piątek, 19 września 2014

~26~


    Tak jak Shane obiecał, w piątek po lekcjach wsiadł w samochód i pojechał do domu Mayi. Droga była daleka, bo mieszkali w przeciwnych skrajnych miejscach w mieście. W ciągu pół godziny był na miejscu. Wysiadł z auta i podszedł do drzwi. Zapukał do nich i czekał, aż ktoś go zaprosi do środka. Niemal od razu w drzwiach pojawiła się wysoka kobieta z krótkimi, kasztanowymi włosami, zielono-szarymi oczami. Wyglądała na zmęczoną. Stała, delikatnie się garbiąc, pod oczami miała ledwo widoczne cienie. W lewej dłoni trzymała czarną torbę. Ubrana była w białą bokserkę, szary, dziergany sweterek i czarne, obcisłe dżinsy. Odgarnęła krótką grzywkę z czoła, która przesłoniła jej na chwilę oczy.
    Zdziwienie pojawiło się na jej twarzy, gdy ujrzała stojącego przed nią blondyna. Chłopak uśmiechnął się do niej najszczerzej jak tylko potrafił. Zdawał sobie sprawę, że Maya prawdopodobnie nie uprzedziła swojej mamy o jego wizycie. Domyślał się, że będzie musiał jej wszystko tłumaczyć.
    - W czymś mogę pomóc? - zapytała kobieta, gdy Shane nie odezwał się przez jakiś czas, zaprzątnięty gonitwą swoich myśli.
    - Dzień dobry. Nazywam się Shane. Shane Shay. Jestem przyjacielem Mayi. Poprosiła mnie, bym zabrał jej parę rzeczy, wie pani, trochę książek, by miała się z czego uczyć i kilka ubrań. Dziś piątek, więc pomyślałem, że podjadę. Mam nadzieję, że pani nie przeszkadzam - wyjaśnił chłopak.
    - Och, dzień dobry Shane. Miło mi cię poznać. Proszę, wejdź do środka - zaprosiła go gestem do domu, odsuwając się od drzwi, by mógł przejść. Chłopak nie rozglądał się za dużo. Choć nawet, gdyby się rozejrzał, nie zauważyłby niczego ciekawego. W większości ściany ziały pustkami, ponieważ pani Reed ściągnęła z nich wszystkie pamiątki, obawiając się, że gdyby przyszła Gwardia, wszystko by zepsuła. Dlatego większość rzeczy spoczywała na strychu i w piwnicy Josha.
    - Wychodziła gdzieś pani, prawda? - zapytał Shane, widząc, że kobieta odkładała torbę na korytarzu tuż przy wejściu.
    - Tak, miałam zamiar wyjść. Tak naprawdę to cud, że mnie tutaj zastałeś. Przyszłam do domu tylko po to, by wziąć resztę najpotrzebniejszych rzeczy i miałam wracać do Josha. Ale to nic. W sumie to dobrze, że przyjechałeś. Musimy porozmawiać.
    Przeszli do kuchni, gdzie co prawda stał stół a wokół niego krzesła, ale pomieszczenie wydawało się puste, mimo mebli i sprzętu, który stał dookoła nich. Na blatach nic nie leżało, wszystko zostało pochowane do szafek. Usiedli przy stole. Mama Mayi zaproponowała Shane'owi coś do picia, ale odmówił. Nie chciał jej sprawiać kłopotu, a widział, że gdyby poprosił o herbatę, byłoby to nie lada utrapienie dla gospodyni. Dlatego od razu przeszli do konkretów.
    - Dziękuję ci, że zaproponowałeś Mayi u siebie nocleg. To bardzo miło z twojej strony - odezwała się jako pierwsza. Chłopak ledwie zauważalnie się zaróżowił.
    - Nie ma o czym mówić. Od tego ma się przyjaciół. - Wzruszył ramionami.
    - Cieszę się, że moja córka ma takich przyjaciół. Bo tacy ludzie to skarb. Zwłaszcza w jej sytuacji - mruknęła. - Czy twoja mama mówiła ci, o czym rozmawiałyśmy? - zainteresowała się.
    - Wspominała coś o tym, że Maya zostanie u nas na dłużej i że będzie się ze mną uczyć walk i o Zakonie i Strażniczkach. Zastanawiałem się czy pani rodzina również należy do Zakonu, ale gdy spytałem mamę, ona szybko ucięła temat, nie chcąc rozmawiać ze mną o powierzonych jej tajemnicach. Stara się nikogo nie zawieść i nie gada o sprawach innych ludzi z byle kim. Bardzo to w niej cenię, ale jestem strasznie ciekawy, czy Maya jest taka jak ja czy Adam. - Oczywiście Zakon domyślał się, że Maya mogła być Strażniczką, ale nie mieli pewności. I Shane chciał tę pewność zdobyć.
    - Jest podobna - powiedziała rozważnie pani Reed. - Nie taka sama, ale podobna. Maya to wyjątkowa osoba i jedyna w swoim rodzaju. Dlatego bardzo zależy mi na jej bezpieczeństwie. To z tego powodu  nie pozwoliłam jej wrócić tutaj po ataku Gwardii. Bałam się, że przybędą jeszcze raz, ale że następnym razem Maya będzie w środku. Nadal się o to boję, więc razem z synem już tutaj nie mieszkamy. Nie chcę, by Maya przeżyła ten sam koszmar co w siedzibie Gwardii.
    - U nas jest bezpieczna. W naszym domu niemal aż roi się od członków Zakonu - wyznał cicho Shane.
    - Właśnie za to codziennie dziękuję Bogu. Za to, że spośród tylu osób, moja córeczka wybrała akurat członków Zakonu. To nie zbieg okoliczności, że się spotkaliście. Tak było wam pisane. Tobie, Mayi i Adamowi.  I bardzo się z tego cieszę, bo teraz mogę spać spokojnie, wiedząc, że Maya jest pod dobrą opieką. - Zamilkła na moment, by po chwili znów zacząć gadać. - Jak się czuje? Mam nadzieję, że wszystko u niej w porządku. Miałam do niej zadzwonić, ale tyle się ostatnio działo, że nie znalazłam czasu.
    - Jest trochę smutna, siedzenie w samotności jej nie służy, bo wtedy myśli o wszystkich złych rzeczach, ale poza tym wydaje się być okej. Wczoraj po południu był u niej Adam, a dzisiaj rano poprosiłem ją, by pomogła mi wieczorem z angielskim. Ona wszystko umie, a u mnie angielski leży i kwiczy, więc pomyślałem, że mogłaby mi udzielić korepetycji. Poza tym nie będzie siedzieć sama, nie będzie się nudzić i smucić.
    - Naprawdę nie wiem, jak ja wam się wszystkim odwdzięczę. Tyle dla nas zrobiliście!
    - Już mówiłem, Maya jest moją przyjaciółką, a przyjaciołom trzeba pomagać. Nie wyobrażam sobie sytuacji, bym nie pomógł swojemu przyjacielowi.
    - To dobrze o tobie świadczy - powiedziała poważnie pani Reed. Siedzieli przez chwilę w milczeniu, które przerwało pukanie do drzwi. - Przepraszam, pójdę otworzyć. -
    Wyszła z kuchni w pośpiechu. Po chwili pojawiła się z powrotem. za nią szybko kroczył Josh ze zmartwioną miną. Tuż po wejściu, jego wzrok spoczął na Shanie, który wstał i podał mu dłoń na przywitanie.
    - Shane - przedstawił się uprzejmie. Josh uczynił to samo, ściskając rękę blondyna.
    - Widzisz, Shane przyjechał po rzeczy Mayi i tak się zasiedzieliśmy. Kompletnie zapomniałam, że powinnam jak najszybciej wrócić do was. Ale nie musiałeś przychodzić - odezwała się. - Raz dwa spakuję ubrania i książki Mayi i już wychodzimy.
    - Obiecałem Mayi, że się zaopiekuję i panią i pani synem. Nie mógłbym spojrzeć jej w oczy, gdyby coś wam się stało - rzekł nadzwyczaj poważnie, patrząc jej prosto w oczy.
    - No cóż, dobrze. Zostańcie tutaj, a ja za chwilkę wrócę. - Westchnęła, kręcąc głową. Znów wyszła z kuchni, pozostawiając chłopców samych sobie.
    - Tak więc u ciebie jest Maya? - zapytał Josh, choć doskonale znał odpowiedź.
    - Tak - odpowiedział lakonicznie.
    - Co u niej?
    - Wszystko dobrze. - Wzruszył ramionami. - Trochę jej się nudzi w domu.
    - No tak, cała ona. - Uśmiechnął się do swoich wspomnień o dziewczynie brunet.
    - Tak, to prawda - przytaknął Shane. Nie kleiła się między nimi rozmowa. Bo i o czy mieliby rozmawiać? Nie znali się, nie posiadali wspólnych tematów do rozmów, było nawet bardzo prawdopodobne, że się mogą już nigdy nie spotkać. Żaden z nich nie czuł potrzeby bezsensownego paplania. Woleli posiedzieć te parę minut w milczeniu. I tak też zrobili. Gdy powróciła mama Mayi, obaj siedzieli, wpatrując się w inne punkty kuchni.
    - Okej, wzięłam chyba wszystko. Jeśli nie to niech Maya do mnie zadzwoni - poprosiła kobieta, podając Shane'owi wypchaną torbę.
    - Dziękuję, będę pamiętał - powiedział. Już chciał wyjść, gdy pani Reed złapała go za rękę i odwróciła w swoją stronę.
    - Obiecaj mi, że zaopiekujesz się Mayą. Nie chcę, żeby się o nas martwiła. My tutaj dajemy sobie radę. I o Gwardię też niech się nie martwi. Wiem, że u ciebie jest bezpieczna. Po prostu obiecaj mi, że będziesz miał na nią oko w szkole. Bo powinna do niej już wrócić od poniedziałku. Powiedz jej, że podjadę do wychowawczyni, by wyjaśnić jej nieobecność. Tylko obiecaj mi, że się będziesz nią opiekował. Jak swoją młodszą siostrą.
    - Obiecuję - odrzekł poważnie, spoglądając jej prosto w oczy. Matka Mayi widziała w niebieskich tęczówkach szczerość i to ją przekonało, że chłopak mówił prawdę przez cały czas ich rozmowy.
   - Dziękuję. - Odetchnęła z ulgą. - To wyjątkowa osoba, pamiętaj o tym.
   - Wiem, będę pamiętać. Do widzenia - pożegnał się, wychodząc z domu. Skierował się do swojego auta, torbę wrzucił do bagażnika, po czym zajął miejsce kierowcy i odjechał.
    - Dobry z niego chłopak - przyznała kobieta.
    - Na pewno. Maya z byle kim się nie zadaje - odpowiedział Josh, biorąc od matki Mayi torbę z ubraniami.
    - Myślę, że tworzyli by ładną parę, taką zgraną. Zawsze we wszystkim by się dogadali, mieliby w sobie wsparcie. Pasują do siebie, nie uważasz? - zapytała, spoglądając na młodego mężczyznę, który prowadził ją do swojego domu. Ten tylko uśmiechnął się tajemniczo. Zauważyła jednak pewien smutek w jego oczach.


~~~*~~~~*~~~*~~~

    Hej, wiem, że krótkie, wiem, że beznadziejne, ale wybaczcie mi. W tym tygodniu nie stać mnie na nic lepszego. Postaram się kolejny napisać dłuższy i bardziej ciekawy. Ten w moim zamyśle od początku był nudny, bez jakiejś akcji, bo chciałam takie coś wcisnąć. Poza tym mam wrażenie, że coś pokićkałam, więc jeśli coś zauważycie niezgodne z poprzednią treścią to śmiało piszcie. Ja gdy tylko znajdę czas to siądę i przeczytam rozdziały od początku, by przypomnieć sobie, co ta wcześniej pisałam.
    Mam jednak nadzieję, że nie zawaliłam na całego. Piszcie, co tam myślicie :)
    Pozdrawiam Was serdecznie! ;*

4 komentarze:

  1. Zuzo ty naprawdę masz czas do tego całego pisania, ja dopiero dodam za tydzień jak znajdę czas. Trzecia gimnazjum to nie lada wyzwanie.
    Rozdział fajny, ale krótki (nad czym ubolewam, gdyż jak się rozpędziłam skończyło się), choć sama nie piszę dłuższych.
    Mnie zaintrygowała postawa Josha takie o co mu chodzi?
    Pozdrawiam i życzę weny
    Mia <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, co powiesz, jak pójdziesz dalej. Ja rok temu też myślałam, że trzecia gimnazjum to jest hadkor :D Ale gdy teraz ślęczę nad książkami w technikum to myślę, że trzecia gimnazjum to był pikuś. :)
      Nie za dużo, ale staram się go sobie wygospodarować. Tak planuję dzień, by starczyło mi na zajrzenie na bloga i przeczytanie czegoś nowego u innych, albo napisanie choć kawałka nowego rozdziału.
      Hahaha i o to właśnie chodziło w moim "tajemniczym, acz smutnym uśmiechu Josha" :D By Was zaintrygowało ;p Chciałam dodać taki faajny akcent na koniec ;)
      Również pozdrawiam!
      Zuza ;*

      Usuń
  2. I Twój rozdział zostawiałam sobie na koniec by przeczytać, mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe :)
    Pierwsza liceum, przeżywam katusze, haha xd
    Nie no, mówiąc o rozdziale, faktycznie krótki w porównaniu do Twoich poprzednich, ale nie jest nudny. Czytało się szybko i przyjemnie. Shane jest świetnym przyjacielem, nie ma co, poukładany, miły i grzeczny - wcale się nie dziwię, że matka Mayi mówiła, że tworzyliby idealną parę. Tak jest zawsze, gdy chłopak ma takie cechy, przynajmniej ja się często z czymś takim spotkałam, haha xd
    I końcówka ci się udała bo zainteresowało mnie, czemu jego uśmiech był tajemniczy a zarazem smutny :)
    Nie pozostało mi nic innego jak czekać na następny rozdział :)
    Życzę ci jak najwięcej weny i pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony