sobota, 31 stycznia 2015

~35~


    W czwartek wieczorem Maya położyła się wcześniej spać. Czekał ją długi dzień, podczas którego wolała być wypoczęta i uśmiechnięta. Nie zamierzała zasypiać na stojąco i cały czas ziewać. Wziąwszy prysznic, ubrała piżamę i gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki, od razu zasnęła.
    Wydawało jej się, że dopiero przed chwilą kładła się spać, a już budzik zaczął dzwonić. Zaspana po omacku szukała telefonu, który wydawał głośne dźwięki. Z westchnieniem ulgi dotknęła komórki i na ślepo wyłączyła budzik, ponieważ światło bijące z wyświetlacza raziło ją w oczy. Opadła zrezygnowana na poduszki, przecierając powieki pięściami. Posiedziała chwilę na łóżku, a gdy wstawała, za oknem robiło się coraz jaśniej.
    Po ostatnim deszczu nie było śladu. Znów zapowiadał się upalny dzień. Maya odsłoniła roletę, by do pokoju wpuścić więcej światła. Przed wyjściem, uchyliła okno.
Maya
    W kuchni spotkała się z Shanem, który już szykował śniadanie. Przywitali się cicho, nie obudzeni jeszcze na tyle dobrze, by móc normalnie rozmawiać. Chłopak miał na sobie krótkie, czarne spodenki i czerwoną bluzę, która była częścią ich sportowego stroju. Blondynka zauważyła obok szafki torbę. Domyśliła się, że w środku znajduje się koszulka, spodenki i ochraniacze, które założy dopiero jak już będą na miejscu. Ona sama spakowała do torebki koszulkę z logo szkoły, którą zamierzała ubrać później, tuż przed samym meczem.
    Gdy w milczeniu kończyli śniadanie, do kuchni weszła mama Shane'a. Przywitała się z nimi i spytała o samopoczucie. Syn odpowiedział jej coś pod nosem, podczas gdy kobieta piła kawę.
    - Już czas - oznajmiła po chwili. Więc Maya złapała w biegu jabłko, wypijając resztę herbaty. Shane, wziąwszy swoją torbę, wyszedł za panią Shay i koleżanką, zamykając drzwi domu.
    Po drodze do szkoły zabrali Kevina, który miał na sobie tą samą bluzę co przyjaciel.
    Przybyli tuż przed przyjazdem autobusu, który miał ich zabrać na mecz. Pani Shay życzyła chłopakom zwycięstwa i odjechała. Maya rozejrzała się dokoła w poszukiwaniu Alex. To właśnie ona załatwiła dziewczynie, by mogła jechać z całą drużyną na zawody. Była przewodniczącą szkoły i jako taka, potrafiła załatwić niemalże wszystko. Poza tym dyrektor doskonale wiedział, jak ważny podczas meczu jest prawdziwy, głośny doping, więc bez żadnych problemów zgodził się, by Alex towarzyszyło jeszcze kilka osób. I ta wybrała właśnie Mayę, Margaret i Sam.
Alex
    Dostrzegła dziewczyny, gdy te wsiadały już do autokaru. Pomachała im z daleka i ruszyła w ich kierunku. Usiadły obok siebie niemal na samym końcu. Za nimi zajmowali miejsca Shane i kilku jego kolegów. Alex uśmiechnęła się do Mayi, gdy ta spoczęła na siedzeniu obok niej.
    - Już myślałam, że nie zdążycie - powiedziała na przywitanie blondynka.
    - Bez Shane'a chyba by nie ruszyli, co? - Zaśmiała się serdecznie.
    - Co prawda to prawda - przyznała jej rację.
    Przywitała się również z Maggie i Sam, które siedziały na miejscach obok nich. Maya rozejrzała się po autobusie. Z przodu zajmowały miejsca głównie cheerleaderki, a z tyłu chłopcy z drużyny. Trenerzy obu grup sprawdzili szybko obecność i mogli ruszać.
    Podróż nie ciągnęła im się. Wręcz przeciwnie - wszystkim wydawało się, że minęła nadzwyczaj szybko. A to za sprawą różnych gier, śpiewanych piosenek, opowieści czy żartów. W całym autobusie ciągle słychać było śmiech, głośne krzyki i melodie oraz fałszowanie.
    - Hej, Shane! - zawołała Sam podczas postoju, kiedy połowa grupy jeszcze nie wróciła z toalety. - Słyszałam, że podczas treningu zachowałeś się jak prawdziwy bohater!
    - Co się stało? - zainteresowała się Maya, która po zerwaniu z Adamem jakoś nie miała głowy do tego, by śledzić wydarzenia rozgrywające się w szkole. Spojrzała zaciekawiona najpierw na koleżankę a potem na chłopaka, który nieco się speszył.
    - To nic takiego. To po prostu się stało... - zaczął, ale Kevin mu przerwał.
    - Nie bądź taki skromny. Uratowałeś dziewczynie życie!
    - Komu? - zapytała Maya.
    - Dziewczyno, gdzieś ty się uchowała? Chyba cała szkoła o tym gadała non stop, a ty nic nie wiesz? - zdziwiła się Margaret.
    - Cóż...
    - To była Adison - powiedziała w końcu Alex, spoglądając na blondynkę. - To Ad uratował przed upadkiem. Gdyby nie on naprawdę byłoby strasznie - przyznała.
     - Cóż... To super, nie? - Spróbowała się uśmiechnąć, by nie zdradzić swoich prawdziwych uczuć. Zerknęła w stronę Shane'a, by zobaczyć, jak on to wszystko odbierał, ale minę miał spokojną, nieco tylko zaróżowione policzki świadczyły o tym, że czuł się nieco zażenowany całą sytuacją.
    Tak naprawdę Maya poczuła lekkie ukłucie zazdrości, do którego przed samą sobą nie chciała się przyznać.
Adison
    "To fajnie, że nic się jej nie stało, ale dlaczego to musiał być akurat on?" - zastanawiała się. Już wcześniej zauważyła, że Adison nieudolnie próbowała zwrócić uwagę Shane'a na siebie. I w końcu jej się to udało. Gdy dowiedziała się o szczęśliwie zakończonym wypadku, dostrzegła, że dziewczyna cały czas zerkała na blondyna, a kiedy jego spojrzenie skierowało się w jej kierunku, zaczynała się śmiać jak głupia i poprawiać włosy. Przekonała się, że wcześniej się nie pomyliła. Adison naprawdę podobał się Shane.
    Nie miała pojęcia, co z tym fantem zrobić. Z jednej strony nie powinno ją to nic obchodzić, chyba tylko dlatego, że zaprzyjaźniła się z blondynem. Lecz z drugiej strony czuła się odrobinę zazdrosna, choć gdy się nad tym głębiej zastanowiła, nie wiedziała o co dokładnie. Chłopak uratował ją. I co z tego? Nie zwracał na nią większej uwagi niż wcześniej. Co więcej, gdy tak przyglądała się tej dwójce, zauważyła, że wzrok blondyna bardzo często kierował się w jej stronę a nie na Adison. W pewnej chwili, gdy ich spojrzenia się ze sobą spotkały, uśmiechnęli się do siebie serdecznie. Od razu jednak odwrócili głowy, każdy w inną stronę. I choć Shane od razu znów zerknął na Mayę, ta cały czas uparcie wyglądała przez okno, podziwiając widoki.
    Przez resztę drogi zastanawiała się nad swoimi uczuciami. Jej ostatnim dylematem było to, czy to, co czuła do Shane'a dyktowało jej serce czy to całe przeznaczenie. Nie potrafiła definitywnie stwierdzić, jak było naprawdę. Nadal myślami wracała do Adama i tego, co powiedział jej na koniec.
    "Zdaję sobie sprawy, że prędzej czy później zorientujesz się, że to Shane'a tak naprawdę kochasz."
    Czy to była miłość? Czy czuła zazdrość, bo tak naprawdę go kochała? Chciałaby to wiedzieć, lecz gdy tak coraz bardziej się nad tym zastanawiała, czuła większą pustkę i zmęczenie. Miała nadzieję, że w końcu wszystko wyjdzie na prostą...

    Dojechawszy na miejsce, mieli jeszcze ponad dwie godziny. W sam raz na przebranie się i rozgrzewkę. Podczas gdy cała reszta ćwiczyła, Maya, Sam, Maggie i Alex zwiedzały tutejszą szkołę. Wydawała się naprawdę duża. Mieściła się w dwóch budynkach połączonych szerokim ale niskim korytarzem, gdzie znajdował się sklepik i kilka ław, gdzie można było usiąść. Kupiły tam drugie śniadanie i wyjrzały przez wielkie okna. Widziały przez nie boisko z rozłożoną siatką, trybuny, kibiców i dwie drużyny rozgrzewające się. Na boku dziewczyny ćwiczyły swój układ, który pokażą w przerwie meczu.
    - Zaraz się zacznie - oznajmiła Sam, zerkając na duży zegarek wiszący na ścianie obok półki z żelkami. Szybko zebrały się i wyszły z budynku. Skierowały się na trybuny, gdzie było mniej ludzi. Po drodze wstąpiły do łazienki i przebrały się, więc teraz miały na sobie czerwone koszulki z wielkim lwem stojącym na tylnych łapach na tle zachodzącego słońca.
    Gdy zajęły miejsca, sędzia zagwizdał i podeszli do niego kapitanowie drużyn. Podali sobie ręce na przywitanie. Po rzutem monetą ustalili, kto zaczyna i na jakiej części boiska. Shane wybrał to połowę, po której siedziały dziewczyny. Ustawiwszy się, zaczęli mecz.
    Gra była wyrównana. Drużyny walczyły o każdy punkt. Kibice na trybunach praktycznie przez cały czas stali, nie mogąc usiedzieć na miejscach z podekscytowania. Pośród wrzasków dało się usłyszeć okrzyki cheerleaderek. I Maya, Sam, Margaret oraz Alex głośno dopingowały chłopców. Każdą rozgrywaną piłkę przeżywały równie mocno co oni czy ich trener.
    Pierwszy set zakończył się zwycięstwem gospodarzy. Na przerwę schodzili z boiska uśmiechnięci od ucha do ucha, lecz niemało zmęczeni. W końcu wygrali raptem dwoma punktami 30:28.
    Szkolna drużyna gości mimo pierwszej porażki nie wyglądała na przybitą. Wręcz przeciwnie, szli zdeterminowani, co bardzo ucieszyło wszystkich kibiców a przede wszystkim trenera.
    Drugiego seta gospodarze rozpoczęli bardzo mocno, przez co w końcówce byli już nieco zmęczeni, co bez problemu wykorzystała drużyna lwów, wygrywając z nimi 25:21. Następny set również poszedł po myśli gości. Tym razem rozgromili drużynę przeciwnika wynikiem 25:18.
    Ostatni, decydujący set rozgrywali chyba najbardziej zaciekle. Każdy punkt się liczył, każda dobrze rozegrana piłka dawała przewagę nad rywalem. To było ich być, albo nie być.
    Piłka meczowa. Serwował Shane, przyjął wysoki brunet, wystawił chłopak z numerem piątym na koszulce, przebił barczysty blondyn w nieco jaśniejszej koszulce od reszty zespołu. Kevin odbił, tym samym podając do Colina, ten wystawił i Shane wykiwał przeciwników, przerzucając piłkę delikatnie nad siatką. Dwóch najbliżej stojących rzuciło się, by ją odbić, ale było już za późno. Piłka uderzyła o boisko niedotknięta przez żadnego z nich.
    - Wygraliśmy!! - krzyknęli chórem chłopcy i ruszyli ku Shane'owi. Rzucili się na niego uradowani zwycięstwem. Trener z radości uściskał jednego z rezerwowych i również podbiegł do drużyny. Po chwili dołączyły do nich szczęśliwe cheerleaderki oraz Alex, Maggie, Sam i Maya. Ostatnia zerknęła poprzez tłum na blondyna. Gdy ich spojrzenia się spotkały, chłopak zaczął przedzierać się przez wszystkich, aż w końcu podbiegł do niej, złapał ją i podniósł do góry, kręcąc się.
    - To twoja zasługa - szepnął jej do ucha. - To dzięki tobie wygraliśmy, dzięki tobie tak dobrze grałem. Bo wiedziałem, że siedzisz na trybunach i wierzysz w nasze zwycięstwo jak nikt inny. Nawet my sami.

~~~*~~~*~~~*~~~

    Hej, heeej! Jak dobrze jest poczuć, że nie trzeba nic robić, bo ma się ferie! Jejku! Jak cudownie! :) Aż od razu mi się lepiej pisało rozdział :D A wy co, po feriach, zaczynacie czy jeszcze przed? :)
    Rozdział? Mam nadzieję, że okej :) Powoli zaczynam mieć dosyć opisywania jej dylematów i pewnie Wy macie dosyć czytania o tym, ale obiecuję, że już niedługo! ;)
    Jak się podobał? A może się nie podobał? Piszcie śmiało, co sądzicie o blogu, o tym rozdziale czy cokolwiek innym ;) Fajnie było przeczytać ostatnio te przypuszczenia co do ciągu dalszego opowieści :) Czy słuszne tropy? Tego nie mogę zdradzić :) Już wkrótce się przekonacie :)
    A narazie do zobaczenia! ♥

3 komentarze:

  1. Końcówkę to po prostu kocham <3
    Niech Adison zapadnie się pod ziemię i tam zostanie na dłuższy czas :D
    Boski i szkoda że tak rzadko dodajesz, ale nie mam pretensji, bo sama nie jestem lepsza :D
    Pozdrawiam Mia

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest takie słodko gorzkie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo boskieee! Teraz to już na pewno będą razem ;) tylko buzi brakuje <3 nie no z niecierpliwoscią czekam na kolejny!! :* :*

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony