sobota, 8 lutego 2014

~11~


    Wstał piękny, słoneczny poranek. Promienie słoneczne próbowały przedostać się przez zasłony, przez co na pościeli Chloe pojawiły się czerwonawe prążki światła.
    Coś gwałtownie wyrwało dziewczynę ze snu. Otworzyła zaspane oczy, przetarła je pięścią i rozejrzała się po zagraconym pokoju. Łóżko obok, tam gdzie powinna leżeć Maya, było puste. Reszta przyjaciółek jeszcze smacznie drzemała, choć nie miało to trwać długo.
    Chloe dopiero po chwili zorientowała się, co ją obudziło. A był to dość głośny szum, dobiegający z łazienki. Gdy ustał, brunetka usłyszała pociąganie nosem i wydmuchiwanie go. Dziewczyna dodała dwa do dwóch i wyszło jej, że Maya płakała, biorąc prysznic. Dziewczyna nie przejęła się tym za bardzo. Odkąd wrócili z wycieczki do miasta, Maya płakała, choć starała się, by nikt tego nie widział. Chloe westchnęła, odsuwając kołdrę i spuszczając nogi na podłogę. Podreptała do okna i odsłoniła je. Do pokoju wpadło złote światło poranka. Uchyliła okno, by letni wiatr wleciał do pomieszczenia, przynosząc ze sobą zapach kwitnących kwiatów. Wciągnęła głośno powietrze, rozkoszując się jego zapachem. Uśmiechnęła się do szyby, przymykając na moment powieki.
Maya
    Odwróciła się, gdy usłyszała, że drzwi trzasnęły. Ujrzała chudą Mayę z tym pustym wyrazem twarzy, który towarzyszył jej przez ostatnie cztery dni. Chloe wolała już, by przyjaciółka krzyczała, rzucała różnymi przedmiotami, zarzucała im, że są złymi koleżankami. Wtedy chociaż wiedziałaby, dlaczego się do niej nie odzywała. Może postarałaby się coś zmienić. Ale nic nie wiedziała. Żadna złość, żadne zdenerwowanie, smutek czy rozżalenie nie emanowało od niej. Była po prostu pustka. Wobec niewiedzy człowiek jest bezsilny. I tak się właśnie czuła.
    Nic nie mówiąc, nie zaszczycając brunetki choćby jednym spojrzeniem, zaczęła wkładać starannie złożoną piżamę do szafy. Chloe nie wydawało się, by blondynka miała do niej jakiś żal. Intuicja podpowiadała jej, że to zachowanie przyjaciółki niekoniecznie może mieć coś wspólnego z nią i z jej postępowaniem. Bo Maya unikała wzroku wszystkich, nie odzywała się do nikogo, chyba że musiała. Nawet Shane'a i Adama starała się unikać, ale nie udawało jej się. Co wieczór któryś z chłopców - jeśli nie obaj - siadywali w ich pokoju i próbowali zachęcić blondynkę do rozmowy. Chole nie widziała, by im się to udało choć raz.
    Obojętność koleżanki irytowała jednak Chloe. Mimo tego wszystkiego czuła, że nic złego jej nie zrobiła i nie powinna ot tak jej unikać. Nie wiedziała, jakie myśli kryła ta blond główka. Nie miała pojęcia, co czuła Maya. Bo to, że nie okazywała uczuć, nie znaczyło, że nie czuła nic! Może to i dobrze, że Chloe nie potrafiła zajrzeć do myśli blondynki. Dziewczyna tylko niepotrzebne by się wystraszyła.
    Trzask zamykanych drzwi obudził pozostałe dziewczyny. Nie były zadowolone, że przerwano im sen. Kto by był, gdyby spał tylko cztery godziny?
    Marudząc, Diana wyczołgała się spod kołdry w tym samym momencie, gdy Chloe weszła do łazienki, a Maya zniknęła na korytarzu. Drzwi za nią zatrzasnęły się z powodu przeciągu, bo w ich pokoju okno było uchylone. Z żalem patrzyła w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała przyjaciółka. Tak bardzo pragnęła pomóc Mayi i pogodzić ją z dziewczynami, ale do nich nic nie docierało.Do tego nie mogła porozmawiać z Mayą i nie wiedziała dokładnie, co ją trapiło. Z bólem serca patrzyła na to, jak cierpiała. Nikt jakoś nie potrafił jej pomóc.
    - Sama musi chcieć się wyżalić. My możemy tylko czekać - powiedział jej Shane, gdy z nim rozmawiała. I czekała. Bardzo cierpliwie, choć serce jej się krajało.
    "Jak to jest, że człowiek nie boi się krwawych horrorów, a tak martwi o swoją przyjaciółkę?"
    Co noc Diana słyszała szloch w ich wspólnej łazience, ale już nie starała się dowiedzieć, o co chodziło. Pierwszej nocy po zaginięciu Mayi, Diana podeszła do drzwi, zapukała i szepnęła:
    - Jakby co, to wiesz, do mnie zawsze możesz przyjść.
    Nic jej nie odpowiedziała, ale wiedziała, że usłyszała i że zrozumiała. Miała przynajmniej taką nadzieję.
    Oderwała wzrok od drzwi, gdy Wendy pomachała jej dłonią przed oczami.
    - Co ci jest? - spytała z wyrzutem. - Gadałam do ciebie jakieś pięć minut, a ty nic.
    - Przepraszam, zamyśliłam się - zmieszała się Diana. - O czym mówiłaś? - spytała bez większego zainteresowania.
    - O czym tak myślałaś? I dlaczego patrzyłaś się tak w te drzwi? - zadawała pytania jak jakiś detektyw. Do tego przeszywała ją swoim podejrzliwym spojrzeniem.
    - Aleś ty ciekawska - zaśmiała się. - Zastanawiałam się, w co się ubrać - wzruszyła ramionami. - Włączyłabyś jakąś muzykę. Strasznie cicho się zrobiło. Poza tym muszę się do końca obudzić.
    Wendy włączyła muzykę - oczywiście koreańsko-japońskie coś, co dziewczyny uwielbiały. Szybko im się humor poprawił, lecz blondynka nadal pamiętała zamykające się z takim chłodem drzwi.
    "Jakbyśmy dla niej nic nie znaczyły" - syknęła. - "Skoro uważa, że nie jesteśmy warte jej przyjaźni, to niech sama nam to powie prosto w twarz."
    Uważała bowiem, że skoro to Maya jej coś zarzuciła i ze się do nich nie odzywała, to nie jej problem. Że nie musi nic robić, bo to Maya odtrąciła jej przyjaźń. Nie przemawiały do niej słowa Diany.
    "Że może to my nie mamy racji?" - prychnęła. - "To ona się od nas odwróciła, nie tłumacząc nic! A tak właściwie, to czemu ja od rana zawracam sobie nią głowę?"
    Nie myślała już później o przyjaciółce. Podśpiewywała słowa swojej ulubionej piosenki, wybierając ciuchy, które miała założyć. Gdy Chloe wyszła z łazienki, jej miejsce zajęła Diana, a brunetka dołączyła do uśmiechniętej od ucha do ucha Wendy.

    Adison stała na korytarzu i właśnie kończyła rozmowę telefoniczną ze swoją siostrą, gdy z pokoju obok wyszła Maya. Nie trzymała drzwi, lecz one jakimś cudem zamknęły się. Dziewczyna była blada, głowę trzymała nisko i patrzyła w podłogę. Adison przypominała wrak człowieka. Zawsze porównywała Mayę do siebie. Teraz prychnęła pod nosem. Już nie miała do kogo. Jeden rzut oka wystarczył, by do Adison powróciło poczucie wartości. Zawsze zazdrościła dziewczynie wzrostu. Adis była dość niska i miała krótkie nogi. Maya natomiast odwrotnie; długie nogi jak u modelki i wzrost jak u siatkarki. Teraz to się nie zmieniło, ale wyglądała inaczej. Już nie tak ładnie, by Adison mogła jej czegokolwiek zazdrościć. Włosy nie lśniły jej jak zwykle. Związała je w luźnego koka. Natomiast świeżo umyte włosy Ad spływały falami po jej ramionach. Ich makijaż również się różnił. Maya podkręciła tylko rzęsy czarnym tuszem. Adison miała delikatny, lecz idealny makijaż. Stała wyprostowana i niemal z wyższością patrzyła na koleżankę.
    "Teraz nie jest atrakcyjna dla chłopaków." - uśmiechnęła się.
    W tym samym momencie z pokoju wyszedł Shane. Adison uśmiechnęła się szeroko i pomachała do niego, ale chłopak nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Podszedł do Mayi i zagadnął ją. Nic nie odpowiedziała. Ledwie, prawie niezauważalnie skinęła głową. Przeszli korytarzem, nie zwracając uwagi na osłupiałą Adison.
    "Co ona ma, czego ja nie mam?" - zapytała samą siebie, lecz nie umiała sobie odpowiedzieć.
    Mimo wszystko przywołała na twarz uśmiech, odgarniając włosy do tyłu nonszalanckim gestem i odwróciła się, by z gracją wejść do pokoju.

    W wielkim dworze wrzało. Ludzie nadal dochodzili do siebie po zamachu Zakonu na siedzibę Gwardii Malcolma. Przywódca wrócił właśnie z obchodu. Wielu jego ludzi poniosło dotkliwe obrażenia, ale na szczęście zmarło tylko dwóch i to kilka godzin po walce, na skutek zadanych ran.
    Dotkliwe dla niego było to, że nie byli w stanie pełnić swoich obowiązków. Pięciu ludzi nadal nie odzyskało przytomności. Wielu straciło mnóstwo krwi. Reszta to tylko potłuczenia, kilka złamań, parę przebitych nożami części ciała i mnóstwo siniaków. Nawet on oberwał jakimś odłamkiem szkła, gdy wychodził z sali. Całe lewe przedramię miał owinięte bandażem.
    Ale nie o rany ani szkody się wściekał. Ludzie w końcu wyzdrowieją, a jak nie to zastąpi ich innymi. Wyważone drzwi się naprawi, a w okna wstawi się nowe szyby. Bolało go to, że jego ludzie zawiedli. Byli fatalni! Najgorsi z najgorszych! Nie wypełnili powierzonej im misji.
   - Twierdziliście, że Zakon nie wie, kim jest nowa Strażniczka! - ryknął, podchodząc do stołu. Ciskał błyskawicami z oczu we wszystko w pomieszczeniu.
    - Bo tak było, panie - ktoś odważył się odezwać. Siedział najdalej od Malcolma, wyglądał na najstarszego z ich grupy; siwizna pokryła jego niegdyś jasnobrązowe włosy. - Jeszcze tydzień temu nie mięli żadnych informacji o Mayi. Sam sprawdzałem. Potem kazałeś mi się zająć...
    - Nie do ciebie mam o to pretensje, Gundarze! - machnął zniecierpliwiony ręką. - To te smarki popsuły cały plan! - wyciągnął palec w stronę dwóch skulonych chłopaków. - Czy wy nie macie oczu?! Wokół Mai aż roi się od Zakonu! Nie widzieliście tych znaków, o których się uczyliście! Jej dwóch najlepszych przyjaciół ma takie! Jeden z nich jest synem zastępcy Zakonu! Nic dziwnego, że o wszystkim wiedzieli!
    - Przepraszam, panie, ale skąd wiesz, że są z nią ludzie z Zakonu? - spytała Evanlyn takim głosem, jakby była zła na Malcolma, że jej wcześniej tego nie powiedział.
    - Na szczęście, oprócz tych dwóch głupków mam jeszcze innych ludzi i to na całym świecie. Donieśli mi, że na tej wycieczce są członkowie Zakonu. Może jeszcze nie wyszkoleni, ale myślę, że w razie czego zdążyliby powiadomić rodziny, jak to się stało parę dni temu. - Uspokoił się nieco. Myśl o jego wiernych sługach, którzy go jeszcze nigdy nie zawiedli, sprawiła, że się niemal uśmiechnął. Nie mógł się jednak długo tym nacieszyć, bo Barloc wtrącił swoje trzy grosze.
    - Co zatem robimy, panie?
    - Musimy czekać, aż sprawa nieco przycichnie. Potem znów zaczniemy wszystko od początku. Tym razem nam się uda.
    - Panie... - szepnął Nate, lecz w wielkiej, prawie pustej sali zabrzmiał niemal jak krzyk.
    - Jeszcze masz czelność się do mnie odzywać? - warknął, podchodząc bliżej chłopaka. - Jak śmiesz, po tym, co zrobiłeś? - krzyknął i uderzył go otwartą dłonią w policzek. Plaśnięcie rozniosło się echem po sali, w której zaległa grobowa cisza.
    Chłopak, którego głowę odrzuciło nieco w bok, spojrzał na Malcolma ze złością. Przemówił jednak opanowanym głosem.
    - Chciałem tylko powiedzieć, że razem z bratem naprawimy błąd. Nadal będziemy śledzić Mayę, od czasu do czasu przypominając jej o sobie. Daj nam tylko drugą szansę. Pokażemy ci, że jesteśmy godni tego, by być w twoich szeregach.
    Malcolma zdziwiły nieco słowa chłopaka.
    "Jeszcze będą z niego ludzie. Jest twardy. Nie załamał się po moim ciosie. To dobrze o nim świadczy." - pomyślał, choć nie dał po sobie poznać, jak dumny jest ze swojego kuzyna.
    - A więc niech będzie. Możecie wrócić do powierzonego wam zadania. Ale pamiętajcie - jeden fałszywy ruch, jedna pomyłka i już po was! Jasne?
    Pokiwali ochoczo głowami. Iskierka nadziei zapłonęła w oczach Toma.
    - Zebranie zakończone. Rozejść się! Will, zostań jeszcze na chwilę.
    Gdy wszyscy wyszli i drzwi za nimi zamknęły się, zakapturzona postać podeszła do Malcolma.
    - Tak, panie?
    - Miej na nich oko - mruknął. - Chcę, żeby tym razem wszystko poszło zgodnie z planem. Tylko się nie ujawniaj! - zastrzegł po chwili. - Z resztą, tobie chyba nie trzeba tego tłumaczyć?
    - Tak, panie - skłonił się i zniknął za drzwiami. Malcolm został sam w wielkiej sali.

~~~*~~~*~~~*~~~

Hej :) Od razu muszę powiedzieć, że nigdy nie lubiłam i nie umiałam pisać o czyichś uczuciach tak wprost. Dlatego ten rozdział jest taki, a nie inny. To jego chyba czwarta wersja, a i tak jest coś, co wydaje mi się, że powinnam zmienić, ale do końca nie wiem co. Chciałam pokazać Mayę z perspektywy innych uczestników wycieczki. Byłby dłuższy, ale pewna jego część kompletnie tu nie pasowała, dlatego ją wywaliłam.
Dobrze widać zielony napis? Bo jeśli nie to mogę zmienić na inny kolor.
Trzymajcie się
Zuza ♥

5 komentarzy:

  1. Omomomom :3 C u d o! Już się nie mogłam doczekać :D Pochłonęłam rozdział w niecałe pięć minut, tak mnie wciągnęło ^^ Osobiście bardzo mi się spodobało to ukazanie Mayi z perspektywy innych uczestników. A najlepszy był ten fragment z Adison! :D To było mistrzowskie. Kurczę, dziewczyny zaczynają się od siebie trochę oddalać :P Nie rozumieją Mayi, a i nawet nie wszystkie chcą ją zrozumieć :P Mimo to mam nadzieję, że wszystko się między nimi poukłada... Maya jak widać na razie ma zaprzątniętą głowę zupeeeełnie innymi sprawami. I wcale jej się nie dziwię :P To porwanie... nie dość, że się wtedy strachu najadła to tak naprawdę wciąż musi być czujna i uważać na siebie. Maya chce unikać Shane'a i Adama, ale to oczywiste, że od teraz są już powiązani nie tylko przyjaźnią, ale i tajemnicą ich pochodzenia, więc unikanie siebie nawzajem raczej się nie uda... Tak by the way, muszę to powtórzyć: świetnie piszesz. A ta część w siedzibie Gwardii Malcolma to już w ogóle cud, miód i orzeszki :D Czytam to jak jakąś genialną książkę fantasy...
    Zielony napis jak najbardziej widać ^^Poza tym uważam, iż zieleń doskonale się tu komponuje hihihi :D MAGICZNY kolor.
    Czekam na kolejny rozdział i życzę dalej takiej genialnej weny ;*
    Vanilla
    PS Jutro trzymamy kciuki za naszych! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. To ukazanie Mai z perspektywy innych uczestników wycieczki wykonane zostało po mistrzowsku :)
    Mam osobistą nadzieję, że dziewczyny w końcu się pogodzą :)
    Zastanawia mnie też fakt czy tylko Shane i Adam są dziećmi członków zakonu, którzy są na wycieczce...
    Co do widoczności zielonego koloru to ci nic nie moge powiedzieć ponieważ czytam na telefonie, a tu wszystko jest białe...:)
    Czekam z niecierpliwością na c.d. nie tylko tutaj ale i na drugim blogu..
    Czas najwyższy wziąć się za pisanie rozdziału, bo dostane ochrzan :P
    Całuję,
    Soundlles lub jak wolisz Marchewa

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe wykonani widzenia stanu Mai przez innych uczestników. Bardzo ciekawy pomysł. Ja też mam problem w opisywaniu uczuć ale to zostało wykonane po mistrzowsku.
    Czytelniczka.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  4. SUPER! Zgadzam się z powyższymi osobami (komentarzami), opisanie Mai przez innych uczestników genialne. Pokazuje inny obraz tego co się stało. Nie rozumiem dziewczyn czemu nie chcą jej pomóc/zrozumieć. To takie dziwne przecież są przyjaciółkami. Cóż parę osób tak ma-,- Fajny fragment z tej siedziby Malcolma. Zacytuję Vanillę "Zielony napis jak najbardziej widać ^^Poza tym uważam, iż zieleń doskonale się tu komponuje hihihi :D MAGICZNY kolor". Zgadzam się! ;P Z niecierpliwością czekam na następny rozdział! ;*
    Alli ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. och jaki ten blogspot jest złośliwy! ja tu pisze bardzo treściwy komentarz i wysyłam a tu BAM wszystko co napisałam usunęło się ;(
    nie chce mi się jeszcze raz tego samego pisać ... tym razem napisze że rozdział mi się podoba - nic dodać nic ująć :)
    mam nadzieję że tym razem się doda....
    Weny :* Rosemarie

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony