niedziela, 14 lutego 2016

Dziedzictwa Planety Lorien, czyli niecodzienna saga o kosmitach


Dziedzictwa Planety Lorien jest to saga opowiadająca o przybyłych na Ziemię uciekinierach z nieistniejącej w naszym układzie słonecznym planety - Lorien. Na początku poznajemy Johna i jego opiekuna, Henriego, którzy uciekają od jednego miejsca do drugiego po całych Stanach Zjednoczonych przed inną rasą kosmitów, którzy opanowali ich planetę. Opowieść o wojnie, o pokonywaniu własnych słabości, o miłości, która poddana jest wielu próbom. Książki zawierają wiele ciekawych wątków, kilku naprawdę fajnych bohaterów oraz historię Lorien i jej mieszkańców.


Dziedzictwa Planety Lorien zaczęłam czytać po obejrzeniu filmu "Jestem Numerem Cztery". Tak mnie zaciekawił, a końcówka już w ogóle kompletnie zwaliła z nóg, że po prostu musiałam dowiedzieć się, co się dalej wydarzy. I tak od jednej części do drugiej, aż jestem właśnie w trakcie czytania piątej części.

Denerwuje mnie to, że niektóre wprowadzenia do historii znajdują się w dodatkowo wydanych książkach tzw. "Zaginionych Kartotekach", które nie są wydane wszystkie w Polsce. Jedynie kilka z nich jest profesjonalnie przetłumaczonych i wydanych w formie książek. Trochę to denerwuje, kiedy zaczyna się czytać kolejną część i czasem jest coś, jakiś drobny szczególik, jakaś drobna wzmianka, co ni jak pasuje. A okaże się, że jeżeli przeczyta się kartoteki odpowiednio w czasie, wszystko ułoży się w logiczną całość i ma się obraz całej sytuacji. Te historie w kartotekach są chyba tak stworzone, by nie zaburzały wątków w głównych książkach, ale, kiedy przeczyta się wszystko po kolei, to nie czuje się takiej pustki. Wtedy wszystko jest dopowiedziane. A ja jako wymagający i bardzo wczytujący się w historię czytelnik, lubię mieć wszystko po kolei wytłumaczone.

Nie potrafię wybrać części, która najbardziej wyróżniałaby się spośród reszty. Każda czymś mnie zachwyciła, czymś zasmuciła, rozweseliła. Chyba każda miała taki moment, gdzie mówię "Boże, już więcej tego nie czytam!". Ale wracam, bo to jest silniejsze ode mnie. I tak oto właśnie kończę ostatnią wydaną część "Zemstę Siódmej". I w niej również nie mogę się przemóc i skończyć tylko że z innego powodu. Bo wiem, że jeżeli przeczytam to będę musiała długo czekać na koleją część. A jeżeli jeszcze poprzedniej nie skończyłam, to zawsze mogę do niej spokojnie wrócić i kawałek przeczytać i delektować się słowami. Głupie, prawda?


Bardzo przypadła mi ta seria do gustu. Pojawiło się kilkoro ciekawych postaci, m.in. Sam, który może a początku wydawał się nieco szurnięty i nieogarnięty, ale z czasem okazał się lojalnym przyjacielem i synem. To on miał zabawne momenty i był naprawdę uroczy (zwłaszcza, jeżeli chodziło o Szóstą). Również Ella i Dziewiąty (a już zwłaszcza razem) zostali wykreowani ciekawie. Co prawda, Dziewiąty miał tak wkurzający charakter, że po pięciu minutach chciało mu się przywalić patelnią w łeb, ale miał to coś i po prostu trzeba było mu później wszystko wybaczyć.

Z reszty postaci, irytowała mnie miejscami Sara oraz sama ich miłość. Mieli po te piętnaście lat, a czasami zachowywali się jakby mieli po trzydzieści. Trochę to nierealne, choć może Loryjczycy, którzy podobno zakochiwali się raz na całe życie, tak właśnie mieli.

Okazuje się, że brakuje mi postaci, których bym nie lubiła od początku do końca. Oczywiście jest Setracus Ra, ale on, jako zły charakter, z definicji jest ten, którego się nie lubi (choć ja przez pewne wydarzenia nie znoszę go jeszcze bardziej; nie chcę spojlerować, ale jeżeli ktoś chciałby się dowiedzieć, pytajcie). Nawet Piątego lubię, ponieważ wiem, dlaczego zrobił to, co zrobił. Chciał się ratować i to trochę nieszlachetne, ale kto powiedział, że każdy musi zachowywać się jak John i wszystkich ratować? Spodobała mi się jego postać, ponieważ trochę nieszczęśliwa, samotna, wprowadziła chaosu w szeregach Gard. Oprócz nich są jeszcze pewne osoby, które krótko są złe, ale później przechodzą na dobrą stronę (zdecydowanie za dużo ich, choć bez nich Loryjczycy nic by nie zdziałali).

Najsmutniejsze momenty? To jasne, że zaliczam do nich wszystkie śmierci, a było ich niemało. Najbardziej wstrząsnęła mną jedna śmierć, która była całkiem niepotrzebna i która w sumie stała się przez przypadek. Najbardziej zapamiętałam historię śmierci Cepana Ósmego, kiedy kobieta, w której był zakochany, wydała ich Mogadorczykom. Bliscy podobno krzywdzą najbardziej, prawda?

Książki trzymają w napięciu, jest mnóstwo ciekawych wydarzeń, ale i zwykłego życia, dzięki czemu nie jest to tylko opowieść o kosmitach, ale również o nastolatkach. Oprócz galaktycznej wojny, mają problemy z prawem, z zaaklimatyzowaniem się w nowej szkole czy miejscu, do którego akurat przybyli. Nieporozumienia z opiekunami są na porządku dziennym. Wydają się tacy, jak my. Jedyne, co ich odróżnia to pochodzenie i Dziedzictwa podarowane im od samej planety. Każdy z nich ma coś innego, choć, jak się później okazuje, niezupełnie jest to prawda. Mówiono, że będą gotowi do walki, kiedy każdy z nich zdobędzie Dziedzictwo, które wspomoże go w walce. I takim sposobem, każdy z Gardów posiadał kilka darów.

Dużo by jeszcze opowiadać, więc może zostawię Was z tymi informacjami. Jeżeli macie jakieś pytania, walcie śmiało. A może chcielibyście szczegółową recenzję każdej po kolei książki z serii? Albo jakiejś innej? Chętnie podejmę się wyzwania. Właśnie rozpoczęłam ferie, więc mam chwilkę ;)

A Wy? Przeczytaliście Dziedzictwa? A może oglądaliście film? Albo zamierzacie? Naprawdę polecam tym, którzy lubią klimaty fantasy i kosmiczne. Pojawia się w książce mnóstwo ciekawych wątków i przygód. Walka dobra ze złem - niby powszechny temat, ale uważam, że warto sięgnąć po książki nawet dla zwykłej przyjemności.

Ps. W mojej skromnej kolekcji brakuje kilku kartotek i trzeciej części "Droga Dziewiątego". Dlatego nie ma ich na zdjęciach ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mrs Black bajkowe-szablony