piątek, 13 września 2013

Love is blindness (second)

*
  To był błąd. Mogłam żyć w błogiej nieświadomości. Po cholerę tak dociekałam? Gdy tata wrócił z pracy zapytałam się go czy możemy porozmawiać, a potem spytałam czy ma mi coś do powiedzenia. Odparł, że nie. Gdy wspomniałam o Zaynie spiął się. Czyli wiedziałam już że go zna. Zaczęłam drążyć temat. W końcu wywiązała się kłótnia i pod wpływem emocji dowiedziałam się prawdy. Zostałam adoptowana. Ojcem był jakiś diler, którego zastrzelono, a matką kobieta, która umarła przy moich narodzinach. Czułam się potwornie oszukana.
Teraz wypłakiwałam sobie oczy w poduszkę. Co mam robić?
Już wiem! Idę do tego miejsca, którego adres podał mi Zayn. Wciągnęłam czarne rajstopy, założyłam jeansowe spodenki, w które wkasałam szarą koszulkę z ustami, na to założyłam skórzaną kurtkę z dresowym kapturem. Z racji że koszulka miała duży dekolt założyłam czarny komin. Na nogi wsunęłam czarne buty za kostkę, które nie za bardzo lubiłam, ale moje ulubione granatowe trampki zostały na dole, a tam siedzieli moi „rodzice”. Wiadomo, że o 11 w nocy nie wypuszczą mnie z domu. Spakowałam do plecaka kosmetyczkę, dwie pary spodni, spodenki, koszulę, sweter, bluzę, cztery koszulki, bieliznę, coś do spania, sukienkę, ładowarkę do telefonu i oszczędności. Jeszcze raz spojrzałam na adres. Przecież to najbardziej zapuszczona dzielnica miasteczka. Wiem gdzie to jest. Wszyscy wiedzą. Wcisnęłam klawisz „wycisz” na swoim iPhone po czym włożyłam go do kieszeni spodenek. Założyłam plecak na plecy i wyszłam przez okno schodząc po gzymsie.
Pod osłoną nocy powędrowałam w podane mi miejsce. Gdy tylko weszłam na ta ulicę zaczęłam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam zapuszczając się tu w środku nocy. Przecież to tu niedawno kogoś zamordowano. To tu obraca się handel narkotykami, bronią i żywym towarem. To tu szerzy się prostytucja. Już chciałam zawrócić kiedy nagle jakiś koleś mnie zaczepił.
-Cześć- powiedział przeciągle- Ładną masz buźkę, wiesz?
Był to brzuchaty kolo koło pięćdziesiątki z długimi, siwymi włosami związanymi w kitkę na karku.
-Zgubiłaś się?- dopytywał przysuwając się do mnie bliżej.
-Ehm… Właściwie to… kogoś szukam- wydukałam.
-A kogo takiego? Kogoś konkretnego? Czy może ci to obojętne?
O nie. On myśli że jestem panią do towarzystwa.
-Tak… Szukam kogoś konkretnego… Zayn kazał mi tu przyjść- powiedziałam.
-Aaa…- facet odsunął się ode mnie- Skoro znasz Zayna i on kazał ci do siebie przyjść… Chodź. Tak się składa że znam go doskonale. Zaprowadzę cię do niego.
Kiwnął na mnie, ale ja stałam dalej w miejscu.
-Chodź. Nic ci nie zrobię. Nikt ci tutaj nic nie zrobi. Zayn zabiłby każdego kto zrobi coś lasce którą on sobie sprowadził.
Przewertowałam dokładnie jego słowa po czym skinęłam głową jakby do siebie i powędrowałam za tym facetem. Zatrzymaliśmy się przed jakimś pubem. Przed drzwiami stał ponad dwumetowy drab z miliardem tatuaży i mięśniami jak u Steven’a Seagal’a.
-Co jest?- spytał gburowato.
-Wpuścisz mnie?- spytał siwy.
-A to co to za jedna?- dopytywał zauważając mnie.
-Ona do Malika- mrugnął do niego porozumiewawczo.
-Właźcie- rzekł bez zastanowienia ochroniarz.
Zayn Malik. Więc tak się nazywa.
Oprócz tego wywnioskowałam jeszcze, że brązowooki jest tutaj jakąś szychą, bo nikt nie chce mu zaleźć za skórę.
  Klub był pełen ćpunów i pań do towarzystwa. Śmierdziało tu alkoholem, tytoniem i potem. Przed wejściem założyłam kaptur na polecenie Steve’a. Stwierdził, że to dla mojego dobra. Przemknęłam w ten sposób przez tłum niezauważona. Steve zaprowadził mnie po schodach na górę. Nie zważał na napis „Niezaproszonym wstęp wzbroniony”. Przeszedł przez korytarz i zapukał do drzwi na samym końcu. Gdy nikt nie odpowiedział wszedł bez żadnych ceregieli.
W środku na kanapie jakaś blondi przymilała się do Zayn’a, a on powoli spalał fajkę. Gdy drzwi się otworzyły odwrócił się w ich kierunku wysyłając mordercze spojrzenie Steve’owi. 
-Czego kurwa chcesz?- warknął Malik do faceta.
-Nie przeszkadzałbym gdyby to nie było ważne.
-Weź koleś spieprzaj!- zawołała blondynka, która pół naga siedziała okrakiem na kolanach Mulata.
-Zamknij się Karen- syknął brązowooki do tej laski- Lepiej by to było naprawdę ważne Steve… Wiesz co może się stać kiedy ktoś mi przeszkadza w ważnych sprawach.
Tak, orżnięcie dupy jakiejś lafiryndzie to ważna sprawa.
-Kogoś przyprowadziłem- powiedział siwowłosy.
Malik zrzucił blondynkę z kolan.
-Kogo?! Kogo znowu kurwa?!- krzyknął.
-Szukała ciebie- kiwnął na mnie Steve.
Wyminęłam faceta w drzwiach i ściągnęłam kaptur. Zaskoczenie przemknęło przez twarz bruneta.
-Kto to kurwa?- zapytała blondi.
-Nie twój zasrany interes- warknął do niej- Wypad stąd- dodał zwracając się do dziewczyny.
-Ale…- zaczęła.
-Wypierdalaj stąd!- ryknął brązowooki wskazując drzwi.
Tamta tylko skuliła się i czmychnęła z pokoju jak myszka.
-Dzięki Steve- powiedział beznamiętnie Malik patrząc w moje oczy- Możesz iść.
Usłyszałam jak drzwi się zamykają.
-Po coś przyszła? Rozmawiałaś z ojcem?- zaakcentował ostatni wyraz.
Przerwał kontakt wzrokowy ze mną.
-On nim nie jest- odparłam.
-Widzę, że posłuchałaś mojej rady- zauważył uśmiechając się tryumfująco.
-Kazałeś mi przyjść jak się tego dowiem, tak? Powiedz mi kto jest… Znaczy był, moim ojcem. Prawdziwym- rzekłam.
-A bo ja wiem?- wzruszył ramionami wywijając dolną wargę na wierzch.
-To dlaczego John słysząc twoje imię się spiął? Hmm?- odparowałam.
Nie będzie wciskał mi taniego kitu.
-Sądzę Charlotte, że powinnaś wrócić do domu. Ochłoniesz, to pogadamy jutro- odparł beznamiętnie sięgając do kieszeni po fajki.
 Wyciągnął jedną, zapalił ją i zaciągnął się dymem.
-Nie wrócę tam. Uciekłam. John powiedział, że mam nie wracać- taka była prawda.
Kiedy powiedziałam mu, że się wyprowadzam oznajmił, że jeśli dziś opuszczę dom to mogę już nie wracać, bo nie mam do czego.
-Kurwa!- krzyknął i kopnął w kanapę ze złości.
Przeczesał włosy palcami z papierosem w ustach.
-To ja idę- oznajmiłam.
-Dokąd?- spytał ironicznie.
-Nie wiem. Znajdę jakiś hotel.
-Pojebana. Znajdą cię i zabiją- stwierdził.
Wytrzeszczyłam oczy.
Zayn zgasił fajkę po czym ponownie przeczesał włosy dłonią.
-Robimy tak. Zostaniesz tutaj. Chodź- rzekł i odwrócił się w kierunku drzwi w ścianie.
Nie zareagowałam.
-Rusz ten swój zgrabny, zasrany tyłeczek i chodź jak cię kurwa proszę- warknął.
Trochę wystraszona ruszyłam za nim. Pomieszczenie za drzwiami okazało się sypialnią.
-Tam z boku masz łazienkę- burknął- Lepiej się umyj.
-Sugerujesz, że śmierdzę?- spytałam.
Cień uśmiechu przemknął przez jego twarz.
-Nie- odparł z cynizmem- Ale rozmazałaś się kochanie- przejechał kciukiem po moim policzku.
Przeszedł mnie przyjemy dreszcz.
-Bo płakałaś- szepnął prosto w moje usta.
Wstrzymałam oddech i czekałam na jego ruch.
-Idź do łazienki- rozkazał odsuwając się ode mnie.
Ściągnęłam plecak i zaczęłam szukać piżamy.
-Idź do tej cholernej łazienki!- krzyknął.
-Szukam piżamy kurwa!- odkrzyknęłam.
Momentalnie znalazł się obok mnie. Złapał mnie za nadgarstki i zmusił do patrzenia na siebie.
-Grzeczniej- warknął- Dziewczynie nie przystoi przeklinać.
-Nie będziesz mi tu mówił co mam robić- powiedziałam przez zęby.
Pchnął mnie, a z racji, że byłam na kuckach upadlam na podłogę. Przygwoździł mnie swoim ciałem do podłogi. Leżał na mnie w taki sposób, że stykaliśmy się brzuchami. Moje ręce uwięził w uścisku swoich i położył je nad moją głową.
-Właśnie, że będę skarbie- powiedział przesłodzonym głosem- Bo to kurwa moje mieszkanie i moje zasady- szepnął mocniej wbijając palce w moje nadgarstki- Zrozumiano?
Pokiwałam głową zaciskając usta by nie krzyknąć.
-To teraz do łazienki- powiedział prosto w moje usta.
-Wiesz, to raczej niemożliwe. Leżysz na mnie- odparłam.
-Jak ty mnie denerwujesz- powiedział przez zęby i wpił się w moje wargi.
Całował brutalnie, dokładnie tak samo jak się zachowywał. Zakręciło mi się w głowie. Puścił moje nadgarstki by złapać mnie w talii i jeszcze bardziej przyciągając do siebie. Wplątałam palce jednej dłoni w jego włosy, a drugą położyłam na jego karku. Rozchylił moje usta językiem wsuwając się do nich niczym wąż. Zmusił mnie bym oddała pocałunek, zrobiła to samo. Błądziłam dłońmi po jego plecach i karku. W końcu przestał.
-Idź- rozkazał- Zanim znów to zrobię- dodał.
-Ale ty ciągle na mnie leżysz- odparłam lekko sapiąc.
Wstał i odwrócił się do mnie tyłem. Wbił ręce w kieszenie po czym z jednej z nich wyciągnął fajki i odpalił jedną z nich.
Z prędkością błyskawicy złapałam plecak i zamknęłam się w łazience. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Malik miał rację. Pod moimi oczami widniały ciemne ślady po tuszu. Ktoś mógłby pomyśleć, że specjalnie się tak umalowałam, ale tak nie było. Wyciągnęłam z kosmetyczki mleczko i waciki. Dokładnie zmyłam cały makijaż. Po czym rozebrałam się do naga i weszłam pod prysznic. Musiałam ochłonąć. Zrelaksować się. Woda delikatnie masowała moje ciało bombardując je kroplami na całej jego powierzchni. Wyszłam z kabiny, wytarłam się do sucha, nałożyłam odżywkę o zapachu fiołków, ubrałam się w piżamę składającą się z króciutkich, pomarańczowych spodenek i niebieskiej, luźniej bokserki. Pod spód założyłam oczywiście bieliznę. Zebrałam wszystko do kosmetyczki. Ją z kolei spakowałam do plecaka. Rozczesałam włosy pozwalając by same wyschły. Podniosłam plecak i wyszłam z łazienki.
-No w końcu! Ile kurwa można czekać!- zawołał.
Już zdążył przywołać swoją twarz skurwiela.
-Prze… Przepraszam- wyjąkałam.
-Kładź się spać. Teraz moja kolej- rozkazał mi.
Skinęłam głową. Potruchtałam do lóżka. Postawiłam plecak obok niego. Malik zniknął w łazience gasząc światło w pokoju. Położyłam się na skraju łóżka i przytuliłam się do kołdry wpatrując się w okno, za którym świeciły gwiazdy.
Co ja tutaj robię? Raz po raz zadawałam sobie to pytanie… Czy jestem na tyle głupia i zakochałam się w tym mrocznym nieznajomym? Co on ma mi do powiedzenia? Dlaczego rodzice ukrywali przede mną, że jestem adoptowana?
Zatopiona w myślach nawet nie usłyszałam jak Zayn opuszcza łazienkę. Skapnęłam się dopiero wtedy kiedy materac ugiął się pod ciężarem jego ciała gdy oto na nim usiadł. O mało nie pisnęłam.
-Niestety jesteś zmuszona ze mną spać- rzekł cynicznie.
Spięłam się. „Mus to mus” pomyślałam.
-Pogadamy jutro- zapewnił bez emocji nim zdążyłam o cokolwiek spytać.
Położył się obok mnie i przykrył tą samą kołdrą. Objął mnie jedną ręką w pasie i brutalnie przygarnął do siebie. Pisnęłam.
-Nie bój się. Nie gryzę- zaśmiał się ochryple.
Przysunął się jeszcze bardziej zmniejszając odległość między nami do minimum. Z resztą, nawet tego minimum nie było. Przez koszulkę czułam mięśnie jego brzucha. Na gołych nogach dotyk jego skóry. Jego głowa spoczywała na wgłębieniu między moją szyją, a ramieniem.
Czułam jak moje serce przyśpiesza. Zamknęłam oczy ciągle spięta. Jak mogłam zakochać się w takim draniu i to po tak krótkim czasie jaki się znamy?
Zayn odnalazł ręką, którą trzymał na mojej talii skraj koszulki. Włożył rękę pod materiał tylko po to by znów mnie objąć prawie uniemożliwiając oddech. Będą siniaki to pewne. Mimo tego przeświadczenia było mi dobrze. Czułam się bezpiecznie. Wiedziałam, że nie pozwoli mnie nikomu innemu dotknąć. Przy nim nie stanie mi się krzywda.
-Odpręż się. Przecież wiesz, że nic ci nie zrobię- szepnął mi do ucha przygryzając jego płatek.
Zrobiłam to co kazał.
-Może tak byśmy zrezygnowali z ubrań?- omiótł moje ucho swoim oddechem podrażniając moją skórę zarostem.
Nie zareagowałam w jakiś specjalny sposób. Tylko wstrzymałam oddech.
-A może masz i rację. Lepiej nie- zrezygnował choć ton jego głosu na to nie wskazywał- Bo nie jesteś niegrzeczna. Ty jesteś grzeczną dziewczynką.
Zamknęłam oczy pragnąc by już więcej nic nie mówił.
-Dobranoc skarbie- wyszeptał.
Wplątał nogi między moje jakby bał się, że nocą ktoś przyjdzie i mnie porwie. Nie byłam w stanie się ruszyć, ale i tego nie chciałam. Tak było idealnie. Stłumiłam ziewnięcie. Chwilę potem zasnęłam.

*
Rano, gdy wstałam Malika nie było. Aż dziw że się nie obudziłam gdy wstawał, nasze kończyny były tak mocno ze sobą spętane. Udałam się czym prędzej do łazienki i założyłam czarne, obcisłe spodnie rurki i czarny, luźny top z białym, wielkim napisem "FUCK". Zrobiłam grube kreski eye-linerem i mocno wytuszowałam rzęsy. Rozczesałam włosy i wyprostowałam je. Usta pomalowałam różową szminką i wciągnęłam trampki. Dlaczego to wszystko robiłam? Chciałam pokazać Zaynowi, że nie jestem grzeczną dziewczynką.
Spryskałam się tylko perfumami z playboy'a i przeczesałam włosy palcami. Po czym spakowałam wszystko do kosmetyczki i wyszłam z łazienki. Nikogo nie było.
"Cóż, poczekam." stwierdziłam. Podeszłam do plecaka i włożyłam do niego kosmetyczkę.
- O! Nie śpisz już? - powiedział głos Mulata.
Nie słyszałam jak wszedł, ani nie widziałam. Byłam bowiem ustawiona tyłem do drzwi.
- Tak. Nie śpię - odparłam nie odwracając się do niego.
- Odwróć się jak ze mną rozmawiasz - warknął.
Odwróciłam się zamaszyście.
- pamiętasz o obietnicy? - spytałam krzyżując ręce na piersiach.
- Zjedzmy najpierw śniadanie - powiedział. - Chodź.
Odwrócił się i wyszedł przez drzwi. Dogoniłam go przy drzwiach, przez które wczoraj wprowadził mnie Steve.
Gdy się z nim zrównałam, Malik objął mnie w talii, przyciągając do siebie. ruszyliśmy schodami. Różni kolesie oglądali się na mnie i gwizdali.
- Pięknie dzisiaj wyglądasz - Zayn szepnął mi na ucho i przygryzł jego płatek.
W duchu jęknęłam. Boże, jak ja reaguję na każdy jego ruch, dotyk! To nie jest normalne.
- Nie wyglądasz na grzeczną dziewczynkę, ale ostrzegam - tu zmienił ton głosu na ostry - jeśli zaczniesz z kimś flirtować...
- To co? - warknęłam. - Uderzysz mnie?
Postanowiłam być "bad" to taka też będę. Co z tego, że kolana mi miękną kiedy widzę jego kawowe tęczówki, wpatrzone w moje.
- Bo jesteś moja. Zrozumiano? - syknął wbijając palce w moje biodro.
Niech zostaną siniaki. Trudno. Nie jestem przecież z porcelany.
- Zrozumiano? - powtórzył, gdy nie uzyskał odpowiedzi. - Bo mogę z ciebie zrobić taką, co będzie musiała - zaakcentował to słowo - bawić się z innymi kolesiami.
Od razu zrozumiałam aluzję.
- Rozumiem - szepnęłam dla świętego spokoju.
- To dobrze - wyszeptał, omiatając moje ucho swoim oddechem.
Znaleźliśmy się w pubie. Zayn podszedł do baru i zawołał:
- Sue, jest już nasze śniadanie?
Zza lady wyłoniła się dziewczyna z zielonymi oczami, śniadą cerą i prostymi, czarnymi włosami do pasa, w których widniały pasemka kolorów tęczy.
- Ależ oczywiście - zaszczebiotała barmanka, patrząc maślanym wzrokiem na Malika.
- Daj! Proszę, daj mi jeszcze działkę - jakiś chłopak dopadł do nogawki spodni Zayn'a. - Proszę. Musisz mi dać. nie wytrzymam. Daj - powtarzał w amoku.
W sumie, chłopak była nawet ładny. Kręcone, brązowe włosy, błękitne oczy, które zasnute były teraz bielmem.
- Finn, odejdź - zarządził brązowooki.
- Ale proszę... Tylko działkę... - szepnął, nie zważając na słowa chłopak.
Malik zamachnął się i z całej siły uderzył go pięścią w twarz. Usłyszałam odgłos łamanej kości. Finn zalał się krwią i opadł nieprzytomny. Zakryłam usta dłońmi. Mulat odsunął chłopaka od siebie nogą.
- Proszę. oto śniadanie - za ladą pojawiła się barmanka z dwoma talerzami i postawiła je na ladzie.
- Skarbie, to twoje - Zayn wskazał talerz z makaronem i mięsem, patrząc na mnie.
Barmanka dopiero teraz zdała sobie sprawę z moje obecności. Wzięłam potrawę i udałam się za brunetem do stolika w najdalszym, ale i najcichszym kącie pubu.
- Więc jesteś dilerem - stwierdziłam w czasie posiłku, nabijając mięso na widelec. - I nie mów, że nie.
- Tak, masz rację. - potwierdził.
No po prostu super. Zakochałam się w zimnym draniu, który handluje prochami. Gratulacje Lottie, gratulacje.
- Powiedz mi, czego ode mnie chcesz? - spytałam.
Zauważyłam błysk wściekłości w jego oczach.
- Przepraszam... Źle to ujęłam - pospieszyłam z wyjaśnieniami. - Dlaczego sugerowałeś bym porozmawiała z Johnem? Skąd on cię zna?
- John zna mnie dlatego, bo znał mojego ojca - wyjaśnił - obaj siedzieli w jednej branży, tak jak i twój prawdziwy ojciec.
- CO? - zamrugałam zdziwiona.
- Skończyłaś już? - spytał, patrząc na mój pusty talerz. - To jest prywatna rozmowa. Nikt niepowołany nie powinien jej słyszeć.
Skinęłam głową.
- Sue! - ryknął.
Dziewczyna przytruchtała na swoich ponad piętnastocentymertowych szpilkach.
- Zabierz no to - polecił ze swoją jak zwykle bez wyrazu miną.
Wstaliśmy i udaliśmy się z powrotem na górę. Malik znów trzymał mnie blisko siebie. W pewnym momencie jakiś koleś klepnął mnie w tyłek. Tego było za dużo. Odwróciłam się nie zwracając uwagi na Zayn'a i przywaliłam facetowi z całej siły z liścia w twarz. Ten złapał się za policzek i zsunął się ze schodów.
- Auć! Ostra - wyszeptał brązowooki do mojego ucha, przygryzając jego płatek i podrażniając go językiem.
- Nie będzie mnie skurwiel tykał. nie jestem dziwką - warknęłam wściekłą na tamtego kolesia.
- Uspokój się - zaśmiał się cynicznie.
Grr... Jak on mnie wkurwiał, ale i pociągał zarazem.
- Chodź - powiedział. - Będziemy sami - wyszeptał, całując moją szyje, zasysając powietrze i robiąc w tym miejscu malinkę.
Ruszyliśmy do tamtego mieszkania, w którym spędziłam noc. Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi, Malik przygwoździł mnie do nich, wpijając się w moje usta.
Boże, on wie jakiego go lubię... O nie! Stop! Najpierw informacje. Oparłam dłonie na jego torsie i z całej siły odepchnęłam. Prawie wcale się nie ruszył, ale przestał.
- Co ty kurwa robisz? - każdy wyraz mówił z coraz większym jadem.
- Najpierw opowiedz mi o moim ojcu - zażądałam. - A potem... - uśmiechnęłam się zadziornie, przebiegając palcami po mięśniach jego brzucha i klatki piersiowej. - Hm... - wydęłam usta w zastanowieniu i kręciłam jedno pasmo włosów na palcu. - Zobaczymy - szepnęłam, nachylając się do niego i liżąc płatek jego ucha.
Był napalony. Było to widać w jego oczach. Korzystając z tej chwili zdezorientowania, wyswobodziłam się z jego rąk i usiadłam wygodnie na kanapie. Widziałam jak Zayn zgina palce w pieści, a chwilę potem prostuje.
- Mój ojciec miał na imię Peter - zaczął grobowym głosem jaki miał w zwyczaju używać. - Była ich trójka: Peter, John i Travis - twój ojciec. Byli dilerami, handlowali bronią. Zbili niezły szmal. Zabawiali siłą z panienkami. normalka. John oznajmił kiedyś, że odchodzi, że nie dla niego takie życie. Twój i mój ojciec pozwolili mu odejść pod warunkiem, że będzie trzymał gębę na kłódkę i się tobą zaopiekuje razem ze swoją żoną Silvią. Po tym jak Harper zaszła w ciążę z Travisem i umarła przy porodzie, nie było co z tobą zrobić. Travis nie chciał wychowywać dziecka, ale chciał cię chronić. Wszyscy chcieli cię zabić. Jedynymi osobami po twoim ojcu, które nie życzyły ci źle byli John i Peter. Dlatego trafiłaś na wychowanie do Riverów. Naszych ojców zabiła rosyjska mafia. Johna zapewne już też... Teraz chcą dopaść nas. Ciebie i mnie - zakończył opowieść.
- Ale czego oni od nas chcą? - spytałam lekko łamiącym się głosem. Natłok myśli i informacji stworzył  w mojej głowie niewyobrażalny mętlik. nie myślałam już rozsądnie. Czułam się oszukana i bezbronna.
- Jesteśmy wspólnikami. Odziedziczyliśmy biznes po ojcach - oznajmił. - A po za tym... - odwrócił się do mnie i zaczął zmierzać w moim kierunku, przeszywając mnie wzrokiem. - Pewnie chcą cię sprzedać na czarnym rynku za kupę szmalu. A wierz mi - był już tak blisko, że nasze oddechy splatały się w jeden - jesteś naprawdę droga. - szepnął i natarł na moje usta.
Oddałam pocałunek. Jestem córką gangstera, wychowaną przez jednego z jego najlepszych przyjaciół, a Zayn jest synem drugiego. To nie jest normalny związek.
Pchnął mnie na kanapę i znalazł się nade mną nie odrywając się od moich ust. Jedną ręką trzymał nad moim ramieniem, a drugą błądził po moim ciele. Ja z kolei wplotłam jedną dłoń w jego włosy, a drugą położyłam na samej górze jego pleców. Ręka, którą wodził po moim ciele przesunęła się na pośladek, a następnie na udo. Założyłam tą nogę na jego biodro, a on wbił w nią palce. Zaczęłam zjeżdżać dłonią, którą trzymałam na jego plecach w dół. Już dotarłam do skraju jego koszulki, gdy nagle ktoś wpadł do salonu i zaczął wołać:
- Malik! Malik!
Znieruchomiałam. Kurwa, od czego są drzwi?! Nie nauczyli pukać?!
- Kurwa ty chcesz już nigdy nie wstać, prawda? - ryknął wściekły Zayn, odrywając się ode mnie i patrząc na tamtego przez ramię, ciskając z oczu piorunami.
- Gdybym wiedział... Ale... To... - jąkał się ten chłopak.
- Wysłowisz się kurwa wreszcie?! - krzyknęłam.
W mojej głowie ciągle buzowała namiętność i pożądanie.
- Złapali jednego z mafii. Trzymają go w celi - powiedział facet.
Malik momentalnie jakby się spiął.
- Zaraz przyjdę - rzucił bez emocji.
- Ale... - zaczął tamten.
- Powiedziałem za chwilę, kurwa! - ryknął w jego stronę.
- Tak jest - rzekł skruszony i odszedł ze spuszczoną głową, zamykając za sobą drzwi.
- Idziesz ze mną - powiedział, wstając ze mnie.
- Co? - zapytałam. - Ale po co?
- Bo ta sprawa dotyczy też ciebie.

*

Zayn zaprowadził mnie do jakiegoś obskurnego pomieszczenia. Śmierdziało tu stęchlizną i rozkładającym się mięsem. Z trudem powstrzymywałam się, by nie zwymiotować.
Nim wyszliśmy z salonu, poszłam do łazienki poprawić makijaż, a Zayn wręczył mi czarne szpilki na dość grubym i wysokim obcasie oraz czarną najeżoną ćwiekami skórzaną kurtkę, oznajmiając żebym to włożyła.
Tak oto ubrana stanęłam przed metalową kratą, przy której czuwało dwóch mięśniaków obtatułowanych wszędzie gdzie się tylko dało. Idealnie współgrałam ubiorem z Malikiem. Czarne spodnie, ciężkie buciory, skóra koloru smoły i czarny T-shirt. Na szyi jak zwykle nieśmiertelnik. To cały Zayn. Mroczny, brutalny i bezwzględny.
Gdy dwaj goryle zobaczyli Mulata, ukłonili się z szacunkiem i otworzyli kraty. Przeszliśmy krótkim ciemnym korytarzem i stanęliśmy przed drzwiami z grubej warstwy stali.
Zayn wpisał kod na panelu znajdującym się obok drzwi, a one otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Złapał mnie za przedramię, widząc, że się waham. Posłusznie ruszyłam razem z nim. W środku spotkaliśmy Steve'a.
- Kogo tu przyprowadziłeś? - zapytał znacząco Zayn'a zupełnie mnie nie poznając.
Zachciało mi się śmiać nawet w takim momencie jak teraz, ale stłumiłam to w sobie.
- Pamiętasz dziewczynę, którą wczoraj do mnie przyprowadziłeś? - odpowiedział beznamiętnie pytaniem na pytanie Malik.
- Charlotte, tak? Ładniutka była - rzekł rozmarzony. - Ale ta... - szepnął nachylając się w kierunku Mulata i zerkając na mnie. - Ta jest ostra. Idealna dziewczyna gangstera - dodał myśląc, że nie słyszę.
- To jest Charlotte - stwierdził brązowooki z grymasem satysfakcji na twarzy. - Wpuść nas to tego nowego - zaakcentował ostatni wyraz.
- Jak to was? Ale ona... - zaczął Steve.
- Ona jest córką Trevora i już prawie wszystko wie. Więc ma prawo się tam znajdować tak jak ja - ryknął wkurzony.
Steve zrobił minę ryby wyciągniętej z wody.
- Takim się dorobić- warknął Malik i wyrwał Steve'owi klucze z rąk, po czym otworzył drzwi znajdujące się najbliżej nas po prawo. Nikłe światło lampki oświetlało dwóch facetów, którzy samym swoim wyglądem dawali wyraźnie do zrozumienia, że jeśli im się narazisz, twoja matka może cię nie poznać. Zayn uderzył w kontakt zapalając żarówkę w małym żylandorze  pośrodku sufitu. O mało nie krzyknęłam, patrząc na ścianę naprzeciw nas. Wisiał tam bezwładnie chłopak przyczepiony kajdankami za nadgarstki. Siedział na ziemi. Głowa zwisała mu na piersi. Z rozcięć na lewej brwi i prawym policzku sączyła się krew. Lekko przyschnięte plamy pod nosem świadczyły o tym, że miał krwotok. Z opuchniętej dolnej wargi wolno płynął czerwony płyn. Jedno oko miał podbite. Koszulka, w którą był ubrany była na wpół podarta. W miejscach, które odsłaniał T-shirt miał siniaki, mieniące się rozmaitymi kolorami. Gdyby nie to wszystko chłopak wyglądałby normalnie. Kręcone brąz włosy, spora ilość tatuaży, dość wysoki wzrost, duże dłonie i stopy. Wszystko to sprawiało, że wyglądał zupełnie odmiennie i zabójczo przystojnie.
- Powiedział coś sensownego? - spytał Zayn.
Jeden z drabów pokręcił głową.
- Już ja go zmuszę do mówienia - wysyczał przez zęby Malik. Chłopak przykuty kajdankami kaszlnął i wypluł krew z ust. Skrzywiłam się w grymasie obrzydzenia. - Stój tu - polecił mi Mulat.
Skinęłam głową.
Podszedł kilka kroków, znajdując się tuż obok tego chłopaka. Kucnął tak żeby ich twarze były na jednym poziomie.
- Jak się nazywasz? - raczej zażądał niż spytał.
- Luckas Wood - wymamrotał tamten.
- Co wiesz o śmierci Trevora Parkera? - kolejne pytanie popłynęło z ust bruneta.
Więc nazywam się Parker. Charlotte Parker. W sumie nie najgorzej.
- Nic - odparł Luck, przekręcając głowę na drugi bok z ciągle zamkniętymi powiekami.
- Nie kłam! - zaryczał Zayn.
- Mówię prawdę! - wykrzyknął mu prosto w twarz Luckas, szarpiąc się i otwierając momentalnie oczy.
- Grzeczniej - Zayn uderzył go z pięści w twarz aż ten odwrócił głowę, a jego wzrok spoczął na mnie.
Zatkałam usta dłońmi, gdy Mulat znów go uderzył.
- Widzę, że przyprowadziłeś niezłą laskę Malik - szydził Luck.
- Ostrzegam cię Wood - warknął. - Jeszcze jedna głupia uwaga...
- Niezła cizia... - zaczął, ale już pięść Mulata wylądowała na jego szczęce.
Pisnęłam cichutko.
- Jak ci na imię, ślicznotko? - zapytał Luckac, ale znów oberwał nim zdążyłam cokolwiek zrobić.
Każda kolejna próba wypowiedzenia choćby słowa w moją stronę, zostawała nagrodzona kolejnym uderzeniem.
- Zayn zostaw go! - krzyknęłam w końcu.
Ten poderwał się z kucek w furii i zmaterializował się koło mnie.
- Kim ty kurwa jesteś, że mi rozkazujesz? - warknął, mierząc mnie wściekłym spojrzeniem.
Znajdował się tak blisko mnie, prze przyciskał mnie swoimi biodrami do ściany. jego ręce spoczywały po obu stronach mojej głowy.
- Twoją wspólniczką - szepnęłam mu do ucha, by nikt nie usłyszał. - Nie bij go już i tak ci nic nie powie - dodałam. - Widzisz, że ciągle jest zainteresowany mną.
- Co ty chcesz zrobić? - spytał, odsuwając się o kilka milimetrów.
- Jeśli mi ufasz to zostaw to mnie - powiedziałam.
Wściekły uderzył pięścią w ścianę tuż obok mojego ucha. Zacisnął zęby i łaskawie skinął głową. Dyszał ciężko. Odepchnęłam go lekko od siebie po czym wyminęłam i stanęłam między nogami Luckasa, opierając ręce na biodrach. Czas skorzystać z tego, że jestem kobietą.
- Cześć Luckas - powiedziałam przesłodzonym głosem. Zmierzył mnie swoimi złotymi oczami od stóp do głów. Potem wrócił do twarzy.
- Chciałeś ze mną rozmawiać. - kucnęłam znajdując się twarzą na wysokości jego twarzy.
Poprawił się siadając na tyle prosto na ile to było możliwe.
- Wcześniej mówiłeś więcej. Nie mów, że kobiety cię onieśmielają. - klęknęłam na kolana, przebiegając delikatnie palcami po jego klatce piersiowej w dół zatrzymując się na linii paska od spodni.
- Hmm... Może powiedziałbym więcej, gdyby twój kolega nie patrzył na mnie jakby chciał mnie zabić... - stwierdził.
- Zayn... - powiedziałam ostrzegawczo.
On znalazł się od razu za mną, kładąc dłonie na moich biodrach i sycząc w ucho.
- Nie wkurwiaj mnie.
Odwróciłam głowę i szepnęłam groźnie.
- Jak chcesz informacji to wyjdźcie i poczekajcie za drzwiami.
- Ani mi się śni - szepnął przez zęby.
- Obiecuję, że potem zrobię wszystko co każesz - westchnęłam, łapiąc się ostatniego koła ratunkowego.
Mam nadzieję, że nie utonę.
- Wszytko? - spytał.
- Wszystko - potwierdziłam.
Wbił mocniej palce w moje biodra, po czym puścił, wstał i wyszedł, wołając dwóch osiłków, by zrobili to samo.
- Okay... To teraz może mi powiesz co wiesz? - zaproponowałam.
- Hm... Zastanowię się - odparł.
- Nie drażnij mnie - ostrzegłam.
- Lubię widok wkurwionej dziewczyny - uśmiechnął się cwaniacko.  - To takie podniecające.
Było mi go szkoda na początku, ale teraz zdałam sobie sprawę, że to taki sam skurwiel jak Malik, a może nawet gorszy. Tym bardziej trzeba być zołzą. No cóż... Będę udawać jeśli trzeba.
- Skarbie, powiedz mi co wiesz o śmierci Trevora Parkera - poprosiłam głosem ociekającym miodem, przejeżdżając palcem wskazującym po jego żuchwie.
- Nie rozumiem czemu sądzisz, że coś wiem - odpowiedział.
- Hmm.... - przejechałam wolno palcami od jego ramienia aż do nadgarstka. - Powiedzmy, że mam przeczucie.
- Kobieca intuicja, powiadasz? - zaśmiał się sarkastycznie.
- Grzeczniej - warknęłam. - Przypominam, że to ja tutaj rządzę. Porozmawiajmy - zmieniłam ton głosu na słodki - jak starzy, dobrzy znajomi.
- Żeby rozmawiać w ten sposób, trzeba się znać, a ja nawet nie wiem jak się nazywasz - odparł.
- Charlotte - wyszeptałam mu do ucha.
Zauważyłam jak gęsia skórka wystąpiła na jego ciało.
- Powiedz mi - ciągle szeptałam mu do ucha.
- Nie mogę - odparł trochę mniej pewnie.
Przyległam biodrami do jego krocza, a nasze klatki piersiowe nie dzielił nawet milimetr.
- Proszę - wyszeptałam i przygryzłam płatek jego ucha.
Poczułam jak drży, a zgrubienie w jego spodniach rośnie.
Zaśmiałam się pod nosem.
- Nie mogę - powtórzył drżącym głosem.
- Kotku, proszę... Nikt się nie dowie, a ja potrafię się odwdzięczyć - kusiłam i poruszałam biodrami.
- Co chcesz wiedzieć? - szepnął oddychając coraz szybciej.
Udało się. Trzymam ptaszka w garści.
- Kto zabił Trevora Parkera? - spytałam, czując jak jego męskość jeszcze bardziej twardnieje.
- William. William Harison - odpowiedział.
- Grzeczny chłopiec - pochwaliłam i przeczesałam jego włosy palcami. - Następne pytanie kochaniutki - usiadłam na jego udach rozkrokiem, czym był wyraźnie zdziwiony. - Zabójca Petera Malika.
- Braian Wood. Mój ojciec.
Zaśmiałam się uwodzicielsko i zatańczyłam palcami na jego brzuchu tuż nad linią jego spodni.
- Mogłabyś zawołać kogoś, by zdjął mi te kajdanki, wtedy byś zobaczyła jaki jestem dobry - zaproponował drżąc z podniecenia.
- Jeszcze kilka pytań, dobrze? - spytałam. - A potem dostaniesz nagrodę - owiałam jego ucho swoim oddechem. - Ale jeśli mnie okłamiesz to osobiście cię zastrzelę - ostrzegłam.
- Mów co chcesz wiedzieć. - wyrzucił z siebie.
- Jak się nazywa twój szef?
 - Doug Brown.
- Gdzie znajduje się wasza kryjówka? - spytałam.
- Na obrzeżach miasta w starych magazynach, za czterema czerwonymi skrzynkami znajduje się wejście, ale by się dostać do środka musisz znać hasło i wpisać je na panelu sterującym.
- Jak ono brzmi? - zapytałam.
- Kokaina.
- A wiesz może czy coś szykują? Jakąś transakcję?
- Z tego co wiem to w przyszły wtorek szykują wymianę przy starej fabryce tytoniu. To mają być jakieś prochy za forsę z jakimś kolesiem. Nazywają go Kamazura. A wczoraj wieczorem udali się do Riverów po tą ich dziunię, a przy okazji chcieli zgarnąć Johna. Pewnie im się udało.
Zamarłam. Gdybym tu nie przyszła, mogłabym już nie żyć. Szybko jednak się otrząsnęłam, by się nie poznał.
- Cóż to chyba wszystko - oznajmiłam i wstałam z niego.
Zaczęłam iść w kierunku wyjścia.
- Ej, gdzie idziesz, ślicznotko? - zawołał.
- Po mojego kumpla - rzuciłam i złapałam za klamkę.
- A gdzie moja zapłata? - spytał.
- Nie myślałeś chyba, że mówię serio.- odparłam cwaniacko.
- Szmata - warknął.
- Nie. Wystarczy Charlotte River - powiedziałam odwracając się przez ramię.
Zrobił wielkie oczy, a ja się odwróciłam i wyszłam z pomieszczenia.

4 komentarze:

  1. huehuheu no w końcu :D nie ma to jak czytać to samo po raz enty :D Świetny, świetny i jeszcze raz świetny ;*
    Przepisywać dalej? Wiesz, jak będę miała czas to chętnie :)
    Czekam na kolejny (troll) :D ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. U wow! Lubię takiego Zayn'a :) No i chce więcej takiego Malika :D Haha :D Wiesz że poprawiasz mi humor każdym jednym rozdziałem niezależnie na którym blogu? :)

    xoxo Lexi

    OdpowiedzUsuń
  3. To...głupie.

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony