piątek, 13 lutego 2015

~36~


    Czerwiec zawsze miał to do siebie, że nikomu tak naprawdę nie chciało się chodzić do szkoły. Wszyscy zdecydowanie woleli zostać w domu i poleniuchować w ogrodzie, zwłaszcza, gdy pogoda była tak piękna jak ostatnimi dniami.
    Niestety, mimo szczerych chęci, nie każdemu udawało się przekonać rodziców o tym, że już naprawdę nie opłacało się uczęszczać na lekcje. Prawie cała klasa Mayi codziennie spotykała się w placówce, by razem nudzić się na zajęciach i praktycznie nic nie robić. Dlatego, gdy przychodził weekend, wszyscy z niego korzystali. Niektórzy wyjeżdżali do rodzin czy przyjaciół, inny wychodzili na imprezy. Znalazło się też kilka osób, które wolało zostać w domu. I wśród nich była Maya.
    Już dużo wcześniej obiecała sobie, że gdy tylko znajdzie czas, poświęci go na dalsze szperanie w bibliotece. Za dobrze pamiętała swój straszny sen, w którym pojawiła się postać Zła. Miała nadzieję znaleźć coś na jego temat właśnie wśród starych książek.
Maya
    Wstała o normalnej porze, by nie wzbudzić w nikim podejrzeń. Nadal nie była pewna, czy mogła bez problemu korzystać z ukrytej biblioteki, dlatego wolała zachować ostrożność. Upewniła się, że znów zostanie sama w domu. Już wczoraj podsłuchała, jak Shane umawiał się z kolegami. Zamierzali iść, pograć w piłkę nożną. Rodzice chłopaka jak co sobotę mieli tajne spotkania Zakonu, które czasami przeciągały się do późna, więc o nich się nie martwiła.
    Gdy tylko drzwi za blondynem się zamknęły, Maya przeszła na schody i dotknęła odpowiedniego sęka na poręczy. Po chwili drzwi otworzyły się. Jak poprzednim razem w środku panowały egipskie ciemności, ale dziewczyna odetchnęła głęboko, przemogła się i przeszła przez próg. Oczywiście nie obyło się bez lekkiej paniki, ale cały czas powtarzała sobie cicho, że za sekundę pojawi się światło i wszystko będzie już dobrze. I tak też się stało. Weszła do biblioteki, rozkoszując się zapachem starych i poniszczonych papierów.
    Pośród wielu ksiąg, starała się znaleźć te, których jeszcze nie przeglądała. Nie było to trudne, ponieważ pomieszczenie od góry do dołu wypełnione książkami, dawało wielkie pole do popisu. Kiedy już wybrała nowe tomy, usiadła i otworzyła pierwszy z nich. I potem następny, i jeszcze jeden. Kochała czytać, czy po prostu przeglądać różne książki, ale te, które miała, niczego jej nie dawały, nie nauczyła się nic przez przewracanie ich kartek, nie dowiedziała się ciekawych rzeczy. Tylko palce zaczęły ją boleć.
    Niektóre z nich miały tak wytarte litery, że czasami na całych stronach nie dało się nic przeczytać. Zdarzało się też, że posklejanych czymś kartek nie można było od siebie oderwać. W takich sytuacjach nie miała pojęcia, co się tam znajdowało. Z jednej strony mogło okazać się, że to nic nieznaczące słowa jak w większości wypadków, ale bała się, że to właśnie tam, gdzie nie sposób odczytać zapisów, znajduje się coś bardzo ważnego. Coś, co pomogłoby jej w rozwiązaniu zagadki.
    Po pewnym czasie odłożyła na chwilę pracę, by trochę odpocząć. Przymknęła oczy, które powoli zaczynały ją piec. Jej myśli mimowolnie popłynęły ku Elesaarowi. Dotknęła go delikatnie. Przypomniały jej się słowa. Już nie pamiętała, kto je wypowiedział. Wydawało jej się, że to jej mama, gdy pierwszy raz zapytała ją o naszyjnik. Wspomniała wtedy, że prawdziwy dziedzic Elessaru pojawi się, kiedy Zakon pozna tożsamość Strażniczki... Maya zmarszczyła brwi, zastanawiając się, dlaczego wcześniej się nad tym nie głowiła. Przecież skoro pani Shay i Shane, i Adam wiedzieli o tym, że to ona strzegła tak cennego klejnotu, to już wkrótce pozna właściciela zielonego wisiorka, któremu go odda.
    "I wtedy skończą się moje problemy z Gwardią!" - ucieszyła się. Uśmiechnęła się szeroko, lecz po chwili dotarła do niej straszna prawda. Skąd miała wiedzieć, kim był ten, któremu powinna oddać własność? Jak go pozna? I kiedy się pojawi?
    Nic nie wskazywało na to, by spieszył się z odzyskaniem swojego skarbu.

    Shane uwielbiał spotykać się ze swoimi kumplami. Z resztą, kto nie lubił? Ale tego dnia po prostu nie miał nastroju do żartów, z których śmiali się jego przyjaciele, do grania z nimi w piłkę. Cały czas myślami uciekał do domu lub do wygranego meczu siatkówki. Ale nie myślał o nim dlatego, że pokonali niezwyciężoną dotąd drużynę. Miał inne powody. A raczej jeden o blond włosach i niebieskim, przenikliwym spojrzeniu.
    Kevin przyglądał mu się uważnie, zastanawiając się, co go tak bardzo zmieniło. A zmienił się i to było naprawdę widoczne. Obserwował ten proces od samego początku i nie mógł się nadziwić. Wydawał się bardziej odpowiedzialny, spokojniejszy. Coraz częściej to on wykazywał zdrowy rozsądek w różnych sytuacjach, choć i wcześniej czasami również się to mu zdarzało. Stał się poważniejszy. Kevin obserwował przemianę przyjaciela i nie mógł się nadziwić. Długo jednak nie musiał główkować, co spowodowało tak radykalne zmiany.
    "Czego dziewczyna nie potrafi zrobić z chłopakiem?" - zadał sobie w myślach pytanie, na które chyba nikt nie znał odpowiedzi.
    Chłopak prawdopodobnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że coś w jego zachowaniu uległo gruntownej zmianie. Nie robił tego świadomie. Choć może, gdyby mu ktoś wytknął takie czy inne zachowanie, zacząłby się zastanawiać, dlaczego postąpił tak a nie inaczej. Wtedy może doszedłby do właściwych wniosków. Ale nikt tak naprawdę nie chciał tego zrobić. Albo po prostu tylko Kevin to dostrzegł?
    - Wiecie co, chłopaki, będę już leciał - powiedział, gdy usiedli na trawie, by chwilę odpocząć. Otarł pot z czoła, który skleił jego blond włosy i napił się wody z butelki.
     - Co tak wcześnie? - zdziwił się Colin. - Coś się stało?
    - Nie, nic się nie stało, po prostu... Powinienem się już zbierać - odparł tylko. Wstał z ziemi, założył na siebie koszulkę, którą ściągnął, gdy zaczynali grać. Pożegnał się ze znajomymi i ruszył do domu.
Adison
    Nie uszedł jednak daleko, gdy na drodze spotkał uśmiechniętą od ucha do ucha Adison. Nieco zdziwiona dziewczyna już z oddali zaczęła do niego machać. Gdy się do siebie zbliżyli, przywitała się wesoło.
    - Cześć! Co ty tu robisz? Myślałam, że jeszcze gracie. Właśnie szłam popatrzeć, jak się pocicie. - Zaśmiała się. - Już skończyliście? Tak wcześnie?
    - Chłopaki jeszcze są na boisku, możesz do nich iść - odrzekł uprzejmie.
    - A ty? - Chciała wiedzieć. - Wiesz, myślałam, że moglibyśmy później razem gdzieś wyskoczyć... - zaproponowała nieśmiało. Shane spojrzał na nią nieco zdezorientowany. W pierwszej chwili nie pojął, o co dziewczynie chodziło. Dopiero po chwili dotarło do niego, że Adison zaproponowała mu randkę.
    - Adison, słuchaj - westchnął ciężko. - To, że cię uratowałem, wtedy na treningu nic między nami nie zmienia. Chyba to rozumiesz, prawda? Przykro mi, ale nigdzie razem nie pójdziemy. Dzisiaj ani jutro, ani nigdy. Ja chyba... Nie lubię cię tak jak ty mnie. Przepraszam, jeśli pomyślałaś sobie coś innego...
    Bardzo dokładnie jej się przyglądał, więc zauważył, jak cała radość uleciała jej z oczu, jak przez niego się zasmuciła. Starała się jednak nie pokazać po sobie, że jego odtrącenie jakoś bardzo ją zraniło. Po sekundzie załamania podniosła wysoko głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Uśmiechnęła się krzywo.
    - Ja tak tylko zaproponowałam. Nie chciałam, żebyś czuł się do czegoś zobowiązany, bez przesady. Po prostu sądziłam, że dasz się wyciągnąć do kina czy coś, ale skoro nie chcesz, nie będę się narzucać. - Wzruszyła ramionami. - To do zobaczenia w szkole! - zawołała na pożegnanie. Shane patrzył na nią z niemałym zdziwieniem na twarzy. Tak nim zakołowała, że już kompletnie nie wiedział, co o tym myśleć.
    Miał nadzieję, że dał Adison jasno do zrozumienia, że nic do niej nie czuł. Nie wiedział, czy aby nie zranił dziewczyny, ale co się stało to już się nie odstanie. Nie miał zamiaru żałować czegoś, czego za żadne skarby nie chciał powtarzać.
    "Adison zawsze była twarda. Nawet jeśli ją to w jakiś sposób uraziło czy może nawet zabolało, poradzi sobie." - pomyślał. Przynajmniej żywił taką nadzieję.

    Maya właśnie szykowała dla siebie późny obiad, może nawet coś w rodzaju kolacji, gdy jej telefon zadzwonił. Wytarła szybko ręce w ściereczkę i odebrała.
    - Hej! - usłyszała po drugiej stronie radosny głos Diany. Od razu się uśmiechnęła, bo przyjaciółka samym przywitaniem sprawiła, że humor jej się poprawił.
    - Dzień doberek! - zawołała. - Co tam słychać?
    - Wszystko dobrze. Co dzisiaj robisz? - zapytała niepewnie.
    - A co? - Maya zachowywała ostrożność. Nie wiedziała, czego Diana od niej chciała, ale gdyby to coś było niemożliwe do spełnienia, zamierzała mieć jakąś furtkę, przez którą mogłaby spokojnie wyjść, nikomu nie robiąc krzywdy.
    - No wiesz, zastanawiałam się, czy nie mogłybyśmy się spotkać, pogadać, może obejrzałybyśmy film? - zaproponowała.
    - Tylko we dwie? - dopytywała. Maya usłyszała szczęk kluczy w zamku. Wyjrzała z kuchni, by zobaczyć wchodzącego do domu Shane'a. Widząc, że dziewczyna rozmawiała przez telefon, uśmiechnął się do niej tylko. Razem weszli do kuchni.
    - No... Niezupełnie... Chloe już u mnie jest a Wen powinna za chwilę się pojawić. To co, wpadniesz? - zapytała z nadzieją. Serce Mayi zabiło szybciej. Uwielbiała swoją przyjaciółkę za to, że chciała pogodzić ją z dziewczynami, ale niestety, musiała odmówić. Z żalem w sercu odpowiedziała smutno.
    - Przykro mi, ale nie mogę. Poza tym Chloe i Wendy nie byłyby zachwycone moją obecnością.
    - Na pewno nie dasz się namówić? - próbowała nadal ją przekonać. Maya westchnęła cichutko.
    - Naprawdę chciałabym się spotkać, ale dzisiaj nie dam rady - odpowiedziała tylko. Woda w czajniku zagotowała się, więc wyłączyła go i zalała herbatę wrzątkiem.
    - Ale wszystko w porządku? Nic się nie stało? - zmartwiła się przyjaciółka. Blondynka zaśmiała się serdecznie.
    - Oczywiście, że wszystko okej. Po prostu jestem daleko od domu i nie dałabym rady przyjechać do ciebie - wyjaśniła szybko.
    - Aha, no chyba że tak. Innym razem?
    - Koniecznie! Pa, do zobaczenia w szkole! - pożegnała się.
    - Cześć!
    - Gadałaś z Dianą? - zainteresował się Shane, gryząc jabłko. Zdziwiona Maya potwierdziła. - Przykro mi - powiedział tylko.
    - Dlaczego? - zapytała, jeszcze bardziej zdezorientowana.
    - Będąc tutaj, nie możesz spotkać się ze swoimi przyjaciółkami - wyjaśnił.
    - Bez przesady. W sumie, dobrze mi tutaj. Co prawda bardzo tęsknię za mamą, Joshem i wszystkimi, ale tu czuję się... Tak swojsko. Jakbym była u babci czy coś. Poza tym nawet jakbym mieszkała u siebie, nie spotkałabym się dzisiaj z Dianą. Znów byśmy się tylko niepotrzebnie pokłóciły z dziewczynami. A tego naprawdę bym nie chciała.
    - Więc jeśli ani ja, ani ty nie mamy planów na wieczór, to może porobilibyśmy coś razem? Może popcorn i kolejny film? Co ty na to? - zaproponował, pomagając jej pokłaść całe jedzenie na tacy.
    - Czemu nie. - Wzruszyła ramionami. - To co oglądamy? - zapytała, gdy szli po schodach na górę.
    - Nie wiem, ale na pewno znajdziemy coś ciekawego - zapewnił. Weszli do pokoju dziewczyny, rozsiedli się na łóżku i, jedząc, szukali repertuaru, który zainteresowałby ich oboje.

~~~*~~~*~~~*~~~

    Heeej. Chyba nigdy w całej mojej karierze nic innego nie pisało mi się tak opornie jak ten rozdział. Po prostu kompletna katastrofa! Mam jednak nadzieję, że chociaż Wam będzie się to czytało lepiej niż mnie pisało ;) Mój pomysł na ten rozdział poszedł sobie do lasu i nici z niego wyszły. A miało być tak fajnie i tajemniczo :D
    Piszcie, co o nim sądzicie. Jestem mega ciekawa Waszych wrażeń po tych moich wypocinach. Od następnych rozdziałów znów zacznie się dziać, to mogę jedynie obiecać ;)
    Na razie to tyle. Pozdrawiam Was serdecznie! <3

4 komentarze:

  1. Nie jest zły ;) bardzo mi się podoba xD zwłaszcza fakt ze Shane tak doroslał i to co powiedzial Adison :D krótko, zwięźlei na temat a do tego zrozumiale i uprzejmie ;) hmmm po ostatnim rozdziale miałam nadzieję ze coś więcej będzie między Shanem a Mayą :D z niecierpliwoscia czekam aż wreszcie będą razem ;) ale film to dobry początek xD
    Ogólnie świetnie i chce wiecej! :* weny życzę weny! ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jest najgorszy ! troszke mało akcji ale i tak uwielbiam to ^-^

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam siły się rozpisywać...rozdział świetny i gratuluje rozmowy z Adison :D Pozdrowienia i weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na kolejny nie moge sie doczekać , pewnie trudno jest pisać dwa (tak zaje****e) opowiadania . Weny weny jeszcze raz weny ;)

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony