sobota, 18 stycznia 2014

~9~


 
  Siedzieli w prawie pustej kawiarence, próbując znaleźć odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Była to mała, przytulna knajpka, wciśnięta między dwa spore budynki. Nietrudno ją znaleźć. Duży afisz nad drzwiami i oknem robił swoje - przyciągał turystów, szukających masowego źródła informacji, jakim w tych czasach jest internet.
    Niczym szczególnym się nie wyróżniała. Kilka stolików, parę działających komputerów, połączonych z siecią. Można tu było skorzystać z internetu, ale i zjeść coś, czy napić się po długiej wędrówce po mieście.
    Chłopcy znaleźli to miejsce już wcześniej, gdy zwiedzali miasto. Później było im łatwiej do niego trafić, bo dobrze zapamiętali ten budynek. W końcu, jak to młodzież XXI wieku, lubiła swój wolny czas spędzać przed komputerem. Lecz w nie wrócili tam po to, by grać, lecz po to, by znaleźć sposób na uratowanie Mayi. Zasiedli przed wysłużonym komputerem i zaczęli pracować.
    Wydawało im się, że przeszukali cały internet, chcąc dowiedzieć się czegoś o Elessarze i Strażniczkach. Shane'a zaczynały boleć oczy od ciągłego wpatrywania się w ekran komputera.
    - Mam dość! - westchnął i usiadł wygodniej na krzesełku. Zerknął w stronę Adama, który nadal nie tracił nadziei i szperał w sieci. Shane widział, jak jego oczy błyszczą z podekscytowania. Siedział jak na szpilkach. Co chwilę wstawał z krzesełka, gdy coś nie chciało się włączyć.
    "No tak, dla niego to nowość" - pomyślał - "Bądź, co bądź, miałem czas, by się do tego wszystkiego przyzwyczaić."
   Choć się nie przyzwyczaił. A przynajmniej nie do końca. Jakoś nie mógł uwierzyć w to wszystko. Magia? Czary? Czy o to chodziło? Nigdy nie miał bardzo bujnej wyobraźni i może dlatego trudniej mu było to przyswoić.
    "Albo to absurd" - westchnął.
    Blondyn znów zerknął w stronę swojego przyjaciela, który z pasją wczytywał się w słowa na ekranie komputera. Dziękował Bogu, że Adam nie zasypuje go pytaniami, choć widział, jak cisną mu się na usta. Już kilka razy w ciągu ostatnich dziesięciu minut, zwłaszcza, gdy znaleźli coś bardziej interesującego, rozchylał wargi, by się odezwać. W ostatniej chwili jednak rezygnował.
    W końcu nie wytrzymał i zapytał:
    - Wiedziałeś?
    - Co wiedziałem? - westchnął blondyn. Przeczuwał, że będą pytania, ale i tak nie był na nie gotowy.
    - To, że należymy do Zakonu - sprecyzował.
    - Wiedziałem, że JA należę. O tobie rodzice mi nic nie mówili.
    - Ale czemu tobie powiedzieli? Przecież urodziny masz dopiero w lipcu - zdziwił się Adam. Czuł się nieco urażony tym, że jego kumpel wiedział o takich rzeczach i mu nic nie powiedział.
    - Spytałem ich o to - wskazał na znamię w kształcie ósemki. - No i mi powiedzieli, choć niechętnie, że nasza rodzina od pokoleń należy do Zakonu. Tyle. Chyba miesiąc, w którym mieliby mnie uświadomić nie robił im wielkiej różnicy. Ty to co innego. W lutym skończyłeś dopiero szesnaście lat, więc nie ma się o co wściekać. Poza tym nie uwierzyłem im od razu. Myślałem, że się ze mnie śmieją, bo ja wiem. Stopniowo przyswajałem tą nowinę.
    - Każdy członek Zakonu ma taki znak? - zainteresował się.
    - U mnie w rodzinie wszyscy mamy ósemkę. Ty nie masz?
    Pokręcił głową zrezygnowany.
    "Może jego mama się myliła? Może wcale nie należę do tego Zakonu?" - pomyślał brunet. Było mu smutno, bo, nie wiedzieć dlaczego, cieszył się, że był członkiem Zakonu.
    Niespodziewanie podskoczył na krzesełku. Z nieznanych mu przyczyn, rozbolała go stopa. I nagle go olśniło!
    - Czy to możliwe, bym miał inny znak? - zapytał ożywiony.
    - A skąd ja mam to wiedzieć? Nie jestem ekspertem do spraw Zakonu - powiedział nieco zirytowany. - A masz inne znamię? - zapytał po chwili, jakby musiała minąć chwila, by do niego dotarło to, co powiedział kolega.
    - Tak. Wygląda jak piórko. Mam je na stopie.
    - A wiesz, czy ktoś z twojej rodziny też je ma?
    - Nie wiem... Chociaż czekaj. Widziałem takie coś na plecach Vicky. Twierdziła, że zrobiła sobie tatuaż, ale od początku jej nie wierzyłem. A czemu pytasz?
    - Bo może każda rodzina w Zakonie ma inny znak? Tak, żeby można było ich rozpoznać. Moje ósemki, twoje piórko. Ciekawe jakie jeszcze są.... - zamyślił się.
    - Myślisz, że kiedyś ich poznamy? - spytał Ad.
    - Kogo?
    - No innych członków - zirytował się brunet.
    - Może... - westchną Shane. - Z tego co pamiętam, szukaliśmy legendy... Masz coś?
    - Niestety nic nie ma. Nawet wzmianki o Elessarze czy Strażniczkach.
    - Może to jest ściśle tajne? - szepnął.
    - Co robimy w takim razie?
    - Nie wiem! Daj się chwilę zastanowić! - zawołał Shane. Adam zamilkł.
    Myśli kotłowały się w jego głowie. Za wszelką cenę chciał dowiedzieć się czegoś, co pomogłoby im odnaleźć Mayę. Miał złe przeczucia, co do tego nagłego zniknięcia koleżanki. I one wcale mu nie pomagały w szukaniu najlepszego rozwiązania.
    Adam spoglądał co chwilę na niego niepewny, czy jego przyjaciel wie, co ma robić. Shane czuł te spojrzenia, choć brunet myślał, że kolega tego nie zauważył. To jeszcze bardziej irytowało Shane'a Nie był przecież nie wiadomo jak genialny. Nie potrafił ot tak wymyślić, co mieliby zrobić. Nie rozumiał, dlaczego Ad wierzył, że teraz przejmie dowództwo, skoro nigdy się do tego nie kwapił.
    Jego rozmyślania przerwał Jacob i Colin, którzy weszli do kawiarenki, całkowicie niezauważeni przez chłopców siedzących przed komputerem. Zorientowali się dopiero, gdy Colin klepnął Adama w ramię.
    - Siema,co tam? - zapytał Jacob. - Czego szukacie? - zainteresował się, widząc ładującą się stronę internetową. Był on specem od wszelkiej elektroniki komputerowej, potrafił znaleźć wszystko, naprawić wszystko. Interesował się wszystkim, co było związane z komputerem i internetem.
    - Ye... Szukaliśmy... - jąkał się Adam.
    - Zastanawialiśmy się, czy można jakoś sprawdzić, gdzie znajduje się człowiek i co byłoby do tego potrzebne...
    - Pewnie że można - wzruszył ramionami Jacob. - A kogo szukamy?
    - Gdybyś to zrobił, byłbyś naszym królem! - zawołał Adam z nutą nadziei w głosie. Specjalnie nie odpowiedział na pytanie kolegi. Może udałoby się obejść całą to pogmatwaną historię tak, żeby nikt nie dowiedział się, że szukali Mayi.
    - A co byłoby ci potrzebne? - zainteresował się Shane.
    - Numer telefonu i komputer - znów wzruszył ramionami.
    - Jeśli ci się uda, stawiamy ci duże piwo!
    Shane'owi mocniej zabiło serce. Czy to jest możliwe? Czy dzięki Jacobowi znajdą Mayę? Miał taka nadzieję. Podał więc chłopakowi numer blondynki i czekał. Jacob usiadł przed komputerem. Jego dłonie latały nad klawiaturą, muskając klawisze.
    - Gotowe - uśmiechnął się przez ramię do Shane'a już po paru minutach. - Łatwy kod do złamania. Według tych informacji, ta osoba, której szukacie, znajduje się parę dobrych kilometrów za miastem i to nie przy głównych drogach. Wygląda to tak, jakby siedziała na... polu.... Ale co ona tam robi? I co zamierzacie zrobić?
    - Nie ma czasu na wyjaśnienia. Dzięki stary, jesteś wielki. Pamiętaj, wisimy ci duże piwo, może nawet dwa. - Blondyn wyciągnął telefon, wychodząc z kawiarenki.
     - Co robimy? - zainteresował się Adam, depcząc mu po piętach.
    - Jedziemy tam! Chyba nie myślałeś, że ją tam zostawię? Po moim trupie. To znaczy... Ja jadę - nie mówił zbyt składnie, ale miał nadzieję, że jego kumpel go zrozumie.
    - Ale twoja mama...
    - Czy ty myślisz, że ja jej kiedykolwiek posłuchałem? Znasz mnie, człowieku.
    - To nie jest dobry pomysł. Zakon sobie z tym poradzi...
    - JA też jestem Zakonem! - krzyknął. Wybrał numer i przyłożył telefon do ucha. Nie patrzył na kolegę. Wpatrywał się przed siebie na ulicę, gdzie po chwili pojawił się samochód.
    Ktoś odebrał telefon. Chłopak zaczął tłumaczyć kobiecie, że chciałby zamówić taksówkę, lecz urwał wpół słowa, bo oto z auta wysiadła Maya. Cała i zdrowa, choć przerażona i bliska omdlenia. Serce zabiło mu szybciej.
    - Nieważne - mruknął do słuchawki i rozłączył się. Chciał podejść do dziewczyny, lecz Adam go wyprzedził. Już biegł ku zdezorientowanej blondynce. Złapał ją, bo ledwie trzymała się na własnych nogach. Przytulił ją mocno, podnosząc minimalnie do góry.
Mruczał siarczyste przekleństwa we włosy dziewczyny, skierowane do tych, którzy ją uprowadzili. Shane wiedział, że kamień spadł mu z serca.
    - Mi, wszystko okey? - szepnął, odsuwając się na tyle, by spojrzeć jej w oczy. Rozejrzała się dokoła, ledwo, prawie niezauważalnie kiwnęła głową, a potem wtuliła w chłopaka.
    Shane patrzył na tą dwójkę nie wiedząc, co robić. Miał ochotę im przerwać i przywalić Adamowi, lecz wiedział, że nie może tego zrobić przy Mayi. Już dość się dzisiaj nacierpiała, cokolwiek jej robili. A wyglądała, jakby przed chwilą ledwo uszła z życiem sprzed nosa głodnego lwa.
    "Co oni jej zrobili?" - spytał sam siebie, gdy dziewczyna odwróciła głowę i ujrzał jej oczy. Oczy pełne przerażenia, paniki i niedowierzania.
    - Chodź, musisz usiąść. Cała się trzęsiesz - zauważył Adam, prowadząc ją do schodów kamiennicy. Stał tam Jacob w towarzystwie Marka i Colina.
    "Co mam im powiedzieć?" - zastanawiał się blondyn. Prawdy na pewno nie mógł im wyjawić. Mama by go prześwięciła. - "Mama..." - w jego głowie zrodził się kolejny plan, co do którego wiedział, że go zrealizuje.

    - Jesteś głodna? Potrzebujesz czegoś? - pytał Adam. Maya nie chciała nic. Pragnęła tylko znaleźć się w ciepłym łóżku, z dala od światła słonecznego, z dala od gwaru miasta. Chłopak usiadł obok niej, więc mogła wtulić się w jego tors. Schowała głowę w zagłębieniu jego szyi.
    - Powinniśmy iść na zbiórkę - zauważył Shane dziesięć minut później. Blondynka jęknęła i podniosła na niego pusty wzrok. - Wytrzymaj jeszcze tylko odrobinę. W autobusie będziesz mogła się położyć i dopilnujemy, by nikt ci nie przeszkadzał. Obiecuję. Wszystko zostaw nam.
    Pomogli jej wstać. Prawą nogę miała obdartą, więc kulała. Oparła się  o ramię Adama i powoli ruszyli. Gdy dotarli, wszyscy czekali tylko na nich. Wychowawczyni spojrzała na Mayę.
    - Co się stało? - spytała, pokazując jej zalaną przez krew nogę.
    - Wywróciła się tam, na takiej dziurze. To chyba nic poważnego, tylko obdarcie skóry, ale nie warto ryzykować - wyjaśnił szybko Shane.
    - Tak, widziałam tę nierówność, o której mówisz. Dacie sobie radę?
    - Tak. Proszę się nie martwić. Gorsze rany się i widziało i miało. W hotelu się ją przemyje i już.
    - No dobrze, dobrze, ale czy teraz sobie poradzicie?
    - Oczywiście, pójdziemy sobie na końcu, żeby nie robić zamieszania.
    Nauczycielka przeszła dalej, sprawdzając, czy nikt się w tym czasie nie się oddalił. Shane odetchnął z ulgą.
    - Nie wiedziałem, że pójdzie tak łatwo.
    - Jej wszystko można wmówić - zauważył Adam. - Ile to razy chłopaki opowiadali jej jakieś głupoty, a ona w nie wierzyła.
    Shane pokiwał tylko głową. Dobrze o tym wiedział. W jego klasie nie było zbyt wielu utalentowanych plastycznie. Mieli też pamięć jak ser szwajcarski. I dlatego wiele razy wciskali jej kit, a to, że przyniosą rysunek na następną lekcję, a to, że nie wiedzieli, że to miało być na dzisiaj.
    Ruszyli. Jak zapowiedzieli, szli na końcu, parę metrów za ostatnimi - Natalie, Laurą i Caroline. Słyszeli szepty reszty grupy, lecz nie zawracali sobie tym głowy. Gdy Shane rozmawiał z nauczycielką, sporo osób wtedy podsłuchiwało, więc i tak wszyscy dowiedzą się, co się stało. Prędzej czy później.
    Maya próbowała iść o własnych siłach, lecz po kilku chwiejnych krokach, uczepiła się Adama. Shane szedł po drugiej stronie dziewczyny, nieco z tyłu, niosąc jej torbę, którą mu wcisnęła jeszcze na schodach. Gdyby coś się stało, blondyn mógłby złapać dziewczynę. Na szczęście nie musiał interweniować.
    Adam wszedł do autobusu pierwszy. Shane złapał Mayę za biodra i delikatnie podsadził. Dziewczyny siedzące już w autokarze spojrzały na nich zdziwione, ale i zainteresowane. Chłopak zauważył w oczach Diany niepokój.
    Blondy poprowadził Mayę do Adama. Gdy usiadła, brunet wślizgnął się na miejsce obok niej.
    - Trzęsiesz się - zauważył. Sięgnął po swoją bluzę i pomógł jej wsunąć ręce w nieco za duże rękawy. Dziewczyna chciała ją zapiąć, lecz dłonie tak jej się dygotały, że nie potrafiła sobie sama poradzić. Brunet złapał zamek i jednym, szybkim i sprawnym ruchem zapiął bluzę aż po szyję.
    - Dzięki - spojrzała na niego niepewnie i uśmiechnęła się smutno. Schowała dłonie w rękawach bluzy, podkurczyła nogi i położyła głowę na kolanach chłopaka, nie patrząc na to, że było jej niewygodnie. W tamtej chwili to się nie liczyło. Chciała tylko spać.
    Adam nieco zdziwił się tym ruchem, ale nie zaprotestował. Zsunął długie pasma włosów Mayi z jej twarzy i założył je za ucho. Kilka razy jeszcze je przeczesał palcami, bo były strasznie poplątane, ale niewiele to pomogło.

    Tymczasem za nimi Kevin i Mark zasypywali Shane'a pytaniami. Blondyn miał już przygotowaną odpowiedź.
    - Zagapiła się na jakąś wystawę i została w tyle. Gdy zaczęła nas szukać, przewróciła się i rozharatała nogę. Potem wezwała taksówkę, bo była strasznie zmęczona i jak się okazało, dobrze zrobiła, bo szła kompletnie w odwrotnym kierunku. Jest wyczerpana, to wszystko. Trochę snu, woda utleniona na ranę i po sprawie.
    Nie wiedział, czy mu uwierzyli, ale tyle im musiało wystarczyć. Z pomocą mamy wymyślił całą tę historię, która mogłaby się przytrafić każdemu. Ona była najbardziej prawdopodobna i wszystko tłumaczyła.
    Zerknął na Mayę. Leżała na fotelach w bluzie Adama. Chłopak głaskał ją po głowie. Miny nie widział, ale mógł ją sobie wyobrazić.
    "Na pewno jest szczęśliwy. Na jego ustach maluje się błogi uśmiech" - myślał. - "Przynajmniej ja bym tak miał..."
    Westchnął, ściągnął swoją bluzę z ramion i położył ją na plecach dziewczyny. Potem opadł na swój fotel i w drodze do hotelu do nikogo się nie odezwał. Myślał nad wszystkim po kolei. Zastanawiał się, co naprawdę czuł do Mayi, a co czuł do niej Adam. Czy to było coś prawdziwego?
    "Jest ładna, mądra, zabawna" - myślał. Tylko czy to wystarczy?
    Nie był też jakoś przekonany do tego, że Adam czuł do dziewczyny coś więcej. Nigdy nie rozmawiali o dziewczynach, a tym bardziej o tej blondynce. Bał się przyznać, że gdy ją widzi, serce zaczyna bić mu szybciej, że język mu się plącze i nie wie, co powiedzieć. Podobała mu się od jakiegoś czasu. Zauważył ją chyba, gdy mięli razem wf. On, Adam i Maya musieli wylosować, w której kolejności i z kim będą grać. Stanęli wokół nauczyciela i schowali ręce za plecami. Potem wyciągnęli je, pokazując wymyśloną przez siebie liczbę palców. W końcu okazało się, że drużyny chłopców mają grać razem, a dziewczyny z wygranymi. To chyba właśnie wtedy, gdy grali po dwóch stronach siatki, stwierdził, że jest ładna. Bardzo ładna. Gdy ściskali sobie ręce, spojrzeli sobie w oczy, Shane poczuł coś, czego nigdy wcześniej nie doznał. Tylko czy to była miłość?

~~~*~~~*~~~*~~~

Hej :) Jak wam się podoba? Przypominam tylko o ANKIECIE. I przepraszam, że rozdział nie pojawił się wcześniej i że jest mało obrazków i gifów, ale nie mogę nic znaleźć. Ech i jakby co, to nie znam się szczególnie na komputerach, dlatego to wszystko jest opisane tak, a nie inaczej :)
Jaki byście chcieli tu zobaczyć parring? Jestem otwarta na propozycje :) Chodzi mi o tych bohaterów, którzy są w zakładce "Występują".
KOMENTUJCIE! I do napisania!
Zuza♥

4 komentarze:

  1. Świetnie pomyślane... Super się czytało. Na jednym oddechu. Tak raz zjadłaś "n" i wyszło ci "blondy" a chodziło o Shane'a...
    Parring?? nie mam pomysłu... ale ty lubisz zaskakiwać i na pewno zrobisz coś takiego, że nie wstanę z podłogi, a gęba mi się przez kilka dni nie zamknie :)
    podsumowując... jestem mega ciekawa co jeszcze wymyślisz :D no i czekam z niecierpliwością na kolejny post tutaj lub na drugim blogu :)
    Twoja Marchewa♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Ehh... Nie wiem czemu ale nie mam sie czego uczepic... Znow. Czy tylko ja stwierdzam ze to opowiadanie jest swietne i zapowiada sie swietnie? No co tu wiecej gadac... Powiem tylko ze kolejne rozdzialy prosze:) Pozdrawiam. Rosemarie

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo...
    Życzę dalszej weny.
    Kocham...
    <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Heeej :* Melduję się, że czytam, ale jestem dopiero na trzecim rozdziale ^^ ale blog mega! I w ogóle zazdro, tak świetnie piszesz :< Wszystko jest takie realistyczne i świetnie to opisujesz. Dla mnie to opowiadanie to dodatkowa frajda, bo mogę się czegoś dowiedzieć z tego wyjazdu haha ^^ Pokochałam w tym opowiadaniu Shane'a i Adama xD Są mega :D I akcja na plaży loool ;) Od teraz się mnie tu nie pozbędziesz :* Będę wpadać częstooo :D
    Pozdrawiam ♥
    Vanilla Eilhart

    PS Yeaaah, nauczyłam się dodawać komentarze! :D Ale w zasadzie to nie mogłam ich dodać przez przeglądarkę, bo miałam Google Chrome i kompletnie nie chciały się opublikować, a jak weszłam przez Internet Explorer to jest już git :D

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony