić.
    - Tak - powiedziała. Westchnęła głośno i po chwili znów się odezwała. - Chciałabym ci powiedzieć coś ważnego. Tylko nie jestem pewna, jak na to zareagujesz - przyznała. Nerwowo pocierała palcami lewej ręki palce drugiej.
    - Zaczynam się bać - rzekł szczerze.
    - Wiesz, nie mówiłam ci tego wcześniej, bo byłeś za młody, mogłeś wszystko wygadać Mayi, a ona jeszcze nie jest przygotowana do tego, by dowiedzieć się o swoim przeznaczeniu. Ale uważam, że jesteś na tyle dojrzały, by dotrzymać sekretu i nie wygadać się przed byle kim.
    - Aha.
    - Chodzi mi o to, że moja matka, a twoja babcia jest młodszą siostrą babki Mayi. Jesteśmy spokrewnieni. Nasza rodzina... Cóż nasza rodzina skrywa wiele sekretów, ale linii, do której my należymy, nie przypadł duży udział w tajemnicach rodzinnych. To najstarsza córka zawsze dziedziczyła wszystko. Nam pozostało tylko strzec jej, by dopełniła swoich przyrzeczeń. - Mówiła tak bardzo długo. Joshowi zdawało się, że opowiedziała mu całą historię ich rodziny od kilku pokoleń wstecz. Starał się wszystko zapamiętać, a co najważniejsze zrozumieć, ale był do końca pewien, czy dobrze zinterpretował pewne sprawy. Nie zadawał dużo pytań, głównie tylko słuchał, ale gdy dotarli do jakiejś trudnej kwestii, pytał o nią mamę, która starała mu się to jak najjaśniej wytłumaczyć.
    Wcale nie był zły na matkę, że ukrywała pochodzenie jego i Mayi. Zrozumiał od razu, że do tej pory nie był godny zaufania, nie poradziłby sobie z odpowiedzialnością, z jaką wiązało się poznanie prawdy.
    - Skoro już wiesz, to ty od dzisiaj będziesz chronił Mayę. Ja już nie jestem tak zwinna jak kilkanaście lat temu. Gdy odbędziesz szkolenie, będziesz mógł rozpocząć misję. Na szczęście zaprzyjaźniliście się i zawsze jesteście blisko siebie, więc nie będzie problemu z kontaktami. Poza tym Maya zawsze chyba mówi ci o wszystkim... Czyli ma do ciebie zaufanie i gdyby coś złego się działo, wtedy ci o tym powie a ty będziesz mógł odpowiednio zareagować.
    Od tamtej chwili jego priorytetem stało się chronienie Mayi za wszelką cenę. Wiedział wszystko o Elessarze, Zakonie i Gwardii, o walce o władzę o wszelkich legendach związanych z Elessarem. O wszystkim, o czym nie wiedziała Maya nawet w wieku szesnastu lat.
    Przez kolejne dwa lata szkolił się w walce wręcz, uczył się władać wszelakimi rodzajami broni, ćwiczył biegi, wytrzymałość, wyrabiał mięśnie i kondycję. Na koniec swojej nauki przeszedł pewnego rodzaju test, który pokazywał, czy jest gotowy do objęcia stanowiska. Był, zdał test śpiewająco. Mógł zaopiekować się Mayą, a jego matka przejść na emeryturę.



Kolejna scenka przyszła mi do głowy, gdy czytałam któryś z poprzednich rozdziałów, gdzie Adison mówiła - czy tam myślała - że skoro Maya ma Adama, to jej będzie łatwiej zbliżyć się do Shane'a. Chcę tutaj przedstawić wyraźniej jej postać, która przez czas opowiadania jakoś kryła się w cieniu, choć to nie jest typ dziewczyny który kryje się w cieniu. Mam nadzieję, że niedługo to zmienię w opowiadaniu. Wtedy zobaczycie, kim tak naprawdę jest Adison Parker. 



    Adison szła chodnikiem w stronę szkoły. Próbowała się skupić i powtórzyć materiał przed sprawdzianem, który czekał ją na pierwszej lekcji, ale po prostu nie potrafiła tego zrobić. Jej myśli ciągle błądziły wokół pewnego wysokiego, wysportowanego blondyna, który mieszkał niedaleko niej i należał do drużyny siatkarskiej. Właśnie wychodził z autobusu przed szkołą ze swoimi najlepszymi kumplami - Kevinem i Adamem. Śmiali się serdecznie, idąc w stronę wejścia do budynku szkolnego.
    Adison powędrowała za nimi wzrokiem, przystając na chwilę na chodniku. Zapatrzyła się na lśniące w słońcu jasne włosy Shane'a, które sterczały na czubku głowy. Spoglądała na umięśnione ramiona, skryte pod białą koszulką. Westchnęła w myślach i powędrowała dalej.
    Co z tego, że była cheerleaderką, skoro chłopak nawet na nią nie spojrzał, A jeśli spojrzał to nie tak jak chciała. Dla niego była tylko i wyłącznie koleżanką, mieszkającą niedaleko niego, która chodziła z jego najlepszym kumplem do jednej klasy. I zawsze będzie tylko sąsiadką. Bo jemu przeznaczona była inna. Choć Adison nie mogła sobie odpuścić i ciągle próbowała zwrócić na siebie jego uwagę.
    Wchodząc do szkoły, zastanawiała się, dlaczego wszystko to co złe, musi zdarzać się właśnie jej. Uwielbiała użalać się nad sobą. Nawet jeśli nie miała konkretnego powodu do narzekania, zawsze coś znalazła. Tym razem nie było inaczej. Zaczęło się od Shane'a. Potem myślała o swojej rodzinie. Jej ojciec był wymagający. Zwłaszcza dla niej, bo wiedział, że Adison to zdolna dziewczyna, którą stać na wiele. Dlatego stawiał jej wysoko poprzeczki. Nie tak jak swojemu synowi - o rok starszemu od Ad. Oboje byli środkowymi dziećmi i dziewczynie wydawało się, że ojciec zawsze ma dla nich za mało czasu. Cały czas działo się coś wśród starszego lub młodszego rodzeństwa, a oni poszli w odstawkę. Jej bratu to nie przeszkadzało. Nawet cieszył się, że ojciec nie stoi mu nad karkiem i nie mówi, co ma robić. Ale Adison chciała, by jej zapracowany ojciec poświęcił jej choć chwilę swojego cennego czasu. Niestety, rzadko to się zdarzało. Zwykle był surowy i mówił jej że musi się uczyć, mieć dobre stopnie, dobrze się zachowywać. Dziewczyna nie mogła sobie przypomnieć, kiedy jej rodzic ją pochwalił, pamiętała tylko nagany.
    W rzeczywistości Adison wmówiła sobie, że jej ojciec jest zbyt zapracowany, ze nie ma dla niej czasu, że tylko wymaga od niej, nigdy nie chwali. Prawda była taka, że jej rodziciel może i był zabiegany, ale kto by nie był, gdyby miał na utrzymaniu szóstkę dzieci? Może to prawda, że więcej uwagi poświęcał najstarszemu synowi, który szukał mieszkania i pracy, albo swojej córce, która zamierzała iść na studia lub najmłodszemu synkowi, który miał zaledwie osiem lat. Wiedział, że jego średnia córka jest bardzo zdolna i że ze swoimi problemami poradzi sobie sama. Ufał jej i pokładał w niej duże nadzieje. Był z niej dumny, choć może nie umiał tego okazać. Poza tym Adison nie chciała go dopuścić do swojego światka. Zamknięta w sobie, wmawiała swojemu umysłowi, że wszystko, co spotkało ją w jej krótkim życiu, jest złe i warte narzekania.
    Odkąd poznała Mayę, zazdrościła jej chyba wszystkiego. Mamy, która ją kochała i poświęcała jej mnóstwo czasu. Jednego brata i tego, że nie musiała dzielić ubrań ze swoją o rok młodszą siostrą. Prawdziwych przyjaciół, którzy wysłuchaliby jej wszędzie i o każdej porze. I choć Maya nie utrzymywała kontaktów z ojcem, wiedziała, że bez niego jest szczęśliwsza. Tak jak Adison bez matki. Coś je jednak łączyło.
    Co do przyjaciół Adison... Dziewczyna miała sprzeczne uczucia. Bardzo lubiła swoje koleżanki, ale czasami miała wrażenie, że nie powinna im ufać. Że ją okłamują, tak jak wszyscy wokół niej. Nieczęsto się jej to zdarzało, ale zdarzało. I wtedy była bezradna. Bo przecież nie powie swoim przyjaciółkom, że im nie ufa. Nie  mogła im tego zrobić. Bądź co bądź były wiernymi koleżankami.
    Adison starała się być jedną z popularnych dziewczyn w szkole. Chciała świecić przykładem, być ikoną mody. Pragnęła, by ludzie wracali na nią uwagę. I udało jej się osiągnąć cel. Nikt nie widział w niej wrażliwej nastolatki z problemami tylko pewną siebie dziewczynę, która zawsze wie, czego chce.
    Weszła do klasy ostatnia. Tuż po niej prawie wbiegł nauczyciel, więc szybko zajęła swoje miejsce przed Adamem i Markiem. Pospiesznie wyciągnęła długopis i z przerażeniem stwierdziła, że ma pustkę w głowie. W drodze do szkoły miała powtórzyć materiał. Zamiast tego zajęła się znów swoimi sprawami, które miały poczekać. Bo wtedy najważniejszy był dla niej sprawdzian z chemii.



Na więcej nie miałam pomysłów, ale jeśli będziecie chcieli więcej takich krótkich scenek, które miałyby coś Wam wyjaśnić, wystarczy napisać w komentarzu - postać, o której chcielibyście przeczytać i, jeśli takie macie, pytanie, na jakie miałaby ta scenka odpowiadać :) 
Wiecie, to dobry moment, by pogmerać sobie trochę o sobie, nie? Ale jeśli Was to nie ciekawi, możecie ominąć :) Bo na wielu blogach jest taka zakładka "O Autorze". Kiedyś miałam ją nawet założyć, ale pomyślałam "po co, skoro czytelnicy samo mogą mnie spytać, o co tylko chcą". Ale tak sobie teraz myślę, że w sumie czemu nie? Mogłabym coś niecoś o sobie opowiedzieć :) 

No więc na imię mam Natalia, mam szesnaście lat i właśnie skończyłam gimnazjum i idę do technikum ekonomicznego. Zwykle staram się być szczera, bo chciałabym, by ludzie wobec mnie również byli szczerzy, a skoro ja kogoś okłamałam, to dlaczego ten ktoś nie mógłby i mnie okłamać, prawda? Zawsze jednak staram się znaleźć w czymś, lub kimś dobrą cechę. Na przykład, gdy komentuje czyjegoś bloga, który mi się nie podoba, albo autor robi dużo błędów, zawsze staram się znaleźć coś dobrego. Bo nie chcę tej osoby pognębić, raczej zachęcić, by w pisanie wkładała więcej serca i wysiłku. Żeby popracowała nad sobą i stylem. Bo ja nie chcę nikogo zniechęcić. Pragnę tylko pomóc. 
Co lubię? Wiele rzeczy. Uwielbiam czytać dobre książki. Czasami czytam tak, dla zabicia czasu, ale przychodzi taki moment, gdy muszę sięgnąć po coś cięższego, by się nad czymś zastanowić. Kocham książki fantastyczne, ostatnio zaczęłam czytać romanse, ale przygodowe książki są ze mną od zawsze. Oprócz tych oczywistych, czyli "Harry'ego Pottera", "Opowieści z Narnii" i "Władcy Pierścieni" lubię Książki Krzysztofa Petka i Małgorzaty Musierowicz - zwykle nie czytam polskich autorów, ale oni mnie zachwycili. 
Najlepszy film? Kocham "Armagedon" w reżyserii Michaela Baya i "Incepcję" z Leodnardo DiCaprio w roli głównej, "Wyścig z czasem" z J. Timberlakiem i"Sala Samobójców". Oczywiście oprócz ekranizacji książek, bo one są według mnie równie dobre - nie wszystkie są jakoś fantastyczne, zawsze jestem za tym, że to książka jest lepsza od filmu, ale są wyjątki. Na przykład ekranizacja "Hobbita" miło mnie zaskoczyła. Uważam, że jest lepsza od książki. 
Kocham oglądać seriale - kto mnie zna ten może poświadczyć. Oczywiście nie wszystkie, to jasne. Z przyjaciółką na przykład uwielbiamy "M jak Miłość" i "Na dobre i na złe" i zawsze na przerwach, między lekcjami omawiałyśmy każdy kadr z odcinka, albo jakieś zapowiedzi z internetu czy ze "Świata Seriali". Oprócz tego jestem fanką "Przygód Merlina" i "Czarodziejek" - oczywiście fantastyka. No i moje ukochane - "Chirurdzy" i "Ostry Dyżur". Sezonowo podoba mi się jakiś serial, do którego lubię wracać - na przykład oglądałam jakiś czas "Chucka" albo "Chicago Fire" ale nie zostałam z nimi na dłużej. No i po mamie mam skłonności do oglądania seriali detektywistycznych - typu CSI (najbardziej Miami) czy "Zabójcze umysły". I oczywiście Sherlocka Holmesa.
Ulubionej piosenki nie mam - to cały czas się zmienia. Ale mogę Wam wymienić całą listę wykonawców i zespołów, których lubię słuchać. Od bardzo dawna uwielbiam "OneRepublic" - nie tak dawno znów do nich wróciłam, bo długi czas w ogóle ich nie słuchałam. Poza tym jest Justin Timberlake i Michael Jackson - ten drugi jakoś nie specjalnie publicznie, ale cenię go. Eminem również znajduje się na mojej liście tak samo jak Coldplay. Zawsze powtarzam, że nie mam jakiegoś wyszukanego gustu muzycznego, podoba mi się coś, bo podoba i nawet jeśli nie lubię artysty to jeśli piosenkę ma fajną, to to doceniam. Moja przyjaciółka ma o wiele lepszy gust ode mnie i to dzięki niej i jej postom na fejsie powracam do kawałków, które kiedyś lubiłam, a potem o nich zapomniałam lub do całkiem nowych, równie fajnych. 
Ogólnie kocham zwierzęta. Kiedyś chciałam zostać weterynarzem, ale tata mi powiedział, że będę musiała robić różne operacje i w ogóle i jakoś ten pomysł uleciał mi z głowy. Ale myślę, że gdy będę dorosła to będę pomagała jak tylko będę mogła. Bo czasami naprawdę nie mogę patrzeć na biedne, bezdomne zwierzaczki, które niczemu nie zawiniły, a ich właściciele je pozostawili gdzieś w lesie czy przy drodze. Więc nawet jeśli moja przyszłość nie będzie wiązała się bezpośrednio ze zwierzętami, to i tak chciałabym im pomagać. 
Na początku nie napisałam o pewnej ważnej kwestii. A mianowicie o moim nicku. Zuzka M. Zuzka od Zuzanny z "Opowieści z Narnii". Moja przyjaciółka powiedziała kiedyś, że jestem bardzo podobna do Anny Popplewell, która wciela się w postać Zuzki. Nie wiem, czy teraz też jestem, ale na pewno kiedyś byłam podobna. M. pochodzi od Malfoy - tak, bardzo lubię jego postać i Toma Feltona jako aktora. 
Sama nie wiem, o czym jeszcze miałabym napisać. Ale jeśli będziecie mieć pytania to śmiało piszcie, na pewno postaram się odpowiedzieć pod komentarzem. Na razie to tyle ode mnie :) Do dwudziestego piątego rozdziału! Lub szybciej na moim drugim blogu ;*



6 komentarzy:

  1. Złapałaś mnie za serduszko tymi swoimi życzeniami. Już dwa lata tworzysz, a ja jestem z tobą dopiero od około roku może krócej. Nie jedna łezka zakręciła się w moim oczku przez ten okres czasu. Wiele uśmiechu sprawiłaś na mojej twarzyczce. I dzięki tobie podniosłam się z niejednego dołka. Jeśli ty mi dziękujesz to ja chyba muszę ci wysłać bombonierkę za to co zrobiłaś dla mnie. Tekst o Gwardii jest taki, taki fascynujący i mrożący krew w żyłach. Jest najdłuższy i nie tak fascynujący jak tekst o Joshu, który po prostu chłonęłam jak gąbka. Choć jak trochę pomyślę to najbardziej podobała mi się Adison, takie psychologiczne podejście. Też uwielbiam wszelkiego rodzaju fantastykę, a Narnię dopiero co tydzień temu przeczytałam po raz trzeci od początku do trzeciej książki.
    Tak CIĘ KOCHAM I UWIELBIAM nie wyobrażam sobie życia bez twoich komentarzy i opowiadań.
    100 lat, 1000 lat życzę ci pisania. Ogromną ilość weny.
    Pozdrawiam:
    Mia Rosa
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Po przeczytaniu tej notki czuję się głupio, bo chyba jeszcze nigdy tu u ciebie nie komentowałam. Byłam takim pasożytem, co przyjdzie, przeczyta i sobie pójdzie bez najmniejszego słowa pochwały, czy nawet głupiego "dziękuję, że mam co czytać". No, więc... trzeba coś z tym zrobić :] Postaram się od teraz komentować wszystko co zechcesz tu opublikować :) taka rekompensata za te moje "ciche odwiedziny".

    Pozdrawiam, przepraszam i dziękuję
    Jun Malien

    PS. Przy okazji zapraszam do mnie :) Niedługo wezmę się za siebie i dodam któreś z opowiadać, które tak skrzętnie upycham w szufladzie ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, ten bonusik jest wspaniały. Jestem i czytam Twojego bloga od niedawna, ale naprawdę zostanę tutaj do końca i będę komentować jak tylko będę mieć czas. :)
    W wielu rzeczach widzę, że mamy podobnie. Fantastyka, o jejku, kocham, czytanie książek, Coldplay, Justin Timberlake, Twoje ulubione książki - co prawda nie czytam polskich autorów tak samo jak Ty, ale skoro Ci się podobają to z chęcią jak będę mieć chwilę czasu to przeczytam z jedną z ich książek. Jejku, przeczytałam wszystkie części Opowieści z Narnii i przyznam szczerze, że nie lubię Zuzki. Tom Felton, o matulu! Uwielbiam Dracona w HP :)
    Fragmencik o Adison był świetny, znam jej ból w nieufaniu innym, ile razy się zawiodłam na ludziach ... No, ciekawe jak jej pójdzie ten sprawdzian jak nic nie powtórzyła, bądź co bądź może tak źle nie będzie ;)
    Tekst o Joshu czytało się tak przyjemnie, że nawet nie zauważyłam, kiedy dotarłam do końca, a podobnie miałam z tekstem o Willu.
    Cała notka była genialna i możesz robić takie co jakiś czas bo strasznie dobrze się czytało. :)
    Zastanawiam się czemu z komentowaniem leciałam od tyłu, ale mniejsza. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale byłam we Włoszech i nie miałam internetu wcale :c
    Życzę Ci duużo weny, byś dalej pisała tak dobrze, a nawet jeszcze lepiej niż dotychczas <3
    Czekam na następną notkę i pozdrawiam serdecznie! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. uwielbiam twój blog i życze ci wychodzenia z utartych ścieżek rośmieszania i wydobywania uśmiechu :D
    Nie bój się nowego , każdy zwrot akcji dodaje twojej opowieści rumieńców a czytelnikom powiększa, wyolbrzymia wyobraźnie , która jest tak potrzebna w tym szarym świecie .
    Weny , weny opowiadanie przepiękne i zostające w pamięci <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie pomyślane ^^
    I taak...
    MÓJ COME BACK DO CZYTANIA BLOGÓW CZAS ZACZĄĆ :P
    jak na razie jestem w tym miejscu i zostawiam komentarz bo znów przeczytam 3 razy ten sam rozdział -.- ma skleroza siostra rodzona :P
    No i pamiętaj że jak będziesz chciała nowy szablon to daj znać :* tylko troche wcześniej (tak miesiąc :P)
    Po tym długim czasie kiedy nie udzielałam się w blogosferze i od momentu kiedy usunęłam swoje blogi zaczynając jako "I love ♥" przez "Marchewę♥" a na samym końcu "Soundless" przyszedł czas na nowy nick, który całkowicie (lub chociaż po części) mówi o mojej osobowości ;)
    Z racji że "soundless" oznacza "bezdźwięczny" a ja nigdy taka nie byłam czas na zmianę na "overdose_soundless" - "przedawkowanie_bezdźwięczności"
    ale wracając jeszcze do notki... gdy tak czytałam że już jesteś tutaj dwa lata(ponad) przypomniałam sobie kiedy to ja zaczynałam i z powodu braku czasu po ponad 2 latach zakończyłam swoją działalność... tyle wspomnień.. eh... tyle uczuć przelanych na papier(komputer)... tyle pomysłów, wizji, marzeń... Eh...
    ale dość już tych rozkmin nad wszystkim i nad niczym... czas spać bo już po północy ;)

    overdose_soundless

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony