sobota, 11 lipca 2015

~45~


   Malcolm z uśmiechem na ustach powędrował do swojego gabinetu. Przeszedł dobrze mu znaną drogę, którą co dzień pokonywał kilka razy. Teraz, po tych kilku latach, znalazłby drogę nawet bez spoglądania przed siebie. Znał doskonale każdy mebel stojący po bokach, wiedział, że w pewnym miejscu podłoga stała się strasznie śliska, więc musiał tam zwolnić, a kiedy wychodził zza zakrętu, uważał, by nie wejść w stojącą za nim zbroję, za którą niemal zawsze czaili się strażnicy.
    Wszedł do biura, niosąc w zamkniętej dłoni upragniony skarb. Tak długo o niego zabiegał, że już niemalże stracił nadzieję na zyskanie go. A jednak cierpliwość opłacała się. Dostał to, czego chciał. I to za jaką cenę? Niemalże niedostrzegalną. Co prawda musiał zainwestować w nowe szyby oraz drzwi po ataku Zakonu jak i zwerbować i przeszkolić nowych strażników, lecz to nie miało dla niego znaczenia. Najważniejsze było to, że Elessar w końcu należał do niego!
    Usiadł na wysokim, obitym czerwonym materiałem fotelu. Z szuflady biurka wyciągnął kwadratowe pudełko w środku wysłane bladoróżową tkaniną. Z uwielbieniem i niemałą czcią położył wisiorek w zagłębieniu. Znów uśmiechnął się sam do siebie i zatarł ręce. Czas na wykorzystanie jego mocy!
    Wyciągnął przed siebie prawą dłoń. Palcami lewej ręki sięgnął do niej, z zamiarem wykorzystania swojego pierścienia. Kiedy dotknął skóry, nie spodziewał się, że jego ulubionej błyskotki ta mnie będzie.

    Adam zasnął na kilka godzin. Gdy w końcu znaleźli się w domu pastwa Shay, radości nie było końca. Rodzice chłopaka cały czas dziękowali Zakonowi i ściskali swojego syna. Pani Moon cała zapłakana nie potrafiła uwierzyć, że nic mu się nie stało, że dotarł do niej cały i zdrowy choć nadal wymęczony. Gospodyni niemal od razu po posiłku zagoniła go do łóżka. Zajął sypialnię, w której ostatnią noc spędził Josh. Maya oraz Shane odprowadzili przyjaciela i pomogli położyć się na łóżku. Kiedy już chcieli wyjść z pokoju, zatrzymał ich słabym głosem.
    - Zostańcie.
    - Powinieneś odpocząć - zaprotestowała Maya.
    - Nie zasnę, dopóki z kimś nie porozmawiam - szepnął. Usiedli więc na skraju łóżka i czekali. Adam nie spieszył się, lecz nie próbowali go poganiać. Maya doskonale pamiętała, jak czuła się po wizycie u Malcolma i co tam przeżyła. Nie widziała potrzeby, by ponaglać chłopaka, zwłaszcza, że to on chciał się z nimi wszystkim podzielić. Cieszyła się, że Shane okazał się równie cierpliwy i nie odezwał się ani słowem.
    Jakiś czas siedział, spoglądając przed siebie. Potem wziął głęboki oddech i zaczął mówić.
    - To było okropne - westchnął po czym znów zamilkł.
    - Jak się tam w ogóle dostałeś? - zapytała nieśmiało.
    - Tych dwóch, którzy stali obok Malcolma przed dworem... Ogłuszyli mnie, uderzając mnie w tył głowy czymś naprawdę ciężkim. Nie pamiętam niczego, co działo się dalej. Obudziłem się w ciemnej, zimnej piwnicy za kratami na starym materacu. Przykryto mnie jakąś imitacją koca a obok leżała szklanka lodowatej wody. Potem zaczęło się piekło. - Wzdrygnął się, wspominając, co wydarzyło się dalej. - Kiedy strażnicy zauważyli, że się ocknąłem, od razu poinformowali o tym Malcolma. Z tępym bólem głowy zostałem zawleczony na górę do wielkiej sali przed jakąś radę, czy coś w tym stylu. Próbowałem stawiać opór, oczywiście, że tak. Nie darowałbym sobie, gdybym tego nie zrobił. Strażnicy jednak poradzili sobie ze mną w mgnieniu oka. Ich było czterech, ja jeden. Chyba domyślacie się, jak to się zakończyło...
    Pokiwali głowami, choć Adam wcale tego nie oczekiwał. Nawet na nich nie patrzył. Aż do tamtej pory. Gdy przestał mówić, spojrzał głęboko w oczy Mayi. Dostrzegła przerażenie, które widziała w swoich oczach jeszcze długo po tym, jak wróciła do swoich. Ten ból i bezradność...
    - Wiem, co wtedy u niego przeszłaś... - szepnął łamiącym się głosem. - Przykro mi, że musiałaś przechodzić to samo...
    - Nie pleć bzdur! - zaoponowała. - To ty znalazłeś się tam przeze mnie i to ja powinnam cię teraz przepraszać a nie ty mnie! Ja tam byłam pół dnia, ty kilka. Nie ma co nas do siebie porównywać! Próbuję sobie wyobrazić, co przeszedłeś, ale nie potrafię, bo wiem, że to co ja wtedy przeżyłam to był dopiero mały wstęp. Później miało się rozpocząć przedstawienie, lecz na szczęście nie dokonało się...
    - Już nikogo nie skrzywdzi - zapewnił z nowy błyskiem w oku.
    - Nadal ma pierścień i na pewno nie zawaha się go użyć - zauważyła ze smutkiem, spuszczając wzrok na swoje dłonie.
    - Nie ma - usłyszała głos Adama przepełniony dumą i swojego rodzaju radością. Drżącą dłonią sięgnął do kieszeni, z której wyciągnął pierścień. Pokazał go pozostałe dwójce, którzy siedzieli zdumieni. - Ukradłem go ostatkiem sił wczoraj, po ostatnim przesłuchaniu. Ściągnął go, choć nigdy dotąd tego nie robił. Zdziwiło mnie to, wydawało mi się, że nigdy się z nim nie rozstaje. Rozmasowywał palec, kiedy kazał strażom mnie zabrać. Skorzystałem z okazji i chwyciłem go ze stołu w ostatniej chwili. Nawet nie zauważył. Chyba był już tym wszystkim zmęczony.
    - To pierścień Barahira! - szepnęła zachwycona Maya. Chłopcy spojrzeli na nią zaskoczeni.
    - Skąd to niby wiesz? - zapytali oboje naraz.
    - Wy naprawdę niczego nie czytacie - westchnęła przeciągle. - Kiedy szukałam informacji o dziedzicu Elessaru, znalazłam też wzmiankę o tym pierścieniu. Zapamiętałam go, bo wiedziałam, że posiadła go Malcolm, choć nie powinien, bo tak naprawdę to ty go powinieneś nosić - powiedziała, wskazując Shane'a.
    - Jak to ja? - zdziwił się jeszcze bardziej.
    - To twoje dziedzictwo. Tak samo jak Elessar - wyjaśniła.
    - Czekaj! To on jest potomkiem jakiegoś tam króla sprzed wieków? - zawołał zachwycony tą wiadomością Adam, siadając na łóżku. - Stary, zawsze wiedziałem, że nie jesteś normalny!
    - Masz, weź, załóż go a przekonasz się - zaproponowała, wyciągając ozdobę na otwartej ręce w kierunku blondyna. Chłopak ostrożnie chwycił go i obrócił kilka razy w dłoni, oglądając go dokładnie. Następnie wsunął go na palec. Gdy to zrobił, poczuł prąd przepływający przez jego ciało. Dreszcze rozchodziły się od klejnotu aż po sam kręgosłup. Spojrzał na Mayę, która uśmiechnęła się do niego. Ona również to poczuła. I już wiedziała, z kim miała do czynienia.
    - To naprawdę ja - szepnął zaintrygowany. W końcu uwierzył w swoje prawdziwe pochodzenie.
    - Przepraszam, że zachowywałem się jak dupek - odezwał się nagle Adam. Maya i Shane zwrócili się znów ku niemu. - Jesteście moimi przyjaciółmi a ja... Cóż, moje zachowanie ostatnio nie było przyjacielskie, choć obiecuję, że wkrótce się to zmieni. A może teraz łaskawie powiecie mi, dlaczego oddaliście Elessar Malcolmowi, co?

~~~*~~~*~~~*~~~

    Powoli zbliżamy się do końca opowiadania, więc jeśli ktoś jest zainteresowany moją twórczością, zapraszam na nowego bloga ;) Polowanie na magię! :) Z chęcią usłyszę Waszą opinię na jego temat. Pojawiły się już dwa krótkie rozdziały :) A tymczasem do zobaczenia ;)

1 komentarz:

  1. Boże, a jakie to boskie a jakie to wspaniałe a jakie to chwytliwe.
    Kckckckckckckc <3
    Ten rozdział boski lepszego nie czytałam :D

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony