piątek, 29 maja 2015

~42~


    Shane czytał po raz trzeci list od Malcolma, nadal nie mogąc uwierzyć w jego treść. Jego mama zareagowała błyskawicznie; gdy tylko dowiedziała się, co groziło Adamowi, chwyciła za telefon i zadzwoniła po jego rodziców. Nie wspominała nic o chłopaku. Poprosiła tylko, by przyszli.
    Roztrzęsiona Maya nadal siedziała na krzesełku. Wpatrywała się w swoje drżące dłonie i myślała intensywnie nad całą sytuacją. Co powinna zrobić? Czy mogła oddać Elessar w zamian za przyjaciela? Czy Malcolm dotrzyma warunków, kiedy już dostanie to, czego chce? W głowie miała kompletną pustkę, nie była w stanie odpowiedzieć na nurtujące ją pytania.
    Gdy pani Shay skończyła rozmawiać z matką Adama, wpadł jej do głowy pewien pomysł. Spojrzała na Shane'a, który nadal śledził wzrokiem treść listu. Potrząsnęła go delikatnie za ramię i powiedziała cicho.
    - Mógłbyś mi przynieść mój telefon? Leży w salonie. - Blondyn skinął ochoczo głową i już po chwili dziewczyna trzymała w ręce komórkę. Wybrała dobrze jej znany numer i czekała. Odebrała po czterech sygnałach, które dla niej trwały wieczność. - Halo? Hej, mamo. Słuchaj, czy dałabyś radę przyjechać tutaj? Bardzo cię potrzebuję - zaczęła od razu. Mówiła naprawdę szybko, bo wiedziała, że nie pozbierała się do końca i w każdej chwili może się rozpłakać.
    - Co się stało? - zmartwiła się, słysząc smutny, załamujący się głos córki.
    - Po prostu przyjedź. Wyjaśnię ci, jak już się zobaczymy, dobrze? - I nie czekając, aż odpowie, rozłączyła się. Zacisnęła mocno powieki, by nie dopuścić do tego, żeby łzy wypłynęły jej z oczu. Nie chciała pokazywać swojej słabości. Pragnęła być silna, pokazać, że potrafi sobie poradzić nawet z tak trudną sytuacją.
    "Musisz się uspokoić - powtarzała sobie. - Musisz wziąć się w garść. Dopóki wie, że możesz oddać mu Elessar, nie zrobi mu wiele" - wmawiała sobie. Starała się zapomnieć o tym, jak ją traktował, kiedy u niego zawitała. Jak ją straszył, jak później nie potrafiła zasnąć i budziła się ze łzami w oczach i z niemym krzykiem na ustach.
    Zaczęła głębiej oddychać i w końcu opanowała się już całkowicie. Gdy uchyliła powieki, łzy zniknęły bezpowrotnie. Zastąpił je natomiast szalony błysk determinacji, który podpowiadał Shane'owi, że dziewczyna jest gotowa do działania. Zostało więc im tylko czekanie na pozostałych.

    W salonie państwa Shay zebrało się wielu ludzi, którzy byli bezpośrednio związani ze sprawą, jaką mieli omawiać. Pojawili się rodzice Adama, mama Mayi, oczywiście sami gospodarze, brat Shane'a, siostra bruneta i jeszcze kilku innych najlepszych członków Zakonu. Ci, którzy nie zmieścili się na kanapach, przynieśli sobie krzesła z jadalni, lub po prostu stali czy rozsiadli się na podłodze. Maya przycupnęła tuż obok mamy na podłodze a wraz z nią Shane. Od czasu otrzymania listu nie odstępował ją na krok, bojąc się, że jej się coś stanie. Wolał ją mieć na oku i w razie czego odpowiednio zareagować.
    Na początku pani Shay przedstawiła, jak się sprawy mają. Następnie pokazała wszystkim list, który Maya dostała od Malcolma. Na koniec zapytała, czy ktoś ma jakiś pomysł. Wszyscy milczeli jak zaklęci. Nikt się nie odezwał.
    - Słuchajcie, sprawa wygląda tragicznie, to prawda, ale ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że Elessaru nie możemy oddać. Nawet za tak wysoką cenę jaką jest życie tego chłopca. Musi być inny sposób - powiedziała mama Mayi. W milczeniu zgodzili się z nią niemal wszyscy. Tylko drobna, chuda kobieta, wtulająca się w wysokiego mężczyznę siedziała, płacząc. Nie odezwała się ani słowem. Zdawała sobie sprawę, że tak należy postąpić, ale nie mogła przeżyć tego, że to jej syn, jedyny syn był, możliwe, że właśnie teraz, w tym momencie, kiedy oni naradzają się, co robić, torturowany. Nie mogła przeboleć tego, że nie było go z nią. Łudziła się nadzieją, że wkrótce wymyślą, jak mu pomóc, ale nie oczekiwała wiele. Jeżeli wróci to na pewno odmieniony. Jak bardzo? Tego się właśnie obawiała najbardziej.

    Długo zastanawiała się, czy powiedzieć Shane'owi w zaistniałych sytuacjach o tym, że znalazła sposób na odnalezienie dziedzica Elessaru. Przez pół nocy biła się z myślami. Zastanawiała się, czy to może w jakikolwiek sposób im pomóc. Czy zdołają dzięki temu odzyskać Adama, nie tracąc przy tym klejnotu? Może prawdziwy jego właściciel znajdzie na to sposób.
    Gdy już postanowiła, że porozmawia o tym z blondynem, sądziła, że w końcu zaśnie, że się nieco uspokoi. Lecz sen nie był jej dany. Nadal myśli zaprzątały jej głowę. Starała się nie dopuszczać do siebie wizji, w których pojawiał się poddawany torturom Adam. Jednak jej podświadomość co rusz podsuwała jej nowe obrazy, każdy jeszcze bardziej masakryczny od poprzedniego.
    W końcu dała sobie za wygraną, otworzyła oczy, włączyła lampkę nocną stojącą na stoliku. Usiadła na łóżku i założyła na zimne stopy kapcie. Podeszła do drzwi i otworzyła je cicho. Skrzypnęły delikatnie. Wyszła na korytarz i już miała zejść a dół, gdy usłyszała kroki na schodach. Zatrzymała się w pół kroku i czekała, aż ujrzała wspinającego się w jej stronę Shane'a.
    - Miałem nadzieję, że nie śpisz - szepnął, podchodząc do niej jak najciszej. - Pogadamy? - Skinął głową w stronę jej pokoju. Dziewczyna zgodziła się. Przyjrzała mu się uważnie. Miał na sobie czarne spodenki, te same, które Adam kiedyś założył tył na przód i dziewczyny na wycieczce się z niego śmiały. Od razu wróciły wspomnienia, lecz Maya szybko wyrzuciła je z głowy. Zaczynała myśleć o Adamie jak o kimś zmarłym, a tego naprawdę nie chciała. Oprócz tego Shane nosił białą koszulkę z napisem na piersi. Minę miał nietęgą, chodził również lekko przygarbiony, Ta sytuacja naprawdę go przytłoczyła. Nie miała się czemu dziwić, bądź co bądź byli najlepszymi przyjaciółmi.
    Usiedli na jej łóżku w żółtym świetle lampki nocnej. Blondynka przykryła ich kołdrą, bo nagle zrobiło jej się zimno. Zerknęła na chłopaka. Już niejednokrotnie byli naprawdę blisko siebie, kilka razy spali w jednym łóżku, lecz dopiero w tamtym momencie poczuła się... dziwnie. Jakby to już nie było przypadkowe. Serce zabiło jej szybciej, kiedy patrzyła, jak siada naprzeciwko niej po turecku. Włosy miał zmierzwione, sterczały we wszystkie strony. Twarz tak samo jak oczy zdawały się zmęczone, ale gdy ich spojrzenia się spotkały, dostrzegła w nich błysk wesołości a wtedy zmęczenie od razu zniknęło.
    Aby nie zaprzątać sobie głowy niepotrzebnymi rzeczami,skupiła się na tym, by opowiedzieć mu, czego się dowiedziała.
    - Słuchaj, muszę ci coś powiedzieć - zaczęła poważnie, na chwilę odwracając od niego wzrok. Nadal czuła się delikatnie skrępowana, ale starała się nie myśleć o tym,dlaczego tak nagle coś jej przeszkadzało w bliskości chłopaka. A raczej, dlaczego było jej tak przyjemnie czuć jego oddech na swojej skórze... Przymknęła na chwilę powieki, by się skupić i kontynuowała. - Kiedyś, kilka dni po tym, jak tutaj zamieszkałam, znalazłam ukrytą bibliotekę. Nie mam pojęcia, czy wiesz, że w ogóle coś takiego jest tutaj, ale nieważne. Po tym, jak śnił mi się naprawdę dziwny stwór, zaczęłam szukać w niej informacji, co to mogło znaczyć. Oczywiście nie natknęłam się nigdzie na nic, co mogłoby mi się w tej kwestii przydać, ale ostatnio doszukałam się czegoś interesującego. - Sięgnęła po kartkę, którą schowała pod poduszką i wręczyła ją chłopakowi, nakazując mu czytać. Sama przeszła do kolejnych wyjaśnień. - Są to wskazówki, w jaki sposób znaleźć dziedzica Elessaru. Chciałabym... Chcę cię prosić o pomoc... Czy mógłbyś....? - zawahała się na koniec.
    Chłopak oniemiał. Nie był w stanie wydobyć ani jednego dźwięku. Był pod wrażeniem; tego, że znalazła ukryte pomieszczenie w domu, w którym mieszkał od dziecka, a o którym nie miał pojęcia aż dotąd; tego, że sama podjęła się prób szperania w starych księgach, że odnalazła tą kartkę i przetłumaczyła ją jak najwierniej, by móc zrozumieć sens zapisanych słów i nie pomylić się przy przeprowadzaniu eksperymentu.
    - Ty jesteś... Niesamowita! - zawołał, uśmiechając się od ucha do ucha. Oczy mu błyszczały od ekscytacji. Pochylił się niebezpiecznie w jej stronę. Centymetry dzieliły ich twarze. - Kiedy zaczynamy?

    Niestety, mogli zacząć dopiero w środę, ponieważ w tę noc wypadała odpowiednia do przeprowadzenia całej operacji kwadra księżyca. Wtedy to znów spotkali się w pokoju dziewczyny, usiedli na podłodze otoczeni zebranymi wcześniej poduszkami i kocami. Przynieśli ze sobą kawałek czystej kartki, na której narysowali koło i podzielili je na cztery części. Wskazując północ i południe, ułożyli kawałek gałązki z cisu wyciosanej wcześniej. Pod kartką położyli mapę Stanów Zjednoczonych a obok siebie postawili duży globus. Nie mieli pojęcia, na jakim kontynencie może znajdować się szukana osoba. Maya przeczuwała, że jest blisko, więc sądzili, że znajduje się w tym samym kraju co oni, ale nie mogli mieć pewności. Następnie złapali się za ręce i dziewczyna przeczytała następujące słowa z kartki:
Maya
    - Kie estas la heredonto Elessar? - I powtórzyła trzykrotnie.
    Na początku nic się nie stało. Siedzieli w milczeniu dobrych kilka minut i Shane zwątpił już, że uda im się cokolwiek zdziałać tej nocy. Gdy zerknął na Mayę, okazało się, że ta ma zamknięte oczy i skupiony wyraz twarzy. Nie ruszył się więc, zaufał dziewczynie i jej intuicji.
    Maya poczuła, jak Elessar robi się przyjemnie ciepły. Rozgrzewał całą jej szyję. Uśmiechnęła się sama do siebie. Wiedziała, że jest na dobrej drodze.
    W pewnym momencie naszyjnik zaczął odrywać się od jej ciała i unosił się w powietrzu. Szarpnęło nim tak mocno, że zerwał się z jej szyi i upadł na kartkę. Maya otworzyła oczy i spojrzała na patyk, który kręcił się dookoła jak szalony. Jej naszyjnik leżał pośrodku mapy zwrócony w stronę chłopaka. Z zafascynowaniem śledziła, jak gałązka powoli zatrzymuje się skierowana w tą samą stronę co Elessar.
    - I co, nie udało się? - zapytał Shane, który również uważnie przyglądał się temu, co działo się na podłodze. Maya spojrzała na niego uradowana.
    - Wręcz przeciwnie. Już wiem, kto sprawuje władzę nad Elessarem.
    - No więc kto to? - ponaglił ją.
    - Ty - odpowiedziała po prostu.

~~~*~~~*~~~*~~~

    Hej, mam nadzieję, że zaskoczyłam Was wyborem dziedzica Elessaru :) Piszcie, kto był waszym faworytem ;) No i ogólnie, co sądzicie. Rozdział niesprawdzany, uprzedzam ;)
    No i Mia, jeśli nie zobaczyłaś odpowiedzi, to odpowiadam Ci tutaj, że do końca zostało góra sześć rozdziałów ;) To już tak naprawdę maksymalnie :)
Pozdrawiam Was serdecznie! <3

1 komentarz:

  1. Boskie, ale ja myślałam, że Adam to ten Dziedzic .Błędów nie umiem zauważać, więc nie zauważyłam.Rozdział świetny , pozdrawiam jo .

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony