czwartek, 2 stycznia 2014

~8~


    Maya spacerowała z Adamem, Shanem i Kevinem po placu. Po godzinie zwiedzania znaleźli restaurację, w której postanowili coś zjeść, bo marsz wzmógł ich apetyt. To właśnie tam dołączyli do nich Mark i Jacob - wysoki, ciemnowłosy harcerz, kolega blondynki z klasy. Każdy z ich szóstki zamówił sobie danie z menu, które mu najbardziej odpowiadało. Gdy czekali, rozmawiali na przeróżne tematy, opowiadali żarty, których było niezliczenie wiele, a każdy następny śmieszniejszy od poprzedniego.
    Dopiero, gdy zaczęli jeść, Maya miała chwilę, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Była to nieduża sala z kilkunastoma stolikami, w większości zajętymi, pięcioma dużymi oknami od sufitu aż po podłogę i barem, za którym znajdowało się wejście do kuchni. Restauracja urządzona została w ciepłych kolorach, głównie dominowała tu czerwień, przeplatana ze złotem.  Drewniane stoliki, wygodne krzesła - wszystko to sprawiało, że restauracja wydawała się przytulna i cicha. I jedzenie było pyszne.
    Gdy już najedli się do syta, zapłacili za posiłek i wyszli, by w gorącym słońcu przebyć resztę drogi. Chłopcy szli nieco z przodu, pogrążeni w głośnej dyskusji na temat ostatniego meczu siatkówki. Nie przeszkadzało jej to. Wręcz przeciwnie. Wreszcie miała czas, by bliżej przyjrzeć się architekturze tego miejsca, wystawom sklepowym, czy ludziom, przechodzącym obok.
    Zafascynowana, odłączyła się na chwilę od grupy, by pooglądać rysunki, które malował, siedzący na schodach, artysta. Był to mężczyzna o długich, sięgających ramion blond włosach, lekko przyprószonych siwizną. Uśmiechał się do każdego człowieka. To właśnie przez to w kącikach oczu pojawiły się zmarszczki. Był niski, szczupły, ale umięśniony. Mądre, zielone oczy uważnie obserwowały blondynkę, gdy ta przyglądała się jego obrazom. Niektóre przedstawiały miasto, które widziała. Wysokie budynki, ludzie, przechodzący ulicami, którzy zmęczeni zwiedzaniem, dokarmiali gołębie przy tabliczce, która kategorycznie tego zabraniała. Uśmiechnęła się, widząc małą dziewczynkę, taplającą się w wodzie fontanny. Obrazy narysowane były ze wszystkimi szczegółami, jakimi są napisy na pomniku, czy rzeźbienia na kolumnach kamienic - bardzo małe, ledwo dostrzegalne gołym okiem, a jednak widać, że tam są.
    Z tej odległości widziała Shane'a, sprzeczającego się o coś z Adamem. Już miała do nich podejść, bo zauważyła, że znacznie się od siebie oddalili, gdy nagle, z piskiem opon, zagrodziło jej drogę niskie, lecz długie, granatowe auto z przyciemnionymi szybami. Tylne drzwi otworzyły się i usłyszała zduszony czymś głos.
    - Wsiadaj! - rozkazał. Osłupiała dziewczyna nie wykonała polecenia. Gdy rozkaz ponowiono, a ona nie wsiadła, długie ręce, na których były rękawiczki, wciągnęły ją do środka.
    W samochodzie było duszno i śmierdziało papierosami. Nie widziała twarzy, ale po prostu wiedziała, że obok niej siedział mężczyzna. W aucie unosił się zapach tanich, męskich perfum. Rozejrzała się dokoła. Oprócz błyszczących, niebieskich oczu i zarysu zarośniętej szczęki gdzieś po jej lewej stronie, nie widziała nic konkretnego.
    Nie wiedziała, ile czasu upłynęło. Siedziała, wpatrując się w ciemność przed sobą. Dopiero po jakimś czasie otrząsnęła się z szoku, w jaki wpadła po tym, jak wsiadła do auta. Dotarło do niej, że została porwana. Zalała ją fala paniki.
    "Co robić? Co robić?" - myślała gorączkowo.
    Próbowała dosięgnąć ręką telefonu, który spoczywał w kieszeni i niespostrzeżenie się z kimś skontaktować. Na jej nieszczęście, siedzący obok niej facet, zauważył, co robi. Powstrzymał ją, kładąc swoją ogromną, twardą łapę na jej dłoni.
    - Lepiej, żebyś już więcej niczego nie kombinowała - warknął. - Tak będzie lepiej i dla ciebie, i dla nas. - Miał niski, nieco gburowaty głos.
    - Czy można się dowiedzieć, dokąd wy mnie do jasnej cholery zabieracie? - odzyskała głos. Strząsnęła obrzydliwą rękę tego typa ze swojej.
    - Można - wysyczał przez zaciśnięte zęby. - Ale dowiesz się dopiero, gdy dojedziemy na miejsce. Nie jestem upoważniony, by z tobą o tym rozmawiać.
    - Och, czyli wykonujesz tylko brudną robotę? - stwierdziła zbyt uprzejmym głosem. Mężczyzna warknął. Ot, uderzyła w kruche ego faceta, bo jak powszechnie wiadomo, nikt nie lubi, gdy się go wykorzystuje, a już zwłaszcza mężczyźni.
    - Laleczko, nie bądź taka pewna siebie - odezwał się facet, siedzący na miejscu pasażera. Gdy dziewczyna tam spojrzała, jeden jedyny raz przez przednią szybę zauważyła światła miasta.
    Mężczyzna odwrócił się w jej stronę i Maya, w świetle deski rozdzielczej, ujrzała dwudziestopięcioletniego faceta z wytatuowanymi ramionami. Na nos założył okulary-pilotki, a czarne włosy obficie wyżelował. Usta wyciągną w grymasie ni to uśmiechu ni bólu. W innych okolicznościach mógłby uchodzić za ładnego. Teraz odpychał swoim zapachem dymu i jeszcze czegoś, lecz Maya nie potrafiła tego zidentyfikować.
    - Bo co? - odpyskowała. Nie miała pojęcia, skąd u niej ten nagły przypływ odwagi. Nigdy nawet nie starała się udowodnić, że się czegoś nie boi, bo strach ją przeważnie paraliżował.
    "Może to wszystko przez duży przypływ adrenaliny?" - starała się wytłumaczyć sama przed sobą.
    - Wolisz nie wiedzieć - uciął, głosem nieznoszącym sprzeciwu facet, siedzący z przodu. Dziewczyna umilkła.
Oparła się o fotel, choć było jej dość niewygodnie. Przyciśnięta do drzwi, czuła, że klamka wbija jej się w bok. Mimo tego, nie przesunęła się w lewą stronę. Za bardzo się brzydziła właściciela gburowatego głosu.
    Nie wiedziała, ile jechali, ale gdy w końcu auto się zatrzymało, Mayę bolały wszystkie kości. Z ulgą przyjęła to, że drzwi otworzyły się i ktoś wyciągnął ją ze środka. Ponieważ przez pewien czas siedziała w bezruchu, zachwiała się. Dopóki nie utrzymała równowagi, młody mężczyzna o, z pozoru, miłym i nie niebezpiecznym wyglądzie twarzy, obejmował ją w talii. Dawało mu to jakąś satysfakcję, której dziewczyna nie mogła zrozumieć. Facet, który w samochodzie siedział obok niej, wysiadł i warknął na chłopaka. Ten szybko puścił Mayę i odsunął się od nich. Bał się.
    "Tylko dlaczego? W końcu chyba należeli do jednego gangu. A może ten mężczyzna był aż tak niebezpieczny, że nawet jego ludzie się go bali?"
    Blondynka rozejrzała się dokoła. Stała na długim, wybrukowanym podjeździe, przed ogromną rezydencją. Gdy dziewczyna na nią spojrzała od razu skojarzyła jej się z Malfoy Manor.
Ogromny pałac zbudowany z ciemnego kamienia. Dziewczyna musiała odchylić głowę do tyłu, by ujrzeć strzeliste wieżyczki, półokrągłe okiennice i szary dach. Wokół placu rosło mnóstwo drzew i krzewów, które nadawały temu miejscu mroczny i tajemniczy charakter. Wielgachny gmach rzucał cień na cały podjazd i część czarnej, wysokiej, masywnej bramy. Mimo tego, że dzień był ciepły, po plecach dziewczyny przebiegły nieprzyjemne dreszcze. Ciekawość i zainteresowanie, które towarzyszyły Mayi, odkąd wysiadła z auta, przerodziły się w strach i przerażenie, gdy zdała sobie sprawę, w jakiej sytuacji się znalazła. Tam była zdana na łaskę i niełaskę tych... bandziorów? Bo nie uszło jej uwadze, że mężczyźni wyglądali i pachnieli jak niedoszli więźniowie. Nikt jej tam nie pomoże. Była całkiem sama.
    Czuła się osaczona przez facetów, choć najbliższy stał dobrych parę metrów od niej. Szybko oszacowała swoje szanse. Uciec jej się nie uda. Ochroniarzy było zbyt wielu, by dała sobie z nimi radę w pojedynkę. Poza tym nie wiedziała, gdzie przebywali. A na pewno byli daleko za miastem, bo jechali dość długo i mogli przekroczyć granicę dawno temu. Westchnęła cichutko i zwiesiła ramiona. Nie pozostało jej nic innego, jak pozostanie tam na miejscu. Dowie się, co od niej chcą i może wtedy uda się jej coś wymyślić? Miała taką nadzieję.
    Tymczasem z dworu wyszedł wysoki, blady mężczyzna o długich, poplątanych, jasnych włosach. Jego szare oczy z zainteresowaniem omiotły całe towarzystwo. Na chwilę swoją uwagę zwrócił na Mayę.
    - Wszyscy już na was czekają - wysyczał. Innego określenia na to, jak wypowiedział te słowa nie można znaleźć. Jego cienkie usta najwyraźniej nie potrafiły się bardziej otworzyć, by móc powiedzieć to zdanie wyraźniej.
    Maya mogłaby przysiąc, że wydawał się uradowany, widząc ją wśród zebranych przed gmachem. Dwoje mężczyzn, którzy jechali z nią autem, podeszło do niej. Wzięli ją pod boki i ruszyli ku zamczysku w nieznane.
    Serce blondynki zabiło w gardle. Do czego to wszystko doprowadzi? Nie miała pojęcia, ale coś jej podpowiadało, że niedługo się dowie.

    Telefon rozdzwonił się w kieszeni spodenek Shane'a. Wyciągnął go szybko, przerywając na chwilę kłótnie z Adamem o to, który samochód jest lepszy. Spojrzał na wyświetlacz i, zdziwiony tym, kto do niego dzwoni, odebrał.
    - Halo?! - odezwał się.
    - Shane, jest z tobą Maya? - usłyszał zmartwiony, kobiecy głos.
    - Co? - zdziwił się, słysząc imię blondynki z ust swojej matki. Przecież nigdy o niej nie wspominał. Przynajmniej nie w jej obecności.
    - Czy Maya jest z tobą? To bardzo ważne! - krzyknęła, co jej się rzadko zdarzało, więc chłopak usłuchał. Rozejrzał się wokół, pewny tego, że dziewczyna ogląda jedną z wystaw w sklepie z biżuterią za nimi. Jednak jej nie było ani tam, ani nigdzie indziej. Spytał o nią Adama, ale on również nie wiedział, gdzie blondynka się podziała. Słysząc to, matka Shane'a zaklęła cicho. Gdzieś w tle usłyszał czyjeś krzyki.
    - Mamo? Co się dzieje? - zapytał, bojąc się odpowiedzi.
    - Słuchaj mnie teraz uważnie. Zakon dostał właśnie informację, że Maya wyjechała z miasta. Myśleliśmy, że to jakiś błąd, ale jeśli jej z wami nie ma... Tylko nikomu o tym nie mówcie! Postaramy się, by Maya za godzinę siedziała z wami w autobusie. Sami też jej nie szukajcie. Wystarczy nam jedna nieświadoma zagrożenia osoba...
    - Jak to nieświadoma zagrożenia? Mamo! Jeśli chcesz, byśmy współpracowali, to chyba należą nam się jakieś wyjaśnienia! - zażądał. Adam, który stał najbliżej, nadstawił ucho. Mama Shane'a westchnęła głośno. Nie chciała ich angażować w tak poważne sprawy, ale skoro chodziło o ich przyjaciółkę....
- Ale tylko ty i Adam. Nikt więcej nie może się dowiedzieć! - zastrzegła. Chłopak zgodził się. Szybko spławił pozostałych i razem z Adamem ruszył, by znaleźć jakieś w miarę ustronne miejsce. Przeszli tylko kawałek, mijając po drodze chłopaka, jadącego na deskorolce.
    Gdy usiedli pod schodami, prowadzącymi do wysokiej kamiennicy, kobieta zaczęła im wszystko tłumaczyć. Szybko, ale tak, by zrozumieli. Nie mięli czasu, by powtarzać historię.
    - No więc tak. Pamiętasz, mówiliśmy ci z ojcem o naszej działalności w Zakonie. Powstał on kilkanaście wieków temu i od tamtej pory w ich szeregach są te same rodziny co na początku. Między innymi nasza i twoja Adamie - chłopak chciał o coś zapytać, lecz Shane go uciszył. - Istniejemy po to, by pomagać Strażniczkom w ich misji pilnowania Elessaru. Chronimy je i choć wiedzą, że istniejemy, to personalnie nas nie znają. Legenda głosi, że dowiedzą się, kim jesteśmy, dopiero wtedy, gdy powróci prawowity właściciel Elessaru. Tak, Strażniczki nie są właścicielkami Elessaru - uprzedziła pytanie chłopców. - Nie wiemy też, kiedy on przybędzie ani czym właściwie jest Elessar. Ale jesteśmy prawie pewni, że Maya jest nową Strażniczką. Przykro mi, że dowiadujecie się w ten sposób. Zwykle mówimy dzieciom o ich przynależności do Zakonu, gdy kończą siedemnaście lat - zamilkła na moment. - Na razie to chyba tyle. Nie mogę wam zdradzić wszystkiego, to niezgodne z prawem.
    - Powiedziałaś, że Mayi grozi niebezpieczeństwo. Jakie?Kto miałby jej coś zrobić?
    - Dla równowagi świata istnieje dobro i zło. Dlatego, by zrównoważyć dobroć działania Zakonu, powołano inne zgromadzenie, by przeszkodził nam w naszej misji. Oni chcą Elessar tylko dla siebie i zrobią wszystko, by go zdobyć.
    - Dlaczego ten Elessar jest dla nich tak ważny?
    - Bo Według legendy ten, kto go posiądzie, otrzyma niewyobrażalną władzę i moc. Oni chcą rządzić. Pewnie całym światem, ale zaczną od USA. A teraz chłopcy musicie mi wybaczyć, ale powinnam kończyć. Nie martwcie się, znajdziemy ją całą i zdrową. Obiecuję. I proszę, nie narażajcie się na niebezpieczeństwo. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś wam się stało - rozłączyła się, zanim chłopcy otworzyli usta, by się wtrącić. Tyle pytań tworzyło im się w głowach. Na przykład, co mają robić, gdyby jednak Maya nie wróciła?
    "Nie, nie mogę tak myśleć. Ona wróci i nic jej nie będzie" 
Spojrzeli na siebie, wiedząc, że w ich głowach rodził się ten sam plan.
Uśmiechnęli się do siebie i ruszyli wzdłuż ulicy.


~~~*~~~*~~~*~~~

Hej :) Ostatnio krucho z komentarzami i nie wiem, co o tym myśleć ;(
Po prawej macie ankietę. Wiem, że nie wszystkich bohaterów tam wymieniłam, ale myślę, że reszty nie poznaliście tak bardzo lub wgl jeszcze ich w opowiadaniu nie było i nie macie jak ich porównywać, oceniać itp.
Poza tym miałabym do Was prośbę. Jak zauważyliście, nie podałam nazwy tego zgrupowania tych "złych". A powód jest jeden. Nie wiem, która nazwa jest odpowiednia. Bo myślałam nad "Gwardią Nieśmiertelnych" - ale to brzmi jakby to miały być Wampiry, a to na pewno nie będą Wampy. Lub jak Zombie, jak to Marchewa powiedziała. W każdym razie ona zaproponowała mi "Gwardię Ciemności" jeśli się nie mylę. Uważam, że jest lepsza od tej mojej propozycji, ale to mi brzmi jakby tylko leżało obok tej właściwej nazwy, a nią nie było. Niestety nie potrafię wymyślić innych. I tu prośba do Was. Gdybyście mieli jakąś konkretną nazwę, to proszę, poratujcie mnie, bo już kompletnie nie wiem!
A w ogóle, to jak Wam minęły święta? Co tam znaleźliście pod choinką? A jak po Sylwestrze? U mnie wszystko ok. Święta spędziłam na niańczeniu dwóch dwuletnich kuzynek, ale nie narzekam, bo lubię się z nimi bawić. A w Sylwka było mnóstwo śmiechu i dobrej muzyki. No i nieprzespana noc. Wczoraj mnie tak głowa bolała, że ja Cię nie mogę... :)
Uch, ale się rozpisałam! No nic, kończę :) Do napisania! I pamiętajcie o ankiecie i mojej prośbie!
Zuza♥

2 komentarze:

  1. Wielkie WOW!! Ja cie nie moge co za akcja :D Adam i Shane w Zakonie... no nie wyobrażam sb ich w habitach...:D ale tak wracając do tej nazwy... Angela (która siedzi obok mnie i czyta od środka to opowiadanie, ale spoko) też uważa, że Gwardia ciemności byłaby dobrą nazwą... jak na cos wpadnę to ci powiem... możesz być pewna :D
    No to się rozkręca wszystko... Czekam na ciąg dalszy... :D jak coś to wal do mnie śmiało :D zawsze postaram się pomóc..
    Weny i pozdrowionka :*
    Od angeli też :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A swieta tak jak zawsze, bez zadnych przygod. Sylwester spedzony w domu przy filmach. Podoba mi sie rozdzial, w koncu cos wiekszego zaczyna sie dziac:p co do nazwy to nie wiem ta Gwardia ciemnosci jest ok. Hmm... No nie wiem moze ta organizacia moglaby sie nazywac"DARKNESS" czyli ciemnosc po ang.(nie wiem czy dobrze napisalam) no albo "NIGHT STAR" nocna gwiazda, "ELITA CZARNEJ GWIAZDY", "ELITA CZARNEJ MOCY", no nie wiem dziwne jakis moze to ze zmenczenia w koncu pozno juz. Weny:* Rosemarie

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony