sobota, 30 listopada 2013

~5~


    Przeglądała swój pamiętnik, czytając kolejne wpisy. Co chwila przed oczami pojawiały się jej nowe sceny z jej dzieciństwa. A było ich mnóstwo. Jedne wesołe, inne smutne.

    "Leżała w pokoju, który kiedyś dzieliła z bratem. Było już grubo po północy, a ona jeszcze nie spała. Przyciskała poduszki do głowy, byleby tylko nie słyszeć tych głośnych krzyków, dochodzących z sąsiedniego pokoju. Rodzice znów się kłócili. A ona tego nienawidziła. Nienawidziła ojca, który o wszystko oskarżał ją lub mamę. I tym razem coś mu się nie podobało, więc postanowił wziąć to, co mu się należało. 
    Maya płakała cichutko, dopóki jej mały jeszcze brat nie obudził się nagle i nie podszedł do niej. 
    - Czemu mama i tata tak krzyczą? - zapytał szeptem, jakby przeczuwał, że lepiej nie podnosić głosu. Dziewczyna nie miała pojęcia, co mu odpowiedzieć. Wiedziała jednak jedno. Chłopiec nie może być świadkiem ich kłótni. 
    - Wiesz co? - zapytała, przełykając łzy. - Mam pomysł - uśmiechnęła się. - Pobawimy się w chowanego z rodzicami, co? 
    Chłopiec zgodził się bez mrugnięcia okiem, bo uwielbiał tę grę. Maya kazała mu ubrać gruby sweter i spodnie na piżamę. Parę innych ciuchów wrzuciła do torby. Na kartce, którą zostawiła na biurku, napisała mamie, by się o nich nie martwiła, bo będą w bezpiecznym miejscu. Otworzyła cicho okno i pomogła małemu przez nie przejść, potem rzuciła mu torbę, a na końcu sama wyszła, przymykając okno. Na dworze było bezchmurnie i bezwietrznie, księżyca ubywało z każdą kolejną nocą, a gwiazdy świeciły mocno.

    Przeskoczyli przez niski płot i ruszyli w kierunku nieoświetlonego domu. Dziewczyna modliła się, by chłopak nie spał, gdy do niego dzwoniła. Na szczęście odebrał nim podeszli do drzwi.
    - Wyjdź z domu - rzuciła tylko drżącym głosem. Nie pytał o co chodzi, po prostu się zgodził i już po chwili stał w progu, zapraszając ich do środka. Brat dziewczyny usnął, gdy tylko zaprowadzili go do pokoju chłopaka. Wtedy mogli spokojnie porozmawiać.
    - Co się stało? - zapytał Josh, choć niepotrzebnie. Ale jakoś należało zacząć rozmowę. Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko przytuliła się do bruneta, który usiłował uspokoić płaczącą dziewczynę.

    - Ja już nie wytrzymam! - łkała. Chłopak głaskał ją delikatnie po włosach. - Nienawidzę go! Czasami mam ochotę wziąć jakiś nóż i zadźgać go! Jak on tak może robić? Jak żyć? Mówić? Nie rozumiem po co takie gnidy jak on żyją na tym świecie. Tylko zabierają nam tlen!... Ja nie wiedziałam co robić... Młody się obudził, a nie chciałam, by tego słuchał... Nie miałam gdzie uciekać. Przepraszam, że na ciebie padło, ale po prostu... - głos w końcu odmówił jej posłuszeństwa. 
    - Nie masz mnie za co przepraszać! Wiesz, że zawsze i we wszystkim ci pomogę. I uważam, że dobrze zrobiłaś, zabierając go stamtąd. A teraz spróbuj zasnąć. Pogadamy o tym rano, na spokojnie. 
    - Dziękuję. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak ja cię kocham!
    - Na pewno nie tak jak ja ciebie - uśmiechnął się. - Teraz kładź się już.
    - Tak jest, kapitanie! - zasalutowała i położyła się na kanapie, a on obok niej."


    To wydarzyło się jakieś cztery lata temu. Może trochę więcej. Josh i Maya wychowani razem, zachowywali się wobec siebie jak brat i siostra i, choć każde z nich miało swoje własne rodzeństwo, to nie dogadywali się z nim tak dobrze, jak ze sobą.
    Parę miesięcy po tym mama blondynki rozwiodła się ze swoim mężem.

    "- Co ty tu robisz? - zdziwiła się, widząc bruneta w drzwiach swojego domu. 
    - Przyszedłem potrzymać ci towarzystwa. Poza tym nasze matki opiły się tak bardzo, że gdy wychodziłem śpiewały jakieś stare piosenki. Myślę, że dzisiaj twoja mama przenocuje u mnie. I skoro ona będzie u nas, to ja postanowiłem przyjść do Ciebie. 
    - To miłe. Wchodź - uśmiechnęła się i przepuściła chłopaka. - Właśnie miałam jeść kolację, zjesz z nami?
    - Chętnie.
    W trakcie kolacji chłopcy gadali o czym się tylko dało, zanudzając i wkurzając Mayę. Dużo się śmiali, żartowali, a mnóstwo jedzenia zamiast w buzi, wylądowało na podłodze. Mogliby tak siedzieć całymi godzinami, a nawet dniami. 
    Dopiero, gdy najmłodszy poszedł spać, mogli spokojnie porozmawiać, co nie zdarzało im się ostatnio często z różnych powodów. A brakowało im tego, jak niczego innego na świecie.
    - I jak sobie radzicie? - spytał poważnie, spoglądając jej prosto w oczy. Pomagał jej sprzątnąć bałagan po kolacji.
    - Jak widać, my trzymamy się świetnie, choć młodemu brakuje ojca. Gorzej jednak z mamą. Sam widziałeś, ochlała się z twoją matką, choć to do niej niepodobne. Kurcze, to było bydle, nie mąż. Nie rozumiem, czemu się nim tak przejmuje. 
    - Cierpi, bo go kochała - zauważył Josh. Dziewczyna prychnęła.
    - Tacy jak on nie zasługują na miłość nikogo, nawet psa. 
    - Może masz rację - wzruszył ramionami, nie chcąc się z nią kłócić."

    Tyle ze sobą przeżyli. Jak stare małżeństwo. Gdy byli mali, bawili się w sklep i restaurację, gdy trochę podrośli, budowali domki, jeździli na rowerach, na których mogliby przemierzyć cały świat. Doskonale pamiętała, jak rzucali się sproszkowanym cementem, który służył im za jakiś magiczny pył, czy coś w tym rodzaju.

    "Brat Mayi bawił się z kuzynem w małym basenie, a blondynka i Alyss ich pilnowały, mocząc nogi w wodzie i opalając się. Rozmawiały, śmiały się, plotkowały o wszystkim i o niczym, jak to dziewczyny. Josh też gdzieś tam był  w pobliżu. Naprawiał rower przyjaciółce. 
    Dziewczyny, zajęte sobą, nie zauważyły, że pukanie nagle ustało. W głowie bruneta narodził się plan. Nalał zimnej wody do wiaderka i zaszedł Alyssę i Mayę od tyłu. Zamachnął się i całą zawartość naczynia wylał na ich blond głowy. Dziewczyny zaczęły krzyczeć, skacząc w miejscu, a on zrywał boki za nimi. Maya odwróciła się, wyciskając wodę z włosów. Jej oczy ciskały błyskawice.
    - Jak cię dopadnę, to pożałujesz, że się urodziłeś - pogroziła, rzucając się biegiem w jego kierunku. Chłopak w ostatniej chwili ruszył przed siebie, ciągle się śmiejąc. Do pościgu włączyła się również mokruteńka Lyss, grożąc chłopakowi pięścią.
    Mama Mayi, wyglądając z domu, miała z nich świetny ubaw."

    Maya uśmiechnęła się na wspomnienie tej gonitwy. Pamiętała, że dziewczyny w końcu go dogoniły i wrzuciły do basenu. Niestety pociągnął je za sobą i już po chwili cała trójka leżała, śmiejąc się, po uszy w wodzie.

    "Kolejne godziny spędzili na słońcu, osuszając się, a gdy zrobiło się ciemno, Josh rozpalił małe ognisko, na którym piekli pianki, kiełbaski i bułki. To był niezapomniany dzień."

    Jeszcze wiele wydarzeń wspominała przez kolejne godziny. Dzięki niektórym zdobyła kilka ciekawych pomysłów do opowiadania. Dopisała ponad cztery strony, nim dziewczyny wróciły z fokarium. Wszystkie uśmiechnięte od ucha do ucha, rozmawiały ze sobą, co chwila wybuchając głośnym śmiechem. Nawet jednym spojrzeniem nie zaszczyciły swojej rzekomej "przyjaciółki". Maya, nie chcąc się rozpłakać przy nich, uciekła z pokoju. Na korytarzu było jeszcze mnóstwo osób, ale nie lekceważyli jej jak one.
    - Hej, jak się czujesz, chorowitku? - spytała Alex, podchodząc do blondynki i całując ją w policzek.
    - Już lepiej, choć, jak widać, nadal jest mi zimno - wskazała najpierw na siebie, a potem na nią. Alex miała na sobie cienką bluzkę na ramiączkach i krótkie spodenki, a Maya grubą bluzę z kapturem, długie, dresowe spodnie i wielkie, ocieplane skarpety. Dziewczyny uśmiechnęły się serdecznie, a gdy Sam ją zawołała, pożegnały się i każda ruszyła w swoją stronę.
    Blondynka nie uszła daleko. Już po paru krokach wpadła na chłopaków.
    - Cześć! - zawołał Adam. - Widzisz? - zwrócił się do Shane'a. - Mówiłem, że będzie żyła...
    Chłopcy zaśmiali się, natomiast blondyn spytał dziewczynę o to, co u niej.
    - Wynudziłam się sama, ale już mi lepiej. Dzięki za troskę. Muszę iść - rzuciła i uciekła na dwór.
    Usiadła na ławce przed wejściem do budynku.
    Patrzyła niewidzącym wzrokiem na dom naprzeciwko.
    Czemu tak jest, że dobrzy ludzie pomagają innym, a gdy przychodzi co do czego, to w zamian dostają figę z makiem? Czemu przyjaciółki nawet nie spytały o jej samopoczucie? Alex i Adam, osoby, z którymi tylko się kolegowała, przejęli się nią, a dziewczyny? Nawet głupiego "Cześć".
    "Czemu ten świat jest taki niesprawiedliwy? Dlaczego najbliżsi nam ludzie odwracają się od nas, gdy potrzebujemy ich najbardziej?" - myślała.
    Dlaczego przyjaciele, jak siebie nazywają, nie zauważają, gdy dzieje się coś złego?
    Bo są zapatrzeni w siebie i swoje problemy. Bo może nie są tak naprawdę przyjaciółmi. Ludzie tak nierozważnie lokują swoje uczucia. I dlatego cierpią.
    Po jej policzkach popłynęły pojedyncze łzy. Nie wycierała ich. Dała im swobodnie płynąć.
    Nagle usłyszała dzwonek. Ktoś do niej dzwonił. Wyciągnęła telefon z kieszeni i odebrała, nie patrząc na wyświetlacz.
    - Halo?! - westchnęła, pociągając nosem.
    - Hej - usłyszała męski głos, który od razu ją uspokoił. - Co jest? - wiedziała, że przy tym pytaniu na czole pojawiły mu się dwie małe zmarszczki.
    - A co ma być?
    - Przez cały dzień nie dostałem ani jednego sms'a, co jest do ciebie niepodobne. A gdy do ciebie dzwonię, twój głos brzmi, jakbyś płakała. Gdybym cię nie znał... Więc co się dzieje?
    Po chwili milczenia opowiedziała mu o wszystkim. O tym jak się czuje, o tym co zrobiły dziewczyny.
    - Nie wiem, co mi jest. Tak po prostu mam doła i cholera nie wiem co robić, gdzie się podziać...
    - Hej! Jest was tam na tej wycieczce chyba więcej niż tylko wy cztery. Posiedź, pogadaj z kimś innym.
    - Czemu nie - wzruszyła ramionami. - Tylko to tak strasznie boli, gdy ktoś bliski cię zdradzi, nie zrobi czegoś, czego my od niej oczekujemy.
    Czuję się zapomniana, niechciana. Starałam się, a one... - nie dokończyła, nie miała siły.
    Poczuła jakiś ruch po swojej prawej stronie. Odwróciła głowę i ujrzała Abby, siadającą obok niej na ławce. Pożegnała się z Joshem, obiecując, że zadzwoni do niego, gdy tylko znajdzie czas.
    - Cześć, chodź na kolację... Obiad... Sama nie wiem - uśmiechnęła się.
    - Dziękuję, zaraz przyjdę.
    - Mogę posiedzieć tu z tobą?
    - Tylko wiesz, dzisiaj nie mam nastroju do rozmowy.
    - Tym lepiej, bo ja też nie.
    Siedziały chwilę w milczeniu, dopóki Mayi nie zaburczało w brzuchu. Dziewczyny cicho się zaśmiały.
    - Chodźmy - zaproponowała Abby.
    Wstały i wróciły do hotelu. Weszły do zatłoczonej już jadalni, gdzie właśnie podawano obiado-kolację. Usiadły przy stole, gdzie zgromadzili się już wszyscy, co powinni i zaczęły jeść. Maya niechętnie, bo to nowe jedzenie nie było dla niej zbyt smaczne. Pogrzebała trochę na talerzu.
    Diana, Wen i Chloe już poszły do pokoju. A Maya rozmawiała z pozostałymi. Dean i Phill gadali głupoty o płazach i gadach. Nie wiedziała, jaki cel miała ta rozmowa, ale nie wnikała. Eve zrobiła herbatę owocową i mogli tak siedzieć do późnej nocy.
    Niestety wszystko zepsuła wychowawczyni, przychodząc do nich i oznajmiając, że nie mogą tu siedzieć przez cały wieczór. Wypili więc herbatę i porozchodzili się do swoich pokoi. Dziewczyny miały później wpaść do Mayi, gdy już się umyją i przebiorą.
    Gdy blondynka sięgała po klamkę, by wejść do pokoju, zawołała ją jej nauczycielka.
    - Tak? - spytała, odwracając się w jej kierunku.
    - Przyjdź do mnie po tabletkę tak za jakieś... - spojrzała na zegarek. - Za jakąś godzinę.
    - Dobrze - pokiwała głową. Nacisnęła klamkę, słysząc głośny śmiech dziewczyn. Gdy weszła do środka, wszystko ucichło. Spojrzała zdezorientowana po przyjaciółkach, lecz one jakby jej nie zauważały. Wen przeglądała stronę internetową o Japonii i jarała się, jak tylko mogła. Pewnie znowu znalazła nowe anime do oglądania. Diana pisała szybko sms'a, a obok leżał aparat. Najwidoczniej oglądała zdjęcia z fokarium. Chloe pisała coś w zeszycie. Pewnie dopisywała coś do swojego opowiadania. Z któregoś telefonu leciała dziwna muzyka. Każda robiła coś dla niej ważnego. Wszystkie łączyły podobne pasje, lubiły te same rzeczy. A Maya? Nie lubiła anime, nie jarała się za bardzo jakimś krajem europejskim. Kochała Justina Timberlake'a i Toma Feltona, a dziewczyny gustowały w mocniejszej muzyce i horrorach, lub całkiem dziecinnych filmikach. Były jak ogień i woda. Maya wszystkich lubiła, tolerowała i nie była pamiętliwa, a przykrości, których doznała od kogoś, obracała w żart. Natomiast dziewczyny odwrotnie. Szanowały osoby, które je szanowały, pamiętały wszystko, co im kiedykolwiek zrobiono, złego czy dobrego. Musiały się odpłacić pięknym za nadobne.
    Wyciągnęła z szafy legginsy i czarny sweter.
    Zamknęła się w łazience, skąd, wśród szumu wody, słyszała głośną rozmowę, prowadzoną przez koleżanki. Nie pomógł jej gorący prysznic na ukojenie nerwów. Gdy się ubrała, nadal była zła i czuła się chora. Wszystko ją wkurzało. I może dlatego wydarzyło się to, co się wydarzyło...

~~~*~~~*~~~*~~~

Hello everybody! Chciałam tylko podziękować za nominację, którą dostałam od Nikki :) To dla mnie ogromne wyróżnienie. I jeszcze raz ci dziękuję ;*
Chce was tylko prosić o szczere opinie na temat tego opowiadania.
To wszystko.
Trzymajcie się ♥

2 komentarze:

  1. no świetne, boskie... ten żółty fajnie wygląda na tle zielonego :D fajne zdjęcia tak zwykle :D gdzie ty je znajdujesz?? tylko nie mów że na tumblrze :D
    ty znasz moje szczere zdanie :D hahhhah menda :D
    eh tak mi się przypomniało :D
    Weny i ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział smutny widzę, że Maya popadła w melancholie.... ciekawe dlaczego jaj koleżanki tak się zachowały....
    Uwielbiam twój styl pisania!
    Rosemarie :*

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony