niedziela, 10 sierpnia 2014

~23~


    Adam opuszczał samochód przyjaciela w kiepskim stanie. Gdy tylko zniknął z pola widzenia Shane'a i Mayi, zwiesił głowę, wzrok wbił w kamienie na drodze, a dłoń, w której nie trzymał torby, schował w kieszeni.
    Był zazdrosny. Czuł się podle, myśląc, że jego dziewczyna spędzi u jego najlepszego przyjaciela noc. Żeby tylko jedną noc! Zapowiadało się, że będzie ich kilka! Zdawał sobie sprawę, że Maya blondynowi nie jest obojętna, lecz nie wiedział w jakim sensie i jak bardzo lubi przyjaciółkę.
    "Gdybym tylko tam został!" - pomyślał, zaciskając mocniej dłoń na ramieniu torby. Czuł złość do Shane'a. Nie potrafił pomieścić w głowie, dlaczego jego przyjaciel zaproponował Mayi nocleg u siebie.
    "Może żeby zrobić mi na złość? Żeby pokazać, że się nie poddał? Że będzie o nią walczył? Może żeby mnie wkurzyć? Upokorzyć?" - zastanawiał się, wchodząc do wielkiego domu.
Zatrzasnął za sobą czarne drzwi, rzucił torbę na podłogę wykonaną z ciemnych, drewnianych paneli. Torba przejechała parę metrów, zatrzymując się na szklanej szybie, oddzielającej schody od reszty korytarza. Schody wykonane były z tych samych brązowych paneli co podłoga. Ściągnął buty z nóg i zostawił je na środku korytarza. Potem poszedł jak robot do kuchni. Po prawej stronie, za szklanymi drzwiami znajdował się przytulny salon z kominkiem i wygodnymi kanapami. Minął go, nawet do niego nie zaglądając, choć zawsze, gdy tylko wracał do domu, robił to.
    Białe ściany, brązowe meble, nieco ciemniejsze niż podłoga, nadawały kuchni przytulny, ale zarazem nowoczesny wygląd.
Vicky
    Usiadł na wygodnym krześle, obitym szarym materiałem, nie zauważając, że w kuchni znajduje się jeszcze jedna osoba. Westchnął głośno, opierając się i zakładając ręce na piersi. Dopiero wtedy podniósł głowę i zobaczył wpatrującą się w niego uważnie Vicky. Na swój sposób była podobna do brata. Miała ciemne włosy, gęste, czarne brwi i zawsze głośno się śmiała. Nie posiadała jednak piegów na nosie, była szczupła i niska. Miała nieco węższe usta niż Adam, zgrabny, prosty nos, chudą, opaloną twarz i zielone oczy, które w tamtej chwili przeglądały go na wylot.
    Zachowała poważny wyraz twarzy. Wiedziała, że coś się stało. Gdyby nawet Adam nie miał tak skwaszonej miny, poznałaby, że coś było nie tak. Znała go szesnaście lat. Jej nie mógł oszukać.
    - Cześć, braciszku - przywitała się. Stała oparta o blat szafki. W ręku trzymała ściereczkę, którą jeszcze przed chwilą wycierała ręce. Na sobie miała zwykłe, jasne dżinsy z czarnym paskiem, białą koszulkę włożoną w spodnie i granatową marynatkę ze złotymi guzikami. Jej rękawy podwinęła do łokci, by jej nie przeszkadzały.
    - Cześć - odparł tylko i utkwił wzrok w swojej dłoni.
    - Jak tam? Wycieczka się udała? - zapytała ostrożnie. Chłopak spojrzał na nią, wahając się. Gdyby jej powiedział, może by mu w czymś doradziła. W końcu była starsza i miała większe doświadczenie w sprawach sercowych. Lecz z drugiej strony czy ufał jej na tyle, by powierzać jej swoje sekrety? Nigdy dotąd tego nie robił.
    "Może najwyższy czas to zmienić?"
    - Na wycieczce było w porządku - zaczął powoli. Nie skłamał. W końcu na wycieczce nic takiego się nie wydarzyło. Przynajmniej nie jemu.
    - Więc skąd taka skwaszona mina? - Przyglądała mu się uważnie odkąd wszedł do kuchni i teraz była prawie pewna tego, co go trapiło. - Chodzi o dziewczynę?
    Adam spojrzał na nią zdezorientowany. Zdziwiło go to, że jego siostra tak szybko odgadła jego smutki.
    - Aż tak to po mnie widać? - Zaśmiał się gorzko. Vicky podeszła do stołu i usiadła na krześle obok niego ze współczującą miną.
    - Znam cię aż za dobrze. Dlatego wiedziałam. A teraz opowiadaj, co  to za dziewczyna i z czym masz kłopot. Może uda nam się coś na to zaradzić? - Uśmiechnęła się zachęcająco.
    Adam opowiedział jej całą historię. Opisał jej Mayę szczegółowo. Nie pominął tego, że to Shane chce odbić mu dziewczynę. Powiedział, co czuje do niej, do niego. Gdy skończył, lżej mu się zrobiło na sercu. Jakby pozbył się ciężaru, który od jakiegoś czasu zalegał jego duszę. Vicky nie poradziła mu nic ponad to, co wiedział, ale i tak poprawił mu się humor. Siostra stwierdziła, że nie może przestać walczyć o miłość i nie powinien się tak szybko poddawać złości.
    - Musisz nauczyć się, jak obrócić emocje na swoją korzyść. Zazdrość może okazać się twoim sprzymierzeńcem. Po prostu musisz wiedzieć, jak jej używać - powiedziała na koniec.
    - Gdzie się tego nauczyłaś? - zdziwił się.
    - To tu, to tam. - Zaśmiała się serdecznie. Nie odpowiedziała wprost na jego pytanie, ale skoro nie chciała o tym mówić, Adam nie drążył tematu. Po chwili milczenia Vicky znów się odezwała, zadając pytanie z całkiem innej beczki. - Słyszałam, że już wiesz o naszym małym rodzinnym sekrecie. To prawda?
    - Chodzi ci o Zakon? - Pokiwała głową.
    -  No i jak się z tym czujesz? Co sądzisz? - zapytała
    - A myślisz, że jak się czuję? Jestem trochę skołowany. Tyle się działo, że nawet nie miałem czasu o tym myśleć, poukładać wszystkich wiadomości. Mam nadzieję, że to nic strasznego?
    - Zakon jest super. Nauczysz się panować nad emocjami, a to chyba przyda ci się najbardziej. Poza tym uczą walki, władania bronią, a to zawsze kręci chłopaków, nie? - Oboje zaśmiali się głośno.

    Po kolacji Maya zamierzała obejrzeć pozostałe pokoje na poddaszu, ale była tak zmęczona, że postanowiła, że swoją wycieczkę przełoży na następny dzień.
    Podczas posiłku mama Shane'a zadawała dużo pytań, ale głównie dotyczyły Mayi - jej zainteresowań, stopni czy ulubionych potraw. Dziewczyna chętnie na nie odpowiadała, dziękując Bogu, że pani Shay nie pyta o jej dom i powody, dla których musiała uciec.
    Tak jak zapowiedziała, mama Shane'a poprosiła o numer telefonu do jej mamy. Dała go z chęcią. Miała nadzieję, że kobiety wszystko sobie wyjaśnią i że Maya nie będzie musiała niczego tłumaczyć czy wymyślać. Gdy wraz z blondynem wchodzili do góry, pani Shay wybierała właśnie numer telefonu jej mamy, uśmiechając się przy tym do Mayi.
    Shane odprowadził dziewczynę pod same drzwi jej sypialni. Tam życzyli sobie dobranoc i Maya weszła do pokoju, a blondyn zszedł po schodach na dół. Dziewczyna usiadła na łóżku, biorąc ze sobą torbę. Była zmęczona i jedyne, o czym marzyła, to szybki prysznic. Wzięła więc kosmetyczkę i piżamę i poszła do łazienki.
    Pomieszczenie było małe, ale dobrze zagospodarowane. Tuż przy wejściu znajdował się biały sedes, dalej stała czarna szafka ze zlewem a na niej lustro, wazon z kwiatami, mydło i ręczniki, a z boku przyczepiony został papier toaletowy. Naprzeciwko szafki na ścianie znajdowały się wieszaki na ręczniki i lampa. W rogu zrobiono prysznic, który odgrodzono od reszty łazienki szklanymi drzwiami.
    Cały ukośny dach po prawej stronie zastępowały okna, przez które niczego nie można było dostrzec. Lewa ściana pomalowana została na biało, a reszta, wraz z podłogą, wyłożona piaskowymi płytkami w dwóch odcieniach.
    Maya zamknęła drzwi, położyła swoje rzeczy na szafce. Z kosmetyczki wyciągnęła żel pod prysznic, który położyła we wnęce w ścianie, by mieć żel pod ręką. Szybko się rozebrała, a rzeczy powiesiła na wieszaku tuż przy ręcznikach i weszła pod prysznic. Odkręciła kran, z którego zaczęła lecieć letnia woda. Umyła się w mgnieniu oka, otuliła puchatym, białym ręcznikiem, osuszyła i ubrała piżamę. Potem zajęła się zmywaniem makijażu z twarzy i myciem zębów.
    Gdy była już gotowa, wróciła do pokoju. Zasłoniła okno, by słońce rano jej za wcześnie nie obudziło i położyła się na łóżku. Mimo zmęczenia, nie chciało jej się spać. Przekręcała się z boku na bok, odkrywała, to znów przykrywała swoje ciało cienką kołdrą. Leżała z otwartymi oczami i patrzyła w biały sufit. Rozmyślała. Zastanawiała się, co słychać u mamy i Josha. Czy wszystko u nich w porządku. Chciała do nich zadzwonić i upewnić się, że nic im nie jest, lecz gdy spojrzała na zegarek, zrezygnowała. Dochodziła jedenasta wieczorem. Nie wiedziała, co robili, ale gdyby spali, nie chciała ich obudzić. Postanowiła więc, że zadzwoni do nich z samego rana.

Maya
    Obudziła się wcześnie rano. W pokoju było jasno, bo okno jej sypialni wychodziło na wschód. Już zdążyło się zrobić ciepło. Wstała więc z łóżka, przeciągnęła się, odgarnęła włosy z twarzy i podeszła do okna. Nie odsłaniała go tylko otworzyła, by wpuścić do pomieszczenia świeże powietrze. Zaczerpnęła głośno powietrza, przymykając na chwilę powieki. Zapowiadał się bardzo ładny i upalny dzień. Ptaki już ćwierkały, latając od drzewa do drzewa, słońce zaczęło swoją wędrówkę po niebieskim niebie ponad godzinę temu. Było fantastycznie.
    Maya wygrzebała czyste ubrania z torby i pobiegła do łazienki. Wzięła szybki, zimny prysznic, by jeszcze bardziej się obudzić, ubrała się, umyła zęby a wilgotne włosy zostawiła rozpuszczone. Posprzątała starannie łazienkę, a gdy wróciła do sypialni, to samo zrobiła i tam.
    Skończyła przed ósmą, więc bez żadnych skrupułów odnalazła telefon i wybrała numer mamy. Musiała chwilę czekać, bo nie odebrała od razu.
    - Hej, słońce! - usłyszała w słuchawce głos mamy, który ją momentalnie uspokoił.
    - Cześć mamo. Wszystko u was dobrze? - zapytała od razu. Kobieta zaśmiała się serdecznie.
    - Oczywiście, że tak. Nie martw się o nas. Razem z twoim bratem przeprowadziliśmy się do Josha. Dobrze, że ma duży dom i wszyscy się pomieścimy. Ale to chyba raczej ja powinnam cię o to pytać - odparła. - Rozmawiałam z mamą Shane'a. Wiesz, mówiłam, żebyś poprosiła Chloe o nocleg, a ty poszłaś do niego...
    - Shane sam zaproponował, żebym u niego zamieszkała. Poza tym z dziewczynami się tak trochę jakby pokłóciłam, więc nie chciałam ich o nic prosić. Ale skoro mama Shane'a do ciebie dzwoniła, to wytłumaczyłaś jej...
    - Nie bój się. Ona wszystko wie. U nich będziesz bezpieczna jak nigdzie indziej - powiedziała tajemniczo.
    - Ale co to znaczy? Powiedziałaś jej o Elessarze? Mnie przez szesnaście lat nie powiedziałaś, a jej tak od razu? - zapytała zdenerwowana. - Przecież to podobno tajemnica rodzinna.
    - Nie gorączkuj się tak! Nic jej specjalnego nie powiedziałam. Ona zna trochę naszych sekretów, a i ja znam trochę jej tajemnic, więc jesteśmy kwita.
    - Ale mi nie powiesz, co to za tajemnice? - domyśliła się.
    - Shane powie ci któregoś dnia. Jestem tego pewna. I on dowie się, kim jesteś, i ty poznasz, kim jest jego mama. Na razie nie musisz tego wiedzieć. Ale pani Shay zaproponowała, że udzieli ci paru lekcji. Zna się na rzeczy równie dobrze jak ja. Oczywiście nie wie na pewno wszystkiego, ale myślę, że jej wiedza na początek w zupełności wystarczy. Opowie ci legendy, będziesz z nią ćwiczyła, by nabrać kondycji. Mówiła, że wyśle Shane'a, byście razem biegali i trenowali. On również miał się tego wkrótce nauczyć. Powiedziała, że jeśli będzie was dwóch to będzie jej lepiej prowadzić zajęcia.
    - Oookej... - Tylko tyle potrafiła z siebie wydobyć. Jak zawsze jej mama mówiła szybko, tajemniczo i często niewyraźnie. Nim Maya zdążyła oswoić się z jedną myślą, mama zaczynała już trzecią kwestię, którą miała z nią do omówienia.
    - Kochanie, wiem, że to dla ciebie wszystko nowe, ale postaraj się zapamiętać z tego jak najwięcej. To dla twojego dobra. I dobra całego świata. A gdy już wrócisz do domu, obiecuję, że nie będziesz już taka skołowana.
    - A propos. Kiedy będę mogła wrócić? - zadała nurtujące ją jeszcze pytanie.
    - Nie mam pojęcia. Na razie jest tu niebezpiecznie dla ciebie.
    - Ale ja mam szkołę! Został jeszcze cały miesiąc, wystawianie ocen, poprawki, a ja nie mam książek, a dzisiaj założyłam ostatnie czyste ciuchy. Nie mogę tak funkcjonować na dłuższą metę! - zawołała.
    - Przykro mi, ale tak będzie lepiej. Co do ubrań i książek to da się to jakoś załatwić. Pomyślę nad tym, kto miałby ci je przywieźć. Ale byłoby lepiej, gdybyś, chociaż na razie, nie chodziła do szkoły. Gdy upewnimy się, że nic ci tam nie grozi, skontaktuję się z mamą Shane'a.
    - Dobrze - odezwała się zrezygnowana.
    - Kocham cię, skarbie! - powiedziała jej mama.
    - Ja ciebie też - szepnęła Maya. Kobieta rozłączyła się, więc dziewczyna położyła telefon na łóżku. Siedziała tak chwilę, dopóki nie zaburczało jej w brzuchu. Wtedy uświadomiła sobie, że była strasznie głodna. Zeszła więc na dół po schodach i weszła do jadalni. Była otwarta na kuchnię i korytarz od strony schodów prowadzących na górę. Ściany miała szare z białymi paskami, a podłoga wyłożona drewnianymi, ciemnymi panelami. Biały, prostokątny stół otaczało osiem równie białych krzeseł z drewnianymi nogami. Nad nim wisiała wielka biała lampa w kształcie półkuli. Pod ścianą stał niski regał z czasopismami, książkami i ozdobami. Na nim ustawiono trzy obrazy, przedstawiające czarno-białą mozaikę i wysokiego kwiatka.
    Nikogo tam nie zastała, więc zajrzała do kuchni. Pośrodku niej znajdowała się wyspa z jednej i z drugiej strony otoczona szafkami. Nad nią wisiały dwie lampy. Po lewej stronie stały dwa krzesła obite szarym materiałem. Na jednym z nich siedział Shane, a jego mama krzątała się między gazówką, a drugą stroną wyspy.
    Wszystkie szafki i ściany miały biały kolor, blat szafek i wyspy pokrywała biało-szara mozaika, a na podłodze leżały te same panele co w jadalni.
    Na końcu pomieszczenia znajdował się przytulny salonik z długą kanapą stojącą wzdłuż wielkich okien, które układały się w półkole, drewnianym stolikiem i dwoma białymi krzesłami. Na kanapie leżało mnóstwo poduszek. Widok za oknami był przepiękny, bo można zobaczyć z nich kawałek ogrodu pani Shay - zielone krzewy, kwitnące kolorowe kwiaty. Po prawej stał regał a na nim kolejne książki i ramki ze zdjęciami. Pod kanapą, jak i pod wyspą Maya zauważyła małe szuflady i szafeczki.
    Spojrzała na gospodarzy domu. Wydawało jej się, że przerwała im w ważnej rozmowie. Oboje patrzyli na nią z uśmiechami na twarzach, ale czuła, że jeszcze przed chwilą dyskutowali o niej. Jej policzki delikatnie się zaróżowiły, ale nie dała po sobie poznać, że zorientowała się, że w czymś im przeszkodziła.
    - Dzień dobry - przywitała się grzecznie z mamą Shane'a. Kobieta uśmiechnęła się do niej serdecznie, gestem zapraszając na krzesło obok swojego syna.
    - Cześć - odezwał się chłopak, pijąc kawę z kubka.
    - Na co masz ochotę? - zapytała pani Shay, wyłączając gotującą wodę w czajniku.
    - Poproszę herbatę. A do jedzenia wystarczy mi kanapka - odpowiedziała.
    - Częstuj się, czym tylko chcesz - odparła kobieta, podając jej zaparzoną herbatę w kubku. Dziewczyna podziękowała cicho. Wzięła leżący na blacie chleb, posmarowała go masłem i nałożyła kawałek żółtego sera oraz dwa małe plasterki pomidora. Posłodziła herbatę jedną łyżeczką cukru. Zjadła śniadanie z apetytem, przysłuchując się, jak mama Shane'a wydaje mu polecenia.
    - Musisz skosić dzisiaj trawę. I tata prosił, byś umył samochód. Skoro jesteś w domu, to możesz to za niego zrobić.
    - Ta, przecież wiem. Auto wygląda, jakbyście jeździli nim po bagnach, a trawnik zarósł tak, że czuję się jak w dżungli. Nawet gdybyście mnie o to nie prosili i tak bym się umiłował i to wszystko zrobił.
    - Twój pobyt tutaj chyba zmieni mojego syna nie do poznania. Już go nie poznaję. Nigdy z własnej woli nie brał się za żadną robotę, a dzisiaj proszę jaki uczynny! - Zaśmiała się kobieta. - Wstał bladym świtem, choć to do niego niepodobne. Zawsze wyleguje się do południa.
    - Mamo! - syknął ostrzegawczo Shane.
    - No co? Mówię tylko, jak jest - odparła. Maya uśmiechnęła się szeroko. - Mam dzisiaj ważne spotkanie w pracy i muszę za chwilę wyjść. Poradzicie sobie, prawda? - spytała, sprzątając umyte garnki do szafek.
    - Mamo, nie jesteśmy dziećmi. Myślisz, że co, że podpalimy przez przypadek dom, bo dorwiemy się do zapałek? - powiedział chłopak, patrząc na swoją mamę.
    - Właśnie, nie jesteście dziećmi tylko nastolatkami. Czego innego mogłabym się bać, ale mam nadzieję, że jesteście rozsądni. - Zaśmiała się cicho. Wzięła torebkę z blatu i wyszła z domu, żegnając się z nimi.
    - Przepraszam cię za mamę. Próbowałem jej rano wytłumaczyć, że nie jesteśmy parą, ale ona się uparła i nie dałem rady jej przekonać. - Westchnął.
    - Spokojnie. Rozmawiałam dzisiaj z mamą i w jej słowach też był przytyk. Matki chyba tak mają, nie? Że wszędzie, gdzie się nie obejrzą widzą pary, które tworzą ich dzieci. Gdyby nie to, że zna Josha i jego dziewczynę, pewnie nas również uważała za parę - odparła, kończąc picie herbaty. Chłopak posprzątał jedzenie z blatu do lodówki.
    - To co chcesz dzisiaj robić? Mam trochę obowiązków, ale nie chcę, żebyś siedziała sama i się nudziła - powiedział Shane, stając przed nią.
    - Czy masz laptopa? - Chłopak kiwnął głową. - A mogłabym go pożyczyć, kiedy ty będziesz zajęty? - Znów kiwnął głową.
    - Jeśli chcesz, możesz z nim wyjść do ogrodu. Tam cały czas jest cień i internet działa tam najlepiej. - Zaśmiał się. Maya podziękowała mu cicho. - Niestety, na mnie czeka brudny samochód, więc jeśli pozwolisz, przyniosę ci laptop i pójdę, okej?
    Dziewczyna zgodziła się. Blondyn zniknął na schodach, by po chwili wrócić z czarnym komputerem w ręku. Potem razem wyszli przed dom. Shane wyprowadził auto z garażu i zaczął je myć, a Maya usiadła na ławce. Laptopa położyła na stoliku. Nie poszła do ogrodu, wolała posiedzieć tutaj, mając na oku chłopaka, który spoglądał na nią co jakiś czas, gdy pisała notkę na swojego bloga.


~~~*~~~*~~~*~~~

    Hej :) W końcu go napisałam! Myślałam, że nie dam rady, bo prawy nadgarstek boli mnie tak, że nie wiem, ale jakoś mi się udało. Na szczęście nie miałam wiele do napisania i szybko się uwinęłam.
    Ten chyba nieco dłuższy - przynajmniej mam taką nadzieję.
    Piszcie, co o nim sądzicie :) Dziękuję Wam, za wspaniałe komentarze pod ostatnim rozdziałem! ;*

3 komentarze:

  1. Kochammmmmm...
    Wiesz co chyba zacznę brać z ciebie przykład i próbować pisać takie długie opisy.
    Adam niech będzie zazdrosny i tak go nie lubię :P
    Uwielbiam mamusię May jest tak słodko tajemnicza...
    Pozdrawiam i życzę weny...
    Mia Rosa <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejkuuu świetne! I jakie zakończenie mmm...^^ Ciekawe co będzie dalej *_*
    życze weny duuużo :*
    PS. Nowości u mnie..:3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej, przeczytałam od samego początku wszystko :)
    Bardzo mi się podoba, że tak fajnie wszystko rozpisujesz i jest rozbudowane. Wszystko przyjemnie się czyta :)
    Przy okazji zapraszam do siebie, przed chwilą dodałam prolog i miło byłoby, gdybyś wpadła i napisała swoją opinię ;)
    http://burning-desire-to-you.blogspot.com/
    Życzę weny, czekam na następny rozdział i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony