poniedziałek, 22 grudnia 2014

~32~


    Wstała bardzo wcześnie. Ubrała się, z kuchni wzięła jabłko i wyszła na zewnątrz. Mimo wczesnej pory, słońce już grzało dosyć mocno. Po drodze zdążyła zjeść owoc, więc gdy tylko stanęła przed bramą, zaczęła truchtać. Już znała trasę, nie bała się, że się zgubi. Dlatego śmiało ruszyła przed siebie, włączywszy wcześniej jej ulubioną playlistę w telefonie i założywszy słuchawki.

    Właśnie miała wbiec na podwórko, gdy zobaczyła biegnącego w jej stronę Shane'a. Uśmiechnął się do niej, lecz dziewczyna udawała, że go nie widzi. Minęła go szerokim łukiem. Nie była jeszcze gotowa na to, by spojrzeć mu w oczy. Nie miała pojęcia, co czuła do niego, do Adama. Nie wiedziała, co zrobić w związku z chłopcami, nie widziała dobrego wyjścia. Nie teraz. Miała za dużo spraw na głowie, by móc pomyśleć o swoich uczuciach - o tak błahym, w stosunku do innych spraw, problemie. Może to nie było najlepsze rozwiązanie - wiedziała, że nie - ale po prostu potrzebowała czasu na ułożenie sobie życia tak, jak chciała.
    Zmęczona pobiegła wziąć szybko prysznic. Następnie zjadła śniadanie. Spieszyła się, by nie zastać Shane'a w kuchni. Wiedziała bowiem, że chłopak biegał o wiele szybciej od niej i mógł w każdej chwili wrócić. Poza tym musiała szybko i niepostrzeżenie wejść do biblioteki. Nie miała ochoty tłumaczyć się ze swojego postępowania przed kimkolwiek. Chwytając więc ostatnią kanapkę w rękę, obiegła po schodach na górę. W odpowiednim miejscu dotknęła sęku, a niewidzialne dotąd drzwi, otworzyły się przed nią, ukazując ciemność, w którą dziewczyna weszła, nie zawahawszy się ani sekundy. Serce biło jej jak szalone. Mimo wszystko nie lubiła ciemności.
    Drzwi za nią zatrzasnęły się. Wiedziała, że za chwilę zapali się światło, ale i tak zaczęła szybciej oddychać. Starała się opanować, ale nie dała rady. Zaczęła panikować. Powoli brakowało jej powietrza.
    "Chyba już zawsze tak będę miała" - pomyślała, przymykając oczy. Otworzyła je dopiero wtedy, gdy była pewna, że światło w bibliotece się zapaliło. Weszła ostrożnie po schodach. Rozglądała się uważnie dookoła. Miała nadzieję szybko znaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania, ale spoglądając na uginające się od ksiąg półki, zwątpiła.
    - To mi zajmie chyba z rok - westchnęła, zabierając się do pracy. Najpierw wyciągnęła wszystkie tomiszcza, których tytuły wydawały się obiecujące i kładła je na stoliku. Gdy już miała sporą ich ilość, zasiadła na krześle i zaczęła je przeglądać.
    Była to żmudna praca. I choć uwielbiała książki, to po siódmej zajęcie stało się monotonne i nieco nudne. Przetarła zmęczone oczy, odrywając wzrok od drobnego druku. Nie miała pojęcia, ile siedziała w bibliotece, ale zdawało jej się, że minęły godziny, odkąd usiadła przy stoliku. Wszystko ją bolało, ponieważ trudno znaleźć wygodną pozycję na drewnianym krzesełku, oczy łzawiły i piekły od ciągłego czytania. Ziewnęła, przerzucając kartkę kolejnej książki. Głowa jej ciążyła, mimo, że podpierała ją ręką. Oczy same się zamykały. Niemal zasnęła. Ostatkiem sił podniosła głowę ze stolika.
    - Chyba niczego dzisiaj nie znajdę - mruknęła, wstając od stołu. - Nic tu po mnie.
    Odłożyła książki na swoje miejsca, starając się zapamiętać te, które już przejrzała. Potem, uważając, by na nikogo nie wpaść, wyszła z biblioteki.
    Jak się okazało siedziała w niej kilka dobrych godzin. Shane, denerwując się nieobecnością przyjaciółki, próbował się do niej dodzwonić, lecz tam, gdzie przebywała, nie było zasięgu. Więc gdy tylko wyszła i, zmęczona, skierowała swoje kroki do pokoju na poddasze, chłopak złapał ją, naskakując na nią.
    - Gdzie byłaś? - zawołał nieco głośniej niżby wypadało. Dziewczyna odwróciła się do niego przodem i spojrzała półprzytomnym wzrokiem. Już miała mu odpowiedzieć, żeby na nią nie krzyczał, bo mu nic do tego, gdzie była i co robiła, gdy odezwał się znowu. - Przepraszam, po prostu, martwiłem się. Tak nagle zniknęłaś. Jeszcze rano udawałaś, że mnie nie widzisz... Wiem, pewnie jeszcze... No wiesz. Po prostu się martwiłem. Cieszę się, że jednak nie uciekłaś...
    - Miałabym uciec? - Zaśmiała się zmęczona. - Niby dokąd?
    - A bo ja wiem? Chociażby do Adama. Na pewno przyjąłby cię z otwartymi ramionami - mruknął, patrząc w czubki swoich butów.
    - A więc wszem i wobec ogłaszam, że nigdzie się nie wybieram. Chyba że jutro do szkoły. A teraz wybacz, ale jestem padnięta. Muszę iść do pokoju i się przespać - odparła. Już miała się odwrócić i wejść do sypialni, gdy Shane złapał ją za nadgarstek i przytrzymał jeszcze na chwilę.
    - Nie jesteś głodna? - zapytał. Maya zastanowiła się chwilę. Była głodna i to jak, ale nie miała siły iść na dół, by coś zjeść. Pokręciła więc przecząco głową. Jakby na znak protestu, zaburczało jej w brzuchu. Chłopak uniósł do góry jedną brew, spoglądając na nią z uśmiechem. - Przyniosę ci obiad do pokoju, co ty na to?
    - Byłoby super - westchnęła. - Dziękuję. Wiesz, że nie musisz robić tego wszystkiego...
    Chłopak tylko wzruszył ramionami. Przez sekundę przyglądał się uważnie blondynce po czym zszedł na dół, by przygotować dla niej jedzenie.
    - I jak tu go nie uwielbiać? - mruknęła zrezygnowana, otwierając drzwi prowadzące do sypialni.
Maya

    Następnego dnia Maya i Shane omal nie spóźnili się na autobus. Dziewczyna nadal próbowała go unikać, więc wstała stosunkowo wcześnie i poszła pobiegać. Potem jakoś się tak złożyło, że się zasiedziała i musiała biec na przystanek, a blondyn za nią.
    Dziwnie się czuła, nie mając pojęcia, co zrobić w sprawie chłopców. Wydawało jej się, że na prawdę lubiła Adama, ale po pocałunku z blondynem miała co do tego wątpliwości. Do tego Adam zachowywał się, jakby już podjęła decyzję i już z nim zerwała. Nie mogła na niego patrzeć, bo widziała jego zranioną minę. Z drugiej jednak strony wcale jej nie pomagał w podjęciu tak ważnej decyzji, która zaważyłaby nie tylko na jej życiu. Postanowiła, że wypisze sobie wszystkie za i przeciw i dokładnie wszystko przeanalizuje. Bo bała się zaufać sercu czy rozumowi. Każda część jej ciała mówiła co innego.

    Już na pierwszej lekcji wyciągnęła kartkę, którą podzieliła na dwie części, a następnie te dwie jeszcze na pół. Na samej górze napisała "Shane" i "Adam" a pod spodem "za" i "przeciw". I zaczęła wypisywać. Najpierw u Shane'a argumenty za tym, by była jego dziewczyną.
  • Jest naprawdę kochany i opiekuńczy. 
  • Rozumie mnie jak mało kto.
  • Nie naciska, wie, że nie mogę ot tak podjąć jakąś decyzję. Jest cierpliwy. 
  • Czuję się przy nim bezpieczna.
  • Jest przystojny i świetnie całuje.
  • Jest przy mnie, gdy tego potrzebuję, ale się nie narzuca swoją obecnością. 
  • Potrafi słuchać. 
A następnie argumenty przeciw:
  • To przeznaczenie go wybrało, a nie chciałam by tak było. 
  • Nie znam mnie za długo, a więc co za tym idzie za dobrze. 
  • Ja jego również za dobrze nie znam.
Potem zaczęła wypisywać zalety Adama:
  • Bardzo dobrze mnie zna i wie, jak mogłabym się zachować w danych sytuacjach. 
  • Znam go bardzo długo. 
  • Jest przystojny.
  • Zawsze wie, jak mnie rozweselić. 
  • Uwielbiam jego śmiech.
A na końcu jego wady:
  • Jest niecierpliwy.
  • Często nie myśli, co robi.
  • Obraża się za byle co. 
    Nie potrafiła nic więcej wymyślić, ale wydawało jej się, ze tyle, ile napisała, starczy. Jeśli wziąć pod uwagę tabelkę, która powstała z udziałem logiki, powinna zerwać z Adamem i być z Shanem. Więc dlaczego wzdragała się przed takim krokiem? Co stało na przeszkodzie? 
    Spojrzała jeszcze raz na papier. Przeczytała wszystko dokładnie jeszcze raz i stwierdziła, że zachowywała się jak bezmyślna małolata, która nie wie, co chce dostać pod choinkę. Zmięła szybko kartkę w kulkę i wrzuciła na dno torby. Tak nie powinno się podejmować ważnej, życiowej decyzji.
    Gdy tylko zadzwonił dzwonek, oznajmiający koniec lekcji, wybiegła z klasy, nie oglądając się za nikim. Nie lubiła być bezradna. Nie cierpiała nie mieć kontroli nad tym, co działo się w jej życiu. A w tamtej chwili właśnie tak się czuła. Nie potrafiła podjąć właściwej decyzji, która by ją usatysfakcjonowała. Ciągle się wahała. I choć wiedziała, że to nie miało sensu, że zachowywała się naprawdę głupio, nie mogła nic innego zrobić.
    Wylądowała w łazience. Zamknęła się w kabinie, by móc względnie spokojnie pomyśleć. Po chwili doszła do wniosku, że źle zabierała się za wszystko. Za dużo myślała i to dlatego nic jej się nie udawało. A przecież nad miłością nie trzeba było się zastanawiać. Jeśli kochałeś to wiedziałeś kogo i za co. A jeśli nie to nawet najdłuższe zastanawianie się nad tym nic by nie dało, bo nic by nie wymyśliła.
Diana
    Uśmiechnęła się sama do siebie, bo w końcu coś jej się wyjaśniło. Od razu zrobiło jej się lżej na sercu, choć nie rozwiązała swojego problemu, to wiedziała, którą drogę wybrać, by się nie zgubić.

    Nie spodziewała się tak ciepłego powitania w szkole. Sądziła, że będzie tak jak kiedyś. I może i było, tylko Maya tak stęskniła się za swoją klasą, że odbierała to dwa razy mocniej?
    Gdy tylko pojawiła się pod klasą razem z Adamem, który miał naburmuszoną minę i kompletnie się do niej nie odzywał, podbiegła do nich Diana i uściskała przyjaciółkę serdecznie.
    - Jak się cieszę, że już wyzdrowiałaś! - zawołała Abby zza pleców szatynki.
Alex
    - Nawet nie wiecie, jak ja się za wami stęskniłam! - westchnęła blondynka, uśmiechając się do chłopców, do których dołączył Adam. Pomachali do niej wesoło, wszyscy w tym samym momencie. Wyglądało to naprawdę komicznie. Na ławce obok nich siedziała Adison, która wydawała się mniej zadowolona z powrotu koleżanki. Trzymała książkę na kolanach i uparcie wpatrywała się we wzory, które znajdowały się na tej stronie, którą miała otwartą.
    - Mayaaa! - usłyszała za sobą radosny krzyk. Zdążyła się tylko odwrócić, bo Alex już się na nią rzuciła, by ją mocno wyściskać.
    - Heej! Puść, bo mnie udusisz! - wykrztusiła, próbując się wyswobodzić z ramion koleżanki.
    - Sorki, to dlatego, że tak dawno się nie widziałyśmy! Stęskniłam się. - Uśmiechnęła się skruszona. - Już wszystko okej ze zdrowiem i w ogóle? - zapytała, przyglądając się Mayi uważnie.
    - Tak, tak. Już się wykurowałam i nie mam w planach kolejnej choroby - odparła, uśmiechając się serdecznie. Rozejrzała się dokoła w poszukiwaniu Wen i Chloe. Dostrzegła je dopiero po chwili. Siedziały w rogu korytarza pod oknem, opierając się o grzejnik. Przyglądały się radosnej scence rozgrywającej się pod klasą. Maya nie potrafiła stwierdzić, czy się cieszyły z powodu jej powrotu, czy może wręcz przeciwnie. Miny miały niewyraźne, ale zauważyła jakąś ulgę w oczach Wen.
Chloe
    - Pan Harris na każdej lekcji pytał się nas, kiedy wrócisz - odwróciła jej uwagę od dziewczyn Abby.
    - Adam i Shane zdawali się wiedzieć co się u ciebie dzieje, ale niewiele mówili - powiedziała Alex. - Codziennie próbowałam coś od nich wyciągnąć, ale byli nieugięci. Jakby to była jakaś wielka tajemnica. To w końcu co ci było? - zapytała.
    - To taka dziwna nazwa... Nie pamiętam dokładnie, ale wiem, że bardzo rzadkie i niezaraźliwe coś. Lekarz naprawdę się zdziwił, gdy to u mnie zdiagnozował. Ale nie mówmy już o mnie. Co tam się wydarzyło w szkole pod moją nieobecność?
    Niewiele dziewczyny zdołały jej powiedzieć, bo po chwili zadzwonił dzwonek i przyszła ich nauczycielka. Uśmiechnięta Maya weszła do klasy. To było naprawdę miłe uczucie, wiedzieć, że ktoś za tobą tęsknił i martwił się o ciebie.

~~~*~~~*~~~*~~~

    Heej :) Nie przedłużając :) Chciałabym Wam życzyć wszystkiego najlepszego z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia. Dużo śniegu, wymarzonych prezentów, mnóstwa uśmiechu, radości i miło spędzonym czasie w gronie rodziny i przyjaciół <3

4 komentarze:

  1. Taki trochę dziwny ten rozdział. Inny. Praktycznie nic się w nim nie działo. To znaczy... Działo się, ale tak mniej ciekawie niż w poprzednich ;D
    Ale i tak super notka ;)

    Pozdrawiam! Wesołych Świąt!
    Junnika Malien

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham twoje opowiadanie i nie mam siły, by cokolwiek napisać....
    Dzisiaj tak biednie ale wiedz, że trzymam z tobą sztamę...

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :D Wracam! Trochę mi to wszystko zajęło (nadrabianie i w ogóle), ale już jestem na bieżąco :) Rozdział cudowny, zresztą jak pozostałe. Nawet nie wiesz jak tęskniłam za Twoim stylem pisania :* No i oczywiście za perypetiami Mayi, Adama i Shane'a :D Ale się porobiło :P Dobrze, że z Mayą wszystko już OK. Ja ogólnie zawsze w każdym rozdziale znajdę jakiś moment, który szczególnie mnie uderzy, w tym przypadku było to tworzenie listy "za" i "przeciw" :D Dobry pomysł tak w ogóle, chyba sama muszę coś takiego zrobić, tylko w nieco innym kontekście XD Tak poza tym to nawet nie wiem co miałabym jej doradzić... Shane jest naprawdę kochany. Czuły, opiekuńczy, przystojny... generalnie ideał chłopaka! Ale jest jeszcze Adam, którego Maya nie potrafi skreślić, choćby nie wiem co, prawda? Skąd ja to znam :P Te wszystkie "za" i "przeciw" może dają nam jakiś obraz tego co znaczą dla nas poszczególne osoby, ale przecież najważniejsze jest to "coś". Dlatego jestem pewna, że Adam jest dla Mayi wciąż mega ważny. Nie wiem jak postąpi, mam nadzieję, że podejmie słuszną decyzję, bo bardzo polubiłam ją jako bohaterkę i chciałabym żeby była szczęśliwa :D Hahah oczywiście miałam zaciesz jak przeczytałam ten fragment o chłopakach jak machali Mayi pod klasą XD Uwielbiam ♥ Oj, a Wendy i Chloe dalej to samo... Niedługo ta ich duma przerośnie je same :P Fajnie, że Maya wróciła do swojej klasy :) ale ciekawi mnie jak to dalej będzie :P No wiesz, z Adamem i w ogóle... ;)
    Wiesz, że stworzyłaś tak cudowne opowiadanie, że czytając je, trudno mi się oderwać? :D Serio! A jak już kończę rozdział to taki szok pomieszany ze smutkiem przez chwilę xD Nie, to nie ja jestem dziwna, tylko Ty piszesz tak genialnie! :* Tak poza tym to piękny wygląd bloga, mega ta szata graficzna. Sama nie wiem czy u siebie czegoś nie zmienię? Tak mnie podkusiłaś :P :D
    Love,
    Vanilla.

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony