czwartek, 29 sierpnia 2013

Love is blindness

Miłość jest jak żmija- dręczy, męczy zabija… Sens tych słów tak sprzecznych ze sobą nigdy nie był mi znany. Nie wyobrażałam sobie, że tak może być. Że można umrzeć z miłości. Przecież to nierealne…
A jednak…
*
Kim jestem? Przeciętną nastolatką, o przeciętnej urodzie. No bo niby co jest takiego niezwykłego w zielonych oczach lub brązowych, kręconych włosach do ramion?  „Masz wzrost i figurę modelki” tak mówi mi wiele osób, ale ja wiem doskonale, że to nieprawda. W szkole nie mam wielu znajomych. Nie wiem z jakiego powodu. Przecież ja im nic nie zrobiłam. Mimo to traktują mnie jak trędowatą. Zmienia się to wtedy kiedy potrzebują pomocy. Wtedy potrafią robić słodkie oczka…
Ale nie o tym teraz. Później też o tym nie wspomnę. Charlotte River. Oto ja.

                                        *

Dzień jak każdy inny. Czarne, obcisłe spodnie, szara, luźna koszulka na ramiączkach, a na to jeansowa kurtka z obowiązkowo podwiniętymi rękawami- oto mój zestaw na dziś. Mnóstwo różnorakich bransoletek nierozłącznie spoczywa na mojej ręce. Ostatnie przeczesanie włosów, kęs kanapki i łyk zimnej już herbaty. Złapałam torbę, założyłam granatowe trampki i wyszłam z domu wbijając ręce w kieszenie. Nie było zimno. Tylko chłodny wietrzyk plątał się wśród moich włosów tworząc z nich jeszcze większe loki. Dotarłam do szkoły i od razu ruszyłam po schodach do konkretnej sali.

*

Na ostatniej lekcji nudy. Z resztą jak na każdej poprzedniej. Wyglądałam przez okno obserwując zbierające się na niebie ciemne chmury. „Będzie padać” stwierdziłam siedząc z brodą podpartą na ręce. Błysk. „Będzie burza” pomyślałam patrząc od niechcenia w okno. W tym momencie coś się stało. Pod daszkiem szkolnego składniku na narzędzia ogrodnicze pojawiła się postać. Wytężyłam wzrok. Chłopak. Tak, to na pewno ta płeć… Miał czarne włosy i śniadą cerę. Tylko tyle wypatrzyłam z tej odległości. Po za tym był ubrany w długi płaszcz z postawionym do góry wysokim kołnierzem. Wpatrywał się w okno. Konkretnie we mnie. Nie odwróciłam wzroku. Wpatrywałam się w niego intensywnie. Ciągle stal z obojętną miną. Odpalił papierosa. Byłam tak skupiona na wpatrywaniu się w niego, że gdy dzwonek oznajmił koniec lekcji mało nie spadlam z krzesła. Z ulgą opuściłam szkołę by udać się do domu i rozpocząć zasłużone ferie wiosenne. Koc, książka i kubek ciepłej herbaty. Nic więcej nie potrzeba mi do szczęścia.
Wracając do domu miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. W jednym momencie zajrzałam niepostrzeżenie przez ramię. Zauważyłam gościa w płaszczu. Więcej się nie oglądałam. Teraz miałam jeden cel. Mój cel był prosty- znaleźć się w domu przed burzą. Ledwo zamknęłam za sobą drzwi, lunęło jak z cebra, a miasteczko spowiła ciemność. Udałam się do swojego pokoju. Ściągnęłam kurtkę i założyłam ciemną bluzę z kapturem. Podciągnęłam rękawy. To już taki mój nawyk.
Przechodząc koło okna kątem oka coś zauważyłam. Cofnęłam się i przyjrzałam baczniej. Pod oknem starego, opuszczonego domu z naprzeciwka stal ten sam chłopak co pod szkołą. Nonszalancko opierał się o ledwo stojącą ścianę. Wbił mnie swoje wibrujące spojrzenie po czym uśmiechnął się z wyższością. Zasłoniłam okno jednym ruchem.
Jakiś czas potem przestało padać. Ciekawiło mnie czy ten koleś ciągle tam stoi. Uchyliłam zasłonkę. Trwał w tej samej pozycji z obojętnością na twarzy. Muszę coś zrobić. Jego zachowanie jest nienormalne.
Wciągnęłam trampki i wyszłam na ganek. Ruszyłam zamaszystym krokiem przez podjazd wbijając jak zwykle ręce w kieszenie. Z lekkim wahaniem podeszłam do chłopaka
-Dlaczego mnie obserwujesz?- spytałam prosto z mostu.
Zaskoczenie przemknęło przez jego twarz. Szybko jednak przywołał maskę obojętności.
-Coś ci się pomieszało- odparł bez emocji.
-Doprawdy? To dlaczego najpierw jesteś pod moją szkołą i gapisz się na mnie, potem śledzisz mnie w drodze do domu, a teraz stoisz naprzeciwko mojego domu-wyliczałam na palcach- i nie robisz nic innego jak tylko się lampisz?
Złapał mnie za nadgarstek i popchnął na ścianę.
-Trochę grzeczniej- warknął grożąc mi palcem i nie puszczając mojego nadgarstka.
Teraz mogłam się mu trochę lepiej przyjrzeć gdy kołnierz jego płaszcza opadł. Jego oczy koloru czekolady okalały gęste rzęsy, a kilkudniowy zarost dodawał mu tylko drapieżności i… Seksowności? Nie! Stop! Wróć! Seksowności?! O czym ty kobieto myślisz?! Skarciłam się w myślach.
-Puść- rzekłam stanowczo.
Nie zareagował. Ciągle patrzył w moje oczy tym swoim cudnym, nieprzeniknionym i mrocznym wzrokiem.
-Puść- powtórzyłam, ale i tym razem na próżno.
-Puszczaj!- warknęłam i szarpnęłam ręką, którą uwięził w swoim uścisku.
On natychmiast złapał moje nadgarstki i uwięził je w stalowym uścisku, przyciskając mnie swoim ciałem do ściany.
-Powiedziałem: grzeczniej- warknął zaciskając szczękę.
-Kutas- mruknęłam
-Coś ty powiedziała?!- wrzasnął
Zatrzęsłam się pod wpływem głosu który wydobył się z jego klatki piersiowej.
-Nic- powiedziałam i przełknęłam gulę, która uformowała się w moim gardle.
Teraz zaczynałam się go bać.
-Nie kłam!- ryknął a ja znieruchomiałam- Nienawidzę kłamców!- patrzył swoimi tęczówkami przepełnionymi gniewem w moje oczy pełne strachu.
-Przepraszam- powiedział po chwili trochę łagodniej- Chciałem tylko pogadać…
-Ale… ale ja cię n… nie znam- wyjąkałam
-To po coś tu do jasnej cholery przylazła Charlotte?- spytał przez zęby.
Nie czekając na odpowiedź odwrócił się na pięcie i ruszył ulicą chwilę potem znikając za rogiem. A ja stałam tam przytwierdzona do ściany paraliżującym strachem i niemogąca zrobić nic. Z odrętwienia wyrwał mnie grzmot zbliżającej się kolejnej burzy. Zerwałam się z miejsca i ile sił w nogach pognałam do domu. „Skąd on znał moje imię?” zadawałam sobie to pytanie. W pokoju rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. W sumie sama nie wiem dlaczego. Przecież ja nigdy nie płaczę. Zmęczona szlochem zasnęłam. We śnie znów odwiedził mnie on. Tajemniczy, mroczny nieznajomy o tak pięknym spojrzeniu.

*

Obudziłam się. Rodziców znów nie było. Nawet gdyby mnie uprowadzono zauważyliby dopiero po tygodniu. Z resztą, nasza stosunki były dość chłodne. Ani John- mój ojciec, ani Silvia- moja matka, nie chcieli dziecka, ale niestety pojawiłam się ja.
Nieprzytomna spojrzałam na zasłonięte okno. Przetarłam oczy by wygarnąć z nich tonę piasku, po czym udałam się do łazienki. Odprawiłam toaletę, pociągnęłam kilka razy rzęsy mascarą potem czas było się ubrać. Czarne spodenki, czarne zakolanówki, czarny sweterek. Założyłam jeszcze kremowy komin i byłam gotowa. Obowiązkowo podciągnęłam rękawy ku górze jak to zwykle ja. Prawie krzyknęłam spoglądając na swoje nadgarstki, właściwie jeden bo na drugim było pełno bransoletek. Widniały tam sińce po uścisku czyjejś ręki. Była to pamiątka po wczorajszym spotkaniu z mrocznym nieznajomym. Już zapomniałam! Przeklęty siniak! Wszystko mi przypomniał. Potrząsnęłam głową odganiając myśli. Zeszłam na dół. Jadłam płatki owsiane z zimnym mlekiem. Jakoś nie bardzo byłam głodna. Mieszałam od niechcenia łyżką w misce patrząc się tępo w ścianę naprzeciw stołu.
-Czego nie jesz?- ktoś warknął za moim plecami
Krzyknęłam przerażona i odwróciłam się w tamtą stronę. Był to owy chłopak, który zostawił na moim nadgarstku ślad.
-Co… co t… ty tu ro… robisz? J… jak wszedłeś do środka?- zapytałam z przestrachem.
-Drzwi były otwarte. Żadna filozofia nacisnąć klamkę- odparł ciągle opierając się nonszalancko o ścianę ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma.
Dziś był ubrany w ciemne, znoszone spodnie, czarną koszulkę i obcisłą, czarną skórzaną kurtkę. Na szyi wisiał nieśmiertelnik. Włosy były zgrabnie ustawione na żel. Na nadgarstku zapięta była czarna, skórzana bransoleta. Dopiero w świetle dziennym zauważyłam jak bogato jego ciało jest przyozdobione tatuażami.
-Czego ode mnie chcesz?- zapytałam odwracając głowę w taki sposób by spojrzeć mu w oczy.
Nie odpowiedział. Wstałam z krzesła.
-Chcesz mi coś zrobić?- spytałam- To na co jeszcze czekasz? Jestem sama w domu. Możesz zrobić co zechcesz, a nikt ci w tym nie przeszkodzi- z każdym słowem byłam bliżej niego.
-Zamknij się- warknął łapiąc mnie za nadgarstek.
-No śmiało, uderz mnie- odpowiedziałam wyzywająco patrząc w jego oczy ze złością.
-Nigdy nie uderzę kobiety. Tym bardziej ciebie- zluźnił uścisk.
Jego deklaracja dała mi jakby poczucie bezpieczeństwa.
-Nie odpowiedziałeś na pierwsze pytanie- odparłam podchodząc do stołu – Co tu robisz?- powiedziałam do blatu łapiąc pustą już miskę z łyżkę i wkładając je do zlewu.
-Aktualnie stoję- burknął.
-Kto ci pozwolił tu wejść?- warknęłam zza kuchennego stołu.
-Sam sobie pozwoliłem- odparł mierząc mnie wzrokiem mordercy.
-Ciekawe, że nie zostałeś zaproszony- syknęłam wpatrując się w niego spod przymrużonych powiek.
-Skoro tak bardzo przeszkadza ci , że nikt mnie nie zaprosił to ty to zrób- warknął.
-Wybacz, ale nawet nie wiem jak masz na imię- stwierdziłam krzyżując ręce na piersiach- I jestem zmuszona cię stąd wyprosić- wychyliłam się zza stołu.
Momentalnie znalazł się obok mnie i złapał za i tak już siny nadgarstek.
-Mnie się nie wyprasza. Ja sam wychodzę, kochanie- warknął, przejechał kciukiem po mojej żuchwie i złożył pocałunek na moim policzku.
Po tej czynności odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Oszołomiona stałam obok stołu trzymając się go jedną ręką. Pies sąsiadów zaszczekał, a ja otrząsnęłam się przestając gapić się bezmyślnie w jeden punkt. Jakiś czas czatowałam na dole wzdrygając się gdy przechodził mnie dreszcz. Trochę minęło zanim ochłonęłam po spotkaniu z brązowookim. Ruszyłam do stolika po książkę, którą tam wczoraj zostawiłam. Przechodząc koło okna zatrzymałam się i stanęłam jak wryta. On tam stał. Tam gdzie wczoraj. Obserwował mnie. Znowu. Czego on ode mnie do jasnej cholery chce?
-Masz mi coś do przekazania, że znowu tu stoisz?- wyjrzałam przez okno, które przed sekundą otwarłam.
Zmierzył mnie wściekłym spojrzeniem.
-Powinnaś spytać się o to swoich rodziców- warknął mówiąc ironicznie ostatnie słowo.
-O co ci chodzi koleś?- zapytałam.
-Nie tym tonem szmato- momentalnie znalazł się przy oknie.
Nawet teraz był ode mnie wyższy.
-Byłoby łatwiej gdybym wiedziała jak masz na imię- odparowałam patrząc mu prosto w oczy.
Spływały po mnie wszystkie jego wyzwiska. Mógł sobie je wsadzić gdzieś. Bałam się go trochę, fakt, ale nie będzie też facio mną pomiatał.
-Zayn. Jasne?- rzucił trochę mniej wkurzony.
Takie niespotykane imię.
-Po co mnie obserwujesz Zayn?- spytałam uspokajając się.
Nachylił się w moją stronę przez parapet dotykając mojej dłoni.
-Jak ci ojczulek powie to się do mnie zgłoś Charlotte- całe zdanie powiedział cicho do mojego ucha, ale ostatnie słowo wyszeptał, przygryzając płatek mojego ucha i podrażniając go językiem.
W duchu jęknęłam. On zaśmiał się ironicznie i swoim już zwyczajem odwrócił się na pięcie i odszedł znikając za rogiem budynku. Dopiero teraz zauważyłam kawałek papieru wsunięty delikatnie pod moją dłoń. Tą której tak niedawno dotykał Zayn. Rozłożyłam karteczkę. Był to adres pod który mam się udać po rozmowie z ojcem.
Jestem ciekawa co mi powie.

7 komentarzy:

  1. W końcu się doczekałam!!!
    Serio ten szablon.... :D ładny by był, gdybym więcej widziała.
    To opowiadanie jest mega! Ciekawa jestem co wymyśliłaś po tym co czytałam, bo coś tam wspomniałaś i mnie zaintrygowałaś :) hahah "Co jest pomiędzy śmiercią, a weselem/" Nie wiem czemu, ale mi się to przypomniało :)
    Czekam z niecierpliwością na jakikolwiek post, na tym lub na twoich dwóch pozostałych blogach ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudne. Interesujace. Mega wciagajabe. Jak na razie stwierdzam ze chce wiecej tego opowiadania:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Już to czytałam czyli znasz moją opinie. :) Jednak muszę to napisać BOSKIE!! Ciekawe co bedzie dalej. :p

    OdpowiedzUsuń
  4. Nom....nie wiem co mam powiedzieć gdyż na gg oświadczyłaś że to opowiadanie jest dla mnie :D no ale standardowe moje słownictwo BOSKIE !!!!! Chce dalej!!!

    xoxo Lexi

    OdpowiedzUsuń
  5. Co to jest "lampisz"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ekhm... zamiast powiedzieć "co się gapisz" możesz spytać "co się lampisz". Chyba że kontekst był inny...

      Usuń
  6. Zarąbiste... zwłaszcza ta atmosferka, którą wprowadziła zbliżająca się burza! Ach... :)
    tylko jedna sprawa (tak, tak, znowu będę się czepiać, ale wybacz...). Wiem, że to nie wydaje się niepoprawne, ale pisanie w stylu "brązowooki zrobił cośtam" w oczach wydawców jest pierwszym krokiem na szubienicę. Z tego, co słyszałam, choćby maszynopis miał ponad pięćset stron, a pojawi się w nim jedno tego typu sformułowanie, od razu go odrzucają, nawet nie biorąc pod uwagę korekty. Taka alergia... Podobno już lepiej jest zastosować powtórzenie

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony