piątek, 21 lutego 2014

~12~


    Uczestnicy wycieczki siedzieli w stołówce i zajadali się spaghetti.
Wszyscy rozmawiali ze sobą, przekomarzali się, śmiali. Chłopcy opowiadali dowcipy, z których dziewczyny potrafiły się zaśmiewać dobrych kilka minut. Do bólu brzucha, do łez w oczach, do skurczów mięśni twarzy.
    Jedynym wyjątkiem była Maya. Siedziała nad swoim prawie pełnym talerzem makaronu. Nawijała po jednej klusce na widelec i powoli zjadała ją. Miała przy tym tępy wyraz twarzy, którego nawet najlepszy żart Lukasa nie potrafił zetrzeć. Od czasu do czasu brała łyk soku ze szklanki. Grzebała sztućcem w mielonym mięsie i warzywach, które kucharki dodały do sosu.
    Gdy część młodzieży już skończyła jeść i porozchodziła się, dziewczyna, mając świadomość, że mogłaby tego użyć jako argumentu, gdyby ktoś ją zaczepił, wstała od stołu. Wyszła z hotelu, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Spojrzała na wesołe miasteczko, które właśnie rozkładało się na pobliskiej łące. Zdawała sobie sprawę, że niedługo zaczną do niego lgnąć dzieci i ich rodzice z całego miasta.
Będą się śmiać, zjeżdżać kolejkami, wymiotować, jeść smakołyki. Bawić się. Nie mogła pojąć, jak można być tak szczęśliwym jak ci tam w stołówce. Jak można żartować, gdy gdzieś tam, nie wiadomo dokładnie gdzie, jest mafia, która chce ją dopaść. Dlaczego? Bo miała coś. Co było owym "czymś"? Tego nie wiedziała. No bo skąd? Nikt jej nigdy nic nie powiedział. Nie słyszała o żadnym Zakonie czy Strażniczkach nawet w swoich ulubionych legendach, których już sporo przeczytała w swoim krótkim życiu.
    Tak cholernie się bała! Bała się zamknąć oczy, bo widziała wtedy ciemność, która przypominała jej tortury, którym poddawał ją blondyn. Bała się wspominać wszystkie złe wydarzenia z dworu. Bała się komuś wyżalić, bo była pewna, że jeśli komuś o tym powie, to ta osoba będzie zagrożona. Na końcu bała się o kolegów i koleżanki. Bo co, jeśli ten gang znów zechce ją porwać? Co się stanie, jeśli ktoś by jej wtedy towarzyszył? Czuła całą sobą, że nie zostawią tej niewinnej osoby i nie zadowolą się nią. Zabiją wszystkich, którzy staną między nimi a nią.
    Wstrząsnął nią nieprzyjemny dreszcz. Nie był on spowodowany temperaturą, jaka panowała na dworze, bo, choć słońce chyliło się ku zachodowi, wiał ciepły wiatr. Tu chodziło raczej o wspomnienia, o wewnętrzny ból Mayi, ten niepokój, który był jej nieodzownym towarzyszem przez ostatnie cztery dni. Próbowała zagłuszyć wspomnienia, ale gdy tylko dotykała głową poduszki, wracały ze zdwojoną siłą, porywając ją w swój wir. Ból spowodowany był tym, że wszystko kumulowało się w niej, całe cierpienie, które powinna z siebie wyrzucić, gromadziła gdzieś w sobie. Brakowało jej odwagi, by zmierzyć się z nim, by powierzyć komuś swoje troski. Niepokoiła się o kolejne porwanie, o kolejne tortury. Była pewna, że tego jeszcze doświadczy. Tylko kiedy? Z dwojga złego wolałaby już znać konkretną datę, niż czekać niczego nieświadoma na nieuniknione.
    Chwyciła się za ramiona i potarła je dłońmi, by usunąć z nich gęsią skórkę. Dopiero teraz zorientowała się, że drżała. Próbowała nad tym zapanować, ale bezskutecznie. Trzęsła się jak osika. Chciała jeszcze choć przez chwilę pobyć na dworze, ale uznała, że powinna się ogrzać. Może wtedy przestanie drżeć.
    Odwróciła się, by wejść do hotelu, gdy wpadła na stojącego za nią Shane'a. Wzdrygnęła się. Ich spojrzenia skrzyżowały się na sekundę. Potem dziewczyna szybko odwróciła głowę.
    - Hej - przywitał się chłopak, lecz dziewczyna nic na to nie odpowiedziała. Przestąpiła tylko z nogi na nogę. Stali tak dobrą minutę. Żadne z nich się nie odezwało. Maya nie wiedziała co powiedzieć, a Shane... Shane po prostu przyzwyczaił się już do tej ciszy między nimi. Już mu nie przeszkadzała. Czasem go irytowała, bo dziewczyna nie odpowiadała na zadane przez niego pytania, ale gdy nie musiał, nie pytał.
    Jednak to chłopak pierwszy przerwał ciszę. Zauważył, że dziewczyna dygoce. Nie wiedział, czy z zimna, czy z strachu niemniej jednak według niego powinna wejść do ciepłego hotelu.
Abby i Wendy
    - Idziemy? - zapytał, wskazując na budynek za swoimi plecami. Maya skinęła niepewnie głową.
    Weszli do pustej recepcji, przeszli przez korytarz i stanęli przed drzwiami do pokoju dziewcząt. Shane otworzył i przytrzymał drzwi, by blondynka mogła bez problemu się przez nie wślizgnąć. Potem wszedł za nią.
    W pokoju siedziały trzy dziewczyny. Abby i Wendy rozmawiały o planie wycieczki na jutro, a Chloe, siedząc z otwartym zeszytem na kolanach i długopisem między zębami, wtrącała od czasu do czasu swoje trzy grosze. Oprócz włączonej muzyki dało się słyszeć szum wody spod prysznica z łazienki, gdzie, jak domyśliła się Maya, znajdowała się Diana. Chłopak przywitał się z dziewczynami. Tylko Wendy, pamiętając zachowanie blondyna z autobusu, nie zwróciła na niego uwagi.
    Maya położyła telefon na stoliku, wzięła "Władcę Pierścieni" do ręki i usiadła na łóżku. Shane poszedł za jej przykładem i zajął miejsce obok niej.
Dziewczyna otworzyła książkę tam, gdzie ostatnio skończyła czytać i zagłębiła się w lekturze. Blondyn zaglądał jej przez ramię, lecz po paru minutach znudziły go obszerne opisy przyrody Tolkiena* i położył się na łóżku, podpierając głowę na ręce. Przyglądał się zaczytanej dziewczynie, myśląc, że ta tego nie dostrzega. Czuła jego wzrok na swoim ciele, przez co nie mogła się skupić. Nie potrafiła jednak spojrzeć na chłopaka, powiedzieć mu, że jej przeszkadza. Brnęła więc dalej, starając się nie zwracać na blondyna uwagi.
    Chłopak wiercił się, kręcił na łóżku. Raz leżał, patrząc na Mayę, raz siedział, czytając z nią jakiś fragment książki i bawiąc się kosmykiem jej włosów, który uciekł z koka. Gdy dziewczyna przeczytała rozdział do końca, odłożyła książkę i zwróciła swój wzrok na włączony przez dziewczyny w telewizji kabaret. Nie bawił ją żaden skecz, ale wolała patrzeć tępo w telewizor niż stawić czoło z ciekawskim Shanem.
    Okazja do opuszczenia pokoju nadarzyła się dopiero po dobrej godzinie, gdy Diana, Wendy i Chloe już się umyły. Wzięła więc swoją piżamę, kosmetyczkę i ręczniki i uciekła do łazienki. Starała się robić wszystko dokładnie, powoli, by opóźnić moment, w którym musiała wyjść do pokoju. Miała nadzieję, że gdy spędzi w łazience odpowiednią ilość czasu, Shane odpuści i wróci do swojego pokoju. Jakże się myliła! Gdy po dwukrotnym wyszczotkowaniu zębów, weszła do pokoju, zastała śpiącego na jej łóżku blondyna. Głowę miał dziwnie przekręconą, jakby przed zaśnięciem wpatrywał się w łazienkowe drzwi. Dziewczyna prawie się uśmiechnęła na widok jego spokojnej twarzy.
Westchnęła w duchu i podeszła do niego. Szturchnęła delikatnie jego ramieniem, by go obudzić. Shane szybko otworzył oczy, siadając na łóżku.
    - Co się dzieje? - zawołał, rozglądając się po pokoju. Współlokatorki Mayi spojrzały na niego jak na kosmitę. Nie zauważyły wcześniej, że chłopakowi się zdrzemnęło.
    - Nic. Zasnąłeś - szepnęła ochrypłym głosem. Blondyn ledwie ją usłyszał. Uśmiechnął się, spuścił nogi na podłogę i powiedział:
    - Odezwałaś się do mnie - w duchu skakał z radości.
    "Nareszcie!!" - wrzeszczał.
    Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami.
    - Powinieneś już iść - gdy chciał zaprotestować, wtrąciła - Nic mi nie będzie.
    - Obiecujesz, że jakby coś się działo, nie wiadomo o jakiej porze, zadzwonisz? - spojrzał jej w oczy. Nie odwróciła wzroku. Jego niebieskie tęczówki zahipnotyzowały ją. Potrafiła tylko pokiwać delikatnie głową. - To dobrze - westchnął, pogładził opuszkiem kciuka jej policzek, wstał i wyszedł.
    Maya położyła się na swoim łóżku, przykryła szczelnie kołdrą, lecz nie zamykała oczu. Nie była w stanie zmierzyć się z ciemnością, która czekała na nią w snach. Uparcie wpatrywała się w stolik przed nią. Od czasu do czasu ciężka powieka opadała jej na oko, lecz za każdym razem udawało jej się ją podnieść i zmusić do jeszcze małego wysiłku.
    W końcu jej organizm odmówił posłuszeństwa. Gdy tylko zamknęła oczy, wpadła w wir niekończących się koszmarów. Jak co noc widziała umięśnioną, męską dłoń, na której znajdował się zielony pierścień. Musiała patrzeć, jak Josh się od niej odwraca, krzywdzi ją swoimi słowami. Lecz najgorsza była ta ciemność. Nie potrafiła sobie z nią poradzić. Gdzie nie spojrzała, był mrok. Z oddali słyszała nawoływania. Czasem to mama krzyczała, czasami któraś z jej koleżanek, ale najczęściej był to Shane. Nie mogła pojąć, skąd tam się znalazł. Krzyczał jej imię, potem milkł i znów ją wołał.
    Nagle usłyszała czyjś niezidentyfikowany wrzask. Domyślała się tylko, że należał do mężczyzny, bo był to dosyć niski głos. Rozejrzała się po wszechobecnej ciemności, a krzyk roznosił się echem, jakby stała na dnie głębokiej studni.

    Obudziła się z niemym krzykiem na ustach. Głos uwiązł jej w gardle, po policzkach strumieniami spływały słone, ciepłe łzy. Nie próbowała ich wycierać, bo wiedziała, że na miejsce starych, pojawią się nowe. Szybko uciekła do łazienki, by nie obudzić swoim szlochem dziewczyn.
    Gdy już usiadła skulona na podłodze, zorientowała się, że wzięła ze sobą telefon. Odblokowała go, przypominając sobie słowa Shane'a i daną mu obietnicę.
    "Mogę go obudzić?" - myślała gorączkowo.
    Nie zastanawiając się dłużej wybrała jego numer.

    Blondyn spał smacznie, nie śniąc o niczym. Jego nogi i ramiona wystawały spod kołdry. Klatka piersiowa unosiła się, gdy miarowo oddychał.
    Nagle do jego snu przedarł się cichy dźwięk telefonu. Wymamrotał coś niezrozumiałego, przekręcił się na drugi bok i uchylił powieki. Mimo, że się obudził, nadal słyszał ten irytujący głos. Zmarszczył czoło. Dopiero po chwili dotarło do niego, że  jego komórka dzwoniła nie tylko we śnie. Wyciągnął nieprzytomnie rękę przed siebie, wymacał nią telefon i przyłożył do ucha, naciskając wcześniej przycisk z zieloną słuchawką.
    - Halo?! - wychrypiał.
    - Przepraszam, ale... - usłyszał zapłakany głos Mayi.
    - Zaraz będę - przerwał jej i wyskoczył z łóżka już całkowicie obudzony. Wciągnął przez głowę szaro-białą bluzę i wyszedł z pokoju. Gdy zamykał drzwi wydawało mu się, że słyszy skrzypienie łóżka któregoś z kolegów. Nie odwrócił się jednak, by zobaczyć, czy ktoś się nie obudził.
    Szybko przeszedł na palcach przez korytarz i wszedł do pokoju naprzeciwko. Pierwsze, co zauważył, to żółta poświata na podłodze pod drzwiami, które prowadziły do łazienki. Rozejrzał się po pokoju, by w świetle, jakie rzucał jego telefon, zobaczyć puste łóżko blondynki. Podszedł do łazienkowych drzwi i delikatnie zapukał. Usłyszał tylko jakiś dziwny pomruk, który wziął za zaproszenie. Uchylił drzwi i przekroczył próg.
    Ujrzał Mayę siedzącą na podłodze, opartą o mały grzejnik. Już nie płakała, ale ślady łez jeszcze zdobiły jej policzki. Również czerwone oczy zdradzały, że dopiero nie tak dawno zapanowała nad szlochem. Szybko usiadł obok niej. Przełożył swoje ramię za jej głową, by móc ją do siebie przytulić. Dziewczyna położyła głowę na jego piersi i zacisnęła powieki.
    - Przepraszam... - szepnęła. - Ja po prostu... Ciemność... To było nie do wytrzymania.... Ciągle go widzę... Nie potrafię... Jeszcze Josh... Powinnam do niego zadzwonić, ale... Nawet sobie nie wyobrażasz... Boję się... - wyznała, podnosząc szklące się od łez oczy. Patrzyli na siebie w milczeniu. Chłopak chciał ją jakoś pocieszyć, powiedzieć, że będzie dobrze, ale nie potrafił skłamać.
    "Bo niby skąd mam wiedzieć, że będzie dobrze?"
    Mógł tylko z nią siedzieć. Ale to Mayi wystarczyło. Ciepłe ramiona, wyznanie lęków -  może niezrozumiałe dla Shane'a, ale jednak - pozwoliły jej ze względnym spokojem zamknąć oczy i choć na chwilę odpocząć.
    - Dziękuję - wymamrotała sennie.
   Chłopak uśmiechnął się pod nosem, przymykając powieki. Cieszył się każdą chwilą spędzoną z Mayą.
    Zasnęła. I pierwszy raz od tych kilku nocy nie dręczyły ją żadne koszmary. Tak jakby to blondyn je odstraszał.


~~~*~~~*~~~*~~~

* Taki tam przypis autora: obszerne dla niego, ponieważ Tolkien w sumie nie pisze jakiś długaśnych opisów. Chodziło mi raczej o to, że miejscami jest mało dialogów, a autor skrupulatnie opisuje wszystkie wydarzenia podczas tego pierwszego etapu wędrówki Drużyny na przykład.

    Hej :) Jakoś strasznie opornie pisało mi się tą ostatnią część. Miałam taki świetny pomysł na tę scenę, ale nie wyszło tak, jak to sobie wyobrażałam. Poza tym znów wyszło mi chyba masło maślane. Nie wiem, czy ogarniecie. Jeśli tak to się cieszę, jeśli nie to przepraszam!!
    Co sądzicie? Hehe, nawet nie wiecie jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam Wasze komentarze pod ostatnim rozdziałem. Myślałam, że wyszedł mi fatalnie, a tu proszę, według Was nie był aż taki tragiczny :)
    Dzisiaj urodziny obchodzi nasz przyjaciel, który zainspirował mnie do stworzenia postaci Adama. Na razie może nie jest jakoś podobny - może tylko z wyglądu - ale niedługo zobaczycie, że ten Adam to jednak jest nasz Kolega ;p Tak więc wszystkiego najlepszego jeszcze raz <3 <wisisz mi cuksa!>
    Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie! Mam nadzieję, że nie musieliście się jakoś dużo męczyć, czytając rozdział ;*

3 komentarze:

  1. Fajnie ci to wyszło... Na pewno lepiej ci wychodzi niż to moje masło maślane na blogu (o ten o wilkołakach mi chodzi), ale porównanie mojego dna z twoim kunsztem artystycznym jest po prostu niedopuszczalne, więc przepraszam. :)
    Hmm... coś miałam... Ah tak! Już wiem! ^^
    Czekam na moment w którym (W KOŃCU) dziewczyny się pogodzą, bo to troche długo się ciągnie... Wiem, że to niezły wątek, ale chyba nie masz zamiaru sprawić, żeby dziewczyny już nigdy się do siebie nie odezwały, bo to by była przesada.. Jestem również ciekawa co tam wymyśliłaś za parring :D
    Założę się, że to Adam się obudził... Hahhahahah mam pomysła, ale to ci wyśle SMSa... ;) :D To by mogło być niezłe, ale to ty ocenisz... :)
    A co do Adama... Tego cuksa to on ci wisi jak stąd do USA i dalej..
    No, to chyba wszystko ode mnie. Rozdział ciekawy i przekonałam się, że można długo pisać o cierpieniu i bólu i zapewne się tym zainspiruję :D
    Pozdrowionka i masz wyzdrowieć :* ♡
    Soundless

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej...
    Po pierwsze masz wyzdrowieć...
    Po drugie rozdział czytał się bardzo szybko i fajnie...
    Szkoda mi Adama...ale to było wiadome...
    Co jeszcze pisz dalej i duzoooo weny...
    <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaa mega rozdział!!! ♥ Czekałam i się doczekałam :D Wszystko świetnie Ci wyszło! Masz w swoim stylu pisania coś, co pozwala mi zrozumieć i wczuć się w emocje głównej bohaterki. Zagubiona i przestraszona Maya oraz Shane, który jest przy niej, kiedy tego najbardziej potrzebuje = CUDO. Albo ta scena, w której Maya zobaczyła go śpiącego (i wpatrzonego w drzwi łazienki! ♥) ach... ^^ Tylko pozazdrościć takiego przyjaciela (czy aby tylko przyjaciela? :P)...
    Ahaha ale wiesz, że moja uwaga najbardziej wyłapała ten fragment, w którym zaskrzypiało "czyjeś" łóżko :P Chyba się już domyślam czyje ^^
    I czekam, aż ON też tam się pojawi... haha moja wyobraźnia chyba się zapędza, ale co ja mam poradzić ♥ Adamie, Adamie przybądź i wkrocz do akcji! xd
    No tak, dziś ten wyjątkowy dzień urodzin :D Szkoda, że nie zostawiłam Ci mojego cukierka, bo ja i tak nie jem :P Ale i tak się dziś uśmiałam w szkole ^^
    Wracaj do zdrówka :* :* :*
    Vanilla

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony