piątek, 22 sierpnia 2014

~24~


    Siedziała na ławce przed swoim domem z czarnym kotem na kolanach. Słońce ogrzewało jej bladą twarz. Wystawiła nieco nogi, by je choć trochę opalić. Przymrużyła powieki. Słyszała mruczenie kota, które ją uspokajało. Pewnie zasnęłaby na dworze, gdyby nie to, że niespodziewanie zwierzę zerwało się z jej nóg, najeżyło sierść i prychało oraz syczało, wyciągając ostre pazury. Zepchnęła szybko kotkę, bo jej pazury wbijały jej się w nagie uda. Wstała szybko z ławki i rozejrzała dokoła. Nie zauważyła niczego podejrzanego, ale wiedziała, że jej kot nie zachowywałby się tak z byle powodu. Musiało im zagrażać niebezpieczeństwo.
    Zobaczyła ich pod cieniem jabłonki, opartych niedbale o jej pień. Uśmiechali się, rozmawiając ze sobą przyciszonymi głosami. Dziewczyna zaklęła cicho, rozpoznając ich od razu. Nate i Tom coraz częściej ją odwiedzali. Nawet zbyt często jak na jej gust. Postanowiła sobie jednak, że nie da się im zastraszyć. Wzięła głęboki wdech i ruszyła w ich kierunku.
    Stanęła w pewnej odległości od nich. Mimo wszystko, nie chciała się do nich za bardzo zbliżać. Starszy z nich palił papierosa.
    - Czego znowu ode mnie chcecie? - zapytała, starając się zapanować nad strachem i złością.
    - Przyszliśmy tylko porozmawiać. - Wzruszył ramionami Tom.
    - Jak zwykle - mruknęła Maya. - Więc słucham, co macie mi tym razem do powiedzenia.
    - Uciekłaś naszemu Mistrzowi, ale od nas się nie odczepisz. W końcu zdobędziemy to, na czym nam zależy. Bez względu na cenę - wywarczał Nate.
    - Ale czego wy ode mnie chcecie? Chodzi wam o ten cały Elessar, o którym mówił Malcolm? - zapytała drżącym głosem. Wcześniej nie wiązała swoich dziwnych snów z pobytem z wielkie twierdzy Gwardii.
    "A może to wszystko jest połączone w jedną wielką intrygę?" - zastanawiała się.
    - Czyli jednak coś o nim wiesz? - zainteresował się Tom.
    - Mówiłam to już wtedy, u Malcolma i powiem to jeszcze raz. Nic nie wiem, o żadnym Elessarze! Zostawcie mnie w spokoju! Jestem zwykłą dziewczyną. Chodzę do szkoły, mam chłopaka... Nie mam z wami nic wspólnego. A już zwłaszcza z Elessarem.
    - Nie jesteś zwykłą dziewczyną. Jesteś Strażniczką. Wiemy, że to cię upoważnia do pewnych rzeczy, na przykład do tego, że nie możesz mówić o skarbie, którego strzeżesz, ale gdybyś była, jak mówisz, tylko normalną nastolatką, nie uciekłabyś z domu, nie ukrywała. Ja wiem, że kłamiesz. I wkrótce wydobędziemy od ciebie potrzebne informacje. Prędzej czy później. - Nate zgasił papierosa i zapalił kolejnego. Maya nieco się przeraziła. Nie zdawała sobie sprawy, że tyle wiedzą. Na szczęście nie powiedzieli, gdzie się ukryła, więc istniał choć cień szansy, że nie wiedzą gdzie znalazła kryjówkę. Czyli że dobrze wybrała, zgadzając się zamieszkać u Shane'a. Właśnie, skoro była u Shane'a, to jakim cudem znalazła się u siebie w domu?
    Gdy zaczęła się nad tym zastanawiać, chłopcy zaklęli cicho i uciekli spod jabłoni. Maya została sama a wszystko wokół niej zaczęło wirować...

    Obudziła się zlana potem. Siedziała na łóżku, cała kołdra leżała skopana na podłodze. Dyszała ciężko.  Miała trudności ze złapaniem oddechu, a w głowie jej się kręciło. Przymknęła na chwilę oczy. Po chwili wyszła z pokoju i skierowała się schodami w dół, do kuchni. Drogę oświetlała sobie telefonem.
    Shane zaskoczył ją. Stał oparty o drzwi lodówki i pił coś z czerwonej szklanki. Gdy ją zauważył, wzdrygnął się. Odstawił szklankę na blat i uśmiechnął do dziewczyny.
    - Co ty tu robisz? - zdziwiła się.
    - Mógłbym cię zapytać o to samo - odparował.
    - Pierwsza zadałam pytanie - zauważyła. Wzięła czystą szklankę z szafki i nalała sobie wody, którą jednym łykiem wypiła.
    - Jakoś nie mogłem spać i postanowiłem zejść na dół. A ty?
    - Miałam dziwny sen - przyznała. Nie myśląc nad tym, co mówi, opowiedziała chłopakowi koszmar.
    - Tak, to rzeczywiście dziwny sen - przyznał. - Hej, cała się trzęsiesz. Wszystko okej? - zapytał, podchodząc do niej i łapiąc ją za ręce.
    - Po prostu... Trochę się wystraszyłam. Wiesz, wyglądali trochę strasznie... - Westchnęła.
    - Jestem tutaj, nic ci nie grozi. Nie masz się czym martwić. Tutaj jesteś bezpieczna.
    - Dziękuję.
    Chłopak przytulił ją delikatnie. Oparła głowę na jego ramieniu i wdychała przyjemny zapach jego skóry.

    Następnego dnia po wycieczce w klasie Mayi było bardzo miało uczniów. Jak zapowiedziała Maggie, przyszły Chloe i Adison oraz dwaj chłopcy, którzy rozchorowali się tuż przed wyjazdem i nie pojechali z resztą klasy. Na lekcjach niewiele robili, głównie grali w gry, bo nie opłacało się realizować materiału z czworgiem uczniów, skoro następnego dnia przyjdzie reszta i oznajmi, że ich nie było i że nie rozumieją tego czy owego.
    W czwartek przybyli już prawie wszyscy. Tylko Maya nie pojawiła się w szkole. Diana bardzo się denerwowała i martwiła o przyjaciółkę, ale ta ani nie odbierała telefonu, ani nie odpisywała na smsy.
    - Musiało się coś stać - zawyrokowała podczas lunchu, gdy we trzy siedziały na stołówce, jedząc drugie śniadanie.
    - A ty znowu swoje. Nie możesz pojąć, że się nadal na nas obraża? - odezwała się Chloe między jednym gryzem kanapki a drugim.
    - Po pierwsze nie obraża. Po drugie to z wami się nie dogaduje. Jakbyście nie zauważyły to przez ostatnie parę dni znów się do siebie odzywałyśmy. To musiało być coś poważnego. Czas porozmawiać z Shanem i Adamem - postanowiła, wstając od stołu. Zmięła w dłoni serwetkę i rzuciła ją na opakowanie po drugim śniadaniu.
    - Spoufalasz się z nimi? - zawołała Wen nieco zbyt głośno. Dwie dziewczyny przy sąsiednim stoliku odwróciły się w jej stronę niezadowolone z zakłócania posiłku głośnymi krzykami.
    - Kolegujemy się. To naprawdę spoko chłopaki. Poza tym bardzo pomogli Mayi. Ona ich lubi i ja też. Nie ma w tym nic złego - oznajmiła, odchodząc.
    - Niemożliwe - westchnęła Chloe, patrząc na oddalającą się przyjaciółkę
    - A jednak!
    - Ciekawe, co jej powiedzą - zastanawiała się głośno brunetka.
    - Nagle zaczęło cię obchodzić, co oni myślą? - zapytała Wendy.
    - Nie, oczywiście, że nie. Zastanawiałam się tylko... Diana może mieć trochę racji. Przecież do niej się odzywała, prawda? - spytała. - Jestem tylko ciekawa, o co znowu się na nią obraziła. Pewnie o jakąś błahostkę. Znając ją...

    Diana podeszła do stolika, przy którym siedzieli Adam, Shane, Kevin i Mark. Ad wyglądał na smutnego, nie udzielał się w dyskusji, jaką prowadzili chłopcy. Stał się cichy i markotny. I tylko on wiedział, jaki jest powód jego złego nastroju.
    Shane natomiast był szczęśliwy jak nigdy. Śmiał się z kumplami, głośno rozmawiał i nawet nie zwracał uwagi na cichego przyjaciela. Chociaż widział, że coś było nie tak, wolał nie pytać. Domyślał się, że to miało związek z Mayą i z tym, że nie podobało mu się to, że dziewczyna u niego zamieszkała. Znał go nie od dziś i zauważał, kiedy chłopak był zazdrosny. Podły nastrój przyjaciela dawał mu jakąś satysfakcję, choć w głębi duszy współczuł mu z całego serca. Nagle zaczął się zastanawiać, jak on zareagowałby, gdyby był na miejscu Adama.
    Szatynka stanęła tak, by widzieć wszystkich.
    - Wiecie, co się dzieje z Mayą? - spytała, patrząc głównie na Adama. W końcu to on był jej chłopakiem. Powinien więc coś wiedzieć.
    - Ona... Źle się czuje, Kompletnie nie ma na nic siły. Złapało ją chyba straszne choróbsko. Leży cały czas w łóżku - odpowiedział szybko Shane. Zdziwiona Diana przeniosła wzrok na niego.
    - Skąd wiesz? Rozmawiałeś z nią?Bo ja dzwonię do niej od wczoraj i nie odbiera...
    - Gadałem z Joshem. Mogę mu przekazać, żeby powiedział Mayi, że się o nią martwisz. - Wzruszył ramionami.
    - Naprawdę? Dziękuję. Powiedz mu też, że jak tylko poczuje się lepiej, to niech do mnie zadzwoni albo napisze.
    - Jasne, nie ma sprawy. - Uśmiechnął się.
    - Dzięki jeszcze raz.
    - Nie ma za co. I nie przejmuj się tak. Jak szybko choroba przyszła, tak szybko minie.
    - Mam nadzieję... To do zobaczenia! - Pomachała im na pożegnanie i odeszła.
    - Ty, przecież Maya... - zaczął Adam, budząc się z zamyślenia. Nie słuchał uważnie słów kolegi, ale wiedział, co powiedział. I że to było kłamstwo. Shane stanowczo mu przerwał, nie pozwalając wypowiedzieć do końca zdania.
    - Jest chora! - warknął cicho.
    - Aha - mruknął Adam, zamykając sobie usta kanapką z szynką. Już nic z tego nie rozumiał. - Przyjdę dzisiaj do ciebie po szkole, okej? - powiedział. Blondyn wzruszył tylko ramionami. Nie za bardzo mu się to podobało, ale nie mógł zabronić mu odwiedzać ani jego, ani tym bardziej Mayi.

    - Maya jest chora. A nie mówiłam, że to coś poważnego? - Uśmiechnęła się tryumfalnie.
    - Wierzysz im? - Prychnęła Chloe, unosząc wysoko brwi.
    - Oczywiście, że tak. Poza tym sama tak myślałam - że stało się coś złego. Poprosiłam Shane'a, by przekazał jej żeby się do mnie odezwała, gdy tylko będzie mogła.
    - To on ma z nią kontakt, a ty już nie? - zdziwiła się Wendy.
    - Rozmawiał z Joshem. - Westchnęła Diana. - Czy wy zawsze musicie być takie podejrzliwe? Nie mam już na to siły. Muszę wziąć książki z szafki. Mam kartkówkę na szóstej lekcji i powinnam się pouczyć. Do zobaczenia później! - pożegnała się. Już po chwili wyszła ze stołówki.
    - Maya przekabaciła ją na swoją stronę. Ona to potrafi owinąć sobie wszystkich wokół palca - zawołała z udawanym uznaniem Chloe. Wen jej przytaknęła, sącząc sok z kartonika. - Jeszcze zobaczymy, kto ma rację, gdy wszystko wyjdzie na jaw. Wtedy wszyscy będą pod wrażeniem naszej inteligencji i sprytu. - Dziewczyny zaśmiały się, przybijając sobie nad stołem piątkę.


    "Kiedyś czytelniczka mojego bloga zapytała mnie, skąd biorę pomysły na historie, które opisuję. Nie wiedziała, jak jej odpowiedzieć. Myślałam, że czerpię je z książek, filmów czy seriali albo innych opowiadań. Tak. Ale tylko po części. Najwięcej pomysłów przychodzi, gdy jestem sama, gdy się myję czy kładę spać.
    Dopiero wtedy zauważyłam, że jestem typem samotnika. Tak, to prawda, że lubię spędzać czas w szkole wśród uczniów i kolegów. Ale do czasu. Czasem mam dość tego ich jazgotu, tych "problemów". "Jaką bluzkę założyć, żeby zwrócił na mnie uwagę?" Czerwień, czy róż?" Żenada. 
    Właśnie wtedy mam ochotę zamknąć się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie, przytulić się do poduszki i płakać. Płakać nad swoim życiem. Płakać nad życiem innych. Często wtedy, właśnie w tej samotności coś mi świta w głowie. Jakiś pomysł, który muszę zapisać, bo inaczej uleci jak dmuchawiec na wietrze. 
    Część historii to także opowieść o moim życiu. O moich marzeniach, snach, pragnieniach. Rzeczy wymyślone przeze mnie umyślnie, to tylko kropla w morzu potrzeb. 


Proszę, nie odchodź. Nie jestem jeszcze gotowa na pożegnanie...

    Jestem w trakcie czytania "Pamiętnika Narkomanki" Barbary Rosiek. Z każdą przeczytaną kartką coraz bardziej utożsamiam się z Baśką. Co prawda nie ćpam i nie choruję, ale też czasami chciałabym umrzeć, jednak coś mnie powstrzymuje. Boję się. Boję się, co będzie po. Co będzie ze mną TAM dalej? Chciałabym, tak jak Baśka, w końcu się zakochać. Mieć osobę, do której mogłabym się przytulić.


Życie to kręte uliczki, wśród których można się pogubić.

    Tak, ja już dawno pogubiłam się w swoim życiu. Nie wiem, po co żyję, dla kogo. Chyba tylko dla siebie samej. 
    Na razie dobrze jest tak, jak jest. Siedzę sama w domu, nikt do mnie nie pisze, nikt się nie odzywa. To boli. Myślę, że nikomu już na mnie nie zależy.I chyba to prawda. Więc się nie łudzę i nie oszukuję i jest mi nawet okej. Lubię być sama. Wtedy mam czas na pisanie. A to jest dla mnie ważne. Gdyby mi to zabrano, to nie pozostałoby mi już nic, dzięki czemu mogłabym żyć. 
   Tak, jestem samotnikiem i dobrze mi z tym. Nie umiem kontaktować się z innymi, nie umiem rozmawiać o swoich problemach. Zraziłam się do gatunku ludzkiego. Ćpają, piją, sprzedają swoje ciało. Obchodzą ich tylko problemy związane z nimi, a utrapienia innych, może bardziej potrzebujących, mają gdzieś. Nienawidzę takich ludzi, choć czasem jestem jedną z nich. Wtedy nienawidzę też siebie. Najgorsi są tacy, którzy są "przyjaciółmi", ale tylko śmieją się z tobą. Już nie płaczą, choć to w smutku najbardziej potrzebujemy bliskości drugiej osoby.


Oceniaj mnie dopiero wtedy, gdy mnie poznasz. A więc nie oceniaj nigdy. - Eminem."

    Nikt nie wiedział, że te słowa, wypowiedziane przez jej bohaterkę na blogu, to cała prawda o niej. Pisała to dawno temu, już nawet nie pamiętała, kiedy, ale właśnie tak się czuła Maya. Odrzucona, niekochana, niepotrzebna.
Maya
    Opublikowała posta, niezrażona tym, że Chloe to przeczyta. Niech wie, że jest jej przykro. Choć prawdopodobnie już nigdy nie zajrzy na jej bloga. Odkąd się pokłóciły nie napisała żadnego komentarza. To było przykre, bo Maya starała się komentować posty przyjaciółki. A teraz ona tak się odpłacała. Postanowiła jednak, że, chociaż na razie, nie będzie się przejmować tamtymi sprawami. Miała ważniejsze kłopoty na głowie.
    Otuliła się jeszcze bardziej za dużą bluzą chłopaka, bo zrobiło jej się zimno. Pożyczył jej to ubranie, gdy wychodził do szkoły, a ona zeszła na śniadanie okryta cienkim kocem wygrzebanym z szafy. Wciągnęła mocno zapach Shane'a, którym przesiąknięta była jego bluza.
    To nie mieściło jej się w głowie. Za dużo wrażeń jak dla niej. Za dużo się działo wokół i miała kompletny mętlik. Starała to sobie wszystko poukładać w punktach, ale zawsze coś jej przeszkadzało. Tym razem było to ciche pukanie do drzwi. Odłożyła więc laptopa na bok, zeszła z łóżka i podeszłą do drzwi. Otworzyła je a za nimi stał Shane. Uśmiechnął się do niej, podnosząc tacę z parującym kubkiem.
   - Cześć, przyniosłem kakao. Pomyślałem, że dobrze ci zrobi. Ja zawsze uwielbiam pić kakao, gdy mam gorszy dzień. A wydawało mi się, że wstałaś lewą nogą i...
    - Dziękuję - przerwała mu jego paplaninę. - To miło z twojej strony. Proszę, wejdź. - Przesunęła się, by mógł wejść do pokoju. Chłopak zrobił parę kroków. Zatrzymał się przy stoliku, na którym położył tacę z kubkiem kakao. - Wiesz, zastanawiałam się, kiedy mogłabym iść do szkoły. Czy twoja mama nie wspominała o tym? - zapytała, spoglądając uważnie na chłopaka.
    - Przykro mi, ale twoja mama powiedziała, że do końca tygodnia masz siedzieć w domu - przyznał ze skuszoną miną.
    - Ale ja muszę się uczyć Muszę poprawić ocenę z fizyki! A tutaj nawet nie mam książek, żeby się przygotować do testu, który mam pisać we wtorek. Ja muszę wrócić do domu po zeszyty i notatki! - postanowiła.
    - O nie, nie, nie! Nie ma mowy. Obiecałem mamie, że się tobą zajmę. Więc nie pozwolę ci teraz ot tak sobie wyjechać. Zostajesz tutaj, rozumiesz?
    - Ale... - Chciała zaprotestować, lecz Shane jej na to nie pozwolił.
    - Słuchaj, jeśli naprawdę ci na tym zależy, mogę jechać jutro po szkole do ciebie i zabrać parę rzeczy.
    - Naprawdę? Mógłbyś? - zapytała, nieco udobruchana. Blondyn pokiwał głową. - Zostaje tylko kwestia szkoły. Jak ja się wytłumaczę z prawie tygodniowej nieobecności? - zastanawiała się.
    - O to też się nie martw. Powiedziałem dzisiaj Dianie, że zachorowałaś. A propos niej, prosiła, żeby ci przekazać, żebyś się do niej odezwała. Martwiła się o ciebie.
    - Dziękuję. Za chwilę do niej zadzwonię - obiecała. - A ty co będziesz robił? Jakieś plany? - zainteresowała się.
    - Muszę pomóc ojcu w czymś i za chwilę wyjeżdżamy, ale mama jest na dole. Poza tym Adam wspominał coś o tym, że wpadnie po lekcjach. Raczej nie do mnie tylko do ciebie, więc będziesz miała gościa.
    - Dlaczego nie do ciebie? Co się stało? Pokłóciliście się? - zmartwiła się Maya.
    - Nic tylko wydaje mi się, że Adam jest trochę zazdrosny o to, że u mnie mieszkasz. Sam nie wiem, ostatnio w ogóle się do mnie nie odzywał i trudno mi cokolwiek powiedzieć. Może tobie uda się coś z niego wyciągnąć. Dzisiaj w szkole był nadzwyczaj cichy.
    - Tak, to do niego niepodobne. Normalnie słychać go na całym korytarzu. - Zaśmiali się.
    - Muszę już lecieć. - Westchnął. - Powinniśmy wrócić przed wieczorem. Jakbyś czegoś potrzebowała to mama powinna siedzieć w salonie albo w kuchni. No i pamiętaj o Adamie. Do zobaczenia! - pożegnał się i wyszedł z pokoju. Po trzaśnięciu drzwiami, Maya usłyszała jego kroki na schodach. Została sama. Westchnęła cicho. Wzięła do rąk gorący kubek i usiadła z nim na łóżku. Wzięła z powrotem laptopa na kolana. Pijąc ciepłe kakao, przeglądała różne strony internetowe.
    Wyłączyła laptop, gdy skończyła pić kakao. Podniosła się z łóżka, wzięła tackę i kubek i zeszła z nimi na dół. Po drodze niektóre schody cicho skrzypiały, co nie umknęło uwadze Mayi.
    Po kuchni krzątała się mama Shane'a. Wesoła, uśmiechnięta od ucha do ucha, nuciła pod nosem jakąś melodię. Gdy ujrzała Mayę w drzwiach, zaprosiła ją gestem do środka.
    - Dzień dobry - przywitała się grzecznie. Kobieta wyszła z domu wcześnie rano i nie tak dano wróciła, więc dziewczyna widziała ją po raz pierwszy tego dnia.
    - Masz ochotę na herbatę? - zaproponowała. Maya pokręciła głową, odstawiając pusty kubek na blat szafki. - To może jesteś głodna? Właśnie miałam przyszykować coś dla siebie.
    - Nie, dziękuję.
    - Proszę, usiądź. - Wskazała jej miejsce po drugiej stronie wyspy, gdzie rano razem z Shanem jadła śniadanie. Dziewczyna posłusznie usiadła, patrząc uważnie na panią Shay. - Wyspałaś się? - zapytała. Zaczęła wyciągać z lodówki różne opakowania i garnki. Dziewczyna nie wiedziała, czy skłamać, czy powiedzieć prawdę. Kobieta wyglądała na taką, której w żaden sposób nie da się oszukać. Z drugiej jednak strony nie chciała jej urazić.
    - Nie za bardzo - przyznała, spuszczając głowę.
    - Ach, nie dziwię się. Shane mówił, że miałaś koszmary. Ale zapewniam cię, z czasem to minie - wyznała. Usiadła naprzeciwko Mayi z talerzem pełnym jedzenia. Obok postawiła kubek z parującą herbatą i zaczęła powoli wszystko jeść. - Rozmawiałam sobie z Shanem przed jego wyjściem. Wiesz, chciałam się czegoś o tobie dowiedzieć, ale mój syn jest... Strasznie trudno namówić go do zwierzeń. Poza tym pomyślałam, że lepiej cię poznam, gdy z tobą porozmawiam. Jedyne, co udało mi się z niego wyciągnąć to to, że piszesz. Muszę przyznać, jestem pod wrażeniem. Oczywiście ja nawet głupiej rozprawki do szkoły nie potrafiłam skończyć i chyba wiem, dlaczego Shane'owi również nie idzie angielski. - Zaśmiała się serdecznie. - Mogłabym, jeśli to żaden problem, przeczytać choć kawałek? Bardzo mnie ta sprawa zainteresowała.
    - Och - zdziwiła się Maya. Jeszcze nikt z dorosłych nie poprosił ją o jej opowiadanie. - No dobrze. Mam... Mam na komputerze. - Wskazała palcem sufit. - Mogę przynieść, jeśli pani chce...
    - Bardzo - podkreśliła kobieta. Więc dziewczyna pobiegła na górę, wzięła laptopa i przyniosła go do kuchni. Postawiła go na blacie przed panią Shay, otwierając wcześniej odpowiedni plik. Maya przyglądała się uważnie kobiecie, która odłożyła na bok jedzenie i zajęła się czytaniem opowiadania. Na jej twarzy odmalowywały się różne emocje - od zdziwienia, przez niedowierzanie do fascynacji.
    - Jak... Jakim cudem udaje ci się napisać coś tak wspaniałego? - spytała, gdy w końcu oderwała wzrok od ekranu laptopa. Spojrzała swoimi mądrymi oczami w oczy blondynki.
    - No... Normalnie - zawahała się. - Siadam na podłodze, opieram się o łóżko, patrzę przez okno na niebo, w tle słychać muzykę, ja na kolanach mam zeszyt, w ręce trzymam długopis, a obok mnie leży otwarta książka.
    - Po co ci to wszystko? - zdziwiła się.
    - W zeszycie piszę długopisem. Książka daje mi motywację, jako taką wenę, pomysły. Wie pani, mając ją przy sobie, widzę, że komuś się udało, że napisał opowiadanie, wydał i teraz czytają go miliony. Lubię marzyć o tym, że w przyszłości ja też będę taka sławna, że moje pomysły dadzą inspiracji nowym pokoleniom pisarzy. Ale przejdźmy dalej. Muzyka pozwala mi się wyciszyć. Czasem, gdy już nie wiem, co pisać, wsłuchuję się w słowa piosenki i z czasem przychodzi do mnie nowy pomysł. Muzyka nastraja... Gdy siedzę na podłodze to czuję, jakbym była daleko od świata, ale spoglądając w niebo, uświadamiam sobie, że to świat jest daleko. Ja jestem tam, gdzie byłam. Siedzę na podłodze w moim pokoju...
    - Niewiarygodne... Żeby szesnastolatka pisała z taką pasją, tak wielkim uczuciem... Od razu widać, że masz do tego talent. Ogromny. - Uśmiechnęła się. - Na pewno wszyscy ci go zazdroszczą.
    - Tak naprawdę mało osób wie, co tak naprawdę robię. Pani dowiedziała się jako pierwsza z dorosłych. Jedynie Shane, Josh i... I moje przyjaciółki. - Westchnęła, przymykając na chwilę oczy. - Chyba... Chyba pójdę już. Na pewno ma pani dużo na głowie, nie chcę pani przeszkadzać.
    - Dobrze, idź. Ja za kilka minut muszę wyjść. Powinnam zrobić zakupy. Nie pogniewasz się, jeśli zostawię cię na chwilkę samą? - zapytała.
    - Nie, oczywiście, że nie. Niech się pani o mnie nie martwi. Poradzę sobie. Z resztą Shane coś wspominał o Adamie. Podobno ma wpaść.
    - Tak, tak. Też mi o tym mówił. No to ja będę się zbierać. Czuj się jak u siebie w domu. Może znajdziesz tutaj coś, co pomoże ci napisać coś równie pięknego jak to. - Wskazała na laptopa.
    - Dziękuję - odparła i wstała razem z kobietą.
    - No to do zobaczenia!
    - Do widzenia - pożegnała się uprzejmie. Wzięła komputer ze sobą. Weszła na pierwsze piętro, gdy usłyszała trzaśnięcie drzwi i szczęk kluczy w zamku. Pani Shay zamknęła ją w tym wielkim domu na dobrą godzinę. Oparła rękę na końcu drewnianej barierki, w miejscu ciemnego sęku. Coś głucho kliknęło, a dziewczyna szybko odskoczyła, wystraszona hałasem.
    Nagle przed nią otworzyły się ukryte w ścianie drzwi, za którymi zobaczyła drewniane schody. Rozejrzała się więc dookoła. Zaciekawiona zajrzała do ukrytego pomieszczenia. Gdy przekroczyła próg, drzwi za nią zatrzasnęły się i nastała ciemność.

~~~*~~~*~~~*~~~

    Hej, hej :) Mam tylko Wam do przekazania parę informacji i już się zmywam.
    No więc po pierwsze: strasznie mi się pisze takie zwyczajne życie, jakie było w tym rozdziale. Najlepiej opisywało mi się początek i koniec. Środek był kompletną katastrofą.
    Kolejny będzie bardziej ciekawy, mam przynajmniej taką nadzieję. No i będzie ważny - mam nadzieję, że wyjdzie mi odpowiednio dobrze ;p
    Jeśli zdążę będę miała w tygodniu dla Was niespodziankę - może do kolejnego piątku uda mi się. Musicie tylko napisać w komentarzach, z kim chcielibyście zobaczyć rozdział, o kim chcielibyście się dowiedzieć czegoś więcej. Może macie jakieś konkretne pytania co do tych postaci, na które mogłabym odpowiedzieć w rozdziałach :) Bardzo mi na tym zależy, dlatego proszę Was o to :) Mogłam nieco wcześniej, ale dopiero nie tak dawno wpadłam na ten pomysł :)
    Mam nadzieję, że to już wszystko :) Pozdrawiam Was serdecznie!

4 komentarze:

  1. Rozdział jest super. Cudowny i wspaniały.
    Rozmyślenia, a raczej post na blogu Mai cudowny!!!
    Adam musi być zazdrosny takie jego życie...
    Powiadasz, że nie potrafisz pisać o prawdziwym życiu...powiem ci jedno ten rozdział wyszedł ci znakomicie.
    Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o Joshu jeśli można.
    Dobra koniec mojego rozpisywania się.
    Weny życzy i pozdrowienia śle
    Mia Rosa
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej Kochana :* :) Wybacz, że dopiero teraz się tu zjawiam, ale dużo się u mnie ostatnio działo :D (zmieniłam liceum xD). Przede wszystkim - śliczne dwa ostatnie rozdziały, serio! Mega mi się podobały :D Shane i jego mama są naprawdę kochani, że tak pomagają Mai i wspierają ją. Szczególnie miło zaskakuje w tych dwóch rozdziałach mama Shane'a, która naprawdę jest świetną babką i Maya może sobie z nią szczerze porozmawiać :) Ale Adam to pewnie tam umiera z zazdrości xDD Mimo wszystko nie dziwię mu się, że ta gościnność Shane'a wobec Mai trochę go irytuje :D Hahah no ale co zrobić, mógł nie iść wtedy do łazienki xDD (ale ja jestem pamiętliwa! :P) Shane skorzystał z okazji i to on jako pierwszy zaoferował Mai tymczasowy nocleg :) Ale tak swoją drogą to już nieźle wkurzają mnie Chloe i Wendy :P Kompletnie ich nie rozumiem! Przecież przyjaźniły się kiedyś z Mayą, a teraz takie fochy i unoszenie się dumą?! Dobrze, że chociaż Diana ma trochę oleju w głowie ;) :D Ale przede wszystkim gratulacje za piękny tekst z bloga Mai... strasznie to mądre i prawdziwe. Sporo kwestii odnosi się podobnie do mnie :P Też mam wrażenie, że nie pasuję do tych ludzi, którzy mają zupełnie inne wartości i priorytety życiowe :P A samotność to moje drugie imię :D Właśnie w samotności przychodzą najlepsze pomysły na twórczość, wiem coś o tym ^^ ;) I piękny tekst: "Najgorsi są tacy, którzy są "przyjaciółmi", ale tylko śmieją się z tobą. Już nie płaczą, choć to w smutku najbardziej potrzebujemy bliskości drugiej osoby."... Tak bardzo prawdziwe :P
    U mnie aktualnie brak weny, albo co gorsze: brak weny na bloga o Baśce i Gregorze xDD Ja to skończę, ja to skończę, ale nie wiem jeszcze kiedy :P Kurczę, muszę zahamować ilość pomysłów napływających do mojego mózgu :D Mam ich pełno, ale oczywiście, każde na inne opowiadanie :D Bo ja to już taka jestem, że często łapię dwie sroki za ogon xD Tak w ogóle to MUSIMY SIĘ SPOTKAĆ :D Tęskni mi się :< I jakoś nie wyobrażam sobie, że od września nie będziemy się widywać w szkole :( Dziwna sytuacja. Przydałoby się to spotkanie klasowe ;) :D :D Chciałabym wszystkich zobaczyć xDD
    Buziaki!!! :* ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział! Jestem tu po raz pierwszy, ale coś czuję, że będę wpadała częściej! Zaintrygowałaś mnie tym opowiadaniem :) Powodzenia w dalszym pisaniu :*
    undertheveilofinnocence.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony