sobota, 18 października 2014

~28~


    - Trzęsą ci się dłonie - zauważył z niemałym zdziwieniem Shane, gdy szli za jego mamą przez podwórko. Dziewczyna, próbując ukryć ten fakt, skrzyżowała ręce na piersi.
    - Wydaje ci się - odparła tylko nonszalancko, wyprzedzając go o parę kroków. Chłopak wzruszył ramionami, nie chcąc się kłócić.
    - Jak tam sobie chcesz. Ja i tak wiem swoje.
    - To wiedz - zawołała do niego przez ramię. W rzeczywistości denerwowała się strasznie. Czuła, jak serce jej niemiłosiernie tłucze się w piersi. Miała spocone dłonie i suche gardło. Nie do końca była pewna, czego tak właściwie się znowu zaczynała bać. To był absurd. I tak sobie cały czas powtarzała, ale niestety, niewiele to pomagało. Coś jej podpowiadało strach i ona słuchała tej części mózgu, nie tej, która myślała racjonalnie.
    Idąc szybko za mamą przyjaciela, starała się nie myśleć o nieprzyjemnym aspekcie treningu, zaprzątała sobie głowę myślami typu: "Fajnie będzie dowiedzieć się czegoś nowego. Może w końcu nauczę się bronić, a przy okazji schudnę parę kilo?"
    Słyszała, że Shane idzie za nią. Jego buty cicho stukały na kostce, która została wyłożona przed wjazdem do garażu. Właśnie tam zatrzymała się pani Shay. Pilotem otworzyła drzwi garażu. Weszli do niego pojedynczo - najpierw matka Shane'a, następnie Maya, a na końcu blondyn. Pomieszczenie wyglądało nadzwyczaj normalnie i w pierwszej chwili dziewczyna zdziwiła się, dlaczego ona poprowadziła ich do garażu?
    Już po chwili znała odpowiedź.
    Kobieta wpisała hasło na panelu wbudowanym w ścianę, którego w pierwszej chwili Maya nie zauważyła. Dopiero po tym, jak mama chłopaka odsunęła od niego rękę, dostrzegła niewielką jak telefon klawiaturę. Nie przyglądała się jej jednak uważniej, bo ciszę zakłócił cichy szum, który towarzyszył opadaniu części podłogi. Wyglądało to tak, jakby część się zapadła, choć nie do końca. Z jednej strony płyta opadła i utworzyła wysoką dziurę w podłodze. Z drugiej natomiast płyta nadal trzymała się podłogi, tworząc pewnego rodzaju pomost, po którym można było zejść na dół. Jak się można domyślić, matka Shane'a poprowadziła ich właśnie przez ten pomost.
    Dziewczyna bała się, że most zawali się, gdy tylko wejdą na niego i spadną w dół. Gdy zajrzała w głąb,jej obawy trochę się zmniejszyły, bo zauważyła, że do ziemi nie było daleko. Nie mniej jednak schodziła ostrożnie, stając przy każdym, nawet najlżejszym szmerze, wydanym przez pomost.
    Gdy tylko stanęli na dole, zapaliły się wokół nich lampy, dające sztuczne, żółte światło. Rampa za nimi podniosła się do góry, zamykając przejście. Maya i Shane stali przez chwilę, rozglądając się dokoła, lecz nie za wiele zobaczyli. Stali w zwykło wyglądającym korytarzu, który był całkowicie pusty. Nie stała tam ani jedna szafa, półka, komoda, czy nawet wieszak na płaszcze.
    - Chodźcie! Nie mamy czasu na zwiedzanie! - zawołała za nimi pani Shay, gdy zauważyła, że jej "uczniowie" nie podążają za nią. Przez ułamek sekundy spoglądali sobie w oczy, po czym ruszyli dalej w głąb korytarza.
    Dogonili matkę Shane'a, gdy ta stała z założonymi rękoma na piersi, oparta niedbale o ścianę przy dużych, czarnych drzwiach, które zostały zamknięte.
    - Zanim wejdziemy do środka, muszę wam oznajmić, że jak na razie nie możecie niczego ruszać. Po prostu tam wejdziemy i usiądziemy na materacu. Wtedy wyjaśnię wam, co i jak, zgoda? - zapytała. Maya i chłopak pokiwali ochoczo głowami. - No to zapraszam was! - powiedziała i pchnęła drzwi.
    Oczom Mayi ukazała się wielka siłownia. Wszędzie stały różnego rodzaju sprzęty do ćwiczenia, których większości dziewczyna nawet nie potrafiła nazwać i powiedzieć, co na nich się robi. Na ścianie wisiały drabinki, w rogu leżały niebieskie materace. Pomieszczenie oświetlone było białymi lampami, nie takimi, jak korytarz. Światło na sali wydawało się niemal słoneczne. Tuż przy drzwiach wejściowych znajdowały się jeszcze jedne, a za nimi kolejne drzwi. Maya już chciała zapytać, gdzie prowadzą, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Na pewno dowie się tego w odpowiednim momencie, a przecież pani Shay powiedziała, że mają spokojnie przejść przez siłownię i usiąść na materacach.
    Tak też zrobili. Z niemałym wysiłkiem, ale udało im się dotrzeć do leżących na podłodze materacy, nie dotykając żadnego sprzętu ani nie zadając żadnych pytań. Siedząc w jednym rogu materaca, spoglądali z wyczekiwaniem na kobietę naprzeciwko nich.
    - Oto znajdujemy się w głównej siłowni Zakonu. Prowadzi do niej wiele dróg. Ta, którą wam pokazałam, jest jedną z licznych. Tutaj członkowie Zakonu ćwiczą, nabierają masy, wyrabiają mięśnie, dbają o kondycję. Pierwsze drzwi przy wejściu prowadzą do szatni i łazienek. Te drugie natomiast do jeszcze większej sali, gdzie znajdują się worki treningowe i maty do ćwiczeń obronnych. Z tamtej z kolei sali przechodzi się do następnej, gdzie uczymy się władania bronią, rzucania nożami, strzelania. I oczywiście jest tam skład wszelkiej broni i amunicji nam potrzebnej. - Spoglądała chwilę na każdego z osobna, by upewnić się, że wszystkie informacje do nich dotarły. - Oczywiście dużo biegamy na dworze i tym właśnie będziecie się na razie głównie zajmowali. Chcę zobaczyć, w jakiej formie jesteście, musicie sobie również wyrobić kondycję, by potem mi nie miauczeć po zwykłym ćwiczeniu, że was wszystko boli. Zrozumieliście? - zapytała dla pewności. Oboje pokiwali głowami.
    Dziewczyna odetchnęła z ulgą na wieść, ze na razie będą tylko biegali. Co prawda nie lubiła biegać, a raczej męczyć się, ale wiedziała, że to jej dobrze zrobi. Shane natomiast wyglądał na zawiedzionego, ale starał się to ukryć przed mamą.
    - Po południu zasiądziemy do bardziej teoretycznej kwestii Zakonu. Omówimy legendy, poznacie historię. Z resztą, zobaczycie po obiedzie. A teraz proszę bardzo, wychodzimy na zewnątrz. Biegniecie truchtem pięć kilometrów.
    Po wyznaczeniu trasy, jaką mieli pokonać, wyszli na dwór. Shane i Maya zaczęli truchtać już na podwórku, a pani Shay przyglądała im się z zadowoloną miną. Uwielbiała rozdawać rozkazy. Wtedy była w swoim żywiole.

   Dziewczyna starała się biec w swoim tempie. Oddychała równo przez nos. Kroki stawiała delikatnie; stąpnięcia było ledwo co słychać.
    Początkowo Shane biegła razem z nią, ale dla niego tempo dziewczyny okazało się za wolne. Był bardziej wysportowany od przyjaciółki, bo trenował nie tylko siatkówkę, ale i piłkę nożną. Kondycję miał wiec dobrą. Swobodnie przyspieszył. Najpierw delikatnie, potem trochę mocniej, aż w końcu zostawił Mayę w tyle.
    Czując ciepły wiatr we włosach, uśmiechał się jak głupi. Uwielbiał biegać. Kiedyś robił to niemal codziennie, potem jakoś się złożyło, że nie miał czasu przez nawał nauki wstać wcześniej rano lub iść wieczorem potruchtać. I z czasem zapomniał, że tak właśnie robił. Ale biegi na treningach mu wystarczały i jakoś szczególnie mu tego nie brakowało. Dopiero wtedy poczuł, że biegnąc, nic go nie interesuje, nie musi o niczym myśleć. Może po prostu biec przed siebie, ciesząc się chwilą ciszy, jaką mu dawała natura wokół niego. Odetchnął głęboko i nieco przyspieszył, chcąc poczuć tę wolność, którą dawało mu bieganie.
    Maya spokojnie biegła sobie wzdłuż lasu, nie przejmując się, że może robi to za wolno. Jej nauczyciel wuefu zawsze powtarzał, że trzeba walczyć ze sobą, z własnymi słabościami, a nie z rekordami. Dlatego nigdzie się nie spieszyła. Starała się tylko pamiętać o równym oddechu i o tym, by nie przyspieszyć.
    "Wtedy na pewno dobiegnę."
    Nie miała czasu podziwiać widoków, ale kątem oka zauważała piękno mijanych miejsc. Obiecała sobie, że kiedyś poprosi Shane'a, by pokazał jej całą okolicę.
    Tymczasem chłopak biegł niestrudzenie ku skraju lasku. Do końca trasy pozostało mu już niewiele ponad kilometr i nie czuł zmęczenia. Wręcz przeciwnie. Bieg sprawił, że wstąpiły w niego nowe siły. Czuł się rześko mimo spływającego strużką potu z jego czoła. Otarł wierzchem dłoni głowę, odgarniając na bok włosy. Ten nieznaczny ruch sprawił, że nie zauważył głębokiej kałuży na środku jego drogi. Wpadł do niej jedną stopą, ochlapując obie nogi ciemnym błotem.
    - Cholera! - mruknął cicho. Przystanął na chwilę, ale nie wiedząc, co zrobić, ruszył dalej.
    Na ostatnich parunastu metrach przyspieszył, wbiegając na podwórko z najszybszą prędkością, jaką osiągnął podczas tego biegu. Potem stopniowo zwalniał, aż w końcu zatrzymał się przed garażem, gdzie czekała na niego mama ze stoperem w jednej ręce. Koło jej nogi leżała butelka wody.
    - Całkiem przyzwoity wynik - pochwaliła, spoglądając to na syna to na stoper. Chłopak stał pochylony do przodu, opierając dłonie na kolanach. Dyszał delikatnie. - Masz, napij się. Ale powoli! - zastrzegła, podając mu butelkę z wodą.
    - Dzięki. - Przytknął butelkę do ust, przechylił ją i wypił kilka łyków. - Już całkiem zapomniałem, jakie bieganie jest fajne.
    - Gdzie Maya? - zapytała. - Jak myślisz, kiedy do nas dołączy?
    - Niedługo. Nie biegła tak szybko jak ja, ale również nie ślimaczyła się czy coś. - Wzruszył ramionami.
    Czekali jeszcze parę minut, nim bramę przekroczyła zmęczona, spocona, zdyszana Maya. Gdy stanęła obok kobiety i Shane'a, szybko pochyliła się do przodu, by unormować oddech. Chwilę jej to zajęło, nim znów normalnie jako tako oddychała.
    - Jak na pierwszy raz nie było tak źle - powiedziała do niej pani Shay. Uśmiechnęła się do niej przyjaźnie i ciepło. - Gdy w następnym tygodniu znów zmierzę wam czas, zobaczysz, że będzie o wiele krótszy niż dzisiaj. Zapiszę go sobie w notatniku, by nie zapomnieć. A tymczasem może chcielibyście wypróbować naszą siłownię? Teraz już będziecie mogli korzystać ze wszystkiego kiedy tylko będziecie mieli na to ochotę.Oczywiście na początek radziłabym wam się za bardzo nie forsować, bo kolejnego dnia nie będziecie mogli wstać, ale jakieś proste ćwiczenia na początek dobrze wam zrobią. Więc chodźmy.
    Znów przeszli całą drogę na dół. Maya piła zachłannie, ale jednocześnie wolno wodę z butelki. Znów czuła szybkie bicie swojego serca w klatce piersiowej, lecz tym razem nie było spowodowane strachem tylko wysiłkiem włożonym w bieg. Ale mimo zmęczenia czuła się dobrze.
    Gdy znów byli w siłowni, pani Shay zaproponowała im różnorodne ćwiczenia, które pomogłyby im wyrobić mięśnie. I tak przez kolejne pół godziny robili brzuszki, skłony, podnosili się na drabinkach, skakali na skakance i inne, równie męczące zadania.
    Wychodząc z sali, byli strasznie zmęczeni, ale uśmiechnięci. Oboje czuli satysfakcję. Bolały ich mięśnie, ale wiedzieli, że robią to po coś. I to nie dla jakiś głupich celów. Ich cel był fantastyczny. Dziek swoim zdolnością, mieli pomagać innym.

~~~*~~~*~~~*~~~

    Już myślałam, że nie będę mogła dodać, bo coś mi blogerek zaczął szwankować i nie chciało się ani zapisać, ani włączyć, nic. Tylko jakiś tam komunikat. Ale na szczęście się odwidziało i dokończyłam rozdział. :D
    Tego się spodziewaliście? :D Przyznawać się :)
    W następnym będzie trochę teorii o Zakonie i Gwardii - znów jakieś historyczne rzeczy :) Ale mam nadzieję nie zanudzać :P

4 komentarze:

  1. Spodziewałam się tego :P Żartuję jak zwykle potrafisz mnie zadziwić...
    Rozdział fajny, a szczególnie bieg z perspektywy Shana :)
    Gdyż wiem co to znaczy biegać z sercem i poczuciem wolności.
    Sala treningowa to jakiś wypas , aż taką chcę.
    Już nie mogę doczekać się lekcji historii w przyszłym rozdziale.
    Życzę weny i pozdrawiam
    MIA <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Bieganie. Wrr. Nie wiem jak można to lubić. Owszem, biegam dosyć często i tak, mam najlepszy czas w klasie, ale biegów nigdy nie polubię.
    To tyle na ten temat.

    Czekam na nn :)

    Jun M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Znów z opóźnieniem, ale jestem XD
    Siłownie mają wypasioną, nie powiem, że nie. ;p
    Bieganie takie dla siebie jest spoko, bieganie na wfie na ocenę jest nie fajne. Świetnie wszystko zostało opisane, ale mam wrażenie, że dzisiaj jakoś krócej niż zazwyczaj? :) Początek, jakbym słyszała jak ktoś do mnie tak mówi - zawsze jak się denerwuje mam tak samo jak Maya i nie potrafię tego opanować, co jest często uciążliwe.
    Perspektywa Shayna bardzo dobra, szczególnie fragment, gdzie nie zauważył tej kałuży, nie wiem co w niej jest takiego zachwycającego, ale ja ją bardzo lubię, ahhah XD
    Lekcja historii w przyszłym rozdziale? Czekam na nią :)
    Życzę Ci duużo weny i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne :D
    Nie lubie biegć :P
    to nie dla mnie
    rozdział świetny :D

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony