sobota, 6 grudnia 2014

~31~


    Resztę dnia spędziła za zamkniętymi na klucz drzwiami. Nie otwierała nikomu. A ktoś pukał kilka razy. Spodziewała się tego i dlatego założyła słuchawki na uszy i włączyła głośno muzykę. Wtedy mogła udawać, że nic się nie dzieje.
    A do drzwi pukała matka Shane'a. Chciała zobaczyć, co u Mayi. Miała nadzieję, że porozmawia z dziewczyną, dowie się, co myśli o zaistniałej sytuacji. Gdy jednak zobaczyła, że blondynka nie chciała się z nikim widzieć, dała sobie spokój.
    Maya starała się nie myśleć o wydarzeniach z tego dnia. Ale nie udawało jej się. Niektóre słowa, pewne sceny po prostu pojawiały jej się w głowie i zostawały tam na długo. Chyba najdłużej analizowała wypowiedź Shane'a i ich pocałunek. Była rozdarta. Jedna jej część uważała, że tak jak było do tej pory to dobre wyjście. Lecz w głębi duszy czuła, że tak do końca nie jest wszystko okej. Coś nie pasowało do całości. I najbardziej obawiała się tego, że to ona była tym niepasującym do tej układanki elementem.
    "Ale czy wtedy nie było by dla mnie lepiej? Prościej? Gdyby okazało się, że to wszystko to jedna wielka pomyłka?" - zastanawiała się. Zdawała sobie sprawy, że nie może być mowy o żadnej pomyłce. Mimo to łudziła się.
    Tak bardzo chciała zadzwonić do którejś z przyjaciółek i pożalić się jej. Już sięgała po telefon, gdy uzmysłowiła sobie, że nie miała do kogo zadzwonić. Z Dianą nigdy nie były na tyle blisko, by powierzać jej tak ważne dla niej sprawy. Oczywiście, mogła na nią liczyć i bardzo się lubiły, ale to z Wendy zawsze wszystko dokładnie omawiała, jeśli w grę wchodzili chłopcy. To ona wiedziała, kiedy Maya potrzebowała mocnego kopniaka w tyłek a kiedy pocieszenia. To ona  była przy niej, kiedy pierwszy raz się zakochała. Więc co się stało, że ta więź tak nagle zniknęła? Że Wendy już nie potrafiła zauważyć złego nastroju przyjaciółki? Pojawiła się osoba trzecia - Chloe - która wtrąciła się między nie i tak długo przekonywała do siebie Wen, aż omamiła ją sobie wokół palca, żeby mieć ją tylko dla siebie.
    Przed oczami Mayi stanęła jej scena, gdy w czwórkę były na lodach w urodziny Diany. Siedziały w ogrodzie przy kawiarni pod szerokim parasolem i śmiały się, jedząc desery lodowe. Wtedy też Maya chciała opowiedzieć przyjaciółkom o tym, że dziewczyna Josha ją wkurzała swoim zachowaniem. Już zaczęła o niej opowiadać, gdy nagle Chloe wtrąciła się, mówiąc jakąś "ważną" informację, dotyczącą zespołu koreańskiego, czy diabli wiedzą jakiego jeszcze. Zainteresowana Wendy szybko odwróciła się od Mayi, przepraszając ją. Kiedy Chloe, Diana i Wen przestały się podniecać, myślała, że będzie mogła dokończyć, lecz myliła się. Te zaczęły już niwy temat, nie dając jej nawet dojść do głosu. Dziewczyna poczuła się odrzucona i potem już mało kiedy się odzywała.
    Tak bardzo starała się utrzymać z nimi dobry kontakt. Znosiła wiele - ignorowanie, lekceważenie, niezauważanie; często czuła się niewidzialna dla nich. Ale stając się niewidzialną dla nich, robiła się coraz bardziej widzialna dla reszty klasy, z którą Wed i Chloe nie za bardzo się dogadywały w ostatnim roku. To właśnie wtedy Maya znów zaczęła spędzać czas z Alex i Abby. Coraz częściej śmiała się i gadała z chłopakami. Zbliżyła się do wszystkich. A oddaliła od przyjaciółek.
    Maya, zmęczona całym dniem wrażeń, zasnęła.
    Gdy otworzyła oczy, czuła się nadzwyczaj wypoczęta. Rozejrzała się dokoła i zmarszczyła brwi. Nie znajdowała się już w pokoju, który zajmowała w domu Shane'a. Stała pośrodku wielkiej polany, na której rosło mnóstwo kolorowych kwiatów. W oddali widziała cienie wielkich, rozłożystych drzew. W jej polu widzenia nie znajdowało się nic innego. Ruszyła więc w stronę, w której widziała rosnące drzewa. Idąc, spojrzała w górę. Niebo było błękitne bez ani jednej chmurki. Nie czuła na odsłoniętej skórze ramiona powiewu wiatru, mimo to zrobiło jej się zimno. Potarła dłońmi zmarznięte ramiona, rozglądając się za przyczyną tak nagłego spadku temperatury. Niczego niepokojącego nie zauważyła, ale mimo wszystko przyspieszyła, nie czując się bezpiecznie na odsłoniętym terenie.
    Cały czas szukała czegoś, co nie pasowałoby do tak pięknego krajobrazu, idąc coraz szybciej. Niemal wbiegła pomiędzy drzewa, zerkając za siebie. Wydawało jej się, że na horyzoncie coś zauważyła. Zbliżało się do niej. Serce przyspieszyło na chwilę swoją pracę. Zniekształcony na początku cień, z każdą chwilą stawał się coraz wyraźniejszy. Nie czekając, aż zbliży się jeszcze bardziej do dziewczyny, ruszyła przed siebie w głąb lasku.
    Biegła, słysząc za sobą dyszenie tego czegoś, co za nią biegło. Od czasu do czasu złamało gałązkę czy nadepnęło na suche liście. Nie miała pojęcia, co to było. I nawet nie chciała przystanąć, by przekonać się, jak wyglądał ten stwór, który ją gonił.
    Raz zdawało jej się, że był tuż za nią, a następnym razem, że nagle przestał ją gonić. Dziewczyna jednak nie zwolniła. Czuła, że gdyby się zatrzymała, straciłaby szansę na ucieczkę. Więc biegła przez ciemny las, który zdawał się nie mieć końca, a z pozoru był zaledwie kilkoma drzewkami.
    Zwolniła nieco, bo mimo ćwiczeń, jakie zafundowała jej pani Shay, jej kondycja była daleka od dobrej. Już po tych kilkudziesięciu metrach brakowało jej tchu, a serce niemiłosiernie waliło w żebra. Ale nie poddawała się. Biegła dalej.
    Zrobiło się znacznie ciemniej i zimniej. Zastanawiając się nad przyczynami, nie zauważyła wystającego z ziemi grubego korzenia. Upadła, zdzierając sobie skórę z dłoni i tłukąc kolano. Gdy stanęła z powrotem na nogach, zabolało. Zaczęła kuśtykać, lecz to nie było to samo co bieg. Nagle tuż za sobą usłyszała cichy warkot. Przerażona, mimo bólu ruszyła biegiem pod górę.
    Łzy bólu i strachu strumieniami spływały jej po policzkach. Nie szlochała ani nie krzyczała. Była na tyle opanowana, by pamiętać o tym, że nawet najmniejszy szelest może spowodować, że się ujawni. Starała się też nie nadeptywać na suche liście czy gałęzie, ale w lesie było to wręcz niewykonalne przy takiej prędkości. Co raz skrzywiała się, słysząc pod jej stopami dźwięk łamanej gałązki.
    Zerknęła przez ramię do tyłu, by zorientować się, czy ktoś za nią biegnie. Między drzewami zauważyła jakby wielkiego czarnego psa o dwóch głowach. Tyle że te dwie głowy nie należały do jej ulubionych zwierząt. Łby stworzenia były ptasie. Miały dziób i dwoje oczu po jednej i po drugiej stronie czaszki. Monstrum obrośnięte było ciemną, długą sierścią, gdzieniegdzie oblepioną czymś jasnym. Ślepia wpatrywały się w nią z czerwono złotym błyskiem. Dzioby kłapały. Od czasu do czasu wysuwały się z nich różowe języki. Cienki ogon zakończony czymś podobnym do ptasiego pióra ruszał się niespokojnie. Wielkie, ciężkie łapy ze schowanymi ostrymi pazurami nie wydawały głośnych dźwięków przy kontakcie z ziemią. Słychać było delikatne stąpnięcia i łamanie gałązek gdy akurat stwór na nie nadepnął.
    Przerażona widokiem nadzwyczajnego monstrum, przyspieszyła. Niestety nie udało jej się biec wystarczająco szybko. Zwierzę w pewnym momencie skoczyło na nią i powaliło na ziemię. Oddychając ciężko, próbowała się wydostać spod jego cielska, lecz on okazał się zbyt wielki i ciężki. I śmierdział mokrym psem. Warknął cicho na nią po czym usłyszała w swojej głowie pomruk, który dopiero po chwili zrozumiała.
    - Niepotrzebnie przede mną uciekałaś. I tak cię dopadłem. Ja zawsze znajduję tych, na których mi zależy. A na tobie zależało mi od początku. Jesteś krucha, słaba. Od razu wiedziałem, że kiedy przejmiesz pieczę nad Elessarem, zdołam do ciebie dotrzeć. I mi się udało. - Charknął, co tylko trochę przypominało śmiech.
    - Kkim jesteśś? - wyjąkała, starając się zaczerpnąć powietrza, nieskażonego jego zapachem.
    - Złem - odparł po prostu. I tym razem najpierw usłyszała zwierzęcy pomruk, a dopiero potem zmienił się on w jej głowie w słowa wypowiedziane męskim głosem.
    - Jesteś prawdziwy? - zapytała cicho. Zwierzę zaśmiało się.
    - Teraz? Oczywiście, że nie. To tylko twój sen. Ale czy to, że jestem w twoim śnie, nie oznacza, że nie istnieję naprawdę? - odezwał się filozoficznie. Jego głos stawał się coraz cichszy, aż w końcu umilkł zupełnie...

    Maya obudziła się zlana potem. Usiadła i zapaliła nocną lampkę, bo jak się okazało, na dworze zrobiło się już całkowicie ciemno. Na chwiejnych nogach podeszła do okna. Otworzyła je na oścież i wciągnęła głęboko czyste, nocne powietrze. Poczuła się nieco lepiej. Serce przestało tak szybko bić, choć nadal się bała. Nie potrafiła określić czego dokładnie. Dlatego postanowiła, że rano pójdzie do biblioteki i będzie szukała tak długo, dopóki nie znajdzie czegoś na temat stworzenia, które ją goniło w lesie we śnie.
    Leżąc z powrotem w łóżku zastanawiała się nad ostatnimi słowami zwierzęcia. Niby wszystko rozumiała, ale tak naprawdę niczego nie wiedziała. Miała dość niewiadomych, tajemnic, niedopowiedzeń. Całe jej życie to jedno wielkie kłamstwo i sekret, które zamierzała już wkrótce odkryć. Z czyjąś pomocą lub bez znajdzie odpowiedzi na resztę pytań. A było ich sporo. Tylko najpierw musi się porządnie wyspać.


~~~*~~~*~~~*~~~

    Hej :) Jedno malutkie pytanie do Was: dlaczego uważacie, że Adam jest wredny? Bo ja na przykład tego nie widzę, bo patrzę subiektywnie na jego postać, a bardzo jestem ciekawa, co takiego zrobił, że macie go za złą postać. Pytam z czystej ciekawości, bynajmniej nie chcę zmienić jego charakteru, bo może czasami faktycznie mi nie wyszedł, ale według mnie jest taki, jaki powinien być. Tylko zastanawia mnie, co spowodowało, że go nie lubicie. I bardzo proszę o odpowiedź, bo naprawdę to dla mnie ważne.

    A teraz życzenia Mikołajkowe! Wszystkiego najlepszego! Śniegu na Święta! No i wszystkiego, czego sobie życzycie. Dostaliście coś, czy Mikołaj nie przyszedł szóstego grudnia i nadal czekacie na Wigilię? :)

    Pozdrawiam serdecznie! I ZAPRASZAM DO GŁOSOWANIA W ANKIECIE!

3 komentarze:

  1. Hmm...Opowiadanie jest bardzo ciekawe, dodałaś trochę tajemnic co mi się bardzo podoba...Postanowienie końcowe Mayi (nadal nie umiem odmieniać tego imienia...przepraszam)jest właściwe i się z nim zgadzam, bo też chcę odkryć wszystkie tajemnice tego opowiadania i najważniejsze...Kto jest tym królem? Prawowitym właścicielem Elessarem'u(skąd pochodzi ta nazwa...sama ją wymyśliłaś)?
    Ciekawi mnie ten stwór i skądś znam taki opis Zła...ale nie pamiętam skąd. Po co on jej szuka?
    Przydałaby się Mayi rozmowa z matką Shana(następne imię do którego nie znam odmiany) ona pewnie, by jeszcze bardziej namieszała lub pomogła dziewczynie.
    Ostatnie Maya musi się pogodzić z dziewczynami, bo nie wyrabiam, a przynajmniej z Dianą...jak dobrze pamiętam.

    A teraz odpowiedź na pytanie...
    Na początek zagięłaś mnie, może dlatego, że nie potrafię patrzeć subiektywnie na bohaterów i jak ktoś mi się od razu spodoba to zostaje z nim do końca...Adam nie wiem dlaczego od razu mi się nie spodobał, krzywo mu z oka patrzyło :D...Tak szczerze to trochę przypomina mi mojego kolegę, za którym nie przepadam...podobne charaktery, oboje potrafią postawić na swoim...ja takich ludzi nie lubię, bo sama taka jestem :P

    Trochę się rozpisałam, ale to nie szkodzi, taki prezent ode mnie na Mikołajki :D
    Pozdrawiam i życzę weny
    Mia
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyhy baaaardzo dziękuję za tak długi komentarz *,*
      Elessar zaczerpnęłam z Władcy Pierścieni. Ogólnie odrobina historii jest tak podciągnięta pod tę książkę, ale tylko trochę. Myślę, że jak ktoś czytał to zauważyłby różnice i podobieństwa :)
      Haha szczerze powiedziawszy to też mi się skądś kojarzy, ale naprawdę nie wiem, skąd. A ten pomysł z tym stworem tak trochę mi wpadł tak nagle, ale myślę, że wątek ładnie mi się ułoży :)
      Nad tą rozmową nie myślałam. Zastanawiałam się nad inną i chyba będzie nawet w następnym rozdziale, ale nad tym, by pogadała z mamą Shane'a to jakoś nie myślałam. Uważam, że Maya jakoś nie do końca jest przekonana do niej. No bo kto chciałby gadać z prawie obcą kobietą o jakiś jej przywidzeniach sennych... Przynajmniej tak tak sądzę ;)
      Hyhy a co się stanie z dziewczynami to moja prywatna sprawka :D Subiektywnie mówiąc to ja nie chcę, żeby się pogodziły. A z Dianą to jest w dobrych stosunkach z Mayą tylko nie w takich, jak była z Wen kiedyś - właśnie o tym w poście u góry pisałam. Ale co ja wymyślę w opowiadaniu to nie mogę zdradzić :D
      Ja też tak mam, że gdy jakiś bohater mi od początku nie przypadnie do gustu to już potem go nie lubię. Tak pytałam, bo myślałam, że to jakieś moje potknięcie gdzieś po drodze przy opisywaniu go. Ja uważam, że odrobina uporu jeszcze nikomu nie zaszkodziła :D
      Oczywiście, że się nie obrażę za tak wspaniały komentarza :D Dziękuję <3
      Zuza ;)

      Usuń
  2. Opowiadanie i ten rozdział ogromnie mi się spodobało
    I nie nie sądzę by Adam był wredny ma taki charakter :)
    Coś sądzę że te sny będą jej pomagać bo będzie mogła coś wyjaśnić a (może nawet) przewidzieć :D
    Ciekawy wątek na koniec .
    Ciekawe czy powie o tym reszcie
    Weny , weny i jeszcze raz weny
    Paaaa :D

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony