sobota, 9 maja 2015

~41~


    Dzień zapowiadał się przyjemny. Im bliżej wakacji, tym robiło się znów coraz cieplej. Minęła pora ochłodzenia i słońce od rana widniało na błękitnym niebie. Co prawda wiatr wiał dosyć porywisty, ale nie miało to zbyt wielkiego znaczenia.
Maya
    W ostatnim tygodniu szkoły Maya usiadła w autobusie na przedostatnim siedzeniu. Kevin, Colin i Shane siedzieli za nią, natomiast Adam zajął miejsce po drugiej stronie autobusu, na tym samym miejscu co blondynka. Dziewczyna przyglądała mu się uważnie od ich ostatniej rozmowy. Zastanawiała się, jakie relacje panują w grupie chłopców. Czy Adam rozmawiał już z Shanem? Żaden nic jej nie powiedział. Czy to oznaczało, że nie? Nie zachowywali się, jakby ze sobą rozmawiali. Raczej, jakby celowo unikali siebie nawzajem.
    "A może mi się tylko to wszystko wydaje?" 
    Co prawda Adam nadal nie siedział z chłopakami na samym tyle, jak to zwykle robił, ale może po prostu nie był jeszcze gotowy na zmierzenie się z tym wszystkim naraz. Bardzo chciała, by chłopcy doszli do porozumienia. Nie mogła znieść tej ciszy między nimi. Poza tym bała się o nich. Kiedyś myślała, że ich przyjaźń jest taka jak jej i Josha - nierozerwalna, na dobre i na złe, że powinna przetrwać wszystko. Miała nadzieję, że przetrwają tę próbę.
    Gdy już wysiadła z autobusu pod szkołą, poczekała na chłopców. Rozejrzała się w poszukiwaniu Adama. Chłopak, jakby wyczuwając, że na niego spogląda, odwrócił się. Maya pomachała mu i kiwnęła głową w stronę szkoły. Ten tylko pokręcił głową. Z ruchu warg odczytała, że zamierzał iść przed zajęciami do sklepu. Wpatrywała się w jego sylwetkę jeszcze przez moment. Potem, gdy Shane pociągnął ją za rękę, ruszyła za nim do szkoły.
    Od razu zauważył jej nieobecny wzrok, więc gdy tylko zostali sami, zapytał.
    - Co się stało?
    - Czy Adam odzywał się ostatnio do ciebie? - zadała nurtujące ją pytanie. Kiedy zobaczyła, że na twarz blondyna wypływa zaskoczenie, od razu wiedziała, jaką dostanie odpowiedź.
    - Nie, nie gadaliśmy już od dawna - przyznał ze smutkiem. - A co?
    - Martwię się o niego. - Wzruszyła ramionami. - Rozmawiałam z nim jakiś czas temu i mówił, że jest okej, ale widzę, że nadal go coś trapi. Może mógłbyś... Sama nie wiem... Wydaje mi się, że potrzebowałby takiej rozmowy z przyjacielem. A z kim, jak nie z tobą?
    - I myślisz, że mi cokolwiek powie? Nawet, jeżeli to, co mówisz, jest prawdą? - zawołał zdziwiony.
    - Och, sama nie wiem. Stał się taki skryty po tym... No wiesz... Może gdybyście pogadali, wyjaśnili sobie wszystko... - zaproponowała.
    - Przecież wiesz, ile razy do niego dzwoniłem... - przerwała mu.
    - Ale wydaje mi się, że teraz już dojrzał do takiej rozmowy. Że odstawił dumę na bok i przebolał wszystko. Cholera, czasami zachowuje się jak ostatni dzieciak! - westchnęła. - Ale uważam, że warto spróbować. Jeżeli nadal zależy ci na tym, byście zostali przyjaciółmi.
Alex
    - Oczywiście, że mi zależy! - żachnął się niemal od razu. - Mogę spróbować, ale nie wiem, czy to coś da.
    - Dziękuję! - ucieszyła się i przytuliła go mocno, akurat w tym samym momencie, gdy zadzwonił dzwonek. Pełna nadziei Maya odeszła do klasy z uśmiechem na ustach. Shane jeszcze chwilę stał w jednym miejscu i spoglądał w kierunku, w którym zniknęła blondynka.

    Gdy Adam nie pojawił się na pierwszej lekcji, wcale ją to nie zdziwiło. Oczywiście, zaniepokoiła się odrobinę, ale nie tak, by panikować czy coś. Rozglądając się po całym korytarzu, szła powoli na drugą lekcję w towarzystwie Alex. Zastanawiała się, gdy on się znowu podział.
    "Może poszedł na wagary? Samotnie? Nie, to do niego nie pasowało..." - próbowała znaleźć powód, dla którego jeszcze nie pojawił się w szkole. Zagadnęła o to Alex.
    - Nie przejmuj się nim. Na pewno zaraz przyjdzie - odpowiedziała wesoło, po czym zaczęła nowy temat.
    Lecz Adam nie pojawił się ani na drugiej, ani na trzeciej lekcji. Niemało zaniepokojona Maya zadzwoniła do Shane'a. Chłopak przyznał, że nie widział przyjaciela, odkąd wysiedli rano z autobusu.
     Podczas długiej przerwy wybrała numer Adama. Nie odebrał.
    - Na pewno mu się coś stało - powiedziała zaaferowana, wybierając jego numer po raz drugi.
    - Uspokój się - zażądał od niej Shane, potrząsając nią delikatnie. - Musimy myśleć racjonalnie. Zacznijmy od tego, że mógł się źle poczuć i po prostu wrócił do domu. Albo, nie wiem, postanowił iść na wagary, albo jeszcze coś innego. To nie od razu musi oznaczać najgorsze.
    - A co, jeśli oznacza? - zdenerwowała się. Zaczęła panikować i zdawała sobie z tego doskonale sprawę. Próbowała unormować oddech i bicie serca, ale nic nie pomogło. Bała się o przyjaciela, przez co nie potrafiła wysiedzieć na jednym miejscu spokojnie przez kilka sekund. Podczas gdy Alex i Shane siedzieli na ławeczce, Maya chodziła to w jedną to w drugą stronę, czasami tylko zatrzymując się przed nimi.
     - Nie zakładaj od razu najgorszego! - zawołała Alex, chcąc uspokoić nieco koleżankę. Również martwiła się o Adama, ale starała się myśleć racjonalnie.
    - Mam złe przeczucia - wyznała Maya, zerkając na Shane'a. Ten w mig pojął, o co chodziło dziewczynie. Ufał intuicji blondynki, zwłaszcza, jeśli w grę mogła wchodzić tak poważna sytuacja. Maya jeszcze nigdy nie się nie pomyliła.
    - Po szkole pójdziemy do niego do domu, okej? - zaproponował. Dziewczyna pokiwała tylko głową. Czuła, że tracą tylko czas, że powinni zacząć działać od razu, ale nie miała jak mu tego powiedzieć.

    - Hej, mamo! Już jesteśmy! - zawołał od progu Shane. Maya szła za nim, kolejny raz wybierając numer Adama. Jednak telefon nadal pozostawał głuchy. Zrezygnowana odłożyła go na stolik w salonie a następnie przeszła do kuchni, gdzie pani Shay przygotowywała coś na obiad.
    - O, dzień dobry, dzieciaki! Jak tam w szkole? Maya, kochana, przyszedł list do ciebie. Czy ktoś oprócz twojej mamy wie, gdzie mieszkasz? - zapytała nieco zaniepokojona kobieta.
    - Nikt, chyba nikt, znaczy... Oprócz Josha, Adama i was... To chyba nikt... - zastanowiła się. - Jest nadawca? - zainteresowała się. Kto mógłby do niej wysłać list? Podeszła do blatu i sięgnęła po śnieżnobiałą kopertę.
    - Niestety nie ma. Sama zdziwiłam się, gdy zauważyłam ten list w naszej skrzynce. Może domyślasz się, od kogo?
     Maya pokręciła tylko głową. Na moment zapomniała o zniknięciu Adama, o instrukcjach, jak odnaleźć dziedzica Elessaru, które wygrzebała w bibliotece, zapomniała o wszystkich sprawach. Liczyła się tylko ta koperta i jej zawartość.
    Delikatnie oderwała przylepioną część i wyciągnęła złożoną na pół kartkę. Papier w dotyku był naprawdę przyjemy, wyglądał na bardzo stary. Serce zabiło jej szybciej. Kto używa jeszcze takich kartek do pisania listów? Kto w ogóle w tych czasach wysyła listy?
    "Tylko ktoś, kto nie chce, by druga osoba wiedziała, od kogo jest..."
    Maya zadrżała. Ostrożnie rozłożyła papier i zaczęła czytać. Oczy z każdą linijką rozszerzały się jej coraz bardziej a na twarzy malował się strach. Ręce zaczęły się trząść a gdy już przeczytała list do końca, wyleciał jej z dłoni na podłogę. Maya zachwiała się i gdyby nie pomoc Shane'a, upadłaby wraz z kartką. Serce biło jej jak oszalałe.
    - Co się stało? - zawołała mama chłopaka, podbiegając do nich. Blondyn pomógł usiąść dziewczynie na krześle a sam podniósł list z podłogi.
    - Droga Strażniczko! - zaczął czytać, choć już przeczuwał, co znajdzie na końcu. - Dawno się nie widzieliśmy, nie uważasz? Stęskniłem się za tobą. Moi chłopcy podobno cię odwiedzili. Słyszałem o tym, jak próbowałaś ich pokonać. Nie było to mądre posunięcie z twojej strony. Uważam wręcz, że to głupota przemówiła przez ciebie, choć nigdy nie posądzałbym cię o to, że jesteś głupia. Co to to nie! Oczywiście musiałem... Musiałem zrobić to, co zrobiłem. Musiałem - znów zaciął się w czytaniu Shane. - Musiałem spotkać się z twoim przyjacielem i porozmawiać z nim o tobie. To bardzo miły chłopiec. I naprawdę mu na tobie zależy! Ach, ta miłość! Co za wstrętne i krępujące uczucie! Bardzo słabe!
    - Proszę, nie czytaj tego dalej na głos. Nie mam ochoty już tego słuchać - błagała Maya słabym głosem. - Najważniejsze, co z tego musicie wiedzieć to to, że Malcolm ma Adama... - szepnęła po czym rozpłakała się na dobre. - A jedynym sposobem na uratowanie go, jest oddanie Gwardii Elessar - dodała po chwili.

~~~*~~~*~~~*~~~

    Heej, dziś króciutko, ponieważ jestem meega zmęczona! Cały dzień siedziałam w ogródku i a to koszenie trawy a to sianie jeszcze warzyw i kwiatów no i w ogóle chwasty już się na nowo rozpleniły -,- więc, trzeba było coś z nimi zrobić. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba ;)

2 komentarze:

  1. Biedny Adam...i tak go nie lubię :D
    Rozdział ciekaw, ale strasznie krótki i oprócz końcówki nie zawiera...żadnej akcji :|
    Tak na marginesie ile rozdziałów masz jeszcze w planach, ale nie uraź się za to pytanie...:D
    Pozdrawiam Mia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się, do końca zostało może z pięć, góra sześć rozdziałów. Gdyby była sama akcja, fabuła by się nie rozwijała. Ja na przykład nie lubię, jak cały czas coś się dzieje, bo można się pogubić. Mi się podoba tak, jak jest.

      Usuń

Mrs Black bajkowe-szablony